Męski poród

Koniki morskie (pławikoniki) to zbiorcza nazwa 40 gatunków ryb z rodziny igliczniowatych, przypominających koniki szachowe. Nie mają łusek, pływają w pionie, a ciąża i poród to u nich męska rzecz. Zaczyna się romantycznie. Każdego poranka samiec i samiczka spotykają się, by razem... potańczyć, wzmacniając przy tym swoją więź i oceniając wzajemny potencjał reprodukcyjny.

W trakcie tańca zmieniają kolory, czasem splątują się ogonkami. W pewnym momencie samiczka za pomocą pokładełka (odpowiednik penisa) składa w torbie lęgowej samca ikrę. Liczba jajeczek różni się w zależności od gatunku i może wynosić od pięciu sztuk do dwóch tysięcy. W miarę jak jajeczka dojrzewają, brzuch samca pęcznieje.

Gdy dochodzi do porodu, rytmiczne skurcze wyrzucają całe chmary młodych, które są miniaturkami dorosłych. Niemal od razu po porodzie para pławikoników przystępuje do ponownej kopulacji.

Poród plecami 

Około 15–20 proc. węży i jaszczurek należy do gatunków żyworodnych; np. boa dusiciel, anakonda czy mieszkająca w Polsce jaszczurka żyworódka. – Co ciekawe, żyworodność może być fakultatywna, czyli zmieniać się w obrębie jednego gatunku w zależności od warunków, w których żyje. Saiphos equalis, australijskie jaszczurki z rodziny scynków, są tego dobrym przykładem.

Scynki mieszkające nad morzem, w ciepłym klimacie, składają jaja, a te z chłodniejszych obszarów wyżynnych rodzą żywe młode. Dzieje się tak dlatego, że łagodniejszy klimat sprzyja inkubacji jaj, natomiast w zimniejszych warunkach noszenie potomstwa wewnątrz ciała daje lepszą gwarancję na przetrwanie, choć jest kosztowniejsze z energetycznego punktu widzenia – mówi zoolożka dr Joanna Bagniewska.

Młode grzbietorody opuszczają plecy matki po przeobrażeniu, które następuje 11–13 tygodni od zapłodnienia. Na koniec samica zrzuca wylinkę wraz z pozostałościami po jamkach lęgowych. / fot. Getty Images

Żyworodne gatunki nie występują u ptaków, żółwi i krokodyli, lecz można je spotkać u płazów. Jednym z nich jest grzbietoród amerykański żyjący w wodach Ameryki Południowej. Aby zwabić samiczkę, samiec nie kumka jak nasze żaby. Używa specjalnej kości w gardle, by tykać jak zegar. Gdy partnerka się znajdzie, siada na jej grzbiecie i wyciska z niej jajeczka.

Musi je przechwycić, zanim wpadną do wody i zginą. Wyginając się i turlając przetacza setkę jajeczek między swoim brzuchem a grzbietem partnerki, zapładnia je i dociska do pleców samiczki, by się przykleiły. Po kilku dniach skóra jej grzbietu staje się gąbczasta, jajeczka się w niej zapadają, wnikając pod powierzchnię.

W powstałych dołeczkach przechodzą kolejne etapy rozwoju. W czwartym tygodniu powstają kijanki, które uczą się pływać w otaczającej każdą jamkę kropli płynu. Po kilku tygodniach tracą ogonki, wyrastają im nogi. Przez cały ten czas są bezpieczne, bo mama ma je na oku (czyli na plecach).

Poród niezauważalny 

Rozmnażanie torbaczy wygląda jak ideał, choć rodzą na dwie raty. Samica kangura rudego na przykład w ciąży chodzi przez 33 dni, a potem wylizuje na swoim podbrzuszu ścieżkę prowadzącą do torby. Płód wielkości fasolki opuszcza jej drogi rodne nagi, ślepy i niedołężny. Nie ma jeszcze nóg, niewiele jego narządów tak naprawdę działa, mimo to udaje mu się rzecz niebywała. Kierując się węchem i za pomocą niedorozwiniętych łap wpełza do torby, gdzie przyczepia się do matczynego sutka. 

