Posiedzenia Komisji Obrony Narodowej w 1957 r., za czasów głębokiego PRL-u, zwykle zamieniały się w jałowe dyskusje. Tym razem jednak emocji nie zabrakło. Komisja zebrała się, by omówić palący problem polskiego wojska. Czy oficerowie powinni mieć wykształcenie? Czy pułkowników trzeba zmuszać do zdawania matury, jeśli chcą pozostać w armii? Sprawa była ważka. A dyskusja – co najmniej osobliwa. 

Analfabetyzm w Polsce

Doszło do starcia dwóch wpływowych generałów. Józef Zarzycki opowiadał się za projektem, w myśl którego każdy oficer musiałby uzyskać świadectwo dojrzałości. Oponował Józef Kuropieska. Twierdził, że podejmowanie jakichkolwiek prób walki z analfabetyzmem będzie „krzywdzące dla starszych wiekiem” członków kadry.

A sięgając do historii, wspomniał, że sam Bolesław Chrobry nie potrafił nawet czytać! Zarzycki odciął się, że „umiał pisać już Bolesław Krzywousty”. Lecz Kuropieska miał kolejne argumenty. Rwał się, by przypomnieć, że rządzący w XV w. Kazimierz Jagiellończyk „również był analfabetą”.

Argumenty Kuropieski przeważyły. Jeśli do szkoły nie musiał chodzić Chrobry, a mimo to wbił słupy graniczne w toń niemieckiej rzeki Sali, zajął Misko, Łużyce, a nawet Kijów i Pragę to czy naprawdę prace domowe powinni odrabiać jego naśladowcy? I tak oto cała PRL-owska reforma rozsypała się jak domek z kart za sprawą dyskusji o średniowiecznej edukacji. Na dodatek dyskusji, w której niekoniecznie padło jakiekolwiek zdanie zgodne z prawdą!

Kim jest analfabeta?

Sprawa wykształcenia politycznych figur od zawsze nurtowała ludzi. Im władca wybitniejszy i bardziej wpływowy, tym większą wagę przywiązywano do przeciwności losu, którym musiał stawić czoła, by osiągnąć swoją pozycję. Chociażby więc do analfabetyzmu. XXI-wieczni licealiści lubią powtarzać, że nawet Einstein zbierał pały z matematyki.

Tak samo amatorzy historii od stuleci kolportują twierdzenie, że twórca podwalin zjednoczonej Europy, wielki patron sztuki i edukacji Karol Wielki nie potrafił czytać ani pisać. Jednak opowieści o szkolnych problemach Einsteina to tylko plotki oparte na bardzo wątłych podstawach. 

Z historią Karola jako niedouczonego tłumoka jest podobnie. „Karol był analfabetą, ale w tamtych czasach pisali tylko duchowni”. Podobne zdanie wypowiedział też prof. Norman Davies. „Chociaż był wspaniałym mówcą, sam pozostał analfabetą” – czytamy w słynnej pracy „Europa”. Te i podobne twierdzenia zasadzają się na naszym rozumieniu średniowiecza jako epoki ciemnej, brudnej i brutalnej.


Karol Wielki wraz z papieżem Hadrianem I / fot. wikimedia commons/domena publiczna

Tymczasem w państwie Franków od władców wymagano choćby podstawowego literackiego wykształcenia. Było tak już w czasach dynastii Merowingów, która poprzedzała ród Karola. Zachowały się odręczne podpisy pięciu różnych monarchów z tej linii. O Chilperyku I, który rządził w VI w., wiadomo nawet, że układał łacińskie wiersze. Gdy dwieście lat później na tronie zasiadł Karol Wielki, normy były tylko nieco mniej restrykcyjne.

Władca sam zresztą stwierdził, że nie brakowało mu edukacji! Zachował się list, w którym ogłaszał, że poddani powinni „iść za jego przykładem” i kształcić się w zakresie sztuk wyzwolonych. Z innych źródeł wiemy z kolei, że król od małego uczył się modlitw i że był zapalonym bibliofilem.

Wielcy ludzie również byli analfabetami

Skąd w takim razie powszechne przekonanie o nieuctwie cesarza? Rzecz zasadza się na krótkim komentarzu jego biografa Einharda. W dziele spisanym niedługo po śmierci Karola czytamy: „Próbował on pisać i z tego względu miał w zwyczaju kłaść woskowe tabliczki pod poduszkami swego łoża, tak by mógł – mając wolną chwilę – przyzwyczajać swą dłoń do stawiania liter. Wysiłek ten przyszedł jednak w zbyt późnym wieku i niewielkie przyniósł owoce”.

