Żaden zakon nie może działać bez reguły, czyli zaakceptowanego przez papieża lub uprawniony organ kościelny zbioru przepisów regulujących całość życia jego członków. Zakon krzyżacki w pierwszych latach istnienia w działalności szpitalnej kierował się regułą joannitów. W działalności wojskowej – templariuszy. Szybko zaczął je jednak uzupełniać o własne tzw. Prawa i Zwyczaje, które skrupulatnie spisywano.

W 1244 r. na polecenie papieża Innocentego IV wszystkie te dokumenty zredagowano i skodyfikowano. Przybrały postać Statutów Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie. Wraz z zatwierdzeniem reguły Innocenty IV wydał Krzyżakom pozwolenie na wprowadzanie do niej zmian bez konieczności każdorazowego zabiegania o ich uznanie przez Stolicę Apostolską. Zakon z tego przywileju chętnie korzystał.

Kto mógł zostać Krzyżakiem?

Jedna z pierwszych zmian dotyczyła zasad rekrutacji. Do działających w Ziemi Świętej zakonów rycerskich mogły wstępować wyłącznie osoby z rodów arystokratycznych i szlacheckich. Krzyżacy poszerzyli to grono, przyznając wielkiemu mistrzowi prawo przyjmowania synów zamożnych mieszczan. Rewanżowali się w ten sposób założycielom zalążka zakonu, jakim był ufundowany przez pielgrzymów z Bremy i Lubeki szpital pod murami Akki. 

Potomkowie patrycjuszy, którym w życiu niczego nie brakowało, raczej nie zgłaszali się do zakonu dla zysku czy kariery. Niektórymi zapewne kierowała żądza przygód, ale najważniejsze były motywy religijne. 

Wszyscy kandydaci, niezależnie od pochodzenia, musieli odbyć trwający pół roku nowicjat. W tym okresie sprawdzano, czy sprostają surowym wymogom reguły. Jeśli wytrwali, a nie należeli do stanu rycerskiego, zostawali uroczyście pasowani na rycerzy. Nowicjat kończył się złożeniem trzech ślubów zakonnych. Ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. 

Ślub ubóstwa

Pierwszy zakazywał posiadania własności prywatnej. Wszelkie zarobione, zdobyte w walce lub odziedziczone bogactwa bracia-rycerze musieli przekazywać zakonowi. On zapewniał im utrzymanie i uzbrojenie. Nie mogli mieć żadnych zamykanych szaf ani skrzyń, by niczego nie ukrywali przed innymi członkami wspólnoty. Spali na prostych łóżkach we wspólnych izbach – dormitoriach. 

Nakaz ubóstwa traktowano poważnie. Za drobne naruszenia, na przykład nieuzasadnione żądanie lepszego stroju czy spożycie bardziej wystawnego posiłku poza konwentem, karano. Typowe kary to chłostą po niedzielnym nabożeństwie i kilkudniowy post o chlebie i wodzie. Za cięższe, takie jak paserstwo, kradzież, ukrywanie kosztowności groził rok więzienia w zamkowej wieży.

Najskuteczniejszym środkiem odstraszającym od potajemnego gromadzenia majątku był przepis zakazujący pochówku w poświęconej ziemi zakonnika, u którego po śmierci znaleziono większą ilość pieniędzy lub złota. Nie odmawiano też modlitw za jego duszę. Dla człowieka wierzącego było to równoznaczne ze skazaniem na wieczne potępienie.

Ślub czystości

Równie pryncypialnie traktowano ślub czystości. Członkowie zakonu nie mogli się żenić ani uprawiać seksu. Karano ich nawet za rozmowy z kobietami podczas podróży służbowych. Krzyżak przyłapany na takim występku przez określony czas nie mógł zasiadać do posiłków ze współbraćmi. Jadał samotnie, na nienakrytym stole. Jeśli udowodniono mu stosunek seksualny z kobietą, odbierano mu płaszcz i traktowano jak pachołka. Trzy razy w tygodniu musiał pościć o chlebie i wodzie, w pozostałe dni nie miał prawa do zajmowania miejsca przy jakimkolwiek stole. Upokarzano go, każąc jeść na podłodze.

