Na lotnisku, w sklepach, na ulicach, w parkach, u fryzjerów, kosmetyczek, w bankach. W restauracjach, pubach i nocnych klubach. Na stacjach metra i przystankach autobusowych. Smoki, setki a może tysiące smoków i niezliczona ilość czerwonych lampionów ozdabiają Singapur z okazji Chińskiego Nowego Roku, zaczynającego się 10 lutego.

To będzie Rok Drewnianego Smoka, symbolizującego siłę, moc i szczęście. Chiński horoskop ma 12 zwierząt i składa się z pięciu żywiołów, jakimi są ogień, drewno, woda, ziemia i metal. Drewniany smok dzieli się w nim swą energią raz na 60 lat! Wybrałem się do Singapuru, którego większość mieszkańców ma chińskie pochodzenie, by zobaczyć, jak w tym państwie-mieście świętuje się wejście w nowy rok.

Przygotowania do Święta Wiosny

Autobusami, samolotami, statkami. Każdy rok zaczyna się w Azji największą na świecie wędrówką ludzi. To Chińczycy wracają do domów na święta. Księżycowy Nowy Rok świętuje co najmniej jedna czwarta mieszkańców globu: w ChinachIndonezji, Filipinach, Wietnamie, obu Koreach, Hongkongu, Makau, Tajwanie i właśnie w Singapurze.

To będzie Rok Drewnianego SmokaTo będzie Rok Drewnianego Smoka / fot. Michał Cessanis

Obchody Święta Wiosny, jak nazywany jest Chiński Nowy Rok trwają piętnaście dni, a kończy je Święto Latarni. Przygotowania do niego zaczynają się na początku ostatniego miesiąca starego roku, kiedy to Chińczycy zaczynają generalne porządki w domu. I nie chodzi w nich tylko o to, by na meblach nie było kurzu lecz przede wszystkim o wygnanie złych duchów.

Drzwi i ściany domów dekorują nianhua – kolorowymi obrazkami. W Singapurze są też na drzwiach wejściowych do biur, urzędów, salonów masażu, kawiarni. Ta tradycja sięga V wieku. Wzięła się od obrazów uznawanych za amulety, malowanych w taoistycznych klasztorach i buddyjskich świątyniach.

Noworoczne spotkania rodzinne

Przed godziną zero trzeba też pójść do fryzjera, by ściąć włosy i symbolicznie pozbyć się tego co nie zawsze było dobre. A także kupić dla najbliższych prezenty i wreszcie mieć czas dla rodziny. Tak też jest w Singapurze, gdzie wejście w nowy rok spędza się z najbliższymi – co nie znaczy że tylko w domach przy stole, czy przed telewizorem – by obejrzeć odbywające się wówczas oficjalne gale z występami śpiewaków i grup muzycznych.

Tradycja spotkań rodzinnych nadal jest bardzo ważna. I to nie tylko dla moich rodziców czy dziadków, ale także dla mnie, mojej siostry i dwóch braci. Każde z nas jest szalenie zapracowane. Jednak Chiński Nowy Rok jest dla nas czasem naprawdę bardzo ważnym, by nadrobić towarzyskie zaległości. Dlatego w wigilię nowego roku spotykamy się z najbliższymi, a w nowy rok – z przyjaciółmi – opowiada mi Siti Kurniawati, baristka z Tyrwhitt Little Cafe. To niewielka kawiarenka obok mojego hotelu, w której zasiadłem, by napisać ten tekst.

Świąteczny szał zakupów

Spacerując ulicami Singapuru na dwa dni przed nowym rokiem miałem wrażenie, że najważniejsze są jednak zakupy. I nie ma znaczenia, czy to w galeriach handlowych, czy w dzielnicy Little India. Tu z okazji Chińskiego Nowego Roku w wielu salonach jubilerskich oferowane są niezwykłe noworoczne promocje. Jak ta, którą zauważyłem w jednym ze sklepów ze złotem. Przy wydaniu miliona singapurskich dolarów, mógłbym dostać dodatkowe pierścionki, łańcuszki, czy kolczyki wartości 5 tysięcy dolarów.

Trzeba kupić dla najbliższych prezentyTrzeba kupić dla najbliższych prezenty / fot. Michał Cessanis

Prawdziwy zakupowy boom panuje jednak w dzielnicy Chinatown. W trakcie obchodów nowego roku staje się najbardziej kolorowym miejscem w Singapurze. Rozświetla ją wówczas 80 tysięcy światełek LED. Dojechać do niej łatwo niebieską linią metra, a potem przepaść na długie godziny. Fotografowałem tu każdą czerwoną latarnię, każdego napotkanego smoka. Te największe poustawiane są na pasach zieleni, oddzielających jezdnie na New Bridge Road, South Bridge Road, Upper Cross Street i Eu Tong Sen Street. Wszędzie widać też kolorowe ozdoby symbolizujące szczęście i dobrobyt.

Na świątecznym jarmarku

Nie wiem nawet kiedy znalazłem się na świątecznym markecie w People’s Park Food Centre. To jedno z najstarszych, jeśli nie najstarsze targowisko z jedzeniem, działające od 1923 roku. Wówczas było to jedyne miejsce, w którym można było skosztować ulicznego jedzenia. Dzisiaj jest tu aż 85 straganów z lokalnymi specjałami i ponad 160 sklepów z żywnością.

To jedno z moich ulubionych miejsc w Singapurze. Zawsze tu wpadam na gotowane pierogi z mięsem, podawane z ostrym sosem chili i tartym imbirem. Oraz na duriana, którego uwielbiam, choć uznawany jest za największego śmierdziela wśród owoców.

