Składanie ofiar zawsze stanowiło najwyższy akt grecko-rzymskiej pobożności. Niektórzy sądzili, że bogowie żywią się dymem ofiarnym. Inni spekulowali, że zapach im się podoba lub po prostu doceniają gest ofiarodawców

Bez względu na powód wszyscy się zgadzali, że złożenie ofiary to najskuteczniejszy sposób na powstrzymanie gniewu bogów i zdobycie ich łaski. W świecie greckim składanie ofiary odbywało się według standardowego wzoru. Zwierzę ofiarne podprowadzano do ołtarza. W oczy pryskano mu wodą, aby skinęło łbem, jakby zgadzało się na rolę ofiarę. 

Po zakończeniu tej formalności na ołtarzu rozpalano ogień i wrzucano do niego kilka włosów ofiary. Prowadzący uroczystość kapłan intonował modlitwę, a potem, gdy kobiety wokół ołtarza zawodziły, zwierzęciu podrzynano gardło. Tuszę ćwiartowano, a wnętrzności pieczono na rożnie.

Gdy owinięte warstwą tłuszczu kości udowe wędziły się w dymie i skwierczały na ogniu ołtarza, resztę mięsa gotowano, pieczono i dzielono między uczestników uroczystości. Rzymianie składali ofiary w podobny sposób, chociaż dodatkowo sprawdzali wnętrzności ofiary. Jeśli organy wewnętrzne były normalne, zakładali, że bogowie aprobują ofiarę. Jeśli nie, ofiarę należało złożyć powtórnie.

Wybredni bogowie, czyli nie każda ofiara była właściwa

Ciasta z miodem, kadzidła, miski z winem i całe mnóstwo innych bezkrwawych ofiar mogły być i były składane bogom. Standardową ofiarą zawsze jednak były zwierzęta. Do najbardziej przystępnych cenowo należały prosięta i kurczaki. Częściej jednak składano w ofierze droższe owce, kozy i świnie. Najdroższe i najbardziej prestiżowe były woły, które często z tej okazji miały pozłacane rogi.

W zasadzie każde zwierzę nadawało się na ofiarę dla dowolnego boga, lecz każde bóstwo miało swoje ulubione ofiary. Demeter lubiła prosięta, Afrodyta – gołębie, Hekate zaś domagała się psów. Co więcej, bardzo konserwatywne zwyczaje ofiarne różniły się w zależności od miasta. Na przykład co roku w październiku Rzymianie składali Marsowi w ofierze jednego konia, po czym mieszkańcy dwóch dzielnic walczyli o to, komu przypadnie głowa.


Achilles składa młodzieńca na stosie pogrzebowym Patroklosa na naczyniu z IV w. p.n.e. / domena publiczna

Mieszkańcy Lampsakos, miasta w dzisiejszej zachodniej Turcji, ofiarowali ryczące osły fallicznemu bogu Priapowi. A podczas dorocznego święta Artemidy w greckim mieście Patras wierni zaganiali żywe dziki, jelenie, wilki i od czasu do czasu także niedźwiedzie do ogromnego ognia ofiarnego.

Grecy i Rzymianie zgadzali się, że składanie ofiar z ludzi to barbarzyństwo. Pod tym względem najgorzej wyglądali Kartagińczycy, którzy swemu bogu Baalowi składali ofiarę z małych dzieci. Mieli zwyczaj – o ile możemy zaufać sensacyjnemu opisowi pewnego greckiego autora – składania niemowląt w nachylone dłonie bożka z brązu, z których ześlizgiwały się one do ognistego dołu.

Podobno Galowie budowali wielką kukłę z wikliny, do której pakowali jeńców, i podpalali ją na cześć bogów. Germanie składali ludzi w ofierze, zarzynając ich w wielkim brązowym kotle. Kiedy kocioł był pełny, przewracano go, a kapłanka czytała proroctwa z wzorów, w jakie ułożyła się rozlana krew.

Taurowie składali w ofierze każdego, kto miał takiego pecha, że rozbił się na ich brzegu. Nadziewli głowy swoich ofiar na długie pale stawiane nad morzem.

Ludzkie ofiary. Czy tylko w czasach mitycznych?

Grecy i Rzymianie wierzyli, że ich dalecy przodkowie również składali ofiary z ludzi. W kilku mitach bogowie domagają się ludzkich ofiar. Na przykład Agamemnon, zanim mógł popłynąć do Troi, musiał ofiarować Artemidzie swoją córkę Ifigenię. Achilles uznał, że musi rzucić na stos pogrzebowy Patroklosa dwunastu złożonych w ofierze Trojańczyków.

Wiele miast odprawiało rytuały, które, jak uważano, sięgały korzeniami składania ofiar z ludzi. Niekiedy zamiast ludzi składano inne ofiary. Rzymianie tłumaczyli swój dziwny zwyczaj ofiarowywania Jowiszowi ryby, cebuli i włosa po uderzeniu pioruna jako skuteczny ekwiwalent ofiary z ludzi.

W innych wypadkach ludzkie ofiary zastępowały kukły. Podczas jednego z greckich świąt spalono w ogromnym ogniu czternaście desek ucharakteryzowanych na kobiety. Co roku Rzymianie wrzucali też do Tybru słomiane lalki ze związanymi rękami i nogami. Ostatecznie w niektórych miejscach dawną ofiarę z ludzi zastępowała ofiara symboliczna.


