Pierwszy statek kosmiczny Voyager, wystrzelony w 1977 r., potrzebował 35 lat, by wleciećw przestrzeń międzygwiezdną. Aby dotrzeć z tą prędkością do Alpha Centauri, Voyager musiałby lecieć 75 tys. lat. W ramach aktualnej wizji Starshot flota stateczków kosmicznych wielkości kamyczka, mknąca przez kosmos z jedną piątą prędkości światła, mogłaby tego dokonać w ciągu zaledwie 20 lat. Te maleńkie Niñe, Pinty i Santa Marie, działające według planu zaproponowanego pierwotnie przez fizyka Philipa Lubina z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara, byłyby napędzane przez szereg naziemnych laserów potężniejszy niż milion słońc. To może być niewykonalne. Ale na tym polega przewaga prywatnych pieniędzy – w odróżnieniu od programu rządowego możesz, a nawet powinieneś podejmować ogromne ryzyko.

– Zobaczymy za 5–10 lat, czy to się sprawdzi – mówi Milner, wzruszając ramionami. – Nie jestem entuzjastą w tym sensie, że nie mam pewności, czy do tego dojdzie. Entuzjazmuję się tym dlatego, że moim zdaniem warto to sprawdzić. Dzień po spotkaniu z Milnerem wybrałem się do kampusu w Berkeley, na spotkanie z beneficjentami jego programu Breakthrough Listen.

Andrew Siemion, dyrektor tamtejszego Ośrodka Badawczego SETI, jest idealnie predestynowany do tego, żeby wznieść poszukiwania inteligentnych kosmitów na nowy poziom. Oprócz swojej funkcji w Berkeley został wyznaczony do kierowania badaniami w samym Instytucie SETI, łącznie z operacjami ATA. 38-letni Siemion pasuje do obrazu mistrza SETI następnej generacji. Jest krępy, ma ogoloną głowę i cienki złoty łańcuszek przezierający ponad guzikami jego obcisłej koszuli. Choć pamięta o uznaniu wcześniejszych zasług Tarter i jej kolegów, nie zapomina o podkreśleniu zmiany kursu Instytutu SETI od tamtej pory.

Początkowe poszukiwania inspirowała możliwość nawiązania kontaktu – wyciągania ręki w nadziei, że ktoś ją uściśnie. SETI 2.0 próbuje określić, czy cywilizacja techniczna jest częścią kosmicznego krajobrazu, tak jak czarne dziury, fale grawitacyjne i inne zjawiska astronomiczne.

– Nie szukamy sygnału – mówi Siemion. – Szukamy właściwości wszechświata.

Dodaje, że Breakthrough Listen nie rezygnuje bynajmniej z konwencjonalnych poszukiwań przekazów radiowych. Przeciwnie, podwaja je, poświęcając programowi SETI mniej więcej jedną czwartą czasu obserwacyjnego dwóch ogromnych jednoantenowych radioteleskopów w Wirginii Zachodniej i Australii. W jeszcze większym stopniu ekscytuje Siemiona współpraca z nowym teleskopem MeerKAT w RPA, szeregiem 64 anten radiowych, z których każda jest ponad dwa razy większa niż te w ATA. Korzystając z prac innych naukowców, Breakthrough Listen będzie prowadzić całodobowe obserwacje jakiegoś miliona gwiazd, przyćmiewając wcześniejsze poszukiwania radiowe SETI. Przy całej swojej potędze MeerKAT jest zaledwie prototypem maszyny marzeń radioastronomii – sieci Square Kilometre Array, która w następnej dekadzie połączy setki anten w RPA z tysiącami z Australii, tworząc obszar zbiorczy pojedynczego talerza o powierzchni ponad 1 km2, czyli 100 ha.

Siemion opowiada mi także o innych poczynaniach SETI – o partnerstwie Breakthrough Listen z teleskopami w Chinach, Australii i Holandii, o nowych technologiach szukania sygnałów optycznych i podczerwonych, opracowywanych w Berkeley, Instytucie SETI i gdzie indziej. Sedno, co potwierdzają inni naukowcy, z którymi rozmawiam, jest takie, że SETI przechodzi transformację od działalności chałupniczej do przedsięwzięcia globalnego.