Za najcięższą zbrodnię, zagrożoną takimi samymi sankcjami jak dezercja czy ucieczka z pola bitwy, uznawano homoseksualizm. Statuty przewidywały tylko dwa możliwe wyroki, których nie mógł złagodzić nawet wielki mistrz. Krzyżaka-geja czekało albo dożywotnie więzienie, albo wydalenie z zakonu. Przy czym druga kara wcale nie uchodziła za łagodniejszą. Po złożeniu wieczystych ślubów zakonnych nie było już bowiem powrotu do życia świeckiego. Skazanego przenoszono do zakonu o surowszej regule. Tam nie traktowano go jak rycerza, lecz mnicha zobowiązanego do ekstremalnej ascezy. 

Od braci-rycerzy także wymagano umartwień. Jednak ich głównym zadaniem była walka, więc wyrzeczenia nie mogły prowadzić do wycieńczenia organizmu. Reguła mówiła wprost, by nie pościć ponad potrzebę. Dlatego trzy razy w tygodniu serwowano mięso, a w dni postne, których w roku było aż 120 – ryby i inne kaloryczne potrawy. Krzyżacy dość swobodnie interpretowali też nakaz ograniczenia troski o ciało, w tym mycia się i prania odzieży. W odróżnieniu od mnichów z zakonów kontemplacyjnych nie byli ani głodni, ani brudni.

Rozrywki i pokuta

Wyrzec musieli się natomiast niemal wszystkich rozrywek. Nie mogli oglądać występów wędrownych cyrkowców i aktorów, słuchać muzyki poza kościołem, oddawać się grom hazardowym. A także uczestniczyć w turniejach i polowaniach, bez czego średniowieczni rycerze nie wyobrażali sobie życia. Na życzenie templariuszy ostatni zakaz szybko więc złagodzono, dopuszczając jako element ćwiczeń wojskowych polowania na lwy. Krzyżacy skopiowali ten wyjątek od reguły. Gdy osiedli w Prusach, przepis stał się absurdalny. Zmienili go więc zastępując lwy wilkami, niedźwiedziami i ptactwem. Odtąd mogli polować do woli. 

Pozwolono im także na grę w szachy i inne zabawy logiczne. Musieli je jednak natychmiast przerywać na żądanie przełożonego lub wezwanie do modlitwy. Odmowę traktowano jak naruszenie trzeciego ślubu: posłuszeństwa.

Ślub posłuszeństwa

Według św. Bernarda z Clairvaux, który opracował główne założenia reguły templariuszy, brat-rycerz nie powinien samodzielnie myśleć, lecz „we wszystkim polegać na Bogu”. W przekładzie na język praktyki oznaczało to, że w sprawach doczesnych ma być bezwarunkowo posłuszny zwierzchnikom, w duchowych – kapłanom zakonnym.

Przestrzeganie dyscypliny sprawdzano raz w tygodniu, gdy każdy musiał wyznać popełnione grzechy przed kapitułą lub całą wspólnotą. Jeśli się samooskarżył, otrzymywał niższy wymiar kary i pokuty. Jeśli o jego przewinieniach poinformowali współbracia – sankcje były surowsze. 

Do najczęściej stosowanych środków pokutnych należało biczowanie, które co piątek winowajca mógł wykonywać osobiście albo zwrócić się o pomoc do współbrata. Chłosty nie stosowano podczas wypraw wojennych.

Praktyki religijne

Okazji do grzeszenia nie nadarzało się zbyt wiele. Rozkład dnia był bowiem ściśle uregulowany, a jego przestrzeganie cały czas nadzorowane. Rycerzy zakonnych budzono przed świtem na trwającą około godziny wspólną modlitwę – matutinum. Po niej celebrowano mszę, w której udział był obowiązkowy. Następnie co trzy godziny wzywano na modlitwy: przedpołudniową tercję, południową sekstę i popołudniową nonę.

