Najwcześniejszy prawdopodobny partner Starshade nazywa się Wide Field Infrared Survey Telescope (WFIRST) i ma być ukończony w połowie lat 20. obecnego wieku. Dwa statki kosmiczne będą ze sobą współpracować, wykonując coś w rodzaju niebiańskiego pas de deux: Starshade zajmie pozycję, blokując światło gwiazdy, aby WFIRST mógł wykryć ewentualne planety wokół niej i być może pobrać próbki spektrów z oznakami życia. Potem, kiedy WFIRST będzie się zajmował innymi zadaniami, Starshade przeleci na inną pozycję, aby zablokować światło kolejnej gwiazdy z listy celów. Aby ta choreografia przyniosła wyniki, tancerze muszą być ustawieni względem siebie z dokładnością do 1 m, choć będą oddaleni o dziesiątki tysięcy kilometrów.

Ukończenie Starshade, nad którym pracuje Laboratorium Napędu Odrzutowego NASA, zajmie jeszcze jakieś 10 lat i, prawdę mówiąc, nie ma pewności, czy zostanie sfinansowane. Seager liczy na to, że pokieruje tym projektem. Nie wolno tracić nadziei. Wizja ogromnego kwiatu w kosmosie, który rozwija płatki, żeby zasłonić światło odległego słońca, pozwalając stwierdzić, czy krążące wokół niego światy są żywe, jest wyjątkowo krzepiąca.

Kiedy Jon Richards odpowiedział w 2008 r. na internetowe ogłoszenie o poszukiwaniu programisty komputerowego, nie mógł przypuszczać, że większą część następnych 10 lat spędzi na tropieniu kosmitów. Określenie SETI (search for extraterrestrial intelligence – poszukiwanie pozaziemskiej inteligencji) odnosi się zarówno do przedsięwzięcia badawczego, jak i organizacji non profit, Instytutu SETI, który zatrudnia Richardsa do prowadzenia zespołu radioteleskopów ATA (Allen Telescope Array), położonego ok. 550 km od siedziby Instytutu w Dolinie Krzemowej. ATA jest jedynym obiektem na naszej planecie zbudowanym specjalnie z myślą o wykrywaniu sygnałów obcych cywilizacji.

Sfinansował go w znacznym stopniu Paul Allen, zmarły współzałożyciel Microsoftu. Sieć miała liczyć 350 radioteleskopów z antenami o średnicy 6 m, ale na skutek problemów z finansowaniem zbudowano ich tylko 42. W szczytowym okresie ATA obsługiwało siedmiu naukowców, ale w wyniku problemów Richards jest „ostatnim na placu boju”, jak to ujmuje. Richards zabiera mnie do jednej z anten. Otwiera klapę pod nią, pokazując niedawno zainstalowane zasilanie anteny – karbowany element z błyszczącej miedzi umieszczony w grubym szklanym stożku.

– Wygląda trochę jak miotacz promieni śmierci – mówi.

Richards zajmuje się sprzętem i oprogramowaniem, łącznie z algorytmami mającymi przesiewać kilkaset tysięcy impulsów radiowych wpadających do anten każdej nocy, w poszukiwaniu „interesującego sygnału”. Fale radiowe są ulubionym terenem łowieckim programu SETI od chwili rozpoczęcia poszukiwań obcych transmisji przed 60 laty, głównie dlatego, że najsprawniej poruszają się w kosmosie. Naukowcy skupili się szczególnie na pewnej cichej strefie radiowego spektrum, wolnej od szumów z galaktyki. Poszukiwania w tym stosunkowo spokojnym zakresie częstotliwości mają sens, bo prawdopodobnie właśnie w nim nadawałyby inteligentne istoty pozaziemskie.