„Administrator Wyspy Tristan da Cunha zatrudni doradcę rolniczego, który pomoże zwiększyć produktywność upraw warzyw oraz hodowli 300 sztuk bydła i 500 owiec na obszarze 1000 akrów”. Kiedy w 2016 roku ogłoszenie takiej treści ukazało się w brytyjskich serwisach internetowych, media szybko okrzyknęły je „szansą na pracę marzeń na rajskiej wyspie”. Dwuletni kontrakt na południowym Atlantyku skusił jednak niewielu.

Najbardziej niedostępne miejsca na Ziemi: Tristan da Cunha

Oddalony o 2432 km od Kapsztadu, 2161 km od Wyspy Świętej Heleny i 3486 km od Falklandów archipelag Tristan da Cunha to najbardziej odległe od innych miejsce na Ziemi. Wyspy, będące terytorium zależnym Wielkiej Brytanii, na stałe zamieszkują zaledwie 243 osoby. 

Zamknięta społeczność Tristan da Cunha sama określa się mianem „rodziny”. I rzeczywiście – badania genetyczne dowodzą, że obecni mieszkańcy są potomkami zaledwie ośmiu mężczyzn z Wielkiej Brytanii, Rosji i USA oraz siedmiu kobiet z Afryki, którzy falami przybywali na wyspę w XIX w. Dokładniejsze badania mitochondrialnego DNA wskazują, że wśród pierwszych mieszkanek były przynajmniej dwie siostry, co do pewnego stopnia potwierdza pokrewieństwo dzisiejszych mieszkańców Tristan da Cunha. Do dziś mieszkańcy zmagają się z astmą, na którą cierpi aż 42 proc. populacji wyspy. Na astmę chorowało też trzech pierwszych jej mieszkańców. 

Tristan da Cunha to najbardziej oddalone od innych skupisk ludzkich miejsce na Ziemi. Najbliżej z niego jest na Wyspę Świętej Heleny – 2161 km. fot. David Forman/Getty Images 

Kłopotliwe położenie na południu Atlantyku oraz brak lotniska sprawia, że trzeba się naprawdę natrudzić, aby na Tristan da Cunha w ogóle trafić. Podróż jest możliwa jedynie drogą morską, płynąc z Kapsztadu. Statek kursuje raz w miesiącu, rejs w jedną stronę trwa dziesięć dni. Zanim jednak pomyśli się o rezerwacji biletów, należy zadbać o pozwolenie na wjazd. Aby je uzyskać, trzeba z kolei dokładnie wytłumaczyć cel wizyty i cierpliwie czekać przynajmniej 40 dni na decyzję. 

Równie dużo samozaparcia muszą mieć mieszkańcy wysp. Życie na nich – choć archipelag stanowi część Zjednoczonego Królestwa – nie przypomina życia w Londynie czy Liverpoolu. Na wyspie działa jeden sklep i jedna szkoła, którą młodzież kończy już w wieku 16 lat. Za zdrowie mieszkańców odpowiada jeden lekarz. Dzięki pomocy amerykańskiego Centrum Medycznego Uniwersytetu w Pittsburghu kilka lat temu zapewniono mu dostęp do długodystansowej pomocy telemedycznej, w tym możliwość wysyłania EKG i zdjęć RTG do lekarzy w innych krajach w celu natychmiastowej konsultacji.

Mimo tych niedogodności codzienność na Tristan da Cunha ma coś z sielanki. Tristanczyków jest tak niewielu, że mogą sprawiedliwie podzielić się ziemią i prowadzić powolne życie z dala od współczesnej cywilizacji.

Najbardziej niedostępne miejsca na Ziemi: Pitcairn

Jeszcze mniej ludzi mieszka na Pitcairn. Populacja tej malutkiej wyspy o powierzchni mniejszej niż Suwałki to zaledwie około 50 potomków pierwszych Brytyjczyków i towarzyszących im Tahitańczyków z okrętu HMS Bounty. Zbuntowana załoga statku dotarła w to miejsce w 1790 roku i – po spaleniu okrętu – na wiele kolejnych lat została właściwie odizolowana od świata. Dziś w tej brytyjskiej kolonii trudno o udogodnienia takie jak prąd elektryczny, który dostępny jest zaledwie przez 15 godzin na dobę czy internet. Dopiero od kilku lat na wyspie można korzystać ze stałego, ale bardzo drogiego łącza internetowego. Na Pitcairn nie ma telewizji, a mieszkańcy mogą jedynie próbować odbierać zagraniczne radiostacje na falach krótkich. Do 2002 roku działał tu tylko jeden telefon satelitarny.