Wieczorem, tuż po zachodzie słońca, odprawiano nieszpory. A bezpośrednio przed snem kompletę, podczas której każdy dokonywał rachunku sumienia. Odpowiednikiem współczesnego capstrzyku była Antyfona do Matki Bożej. Po jej odśpiewaniu wszyscy prócz wartowników udawali się na spoczynek. 

Krzyżacy bardzo poważnie traktowali sakramenty, zwłaszcza komunię. Uważali, że są godni jej przyjmowania tylko siedem razy w roku: w Wielki Czwartek, na Wielkanoc, w święta Zesłania Ducha Św., Wniebowzięcia, Ofiarowania Pańskiego, Bożego Narodzenia i w dniu Wszystkich Świętych.

Ważnym elementem ich duchowości była troska o dusze zmarłych. Każdy członek wspólnoty miał obowiązek odmówienia codziennie 30 razy modlitwy „Ojcze nasz” – 15 razy za zmarłych współbraci, 10 za dobroczyńców zakonu i 5 za służebnych. W okresie między śmiercią i pochówkiem zmarłego współbrata każdego dnia odprawiano mszę za jego duszę i sto razy odmawiano „Ojcze nasz”. 

Zajęcia i posiłki

Wypełnienie obowiązków religijnych zajmowało około 7–8 godzin dziennie. Pozostały czas, zgodnie z zaleceniami Bernarda z Clairvaux, bracia-rycerze mieli przeznaczyć na konserwację uzbrojenia. Nie powinni tego zlecać giermkom. Broń uważano „za narzędzie powierzone im przez Boga”, a troskę o nią za jeden z obowiązków wynikających ze ślubu ubóstwa.

Codzienny harmonogram dopełniały trzy posiłki. W dni postne dwa, a w okresie ścisłego postu (środa popielcowa, piątki i soboty w Wielki Post, wigilie najważniejszych świąt) – jeden. Reguła nakazywała spożywanie ich w milczeniu, ale w taki sposób, by „pokarm przyjmowały nie tylko usta, lecz także uszy”. Dlatego podczas konsumpcji bracia-rycerze słuchali tekstów odczytywanych na głos przez kapłana lub lektora. Nie była to przypadkowa lektura.

Teksty dobierano w taki sposób, by utwierdzały w braciach-rycerzach poczucie wypełniania wyjątkowej misji, pobudzały ich zapał i zagrzewały do walki o triumf chrześcijaństwa. Podczas posiłków cyklicznie odczytywano regułę, przypominając słuchaczom o ich obowiązkach. Ponieważ większość nie znała łaciny, już na początku XIII w. przetłumaczono ją na niemiecki. 

Krzyżackie wzorce

Najważniejszym dla chrześcijan tekstem było Pismo Święte. Władze zakonne zdawały sobie jednak sprawę, że ich gorliwi w wierze, lecz niewykształceni podwładni niewiele zrozumieją z oryginalnych tekstów biblijnych. Dlatego wybrane do lektury księgi nie tyle przekładano na niemiecki, lecz opracowywano w taki sposób, by kształtowały pożądane postawy, a ich przesłanie łatwiej zapadało w pamięć. Nadawano im więc formę wierszowaną, często rymowaną i uzupełniano komentarzami odnoszącymi się do współczesności.

Szczególnie propagowano postacie mogące służyć za wzorzec dla żołnierzy. Jak Judyta, która uwiodła wodza armii babilońskiej Holofernesa, a gdy zasnął w jej objęciach. Odcięła mu głowę, ratując swój lud przed najeźdźcami. Morał potrafił wyciągnąć nawet najmniej rozgarnięty słuchacz. W dążeniu do wyższych celów można stosować podstęp i dopuszczać się okrucieństw.

Biblijną Księgę Hioba uzupełniono z kolei o wierszowany opis działalności Dietricha von Altenburg, komtura Ragnety. Dokonał on zwycięskiego najazdu na Litwę (1320), a potem, jak Hiob, został zalany falą nieszczęść. W bitwie pod Płowcami (1331) poniósł klęskę. Rozcięto mu policzek od ucha do ust, ranny trafił do polskiej niewoli. Krzyżacy zdołali go odbić, lecz wrócił upokorzony, z potworną blizną na twarzy. Nie poddał się jednak losowi i cztery lata później został nagrodzony wyborem na urząd wielkiego mistrza. Z tej historii wynikało, że nigdy nie należy się poddawać, a po każdej porażce można się podnieść i wspiąć na sam szczyt.

