Nikt nie spisuje testamentu z myślą o samym sobie. Niby trudno o bardziej oczywiste zdanie. A jednak historycy bez ustanku powtarzają, że to Bolesław Krzywousty obmyślił i wprowadził w życie słynną ustawę sukcesyjną porządkującą relacje na szczytach władzy po jego śmierci. Niektórzy twierdzą nawet, że zrobił to kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt lat przed śmiercią. Ale był wtedy niezwykle aktywny politycznie, rzutki, porywczy i wiecznie zajęty. Nie myślał o przyszłości. 

Jeśli wierzyć zapiskom Galla Anonima, tym bardziej nie myślał o śmierci. Zdaniem autora pierwszej polskiej kroniki Bolesław zaczął rwać się do udziału w kampaniach zbrojnych, jeszcze zanim nauczył się wsiadać na konia. W gorącej wodzie kąpany, stale ryzykował głową. Był gotów rzucać się w pojedynkę na cały oddział wroga. I to zarówno wtedy, gdy miał lat 14, jak i 30. Nikt nie wiedział o tym lepiej niż księżna pani, Salomea z Bergu.

Kim była Salomea z Bergu?

Biograf władcy Kazimierz Maleczyński zasugerował przed laty, że „postanowienia testamentu dzielącego kraj pomiędzy czterech synów były w znacznej mierze skutkiem intryg drugiej małżonki Bolesława”. Trudno polemizować z tym wnioskiem. Jeśli ktoś miał interes w uporządkowaniu sukcesji, to właśnie Salomea z Bergu. Ta niemiecka arystokratka wyszła za księcia Polski w 1115 r. Była od niego sporo młodsza. I choć ich małżeństwo – jak prawie każde w tej epoce – zostało zawarte z czysto politycznych względów, to Salomea wywalczyła sobie bardzo silną pozycję u boku władcy.

Wiemy, że miała dostęp do książęcego skarbca, że wysyłała bogate dary do Niemiec, do klasztoru w Zwiefalten ufundowanego przez jej rodzinę. Przyjmowała też w Polsce tamtejszych mnichów. Przede wszystkim jednak stale znajdowała się w pobliżu ucha władcy. Niewykluczone, że Bolesław miał jakieś inne miłostki i nałożnice, ale ciągle wracał do swojej Salomei. Dzielili ze sobą sypialnię jeszcze dwadzieścia lat po ślubie. I łatwo policzyć efekty tej bliskości. 

Synowie Bolesława Krzywoustego

Salomea urodziła mężowi dwanaścioro dzieci. To wielki powód do dumy dla Bolesława. Niemal nic nie stawiało w średniowieczu mężczyzny w lepszym świetle niż jego płodność. Rozkrzyczana gromadka, przemykająca po korytarzach na Wawelu, przysporzyła też jednak niezliczonych zgryzot samej Salomei. Czterech synów księżnej przeżyło dzieciństwo: Bolesław, Mieszko, Henryk i Kazimierz. Doświadczenia poprzednich pokoleń kazały podejrzewać, że gdy tylko rodzice odejdą, młodzi rzucą się sobie do gardeł, by rozstrzygnąć, kto powinien nosić kołpak prawowitego księcia. Tak przecież było zawsze.

Sam Bolesław Krzywousty przed laty oślepił swojego brata i konkurenta Zbigniewa. Wcześniej brutalne walki o schedę prowadzili Bolesław Chrobry ze swoją macochą (i jej synami) oraz Mieszko II z dwoma zazdrosnymi braćmi. Tym razem perspektywy rysowały się szczególnie ponuro. Salomea musiała się martwić o więcej niż tylko o konflikt między własnymi potomkami. Całej czwórce na drodze do władzy stał pierworodny Bolesława – Władysław, urodzony przez pierwszą małżonkę Krzywoustego Zbysławę Świętopełkównę.

Kto obejmie władzę?

Gdy w połowie lat 30. XII stulecia Krzywousty zaczął niedomagać, a na dworze otwarcie poczęto szeptać o nadchodzącej sukcesji, Władysław był już trzydziestolatkiem. Zdążył się wyćwiczyć w wojaczce, brał u boku ojca udział w ważnych zjazdach państwowych, a nawet w międzynarodowych negocjacjach. Trzymał też do chrztu Sobiesława, jednego z synów księcia Czech. Był niekwestionowanym ulubieńcem ojca.