Einhard, jak widać, wspominał wyłącznie o pisaniu. Dzisiaj odruchowo przyjmujemy, że zdolność czytania musi się nierozerwalnie wiązać również z umiejętnością stawiania znaków. W średniowieczu było jednak inaczej. Twierdzono wówczas, że człowiek kulturalny, pobożny powinien być w stanie chwalić Boga w języku łacińskim. A szczególnie – znać i odczytywać psalmy. Nie musiał jednak w żadnym razie osobiście przelewać słów na pergamin.

To już nie był wyraz intelektualnego wyrobienia, ale czyste rzemiosło. Rzecz godna mnichów czy urzędników, ale niekoniecznie królów. Chyba że ci mieli akurat taką fantazję. Nie ma dobrych powodów, by kwestionować, że Karol potrafił czytać. Szczególnie że Einhard w innym miejscu swojej księgi potwierdził, iż cesarz szczycił się wykształceniem w zakresie sztuk wyzwolonych. 

Europejscy królowie nie potrafili czytać

Co jednak z innymi krajami? Czy gdzieś w Europie znajdziemy tabuny niedouczonych królów, dla których litery były niemalże magicznymi, nieodgadnionymi symbolami? W istocie takich władców nie brakowało, szczególnie na krańcach łacińskiego świata. W Norwegii jeszcze w XII w. w otoczeniu monarchów unikano pisma jak ognia.

O rządzącym od 1161 r. Magnusie Erlingssonie historycy piszą, że „odstawał od Kapetyngów, Plantagenetów, Kastylijczyków czy Aragonów”. Także szkockiemu królowi z końca XI w. Malcolmowi Canmore’owi wypominano, że litery stanowią dla niego zagadkę, choć zarazem wiadomo, że sporo pieniędzy wydawał na książki.

O dziwo, sprawa nie jest równie oczywista w przypadku Czyngis-chana, twórcy imperium mongolskiego, którego barbarzyńskie hordy spustoszyły wschodnią Europę. Powstają całe prace naukowe, w których roztrząsa się, czy był tylko mecenasem stepowej kultury, czy może nawet miłośnikiem filozoficznych traktatów i literatem! Okazuje się, że Czyngis-chan nakazał, by pisma ujgurskiego uczono wszystkich książąt, a nawet szeregowych członków jego hordy.

Pilnował też, by jego rozkazy były spisywane, a gdy wydawał szczególnie donośne decyzje, kazał sprawdzać istniejące zwoje praw. Argumentów za tym, że sam tworzył, jest niewiele i wydają się cokolwiek naciągane. Ale nawet najwięksi sceptycy dopuszczają, że Czyngis-chan uczył się czytać. Nie był więc człowiekiem zupełnie ciemnym.

Tam gdzie docierała kultura pisma, rodziło się przekonanie, że suweren powinien być w stanie z tą kulturą obcować. Analfabetyzm dla nikogo nie był powodem do chluby. Już prędzej stanowił przywarę, którą należało zwalczać. Wyjątkowo czytelny okazuje się przykład Alfreda Wielkiego. Ten król Wessexu panujący u schyłku IX w. zasłynął heroiczną obroną kraju przed wikińskimi najazdami. Sam zlecił też spisanie swojej autoryzowanej – jak dzisiaj byśmy to ujęli – biografii.

Księga jest nie tylko opowieścią o jego rządach, pobożności i wizji politycznej, ale też o trudnej nauce czytania. Tym razem władca nawet nie próbuje ukrywać, że do 11. roku życia nie miał żadnego kontaktu z pismem. Później podłapał jakieś podstawy, ale jako trzydziestolatek dalej nie potrafił samodzielnie czytać.

Kazał uczyć tej sztuki swojego syna i następcę, a zarazem sam pobierał lekcje, zazdroszcząc szkolonym w piśmie dworzanom. Wreszcie nadszedł sukces, a król był tak dumny z nowo zdobytej umiejętności, że przy każdej okazji czytał na głos księgi i nosił ze sobą podręczne lektury. Ale już za pisanie nawet nie próbował się zabierać.