Ponieważ kangury nie wykształciły łożyska, samica rodzi maleńki niewykształcony płód. Udaje mu się wpełznąć do torby, gdzie przysysa się do sutka (pełni on rolę zewnętrznej pępowiny) i dalej rozwija / fot. Getty Images

Ten nabrzmiewa i przez 33 tygodnie pełni funkcję zewnętrznej pępowiny. W tym czasie skład mleka będzie się zmieniał, by jak najlepiej dostosować się do potrzeb kangurzego dziecka. Gdy młody kangur się rozwinie i osiągnie wagę 2–4 kg, odrywa się od gruczołów sutkowych i opuszcza worek lęgowy.

Przez jakiś czas będzie jeszcze do niego wracał, aż w końcu przestanie się mieścić. Kolejne dziecko może przyjść na świat nawet gdy poprzednie jeszcze pije mleko (kangurzyca ma cztery sutki). Rozwój zarodka może też zostać wstrzymany na jakiś czas, dopóki poprzednie dziecko nie podrośnie.

Poród ustami

Ryby zwane pyszczakami, głównie z rodziny pielęgnicowatych, wydają swoje potomstwo na świat gębą (stąd ich inna nazwa – gębacze). Podczas tarła samiczka składa jaja, samiec je zapładnia, po czym ona szybko zbiera je do pyska. Będzie je inkubować, dopóki nie wylęgną się z nich młode. Chociaż jest to spore poświęcenie (w tym czasie ryba niczego nie je), taka taktyka umożliwia zmniejszenie liczby składanych jaj do kilkudziesięciu lub kilkunastu sztuk!

Nawet gdy narybek już się wykluje, nadal przebywa w paszczy rodzica (u niektórych gatunków inkubuje ojciec), który wypuszcza swe potomstwo tylko na chwilę, by się pożywić. Jaja – a potem także małe rybki – przebywając w takim schronieniu, nie są narażone na ataki drapieżników. A co za tym idzie, mają większą szansę na przeżycie.

Poród ekstremalny 

Najbardziej bolesne i niebezpieczne porody są udziałem hien. To ekstremalny przykład tego, jak się rodzą zwierzęta. Krokuty cętkowane (bo taka jest ich obecna naukowa nazwa) tworzą matriarchalne klany, którym przewodzi samica alfa. Najbardziej niezwykłą cechą tych zwierząt wcale nie jest „śmiech”, lecz łechtaczki zwane pseudopenisami, gdyż osiągają długość 18 cm. Za ich pomocą hieny oddają mocz, kopulują i… rodzą!

„Kanał pseudopenisa jest zdecydowanie za wąski i dlatego zwykle podczas porodu ulega przerwaniu. Rany goją się tygodniami i to przy optymistycznym założeniu, bo bardzo duży odsetek samic, które rodzą po raz pierwszy, umiera z powodu powikłań powstałych w okresie gojenia się rany” – pisze lekarz weterynarii Marta Alicja Trzeciak w książce „Czy słonie dają klapsy? Fascynujące rodzicielstwo zwierząt”.

Pierwszego porodu nie przeżywa 65–70 proc. młodych hien oraz 18 proc. matek. Wszystko przez to, że dzieci rodzą się przez przypominającą penis łechtaczkę / fot. Getty Images

Komplikacje dotyczą też dzieci, aż 65–70 proc. rodzonych przez pierworódki nie przeżywa – przejście przez kanał pseudopenisa trwa zbyt długo i noworodek umiera z powodu niedotlenienia. Po studniowej ciąży na świat przychodzą z reguły dwie małe hieny (wyjątkowo trzy). Maluchy mają od razu otwarte oczy i są wyposażone w spore zęby. To przystosowanie do walki o przetrwanie, ponieważ hieny zaczynają walczyć ze swym rodzeństwem wkrótce po narodzinach.