Najbardziej lansowanymi bohaterami byli jednak przywódcy żydowskiego powstania przeciw Seleucydom, czyli panującym w Judei potomkom jednego z wodzów Aleksandra Macedońskiego. Wzniecił je ród Machabeuszy, gdy helleńscy władcy ustawili w Świątyni Jerozolimskiej ołtarz Zeusa i kazali składać ofiary swemu bogu. Matatiasz Machabeusz i jego pięciu synów sprzeciwili się bluźnierstwu. Walczyli przez kilkanaście lat, gdy jeden ginął, przywództwo obejmował brat. Ich niezłomna postawa została nagrodzona. Zwyciężyli, zasiedli na tronie niepodległej Judei. Po rytualnym oczyszczeniu świątyni ustanowili nowe żydowskie święto – Chanuka.

W okresie krucjat za odpowiednik Seleucydów uznano muzułmanów, Machabeuszy – zakony rycerskie. Takiego porównania jako pierwszy użył papież Honoriusz III, a Krzyżacy skwapliwie wpisali je do prologu swoich Statutów. Po przeniesieniu działalności do Prus nadal się na nie powoływali. Przedstawiali żydowskich powstańców jako wzór do naśladowania przez bojowników za wiarę. 

Kult Maryi i św. Elżbiety

O tym, że Krzyżacy się uważali za rycerzy Maryi, świadczyła już nazwa zakonu, który na swą patronkę wybrał matkę Jezusa. Zakon uroczyście obchodził wszystkie związane z nią święta, a do kalendarza liturgicznego dodał własne. Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie celebrowane 6 lutego. 

Odczytywana podczas posiłków księga „Vatterbuch” z opowieściami o życiu męczenników, pustelników i świętych kończyła się opisem Sądu Ostatecznego. Zdaniem autora – anonimowego członka zakonu – wśród zbawionych znaleźli się Krzyżacy przedstawieni Bogu jako „rycerze Maryi”.

Mimo że byli rycerzami, nie mogli, jak ich świeccy odpowiednicy, mieć „dam serca”. Być może dlatego na patronów zakonu wybierali niemal wyłącznie kobiety. Ale takie, którym mogli służyć i obdarzać uczuciami bez naruszania ślubu czystości. Obok Matki Bożej wielką czcią otaczali św. Elżbietę Węgierską (1207−1231), córkę króla Andrzeja II.

Gdy jej mąż, landgraf Turyngii, zginął podczas krucjaty, przeniosła się ze wspaniałego zamku do Marburga, gdzie ufundowała szpital i poświęciła się pomocy chorym. Kiedy wyczerpana zmarła, mając zaledwie 24 lata, jej szwagier Krzyżak rozpoczął starania o kanonizację. Udało się już cztery lata później. Krzyżacy uznali Marburg za swoją duchową stolicę i krzewili kult św. Elżbiety jako ucieleśnienia ideałów, jakie także im przyświecały. Zaczynali bowiem jako bractwo szpitalne pomagające bezinteresownie chorym i potrzebującym.

Nieudana próba wykreowania własnej świętej

W XIV w. podjęli starania o wykreowanie kolejnej świętej, tym razem ich własnej. Dorota Schwartze urodziła się w wiosce Groß-Montau (obecnie Mątowy Wielkie) pod Malborkiem. Chciała zostać zakonnicą, doznawała mistycznych wizji, lecz rodzina zmusiła ją do poślubienia starszego o 20 lat kupca z Gdańska. Urodziła dziewięcioro dzieci, z których ośmioro zmarło w czasie epidemii dżumy.