Alfred został nazwany Wielkim. Takiej opinii nie miał Konrad II, władca Niemiec. Przejął tron w 1024 r. i założył nową dynastię salicką, jednak poddani wprost pisali, że to „rex idiota” – a więc dosłownie król tępak. Za młodu pobierał wprawdzie lekcje na dworze biskupa Wormacji, ewidentnie jednak nie był zbyt pojętnym uczniem. Nawet jego własny dworzanin i panegirysta kronikarz Wipon był zmuszony przyznać, że król „nie jest wykształcony w piśmie”.

Dla porównania, o panującym wtedy polskim królu Mieszku II rozpowiadano, że zna nie tylko rodzimy język, ale też łacinę i grekę. Również na temat kolejnego piastowskiego władcy Kazimierza Odnowiciela dysponujemy dowodami, że odebrał skrupulatne wykształcenie. Okazuje się zresztą, że w historii Polski dość trudno wskazać jednoznaczne przypadki analfabetów na tronie.

Polscy władcy, którzy byli analfabetami

Jeśli ktoś na pewno nie umiał czytać, to chyba tylko Mieszko I – barbarzyński wódz, który podjął decyzję o chrystianizacji kraju i dopiero jako dorosły zetknął się po raz pierwszy z kulturą łacińską. Czytała jednak bez wątpienia jego żona Dobrawa. Księżna wychowała się przecież na dworze słynącym z wielkiej dbałości o literacką edukację.

Młodsza siostra władczyni – a zarazem założycielka pierwszego klasztoru w państwie Przemyślidów – uchodziła za jedną z najlepiej wykształconych dam w tej części Europy. Z kolei rodzony brat Dobrawy Krystian spisał pierwszą kronikę dokumentującą dzieje Czech. Przybywając do Polski, narzeczona Mieszka zabrała ze sobą kapelanów i cenne księgi. Styczność z nimi na pewno miał dorastający Bolesław Chrobry. 

Bolesław I Chrobry rozkazuje wbić słupy graniczne na Łabie i Soławie / fot. Józef Peszka/Fotografia własna/Maciej Szczepańczyk/Wikimedia Commons/Domena Publiczna

Za jego czasów zaczęto spisywać „Rocznik Rychezy”, dokumentujący początki dziejów kraju. Nawet niemiecki kronikarz Thietmar (nienawidzący Bolesława) przyznał, że polski król, gdy zdarzyło mu się zgrzeszyć, kazał sobie przynosić księgi kanonów i badać, w jaki sposób powinien pokutować. Nawet jeśli nie czytał tych kodeksów osobiście, to i tak widać, że z książkami miał więc kontakt nie gorszy niż statystyczny XXI-wieczny Polak!

Dużo mniej można powiedzieć o edukacji żyjącego stulecie później Bolesława Krzywoustego. Generał Zarzycki twierdził, że władca ten potrafił pisać, ale trudno o jakikolwiek dowód w sprawie. Być może wojskowy odruchowo założył, że jeśli książę wydał słynny testament, to musiał go osobiście zanotować (co nawet dziś nie jest powszechną praktyką). Wniosek raczej chybiony, bo na dobrą sprawę nie wiadomo, czy Testament Krzywoustego nie był wyłącznie ustnym rozkazem. A jeśli nawet przeniesiono go na pergamin, to tym na pewno zajęli się kanceliści.

Wątpliwości co do wykształcenia królów

Także młodzieńcza edukacja księcia rodzi więcej pytań niż odpowiedzi. „Do największych jego osiągnięć chłopięcych należało pokonanie w samodzielnym zmaganiu nie bariery języka łacińskiego, ale dzika czy niedźwiedzia” – stwierdził półżartem biograf władcy Stanisław Rosik.

Zaraz dodał jednak, że z milczenia źródeł nie wypada od razu wyciągać wniosku, że w Polsce nastąpił zupełny upadek dworskiej kultury. Mówimy przecież o czasach, gdy powstała kronika Galla Anonima. Wiadomo też, że sam Krzywousty kazał wymazywać imiona ludzi, do których stracił zaufanie, z wszelkich notatek historycznych. Widocznie więc doskonale rozumiał znaczenie pisma, nawet jeśli się nim nie posługiwał.

Podobne rozterki budzi postać Kazimierza Wielkiego. Ten wielki władca, reformator prawa i sponsor nauki akademickiej mógł być analfabetą! Podczas jednego z polsko-krzyżackich procesów odnotowano, że król jest niepiśmienny i że trzeba mu przekładać łacinę na język ludowy. Odnotowano – podkreślmy – w niezależnym raporcie potwierdzonym przez piastowską stronę sporu.