Synowie Salomei nie mieli okazji wykazać się w podobny sposób. W 1135 r. Bolesław miał około 13 lat, Mieszko niewiele więcej niż 10, a Henryk – 5 (Kazimierz z kolei jeszcze się nawet nie urodził). Słowem, to była dzieciarnia. I Salomea wiedziała, że właśnie na nią spadnie obowiązek walki w interesie synów. O to, by mieli czym rządzić i gdzie żyć. Bo przecież alternatywą w tej bezwzględnej i nieznającej litości epoce była tylko banicja lub śmierć. 

Księżna żywo zakręciła się wokół sprawy małżeństw swoich synów. Już jako czternastolatek Bolesław Kędzierzawy został ożeniony z ruską księżniczką Wierzchosławą. Tym samym zyskał sobie silnego sojusznika w postaci władcy Nowogrodu. Zaraz po nim Salomea wyswatała Mieszka. Tym razem z kandydatką z Węgier. Wreszcie księżna zabrała się za temat sukcesji. 

Podziały dzielnicowe w innych krajach

Historycy już dawno wskazali, że twórcy „testamentu Krzywoustego” czerpali inspiracje z Czech lub z Rusi. Te dwa państwa od dawna dzielone były na dzielnice, tak by każdy ważny członek rodziny książęcej miał zapewniony udział w schedzie ojców. Wydawało się, że to system skuteczny i sprawdzony. W końcu, co dziesięć głów, to nie jedna. A co dziesięciu władców. Oczywiście pod warunkiem, że tylko jeden z nich będzie uważany za nadrzędnego, pozostali zaś będą posłusznie spełniać jego wolę. 

Dzisiaj o inspiracjach ustawy sukcesyjnej można powiedzieć nawet więcej. Jeśli przyjmiemy, że za sprawą stała Salomea, to nasuwa się jedno rozwiązanie. Najwidoczniej księżna poradziła się własnej siostry. Rycheza z Bergu była „emerytowaną” księżną Czech. Dobrze znała praskie podziały władzy, a przed śmiercią męża próbowała nawet przeforsować własną wersję „testamentu Krzywoustego”. Zawiodła i była zmuszona opuścić w niesławie Czechy. Salomea – dzięki wymienianym z Rychezą listom, a może też osobistym rozmowom – wiedziała, jakich błędów nie powtarzać. I jak owinąć sobie męża wokół palca, by ten zgodził się dosłownie na wszystko.

Testament Krzywoustego

Testament przygotowany niedługo przed 1138 r. to był prawdziwy majstersztyk. Nie chodziło w nim wcale o rozczłonkowanie państwa, ale o zabezpieczenie interesów każdego z synów Salomei. A także o ugruntowanie jej własnej pozycji na dworze. W myśl ustawy wszyscy książęta dostali odrębne dzielnice. Księciem zwierzchnim miał zaś być zawsze najstarszy z Piastowiczów.

W testamencie zaszyto też dodatkowe postanowienie wskazujące na prawdziwą autorkę dokumentu. Fragment państwa otrzymała bowiem też sama Salomea. Nie zapisała sobie żadnej spójnej prowincji, ale rozległe majątki w różnych zakątkach kraju. Tak by wszędzie móc śledzić rozwój wypadków, podstawiać swoich agentów i szachować wrogów. Stolicą jej włości była Łęczyca i to stamtąd dyrygowała od 1138 r.

Jej synowie byli na tyle młodzi, że ulegli żądaniom ambitnej matki. A zarazem – na tyle słabi, by autentycznie potrzebować jej pomocy. Dwóch nastolatków, dwóch szkrabów i potężna wdowa. Ponad nimi wszystkimi natomiast – przynajmniej formalnie – nowy książę Władysław, zawiadujący całą Polską z Krakowa i ze Śląska.

Salomea rządziła Polską

Salomea nie zamierzała spędzać ostatnich lat życia, siedząc jak mysz pod miotłą. Na dokumentach wciąż tytułowała się „Ducissa Poloniae”, księżną Polski. Umiała też odegrać przedni spektakl, jeśli sytuacja tego wymagała. Niedługo po śmierci męża przekazała np. hojną darowiznę na rzecz benedyktynów z Mogilna. Niby rzecz nudna i trywialna (przynajmniej z naszej perspektywy). Liczy się jednak nie sam prezent, ale sposób, w jaki władczyni go opakowała.