Jednym z niewielu Polaków, który dotarł w to miejsce, jest nauczyciel akademicki Maciej Wasilewski. W reportażu „Jutro przypłynie królowa” opowiada, jak trudno jest się tam dostać. „Statek zawija w pobliże wyspy sześć razy do roku, czasem przypłynie jacht. Nic więcej. Żaden samolot nie wyląduje na Pitcairn, żaden helikopter nie doleci. Pitcairnczycy wierzą w doskonałą komunę, odgradzają się od świata, nie zbudowali portu”. 

Sam autor długo zabiegał o pozwolenie na wjazd na wyspę. Już sam fakt, że mu się udało, jest warty odnotowania. Na Pitcairn nie lubią mediów. „W 2002 roku deportowali angielskiego dziennikarza: przypłynął wynajętym statkiem i nawet nie wyszedł na ląd. Kilka lat później odesłali francuskiego autora książek podróżniczych. Pewna reporterka usłyszała: »Powiesimy cię, jeśli źle o nas napiszesz«” – notuje w swojej książce Maciej Wasilewski. 

Izolacja od świata może prowadzić do patologii. W roku 2004 o Pitcairn znów zrobiło się głośno. Tym razem z powodu afery pedofilskiej, w którą było zaangażowanych kilku mieszkańców wyspy, w tym burmistrz stolicy. Kilka lat później za posiadanie dziecięcej pornografii skazano kolejnego burmistrza. „Czyste zło pod Słońcem”, „Utracony raj”, „Koszmar zamkniętych społeczności” – tak komentowały to okładki brytyjskich gazet. 

Najbardziej niedostępne miejsca na Ziemi: Sentinel Północny

Otwarcie na świat zewnętrzny nie zawsze jednak musi być najlepszą drogą dla odizolowanych społeczności. Sentinel Północny to prawdopodobnie ostatnie miejsce na Ziemi, do którego nie dotarła współczesna cywilizacja.

Nie ma innego ludu na świecie, o którym wiemy tak niewiele. Mieszkańcy Sentinelu Północnego żyją w izolacji od 60 tys. lat. Nieliczni śmiałkowie, którym udało się dostać na tę wyspę, przypłacili ciekawość życiem. fot. Raghubir Singh, NAT GEO IMAGE COLLECTION

Wyspa jest częścią Archipelagu Andamanów w Zatoce Bengalskiej. Zamieszkuje ją kilkuset tubylców, którzy – jak się szacuje – żyją w izolacji od 60 tys. lat. O Sentinelczykach wiadomo niewiele. Nie znamy ich obyczajów, języka ani kultury. Konsekwentnie bronią się przed jakąkolwiek próbą wtargnięcia obcych na swoje terytorium.

W 2018 roku na Sentinel Północny samotnie kajakiem dostał się 26-letni amerykański misjonarz John Allen Chau. Kilka dni później rybacy pływający w pobliżu wyspy dostrzegli, jak tubylcy zakopują martwe ciało mężczyzny na plaży. Rząd Andamanów i Nikobarów, terytorium związkowego Indii, pod które formalnie podlega Sentinel Północny, już kilka lat temu zakazały obcym wjazdu na wyspę. Chodzi o to, aby nie zarazić tubylców mikrobami, z którymi nie mieli dotychczas kontaktu, a które mogłyby się okazać dla nich zabójcze. 

Najbardziej niedostępne miejsca na Ziemi: Iquitos

Iquitos w Peru jest uznawane za najbardziej odizolowane miasto na Ziemi. Aby się tam dostać, trzeba z jednej strony przeprawić się przez rzekę Amazonkę lub z innej strony pokonać niedostępną Puszczę Amazońską. Do zamieszkanego przez 370 000 ludzi miasta nie prowadzi żadna droga, co czyni Iquitos największym odciętym od reszty świata skupiskiem ludzi na Ziemi. 