W całej polskiej historii nie ma bardziej przekonującego dowodu, że na tronie posadzono nieuka. A jednak to nie przykład Kazimierza budzi emocje wśród miłośników przeszłości. Za niepiśmiennych prostaków zawsze uważano nie ostatnich Piastów, ale pierwszych Jagiellonów.

Którzy królowie nie czytali i pisali?

W odniesieniu do Władysława Jagiełły górę znów biorą uprzedzenia i ahistoryczne fantazje. Pamiętając słynną legendę o Jadwidze, która kazała podglądać Litwina w łaźni, by upewnić się, że nie jest jakimś włochatym niedźwiedziem, przyjmujemy odruchowo, iż w 1386 r. na polskiego króla wybrano zupełnego dzikusa.

Dopiero w Krakowie, i to za sprawą naszych dalekich przodków, miał nabrać podstaw ogłady. W XIX w. historycy doszli zresztą do wniosku, że prymityw ze Wschodu sam się zdemaskował. Miał wyznać Krzyżakom, że „pisać i czytać nie umie, i dlatego musi słuchać tylko co mu czytają”. Tak rzecz ujął w 1846 r. historyk Łukasz Gołębiowski. Wciąż wiele osób wierzy w tę rewelację. Tymczasem cytat został wyciągnięty z kontekstu i błędnie przetłumaczony.

Jagiełło przyznawał się wyłącznie do tego, że nie umie czytać po łacinie. Sprawę trafnie i zwięźle skomentował jego biograf Stefan Kuczyński. „Być może, iż jadąc do Polski nie umiał pisać po łacinie, ale że musiał umieć czytać i pisać po rusku, to nie ulega najmniejszej wątpliwości – stwierdził. – Skoro bojarzy i dygnitarze litewscy umieli czytać i wystawiali przepustki na piśmie, jak mógł nie umieć pisać ukochany syn Olgierda, od młodości przeznaczony na następcę tronu, przyjaźniący się z zakonnikami z Zachodu, prawdopodobnie uczącymi go z polecenia jego ojca, wielkiego księcia Litwy?”. 

Pierwszy król z dynastii Jagiellonów znał co najmniej trzy języki: litewski, ruski i polski. I jeśli Jan Długosz pisał o nim, że jest „człekiem płytkiego rozumu i małych zdolności”, to tylko przez nieuzasadnioną złośliwość. Podobnie należy oceniać zarzuty kierowane pod adresem Kazimierza Jagiellończyka – ostatniego średniowiecznego władcy Polski.

A zdaniem wielu także ostatniego analfabety na tronie. Nawet wśród historyków padają głosy, że tego króla celowo wychowywano na głupka, by nie pchał się do władzy i nie mieszał szyków starszemu bratu Władysławowi Warneńczykowi.

Problemy z nauką pisania

Na poparcie całej koncepcji istnieje tylko jeden dowód. Nie zachował się żaden odręczny podpis króla, z czego wnioskowano, że widocznie nie potrafił pisać. Trudno o większą nadinterpretację. Szczególnie, że w tej epoce po prostu nie istniał zwyczaj podpisywania dokumentów przez monarchów! Wspomniany Warneńczyk robił to tylko sporadycznie. Częściej do stawiania autografów zabierał się Jan Olbracht, ale i tak zachowało się tych podpisów tylko dziewięć. 

„Wyciąganie z milczenia źródeł zbyt kategorycznych wniosków o analfabetyzmie Kazimierza wydaje się krzywdzić tego króla i jego wychowawców” – komentowała wybitna historyczka Maria Bogucka. Można jeszcze dodać do tych słów napomnienie, że takie insynuacje nie świadczą o kulturze osobistej. Ale ta przecież nigdy nie szła w parze z wykształceniem.

Król mógł być gładkim półanalfabetą, ale też oczytanym chamem. O angielskim władcy z XII w. Henryku I mówiono nawet, że ukuł maksymę: „Król niepiśmienny to tylko koronowany osioł”. I świetnie się zabawiał, powtarzając ją po łacinie w towarzystwie swego mniej wykształconego ojca. Tym szkalowanym tatusiem był Wilhelm Zdobywca. Karierę zrobił podbijając Anglię, miał więc jakieś powody, by zaniedbać naukę. Zadbał jednak, aby wyedukować potomstwo.