By podnieść rangę darowizny i pomnożyć własną sławę, stworzyła barwną legendę, a następnie nakazała zawrzeć ją w związanym z darowizną dokumencie. Dyplom podaje, że Salomea doznała brzemiennego w skutki sennego widzenia. Ukazał jej się zmarły małżonek. Ubrany był „w ubogi strój żałobny” i straszliwie jęczał. Żalił się żonie, że za życia zaniedbał „świętego Jana z Mogilna” i teraz nie może się pogodzić z własną niemrawością. Błagał o wsparcie i zadośćuczynienie jego nieróbstwu. 

Księżna wdowa rzecz jasna stanęła na wysokości zadania. Otworzyła szeroko prywatną kiesę, pokazując każdemu, że nie boi się walczyć o pamięć po wielkim, ale niefrasobliwym władcy. A tym samym, że pod pewnymi względami przerasta nawet samego Bolesława Krzywoustego.

Kim była Agnieszka Babenberg?

Podobne ekscesy i propagandowe ustawki nie mogły się podobać Władysławowi. On był księciem zwierzchnim, a tymczasem wszystkie oczy kierowały się na jego obrotną macochę! Władysław jednak nie miał w sobie determinacji potrzebnej, by postawić się człowiekowi silniejszemu od siebie. Wiedział zresztą, że Salomea nie czyha na jego tron. Bądź co bądź, ona sama mu go sprezentowała, w zamian zapewniając sobie tylko gwarancję, że następne miejsca w kolejce do władzy zajmą jej synowie. Nie zaś – potomstwo Władysława. 

O ile nowy polski władca nie uskarżał się na warunki swojego awansu, o tyle pewna kobieta zwyczajnie nie mogła ich zdzierżyć. Żona księcia Agnieszka Babenberg marzyła o prawdziwej władzy. Nie chciała tkwić u boku słabeusza, który musi się liczyć z bandą szczeniaków i z jakąś starą (a w każdym razie o minimum dziesięć lat starszą od niej) babą. Pewnie już od chwili śmierci Bolesława Krzywoustego szczuła Władysława na braci przyrodnich, nęciła go wizją potęgi i powszechnego posłuchu. Sączyła mu do uszu truciznę oszczerstw, plotek i insynuacji. A jeśli nic innego nie działało kpiła z niego, nazywając go pogardliwie „półksięciem”. Wszystko po to, by Władysław wreszcie pokazał, że jest prawdziwym mężczyzną, by obalił testament ojca i pozbawił braci władzy.

Tak losy Polski spoczęły w rękach dwóch dumnych Niemek. Obie pochodziły z dostojnych rodzin Rzeszy. W starej ojczyźnie ich rody współpracowały ze sobą. W Polsce jednak Agnieszka i Salomea nie mogły znaleźć wspólnego języka. Nawet gdy mówiły do siebie po niemiecku, to tylko po to, by prawić nieszczere komplementy i wygłaszać fałszywe zapewnienia. Nie należy odruchowo stawać po stronie którejkolwiek z tych kobiet. Obie broniły wielkiej sprawy. Salomea walczyła o przyszłość rodu i o lepszą współpracę między jego członkami. Tak, by zamiast się wybijać, mogli współdziałać dla wspólnej sławy i zysków. Agnieszka chciała tymczasem kontynuować tradycję, którą zapoczątkował już Chrobry. Widać wierzyła, że władca może być tylko jeden.

Próba przejęcia władzy przez Władysława

Przygotowania do konfrontacji trwały przynajmniej od 1140 r. Władysław na potęgę wyciskał pieniądze z drobnego rycerstwa i tworzył rezerwy na wypadek wojny. Agnieszka knuła ze swoją siostrą – nową władczynią Czech i z bratem przyrodnim – niemieckim królem Konradem. Salomea tymczasem jak zwykle postanowiła zagrać w otwarte karty.

Zwołała do Łęczycy „generale colloquium”, zjazd generalny, zupełnie jakby to ona rządziła całą Polską. Zaprosiła swoich synów: Bolesława dzierżącego władzę nad Mazowszem i Mieszka panującego w Wielkopolsce. Byli też obecni małoletni Henryk i Kazimierz. Zabrakło wyłącznie… pana i władcy Władysława! Na zjeździe rozprawiano o tym, za kogo powinna zostać wydana jedna z córek Salomei. I każdy wiedział, że oto kroi się nowy sojusz, który księżna wdowa niechybnie wykorzysta, jeśli Agnieszka poszczuje na nią męża.

