Dziś coraz trudniej wskazać kraj, który oparł się wpływowi zachodniej cywilizacji. Jednym z nielicznych wyjątków jest Bhutan (Druk Jul) – niewielkie państwo położone we wschodnich Himalajach, między Chinami a Indiami. Prowadzona tam polityka izolacyjna wiąże się z wieloma restrykcjami. Mimo to mieszkańcy tego kraju, Druk Pa, mówią o sobie, że są najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Żyją w zgodzie z własnymi tradycjami, mając za nic zachodni przepych. 

Czy można wjechać do Bhutanu?

Czy wiesz, że pierwszy samochód wjechał do Bhutanu dopiero w 1963 roku? Mieszkańcy tego kraju nie wiedzieli wówczas, na co patrzą i żeby posilić nieznanego przybysza ze stali, przynosili mu siano. Taka reakcja to efekt polityki izolacji, mającej na celu ochronę dziedzictwa narodowego Królestwa Smoka. Do dziś dominuje w nim kultura tybetańska i buddyzm.

Kraj otworzył się na zagranicznych gości dopiero w 1974 roku. Wówczas Bhutan odwiedziło 300 osób. Obecnie ruch turystyczny jest znacznie większy i generuje lwią część przychodu państwa. Jak wskazują oficjalne dane, w 2019 roku Bhutan przyjął 315 600 zagranicznych gości. Znacznie więcej niż w latach 70., ale i tak znacznie mniej niż większość azjatyckich krajów. Dla porównania, w tym samym roku Nepal odwiedziło 1,2 miliona turystów.

Podróżnicy obierający kurs na Bhutan muszą uzyskać turystyczną wizę wjazdową. Powinni też mieć zasobny portfel, bo pobyt w tym niezwykłym kraju jest drogi. Do niedawna obowiązywała opłata na rzecz zrównoważonego rozwoju w kwocie 65 dolarów za dzień. W 2022 roku została podniesiona do 200 dolarów za dzień. W 2023 r. zaś obniżona do 100 dolarów na cztery kolejne lata.

Pozyskane w ten sposób środki są przeznaczane na wyrównanie emisji gazów cieplarnianych, wytwarzanych przez przyjezdnych. Trzeba bowiem wiedzieć, że Bhutan szczyci się ujemną emisją dwutlenku węgla. Oznacza to, że kraj pochłania więcej tego gazu niż sam produkuje.

Restrykcje obowiązujące w Bhutanie

Obowiązki turysty zamierzającego odwiedzić ten kraj nie kończą się na uzyskaniu wizy i wniesieniu opłaty klimatycznej. W Bhutanie można zapomnieć o dowolnym wyborze miejsca zakwaterowania. Na mocy obowiązującego prawa, usługi dla przyjezdnych świadczą jedynie wybrane hotele. Do niektórych regionów można dostać się wyłącznie po uzyskaniu zgody MSW, a wykupienie pełnego pakietu usług turystycznych z przewodnikiem jest obowiązkowe.

Przebywając w Bhutanie, trzeba pamiętać, że obowiązująca tam kultura jest zupełnie odmienna od europejskiej. To znajduje odzwierciedlenie nie tylko w sferze obyczajowej, ale także prawnej. Homoseksualizm jest tam nielegalny, a osoba przyłapana na współżyciu z osobą tej samej płci może trafić do więzienia.

Nie można nie wspomnieć, że w Bhutanie istnieją istotne ograniczenia w obszarze używania wyrobów tytoniowych. Prawo zabrania Bhutańczykom palenia, a turyści mogą „raczyć się dymkiem” wyłącznie w wyznaczonych miejscach. Warto pamiętać, że częstowanie papierosami mieszkańców kraju jest nie tylko niemile widziane, ale wręcz zakazane.  

Aż do 2006 roku buddyzm był jedyną religią dozwoloną w kraju. Obecnie inne religie nie są zakazane, ale tylko teoretycznie. W praktyce przypadki zwalczania innych wyznań nadal nie są niczym niezwykłym.

Ochrona środowiska w Bhutanie

Wcześniej wspomnieliśmy, że Bhutan szczyci się ujemną emisją dwutlenku węgla. Żeby utrzymać ten stan i zapobiec degradacji środowiska naturalnego, tamtejsze prawo w sposób niezwykle restrykcyjny traktuje zakłady przemysłowe. Produkcja utrzymuje się tam na bardzo niskim poziomie. W Bhutanie działają elektrownie wodne, nieliczne zakłady włókiennicze i przetwórstwa owoców i tartaki. Oprócz tego istnieje fabryka zapałek i cementownia. Nowych zakładów nie można budować, przynajmniej na razie. Śladowy jest też przemysł górniczy. W niewielkich ilościach wydobywany jest węgiel kamienny, grafit i surowce budowlane.

