Każdy może wykorzystać króla Artura na własny sposób. Od wieków artyści robią z nim, co chcą. Dlaczego monarcha znosi to wszystko? Bo od początku jest produktem średniowiecznego marketingu politycznego! Artur, jakiego znamy z większości książek i filmów, nie jest postacią historyczną. Jest jedynie legendą wykreowaną przez Anglików na potrzeby rywalizacji z Francuzami.

W 1135 roku król Artur został niejako wyciągnięty z historii przez Geoffreya z Monmouth w dziele „Historia Regum Britanniae”. W pewnym sensie miał być odpowiedzią na francuską legendę Karola Wielkiego. Jego postać od początku była przeinterpretowana – wyjaśnia dr Natalia Lemann z Katedry Teorii Literatury Uniwersytetu Łódzkiego. 

Legenda o świętym Graalu to francuski wymysł

Chichotem historii jest fakt, że do wzrostu popularności celtyckiego wodza przyczynili się właśnie Francuzi! Przede wszystkim zrobił to Chrétien de Troyes. Autor romansów o rycerzach króla Artura, m.in. „Percewala z Walii, czyli opowieści o Graalu” (ok. 1180). Tym samym wprowadził do legend arturiańskich motyw bliżej nieokreślonego naczynia, które nazwał „Graalem”.

Historycy (w tym Wojciech Górczyk w tekście „Demitologizacja i remitologizacja Graala w kulturze masowej XX w.”) wskazują, że francuski autor wykorzystał mit o naczelnym bóstwie celtyckim imieniem Dagda, który dysponował magicznym kociołkiem bez dna. I sprawa pewnie rozeszłaby się po kościach, gdyby nie inny francuski poeta Robert de Boron. Przedstawił Graala jako mityczny kielich. Napełniony krwią Chrystusa, który został przewieziony na Wyspy Brytyjskie przez Józefa z Arymatei. Czyli człowieka, który wedle Nowego Testamentu ofiarował na pochówek Jezusa swój grób. 

W tej sytuacji, wyczuwając nadarzającą się okazję, postać króla Artura postanowił wykorzystać Kościół. Na początku XIII stulecia w cyklu „Lancelot-Graal” (Cycle de la Vulgate”) – anonimowym zbiorze poematów pisanych prozą – legendy arturiańskie przemieszano z wątkami religijnymi. Według części badaczy dzieło opracowali członkowie zakonu cystersów. Przekaz wydawał się jasny: tak jak Rycerze Okrągłego Stołu zostali wysłani na poszukiwania Świętego Graala, tak chrześcijańscy wojownicy mieli podążać na wyprawy krzyżowe

Król Artur awansował na ideat chrześcijańskiego monarchy i błyszczał przez kolejne stulecia. Legendy arturiańskie wychwalał jeszcze w XIX w. choćby postromantyczny poeta Alfred Lord Tennyson (The Lady of Shalott”, 1842). Dla Brytyjczyków – ówczesnych panów największego światowego imperium – stanowiły dowód chwalebnej przeszłości i powód do dumy. Nawet satyryczny „Jankes na dworze króla Artura” (1889) Marka Twaina nie mógł naruszyć mitu. 

Żarty z króla Artura

Było tak do czasu, ponieważ kilkadziesiąt lat później wszystko się zachwiało. Doszło do tego, gdy w latach 70. XX wieku napompowaną przez stulecia postać Artura wzięli na cel członkowie satyrycznej grupy Monty Pythona. Mistyczny balon postanowili przekłuć już w pierwszej scenie swojego filmu „Monty Python i Święty Graal” (1975). W wersji komików monarcha porusza się na wyimaginowanym koniu, a tętent kopyt imituje giermek, uderzając orzechami kokosowymi.

Potem jest tylko gorzej, czyli jeszcze zabawniej. Gdy Artur nieopatrznie wdaje się w rozmowę z wieśniakami pracującymi w polu i usiłuje przekonać ich, że jest prawowitym władcą, słyszy: „Ja na ciebie nie głosowałam”. „Królów się nie wybiera” – odbija piłeczkę Artur. „Pani Jeziora wynurzyła z głębin ramię spowite w najczystszy złotogłów, dzierżące zaginiony miecz Excalibur, co było znakiem Bożej Opatrzności, że mam go nosić. Dlatego jestem waszym królem”. „Obce baby rozdające miecze to kiepska legitymacja władzy” – kwitują wieśniacy.