Jak nietrudno się domyślić, nie tylko poród hien jest niezwykle bolesny – seks też do przyjemnych nie należy. „Podczas stosunku mniejszy, słabszy i podległy samiec musi jakimś cudem wprowadzić swój penis do pseudopenisa samicy. Jeśli w ogóle zyska akceptację, musi się nieźle nagimnastykować, by dobrze wcelować w wiotki narząd samicy” – pisze Trzeciak.

Aby to się powiodło, samica musi skurczyć łechtaczkę i wywinąć ją do tyłu. Ten narząd jest zdolny do erekcji, lecz nie pojawia się ona podczas stosunku (przypuszcza się, że tak samice okazują… uległość). Cała kopulacja zajmuje hienom od czterech do dwunastu minut.

Poród kanibalistyczny

Rekiny zwane tawroszami piaskowymi eliminują swe rodzeństwo jeszcze przed urodzeniem. Zapłodniona samica płynie na poród do najbliższej umiarkowanie ciepłej strefy. Ma dwie macice i rodzi zawsze tylko dwoje dzieci, choć w jej brzuchu znajduje się początkowo 20–40 zapłodnionych jaj, a w każdym rozwija się malutki rekinek.

Co więc dzieje się z resztą? Otóż po czterech miesiącach, gdy embriony wykluwają się w brzuchu matki (mają wielkość dziecięcej dłoni), ich szczęki są całkowicie rozwinięte. Z reguły najstarsze dziecko, czyli to, które wykluło się pierwsze, pożera swoje młodsze rodzeństwo oraz wszystkie jaja, które znajdują się w brzuchu. Po dwóch miesiącach krwawej jatki rodzą się dwa duże dobrze odżywione rekinki – po jednym z każdej macicy.

Poród rekordowy

Choć ptaki kiwi żyją tylko w Nowej Zelandii i są zagrożone wyginięciem, słyszał o nich każdy. Te długowieczne nieloty o długich dziobach, szczątkowych skrzydłach, silnych nogach i piórach przypominających włosy potrafią miauczeć jak koty i warczeć jak psy. Są jedynymi ptakami, które mają otwory nosowe i wąsy na końcu dzioba, a samiczki są większe od samców i mają dwa jajniki.

W rozepchanym przez jajo ciele samiczki ptaka kiwi brakuje miejsca na żołądek, dlatego gdy ma jajo, praktycznie nie je / fot. Getty Images

Znoszą też największe jaja na świecie w proporcji do swego ciała. Choć są mniejsze niż kury, składają jaja sześciokrotnie większe od jaj kurzych o masie równej ¼ masy ich ciała – to tak, jakby kobieta urodziła czteroletnie dziecko. Po porodzie wycieńczona samiczka musi dojść do siebie. Jajo przejmuje jej partner, który będzie je wysiadywał w podziemnym gnieździe przez 50 dni, a potem przez kilka miesięcy opiekował się pisklęciem.

Poród z mężem

Nie dość, że chomik mandżurski odbiera poród żony, to jeszcze opiekuje się noworodkami i nie boi się ubrudzić sobie łapek. Samiczka, gdy poczuje pierwsze objawy (zwykle nocą), ustawia się w wygodnej pozycji, a samiec aktywnie jej pomaga. Wyciąga dziecko z dróg rodnych przednimi łapkami lub delikatnie chwyta je siekaczami.

Następnie oczyszcza noworodkowi drogi oddechowe, wylizuje go z błon płodowych i płynu owodniowego. Robi to tak długo, aż skóra dziecka się zaróżowi, co oznacza, że tkanki się natleniły i młody oddycha. Potem oczyszcza drogi rodne samicy, bo za chwilę na świat przychodzi kolejny potomek. I kolejny. W sumie osiem, w porywach do dwunastu.

A na końcu zjada łożysko, przenosi młode do gniazda i naprawia szkody, które powstały w czasie tego zamieszania. Podczas gdy samica doprowadza swoje futro do ładu, strudzony ojciec układa się do snu z młodymi, zapewniając im niezbędne ciepło. Cała operacja powtarza się 3–5 razy w roku po ciąży trwającej niespełna trzy tygodnie.