W konstytucji Królestwa Bhutanu istnieje zapis, który nakazuje utrzymanie zalesienia na poziomie 60 proc. powierzchni kraju. Energia elektryczna pochodzi z elektrowni wodnych. Stosunek zapotrzebowania na prąd do wydajności zakładów jest na tyle korzystny, że zielona energia jest jednym z towarów eksportowych kraju. Warto też wspomnieć, że w trosce o środowisko w 1999 roku w Bhutanie wydano zakaz używania plastikowych toreb.

Edukacja w Bhutanie

W zachodnim rozumieniu Bhutan nie jest rozwiniętym krajem, ani pod względem gospodarczym, ani społecznym. Szacuje się, że ok. 50 proc. tamtejszej ludności nie potrafi czytać. Analfabetyzm dotyczy przede wszystkim kobiet.

Problem wynika z faktu, że mimo iż edukacja jest tam darmowa, to nie jest dostępna dla wszystkich. Nie chodzi tu o żadne uwarunkowania kulturowe czy prawne, a o warunki geograficzne. Wioski położone wysoko w górach są praktycznie odcięte od szkół.

Jeżeli jednak istnieje taka możliwość, rodzina wysyła do szkoły przynajmniej jedno dziecko, najczęściej syna. Młodzi Bhutańczycy rozpoczynają naukę w wieku sześciu lat. Ośrodkami edukacji są klasztory. Dzieci uczą się czytać święte księgi buddyjskie, zaznajamiają się z tańcami ludowymi, tajnikami sztuki malarskiej i rzemiosła złotniczego. Prowadzone są też lekcje angielskiego.

Po 10 latach uczniowie kończą edukację. Mogą wówczas wyjechać na studia. Najczęstsze kierunki to Japonia, Anglia i Stany Zjednoczone. Są jednak zobowiązani wrócić do kraju. Muszą wówczas przejść kurs przygotowawczy w jednym z klasztorów. Następnie przez 5 lat pracują na rzecz państwa. 

„Niebiański trakt stu tysięcy zakrętów” w Bhutanie

Bhutan jest niemal 6-krotnie mniejszy od Polski, a mimo to skrywa wiele atrakcji. Żeby do nich dotrzeć, trzeba jednak wykazać się mocnymi nerwami. Zachodni i wschodni kraniec państwa łączy 600-kilometrowa droga, znana jako „niebiański trakt stu tysięcy zakrętów”. Nazwa nie jest przypadkowa. Szosa położona w górskim terenie rzeczywiście oferuje niebiańskie widoki, ale kierowca nie może się nimi nacieszyć, podobnie jak pasażerowie, którzy najprawdopodobniej z przerażenia zakryją oczy dłońmi.

Długie proste? Tam ich nie znajdziemy. Są za to niekończące się łuki i nawroty wijące się nad przepaścią. Jazdy nie ułatwia fakt, że nawierzchnia jest w fatalnym stanie. Jedynie zachodni kraniec jest utrzymywany w dobrej kondycji. Nic więc dziwnego, że na pokonanie całej trasy trzeba zarezerwować sobie przynajmniej trzy dni.

Gangkhar Puensum, czyli niezdobyty szczyt

W Himalajach pozostało niewiele niezdobytych szczytów. Jednym z nich jest Gangkhar Puensum – najwyższa góra w Bhutanie. Mierzący 7570 metrów kolos to 40. najwyższy wierzchołek świata. Jak każdy siedmiotysięcznik, także ten nie jest specjalnie gościnny dla wspinaczy, ale nie tylko warunki naturalne zadecydowały o tym, że wciąż pozostaje niezdobyty.

W latach 80. XX wieku podjęto kilka prób zdobycia szczytu. Najbliżej sukcesu była ekspedycja brytyjska, prowadzona przez Steve’a Berry’ego. Wspinacze przypuszczali atak szczytowy, gdy załamanie pogody zmusiło ich do powrotu do bazy.

W 1994 roku rząd Bhutanu wydał zakaz wspinaczki na szczyty wyższe niż 6000 metrów. Władze uznały, że wspinacze nie potrafią uszanować miejscowej tradycji i religii. Należy bowiem wspomnieć, że dla miejscowej ludności góry są siedzibą bogów i duchów. 

Dziewięć lat później zakaz zaostrzono, zabraniając jakiejkolwiek aktywności wspinaczkowej w Himalajach Bhutanu. Decyzja ta miała być podyktowana brakiem krajowych służb ratowniczych, które mogłyby udzielić pomocy w górach. Póki co nic nie wskazuje, że zakaz zostanie zniesiony. Gangkhar Puensum pozostaje więc najwyższym niezdobytym szczytem świata.