Jeden z kronikarzy nazwał Agnieszkę „narzędziem szatana”. Inny, chyba właśnie pod wrażeniem jej postępowania, pisał, że każda kobieta to „stworzenie najsłodsze i najokrutniejsze zarazem”. Dla nikogo nie ulegało wątpliwości, że to właśnie ona była motorem zdarzeń.

W 1142 r. Władysław uległ wreszcie małżonce i wypowiedział wojnę braciom. Z pomocą Rusinów najechał Mazowsze. Niewiele wiadomo o tej krótkiej wojnie. Znany mediewista Henryk Łowmiański twierdził, że walki rychło wygasły, bo Salomea tupnęła nogą. Ofuknęła Władysława, jakby był małym chłopcem, pohamowała pałających żądzą zemsty juniorów i wymogła na wszystkich stronach powrót do zasad testamentu. Agnieszka zamiast całej Polski dostała tylko gorzką lekcję pokory. To była już jednak ostatnia demonstracja starej księżnej. Salomea zmarła niewiele później, bo w 1144 r.

Upadek Piotra Włostowica

Bolesław i Mieszko, zamiast opłakiwać matkę, wznowili walki z bratem przyrodnim. Agnieszka też nie zamierzała nosić żałoby po teściowej. Natychmiast powróciła do dawnych knowań. I była gotowa posunąć się nawet do morderstwa, byle wreszcie wepchnąć Władysława pod swój pantofel. Księcia zwierzchniego przestała szachować macocha.

Przemożny wpływ wciąż miał jednak na niego palatyn Piotr Włostowic. Najpotężniejszy możnowładca w kraju, pierwszy urzędnik władcy i wierny członek świty Krzywoustego. A do tego ktoś, komu nie w smak były jakiekolwiek wojny wewnętrzne. Agnieszka wiedziała, że musi go wyeliminować. Także ze względów osobistych. Piotr doniósł bowiem Władysławowi o romansie księżnej, co napsuło jej wiele krwi i zmusiło do wicia się niczym piskorz przed mężem. Na dodatek musiała też pewnie odprawić kochanka (prawdopodobnie niejakiego Dobiesza). 

Kiedy już zdołała przekonać Władysława o swojej absolutnej niewinności, wszystkie ataki wymierzyła we Włostowica. Dzień po dniu przekonywała księcia, że ten rzekomy przyjaciel pokoju to dwulicowy wichrzyciel, zdrajca i oszczerca. Historia zatoczyła koło. Podobnie jak w roku 1142 Władysław długo się opierał, ale wreszcie uległ żonie. Pozwolił na to, by jeden z doborowych ochroniarzy księżnej napadł na dwór Włostowica i zakuł możnowładcę w kajdany. Za sprawą kobiecej nienawiści wszechpotężny palatyn stracił wszystko. Został oślepiony za zdradę stanu. Za rozsiewanie plotek o romansach księżnej pani obcięto mu jeszcze język.

Klęska Władysława i wygnanie

Agnieszka triumfowała. Teraz już nikt nie stał jej na drodze do władzy. Brutalne tortury przeprowadzono w roku 1145, a już w 1146 Władysław przystąpił do ostatecznej rozprawy z braćmi. Zapewne pod wpływem żony zrobił to, nie czekając na żadne posiłki. Agnieszce bardzo się śpieszyło do pełni władzy. Może w snach widziała już na swych skroniach królewską koronę. Marzenia te nigdy jednak nie miały się ziścić. Niespodziewanie wojna zakończyła się sromotną porażką Władysława. Senior został zmuszony do ucieczki z kraju. Już nigdy nie było mu dane do niego powrócić, a historia zapamiętała go jako Władysława Wygnańca. 

Do Agnieszki z kolei przylgnęła łatka największej intrygantki średniowiecza. Zamiast zjednoczyć kraj, dała początek rozbiciu dzielnicowemu. Za jej sprawą ustawa sukcesyjna, która miała zapewniać Polsce pokój i pomyślność, przeobraziła się w zarzewie najgorętszych sporów. Agnieszka przekroczyła granicę państwa Piastów w 1146 r. Przynajmniej kilka tygodni po mężu, bo nie mogła pogodzić się z porażką i zażarcie broniła Krakowa przed atakami juniorów. Wreszcie uległa. A z jej banicją w Polsce zaczęła się epoka chaosu.