Mityczna scena poświęcenia Polikseny trojańskiej / Fot. Dosseman (Dick Osseman)/CC BY-SA 4.0 DEED/Wikimedia Commons

W rzymskiej Galii czasami odcinano mieczami szyjki butelek z winem, które rozpryskiwało się jak krew z rytualnie rozciętego gardła. Chociaż w świecie klasycznym zdarzało się, że składano ofiary z ludzi, nie ma na to zbyt wielu dowodów, które zresztą wielu badaczy kwestionuje. Współcześni historycy odnoszą się na przykład sceptycznie do starożytnego twierdzenia, że ateński wódz poświęcił Dionizosowi trzech członków perskiej rodziny królewskiej.

Naukowcy podejrzliwie także spoglądają na najlepszego kandydata na regularne składanie ofiar z ludzi w starożytnej Grecji. W odległym regionie Arkadii, wysoko na jałowym grzbiecie góry Lykaion, znajdowało się starożytne sanktuarium Zeusa. Tam, co cztery lata, w środku nocy na przesiąkniętym krwią kopcu składano w ofierze chłopca – a przynajmniej tak mówiono. Archeolodzy nie znaleźli na razie żadnych na to jednoznacznych dowodów.

Ludzkie ofiary w Rzymie. Fakt czy mit?

Doniesienia większości źródeł rzymskich o ofiarach z ludzi również można zaliczyć do plotek lub oszczerstw. Podobno buntownik Katylina kazał przysiąc swoim wspólnikom, że dochowają tajemnicy, nad wnętrznościami złożonego w ofierze chłopca (którego potem, na dokładkę, zjadł).

Mówiono też, że August deifikowanemu Juliuszowi Cezarowi złożył w ofierze nie mniej niż trzystu rzymskich jeńców. Nie ma jednak żadnego przekonującego powodu, by wierzyć w którąś z tych historii. Czasami jednak Rzymianie naprawdę czynili takie ofiary. Co najmniej trzy razy podczas kryzysów państwa złożyli w ofierze ludzi, czworo – dwoje Greków i dwoje Galów, pogrzebali żywcem na Forum Boarium po klęsce kanneńskiej.

Zwyczaj ten został ostatecznie zakazany, wraz ze wszystkimi innymi formami składania ofiar z ludzi, w 97 roku p.n.e. Krótko mówiąc, o ile ofiary z ludzi zdarzały się rzadko, po inne formy mordu rytualnego sięgano zdecydowanie częściej. Na przykład niektóre greckie miasta co roku wybierały jednego lub dwóch wyjątkowo brzydkich mężczyzn jako pharmakoikozłów ofiarnych. W ustalonym dniu mieszkańcy wypędzali mężczyzn z miasta, bili ich, chłostali lub skazywali na ukamienowanie.

Grecki kozioł ofiarny

Niekiedy – jeśli wierzyć źródłom – zabijali ich. Z czasem jednak rytuał przybierał bardziej humanitarną formę. W pewnym greckim mieście, gdzie co roku mieszkańcy zrzucali jakiegoś brzydala z nadmorskiego urwiska, zaczęto przyprawiać pharamakoi duże skrzydła i przywiązywać do nich żywe ptaki, aby spowolnić opadanie. Gdy z ptakami spadli do morza, wyciągano ich na małą łódkę i pod eskortą wywożono poza miasto.

Podczas rzymskiego święta kozła ofiarnego – które obchodzono w ten sposób, że ubierano starca w zwierzęce skóry i bito go rózgą – nie zabijano ofiary. Rzymianie jednak z wielką chęcią dokonywali mordów rytualnych, gdy im to odpowiadało. Na przykład zwyczajowo w dniu triumfu rzymskiego wodza ceremonialnie duszono nieprzyjacielskiego przywódcę lub króla.

Jeszcze dramatyczniej wyglądało, gdy rzymscy wodzowie oddawali swe życie bogom, aby wygrać ważną bitwę. Na koniec pomniejszego święta krwią zabitych na arenie mężczyzn podobno oblano posąg Jowisza.

Niejednoznacznym mordem rytualnym w świecie klasycznym jest dziwny przypadek króla-kapłana Nemi. Jezioro Nemi, które znajduje się około dwudziestu kilometrów od Rzymu, jest wypełnionym wodą głębokim kraterem wulkanicznym otoczonym lasami. Jego zacienione brzegi dawały latem odpoczynek cesarzom rzymskim. Kaligula zbudował dwie olbrzymie barki, każda długa prawie na sto metrów, aby mógł w odpowiednim splendorze pływać dla przyjemności po chłodnych wodach jeziora. Niedaleko rósł gaj poświęcony Dianie.

Kapłan sanktuarium, zwany królem Nemi, zawsze wywodził się spośród zbiegłych niewolników. Aby zostać królem, kandydat musiał w pojedynkę zabić swego poprzednika. Przez wieki, gdy niewolnicy walczyli i ginęli w cichym zagajniku, uczeni spekulowali na temat tego zwyczaju, przypisując go barbarzyńskim wpływom z odległej przeszłości. Kaligula, dryfując na jednej ze swoich ogromnych barek, wynajmował dla zabawy zbójów, aby napadli na obecnego króla. Większości jednak opowieść o królu Nemi przypominała, że bogowie czasami łakną ludzkiej krwi.

To jest przedruk z książki Edgara Garretta „Nagie posągi, brzuchaci gladiatorzy i słonie bojowe”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Rebis.