Tym razem jednak czas spędziłem głównie na wspomnianym świątecznym jarmarku. No bo jak tu nie kupić na szczęście maneki-neko – japońskiego kota powitalnego machającego łapką, który zaprasza gości do domu, a klientów do sklepów. Albo krwiście czerwonych przywieszek ze złotymi smokami i złotymi rybkami – symbolem dobrobytu. Czy wreszcie papierowych lampionów, które tak lubię.

Obyczaj wręczania kopert z pieniędzmi

Na stoiskach piętrzyły się czerwone koperty – hóngbāo, które wypełnione pieniędzmi. Wręcza się je przede wszystkim dzieciom. Mają przynieść im szczęście, a w dorosłym życiu także bogactwo i powodzenie w interesach.

Jak tu nie kupić na szczęście maneki-neko – japońskiego kota powitalnegoJak tu nie kupić na szczęście maneki-neko – japońskiego kota powitalnego / fot. Michał Cessanis

Hóngbāo wręczane są podczas rodzinnej kolacji w wigilię nowego roku. I chociaż nie ma ustalonej kwoty, jaką powinno obdarować się najbliższych, to wiadomo, że nie może to być liczba nieparzysta. Według Chińczyków ta przynosi nieszczęście.

Taką sumkę owszem, można wręczyć, ale przy smutnej okazji, jaką jest pogrzeb. Wówczas rodzina zmarłego dostaje pieniądze, ale w białej kopercie, gdyż ten kolor w Chinach jest symbolem żałoby. Są od tego też wyjątki. Jednym z nich jest ślub, kiedy nowożeńcom można podarować nieparzystą kwotę, trudną do podziału. To ma mieć dobry wpływ na ich wieczną miłość.

Festiwal w ogrodach

Z czerwonymi kopertami, lampionami i japońskim ceramicznym kotem tuż przed zachodem słońca pojechałem do Gardens by the Bay. To najsłynniejsze singapurskie ogrody, słynące z Supertree Grove, gigantycznych sztucznych drzew obsadzonych prawdziwymi roślinami. Drzewa dostarczają energii ogrodom (kumulują ją w bateriach słonecznych) i gromadzą deszczówkę do nawadniania roślin.

To właśnie w tych ogrodach odbywa się najpopularniejsza singapurska część obchodów Chińskiego Nowego Roku – festiwal River Hongbao. Wieczorem na scenie występują artyści (niezwykle głośni, nazywani Getai, łączący w swych występach, śpiew i kabaretowe żarty). Przez kilka godzin pokazów umilać mają czas nie tylko Singapurczykom, ale też tysiącom turystów, którzy moment wejścia w rok smoka wybrali jako najlepszy, by poznać kulturową stronę Singapuru. Jednak to nie muzyczne występy, ani też nie dwadzieścia stoisk z azjatyckim street foodem przyciągają tu tłumy.

Gardens by the Bay zamienia się w czasie świąt w magiczny ogród z ponad 20 świetlnymi dekoracjami. Zobaczyć można wiele postaci z azjatyckich bajek. Pospacerować alejami udekorowanymi czerwonymi, żółtymi, niebieskimi i zielonymi lampionami. Podziwiać kolorowe lwy chroniące przed złymi mocami, wylegujące się na trawnikach żaby przynoszące człowiekowi radość czy ryby, które są znakiem obfitości. I zaniemówić z wrażenia – mi się to przytrafiło – patrząc na ogromnego smoka wijącego się pomiędzy wielkimi drzewami. I stojącego pod jednym z nich, wysokiego na kilkadziesiąt metrów Boga Fortuny.

Gardens by the Bay zamienia się w czasie świąt w magiczny ogródGardens by the Bay zamienia się w czasie świąt w magiczny ogród / fot. Michał Cessanis

Mógłbym jeszcze zostać na pokazie feng shui, pokręcić się na karuzeli czy oddać się różnym grom, mającym przynieść mi mnóstwo pieniędzy. Jednak po tylu doznaniach jedyne, na co miałem ochotę, to znalezienie znacznie spokojniejszego miejsca na kolację i zaplanowanie nowego roku.

Noworoczne atrakcje

Na pewno trafię na taniec lwów. Potem obejrzę kolejne smoki, tym razem te w luksusowym centrum handlowym Marina Bay Sands, uznawane za jedne z najładniejszych w Singapurze. Zajrzę do buddyjskiej świątyni Thekchen Choling, którą mam po sąsiedzku, by przyjrzeć się duchowej stronie witania nowego roku. Kupię owoce kumkwatu, nazywane złotymi pomarańczami, symbolizujące dostatek. Może wstąpię do wróżbity...

Wieczór zaś spędzę na promenadzie przy Marina Bay Sands, gdzie zaplanowano spektakularny pokaz. Z 1500 dronów powstanie – a jakże! – wielki smok. Opowie legendę o smoczej bramie, która ma znajdować się na szczycie wodospadu, płynącego z mitycznej góry nad Grotami Dziesięciu Tysięcy Buddów, znajdującymi się w Chinach. Według wierzeń Chińczyków, w spływającej wodzie mieszkały karpie. Tak silne, że bez trudu płynęły pod prąd, by wykonać skok przez smoczą bramę i zamienić się w potężnego smoka.

Czekam więc na pokaz „The Legend of the Dragon Gate”. A Wam życzę szczęśliwego Chińskiego Nowego Roku. Już wiem, jak to brzmi po chińsku: Xīnnián kuàilè!