Miasto Iquitos w peruwiańskiej części Amazonii jest dosłownie odcięte od reszty świata. By dotrzeć tam drogą lądową, należy albo przeprawić się przez niebezpieczną Amazonkę lub próbować przemierzyć potężny deszczowy las. fot. Sascha Grabow/Getty Images

Dotrzeć udało się tam Mieczysławowi Pawłowiczowi. Dziennikarz i podróżnik tak relacjonuje nam swoją wyprawę: – Do Iquitos dotarłem Amazonką. Prócz lotniczego to jedyne połączenie z tym miastem. Mimo odległości – a w Ameryce Południowej trzeba się przyzwyczaić do ogromnych przestrzeni – nie miałem wrażenia, że mieszkańcy czują się izolowani. Dość swobodnie przesiadali się z motocykli, motoriksz i autobusów na statki, promy czy łódki. Przyzwyczaili się do życia w rytmie rozlewisk największej rzeki świata, tak jak wenecjanie do swoich kanałów i acqualta. I tylko jeśli chcą coś załatwić w stolicy kraju lub na wybrzeżu, muszą skorzystać z drogi powietrznej. Rzeką dopłyną jedynie do amazońskich regionów Kolumbii i Brazylii. 

Najbardziej niedostępne miejsca na Ziemi: Ittoqqortoormiit

Ittoqqortoormiit to jedna z najbardziej oddalonych osad ludzkich na Ziemi. Poza kolorowymi domami zamieszkanymi przez kilkuset ludzi, znajduje się tu jeszcze domek dla gości, urząd pocztowy, sklep z podstawowymi produktami oraz pub czynny raz w tygodniu. fot. imageBROKER/Karlheinz Irlmeier/Getty Images

Znacznie większym wyzwaniem wydaje się życie w Ittoqqortoormiit na wschodnim wybrzeżu Grenlandii. To najbardziej odosobnione miejsce na jednym z najbardziej odosobnionych i surowych lądów na Ziemi stale zamieszkuje zaledwie około 350 ludzi, którym towarzyszą psy husky, foki, morsy, narwale, niedźwiedzie polarne i lisy arktyczne.

Miasto założyli Duńczycy w 1925 roku jako plan ambitnej polityki kolonialnej tej części lądu. Ekstremalnie trudne warunki do życia (średnia roczna temperatura nie przekracza minus 8,6 st. C) i 842 km odległości od kolejnego skupiska ludzi sprawiają, że od powstania miasto właściwie się nie rozwija. Nie da się tu uprawiać warzyw ani owoców, a codzienne produkty, jak pasta do zębów, są ekstremalnie drogie. 

Najbardziej niedostępne miejsca na Ziemi: Perth

Zupełnie inne życie prowadzą mieszkańcy Perth położonego dokładnie na antypodach Ittoqqortoormiit. Czwarte największe miasto Australii to milionowa metropolia z centrum finansowym, drapaczami chmur i bogatą kulturą surferską. Od Nowego Jorku czy Melbourne odróżnia je jednak położenie.

Nie ma drugiego tak wielkiego, a zarazem tak odizolowanego miasta na świecie. Podczas gdy 8 na 10 Australijczyków mieszka na południowo-zachodnim wybrzeżu kraju, stolica Australii Zachodniej, położona nad Oceanem Indyjskim, znajduje się na odludziu. Łatwiej i taniej jest się stąd dostać do Indonezji niż do jakiegokolwiek innego miasta w Australii. Trudna lokalizacja sprawia, że koszty życia są tu dużo wyższe niż w innych częściach kraju

Najbardziej niedostępne miejsca na Ziemi: Tybet

Wciśnięty między Chiny i Indie Tybet przez wieki znajdował się w izolacji. Z trzech stron odcinają go od świata potężne góry, z czwartej dżungla. Mimo to dziś region ten jest jedną z najpopularniejszych atrakcji turystycznych na świecie. Tylko w 2018 r. Tybet odwiedziło 30 milionów ludzi. 

Wciąż zachowały się w nim jednak miejsca, do których dotrzeć się nie da. Mimo że w powiecie Metok w Tybetańskim Regionie Autonomicznym mieszka prawie 10 tys. ludzi, rzadko mają do czynienia z obcymi. – Okolica od lat jest nieodstępna dla cudzoziemców, przede wszystkim ze względu na napiętą sytuację między Chinami i Indiami. Nie da się tam zorganizować wyjazdu, chyba że ma się zgodę kogoś na wysokim szczeblu – mówi Iwona Bartoszcze, przewodniczka i właścicielka firmy WyprawyDoAzji.pl.