Po tej tragedii przeniosła się w 1391 r. do Kwidzyna, by wieść życie pustelnicy. Księża w Gdańsku nie traktowali jej wizji poważnie. Natomiast dziekan krzyżackiej kapituły w tym mieście Johann von Marienwerder (Jan z Kwidzyna) dostrzegł w Dorocie prawdziwą mistyczkę i otoczył opieką duchową. Pozwolił by codziennie przyjmowała komunię, spisywał jej objawienia. Zgodził się na jej prośbę o zamurowanie w domku, którego do końca życia nie opuści. 

Przez jedno okienko podawano jej pożywienie, przez drugie komunię. Gdy po trzech latach zmarła, protektor napisał hagiograficzne dzieło „Żywot Doroty z Marienwerder”. Zakon wystąpił do papieża o jej kanonizację. Według popularnej wśród Krzyżaków opowieści, po klęsce pod Grunwaldem wielki mistrz Heinrich von Plauen modlił się do niej prosząc, by uchroniła Malbork przed zajęciem przez Polaków. Dorota ukazała mu się we śnie i powiedziała, że spełni prośbę, pod warunkiem, że mistrz zgodzi się, by przez 600 lat nikt nie poznał miejsca jego pochówku. 

„Żywot Doroty” stał się jedną z ulubionych lektur w krzyżackich refektarzach. Rozpoczęty w 1404 r. proces kanonizacyjny przerwano po bitwie grunwaldzkiej. Dokończył go dopiero w 1976 r. papież Paweł VI. W 2007 r. w katedrze kwidzyńskiej odkryto kryptę ze szczątkami trzech mężczyzn. Badania DNA i inne analizy wykazały, że jednym z nich był Heinrich von Plauen.

Zakon jako azyl dla przestępców

Jeszcze na przełomie XIII i XIV w. związany z Krakowem autor „Rocznika dominikańskiego” (Rocznika Krasińskich) wypowiadał się o Krzyżakach z uznaniem, doceniając ich szczerą pobożność i ofiarność. Minęło niewiele lat i zaczęły się mnożyć relacje o popełnianych przez nich okrucieństwach, gwałtach, obłudzie i chciwości.

Zakon bronił się, przekonując papieży i cesarzy, że są to oszczerstwa rozpowszechniane przez jego wrogów. Stosował tę taktykę także podczas procesu z Polakami po klęsce grunwaldzkiej. Wtedy było już jednak oczywiste, że po szlachetnych ideałach moralnych, które mu niegdyś przyświecały i formalnie wciąż obowiązywały, pozostało już bardzo niewiele. Co je zniszczyło?

W 1244 r. zakon poniósł straszliwe straty w bitwie z wojskami mameluków pod Hirbiją. Według kronikarzy z 400 rycerzy ocalało jedynie trzech. Dwa lata wcześniej kilkuset Krzyżaków zginęło w bitwie z armią księcia nowogrodzkiego Aleksandra Newskiego na jeziorze Pejpus. Coraz więcej ofiar pochłaniała walka z Prusami, którzy w 1242 r. wzniecili potężne powstanie.

W efekcie krzyżackie szeregi zostały tak przerzedzone, że w 1250 r. wielki mistrz Poppo von Osterna zwrócił się do papieża o złagodzenie reguły. Innocenty IV odmówił, jego następca Aleksander IV był bardziej wyrozumiały i w latach 1255– 58 zaakceptował radykalne zmiany.

Najpoważniejsze skutki miało zniesienie półrocznego nowicjatu oraz zgoda na przyjmowanie do zakonu sprawców przestępstw, którym krzyżaccy kapłani udzielą rozgrzeszenia. Brak okresu próbnego sprawiał, że płaszcze krzyżackie otrzymywali mężczyźni, którzy nie byli w stanie sprostać surowym wymogom reguły. Potrzebowano ich jednak do walki, więc nie usuwano z zakonu. 

Jeszcze większe zagrożenie dla etosu rycerskiego sprokurowały gwarancje bezpieczeństwa dla uciekających przed sprawiedliwością przestępców. Trudno przypuszczać, by takimi kandydatami kierowała wiara, a nie chęć uniknięcia kary. W efekcie w zakonie znalazło się wielu zwyczajnych, choć dobrze urodzonych, bandytów. 