Równie trudno dotrzeć do nieodległego Mato – najzimniejszego miejsca w całych Chinach. Te tybetańskie łąki leżą na wysokości 4300 m n.p.m., gdzie średnia temperatura nie przekracza minus 3,33 st. C. „W Mato cała romantyczna wizja Tybetu, jaką ze sobą przywiozłam, wywróciła się do góry nogami” – opowiada Iwona Bartoszcze, która miała okazję zobaczyć to miejsce na własne oczy. – Kilka zniszczonych budynków, błotniste uliczki. Poza nimi nie ma tu nic – tylko niezmierzone, porośnięte trawą przestrzenie. Rano, nawet w lecie, prószy śnieg. Byłam w Mato kilkakrotnie i za każdym razem zastanawiałam się, czy mogłabym tam żyć? Mieszkać w namiocie, codziennie rano zgrabiałymi z zimna dłońmi doić dri (samice jaka), stawiać czoła porywistemu wiatrowi, za sąsiadów mając tylko wilki i świstaki? Mimo całej mojej miłości do Tybetu, chyba jednak nie – puentuje przewodniczka. 

Najbardziej niedostępne miejsca na Ziemi: Norylsk

Najbardziej znanym na świecie miastem zamkniętym jest położony za Kołem Podbiegunowym Norylsk. Powstawał w latach 20. i 30. XX wieku w ramach okrutnego projektu, który zakładał zbudowanie górniczego miasta niewolniczą pracą więźniów okolicznego łagru. Po śmierci Stalina w 1953 roku miasto uzyskało prawa miejskie, a byli więźniowie pozostali jako główni mieszkańcy Norylska. 

Dziś w mieście żyje 170 tys. mieszkańców. Większość z nich jest zatrudniona w tamtejszym zakładzie wytopu metali ciężkich – największym tego typu obiekcie na świecie. Miasto nie ma połączenia drogowego z innymi regionami Rosji. Można się tam dostać wyłącznie samolotem. 

Norylsk to jednym najdalej na północ wysuniętych miast świata. Jest właściwie zamknięty dla obcych. Rocznie pozwolenie na wjazd do Norylska po przejściu długiej biurokratycznej procedury otrzymuje około dwustu cudzoziemców. fot. Oleg Moiseyenko/Getty Images

Norylsk uznawany jest za jedno z najbardziej depresyjnych miejsc do życia na Ziemi. Odcięte od świata gęstą tundrą miasto przypomina obraz z przerażającej cyberpunkowej dystopii.

Norylsk to miasto-potwór. W centrum można jeszcze odnieść wrażenie, że jest się w kolejnym rosyjskim mieście – stalinowskie kamienice pomalowano na jaskrawe kolory, wokół nich stoją szare bloki. Ale dalej zaczyna się katastrofa: czarne hałdy, wykopy, żelastwo i kłębowiska rur prowadzonych po powierzchni, bo ziemia jest zbyt zmarznięta, by cokolwiek w niej zakopać. Wokół tundra, ogromna kontrastująca tundra. Jest trochę tak, jakby miasto było obdarte ze skóry, a wszystkie organy na wierzchu. Dymy hut mieszają się z chmurami. Gdy powieje w stronę miasta, w ustach czuć smak siarki. Zimą zapada noc polarna i przychodzą mrozy. Robi się trochę jak na stacji kosmicznej albo Księżycu – opowiada nam Michał Milczarek, wykładowca UJ, autor książki „Donikąd. Podróże na skraj Rosji”. 

Nie wszystkie najbardziej niedostępne miejsca na Ziemi są zamknięte. Miasto Norylsk zaś jest dosłownie zamknięte. Cudzoziemiec, kiedy jeszcze Rosja nie była objęta sankcjami, aby wjechać do Norylska, potrzebował przepustki od FSB. Niełatwo ją było zdobyć. – Ode mnie służby specjalne zażądały planu pobytu rozpisanego z dokładnością do godziny. Na decyzję czekałem dwa miesiące – wspomina Michał Milczarek. Na pytanie, jak ludzie dają sobie na co dzień radę w takim miejscu, odpowiada: – Mieszkańcy Norylska sami mówią, że się już przyzwyczaili. Zresztą żyć tu można: to dość duże miasto, są sklepy, jest kino, teatr, można wyjść do knajpy. Innymi słowy, można się znieczulić i zapomnieć o otoczeniu. Trzymają ich tam przede wszystkim dość wysokie zarobki w przemyśle. Wielu mówi jednak, że po przejściu na emeryturę od razu stamtąd wyjedzie.