Wielcy mistrzowie zostali postawieni przed dylematem. Oprzeć się na nielicznych idealistach i stracić własne państwo czy przyjmować byle kogo, ale obronić posiadłości w Prusach? Wybierali drugą możliwość. Starali się zmieniać nowe nabytki w karnych żołnierzy, poddając ich surowej dyscyplinie, grożąc karami w życiu doczesnym i wiecznym. Jednak przywrócić dawnych standardów nie zdołali. Już w połowie XIV w. kronikarz Piotr z Dusburga pisał, że bracia „zamiast milczeć przy posiłkach rozprawiają o ziemskich próżnościach”, a zamiast tekstów o „Chrystusie, jego Matce i świętych” każą sobie czytać opowieści o „czynach świeckich władców i rycerzy”. 

Upadek moralny zakonu krzyżackiego

W miarę upływu czasu działo się tylko gorzej; życie duchowe braci-rycerzy zanikało, ich obyczaje ulegały zeświecczeniu. Kapłani, którzy nigdy nie decydowali o kluczowych dla zakonu sprawach, tracili również wpływ na kształtowanie mentalności i charakterów szeregowych członków. Według pierwotnych założeń, na każdych 12 rycerzy miało przypadać 6 kapelanów. Pod koniec wieku XIV w wielu komturiach te proporcje drastycznie się rozeszły, nawet do poziomu 50 do 2.

Pracy dydaktyczno-duszpasterskiej nie sprzyjało również to, że większość Krzyżaków była analfabetami. Uczyć się czytania i pisania mogli jedynie za zgodą przełożonych. Występowali o nią nieliczni. Nic ich zresztą do tego nie zachęcało. W odróżnieniu od zakonów mniszych, w zakonie krzyżackim w ogóle nie praktykowano lektury indywidualnej, która pogłębiałaby duchowość i zachęcała do refleksji.

Już w 1339 r. w procesie polsko-krzyżackim o przynależność Pomorza Gdańskiego i ziemi chełmińskiej prowadzonym przez wysłanników papieża Benedyka XII padło stwierdzenie, że „młodzi bracia są gorsi od starszych”. Nie były to jedynie figury retoryczne i najlepiej o tym wiedzieli sami Krzyżacy. W utajnionych przed osobami postronnymi wewnętrznych dokumentach zakonu można znaleźć zapisy o tym, do czego byli zdolni niektórzy z jego członków. 

W Brandenburgu brat-rycerz von Nossow pobił przed ołtarzem księdza i podeptał hostię. Na zamku w Świeciu dwaj skłóceni zakonnicy kilkakrotnie wdali się w bójkę. Jeden z adwersarzy zamknął przed drugim bramę i obrzucił go z góry kłodami drewna. Po odbyciu kary o świcie poszli grzecznie na modły, a wracając z nich rzucili się na siebie z nożami i poważnie poranili. W Radzyniu brat-rycerz Kellenbach opuścił samowolnie zamek, zabawił się w karczmie i zaatakował kolegę. Ten uciekł do kościoła, gdzie akurat odbywało się wieczorne nabożeństwo. Klnącego i wymachującego sztyletem napastnika obezwładniło trzech księży. Wezwany komtur chciał go przesłuchać. Jednak Kellenbach był zbyt pijany, by dało się z nim nawiązać kontakt.

Przykłady można mnożyć. Nowe generacje Krzyżaków wymigiwały się od obowiązków religijnych, nie słuchały kazań, ukrywały łupy, by przeznaczyć je na zakazane rozrywki, alkohol lub hazard. Wciąż byli dobrymi i bitnymi żołnierzami, ale ich moralność bardziej niż religia kształtowała wojna. Gdy na nią wyruszali pod białym, symbolizującym czystość, płaszczem całkowicie znikał zakonny habit i pozostawała jedynie zbroja. A zza niej wynurzało się okrucieństwo, mściwość i brutalność. Zakon założony przez uduchowionych altruistów stawał się bezduszny.