Brytyjscy komicy nie oszczędzili też kapiącego patosem mitu rycerskiego. Pojedynek z Czarnym Rycerzem – niezłomnym wojownikiem, pojawiającym się w różnych wersjach legend arturiańskich – został sprowadzony do groteskowej walki. W jej trakcie wojownik traci wszystkie kończyny, a mimo to wciąż nie uznaje wyniku pojedynku.

Natomiast na zamku Camelot rycerze tańczą i śpiewają: „Przy okrągłym stole są tańce i swawole. Każdy ruch ćwiczymy za dwóch. Mamy perfekcji wolę”. Jeszcze bardziej rozśpiewaną i roztańczoną wersją legend arturiańskich w wersji Monty Pythona stanowi musical „Spamalot”, utrzymany w konwencji burleski. Ale król Artur zainspirował nie tylko satyryków.

Król Artur jako archetyp fantasy

Pod koniec XV w. sir Thomas Malory napisał powieść pt. „Le Morte d'Arthur” („Śmierć Artura”). W jego interpretacji celtycki władca stanowi uosobienie Dobra walczącego ze Złem. Według Andrzeja Sapkowskiego to dzieło Malory'ego stało się podwaliną całej literatury fantasy, zaś Artur dołączył do zaszczytnego grona archetypów. „Kto chce, niechaj zamknie oczy i na oślep wyciągnie rękę ku półce z książkami, niechaj wytaszczy z niej na chybił trafił jedną powieść fantasy. I niechaj sprawdzi" – argumentował twórca cyklu o Wiedźminie w 1993 roku na łamach miesięcznika „Nowa Fantastyka”.

Po czym pisarz szczegółowo wyjaśniał wpływ arturiańskich legend na typową literaturę fantasy: „Książka opisuje dwa królestwa (krainy, imperia) – jedno jest krainą Dobra, drugie wręcz przeciwnie. Jest Dobry król, z tronu i dziedzictwa wyzuty i próbujący je odzyskać, przeciw czemu są siły Zła i Chaosu. Dobrego Króla wspiera Dobra Magia i Dobry Czarodziej, jak również zgromadzona wokół sprawiedliwego władcy Drużyna Dzielnych Chwatów. Do totalnego zwycięstwa nad Siłami Ciemności niezbędny jest jednakowoż Cudowny Artefakt, przedmiot magiczny o niebywałej mocy. Przedmiot ten we władzy Dobra i Pokoju posiada właściwości integrujące i pokojowe, w ręku Zła jest silą destrukcyjną. Magiczny Artefakt trzeba więc odnaleźć i zawładnąć nim, zanim wpadnie w lapy Odwiecznego Wroga... Skąd my to znamy? Znamy to z sir Thomasa Malory'ego, z »Le Morte d'Arthur«”.

Kamień króla Artura, fot: Getty ImagesKamień króla Artura, fot: Getty Images

Sapkowski w swoich powieściach również sięga po motywy z legend arturiańskich, ale samego Artura jakby pomija. Według hipotezy dr Natalii Lemann robi to celowo, żeby nie powielać wypaczonego od samego początku wizerunku monarchy. „Kolejne wersje legendy, poczynając od cytowanego Geoffreya z Monmouth, uparcie czynią przecież z Artura władcę chrześcijańskiego i przerażająco papierowego z porównaniu z pierwotnymi źródłami walijskimi. Sapkowski żywi chyba zbyt wiele szacunku do Artura, by to uczynić” – tłumaczyła badaczka w artykule „Literatura arturiańska w twórczości Andrzeja Sapkowskiego, czyli wszystkie drogi prowadzą do Kamelotu”.

Król Artur jako bohater filmów

Mimo popularności fantasy, z początkiem XXI wieku legendarny władca kompletnie mizernieje. W przygodowo-historycznym filmie „Król Artur" (2004) z Clive'em Owenem i Keirą Knightley w rolach głównych tytułowy bohater został przedstawiony jako zmęczony wojnami dowódca. Idealista marzący o życiu w „świecie porządku, cywilizacji, postępu”, w Rzymie.

Są momenty, w których Artura robi się naprawdę żal. Po piętnastu latach wiernej służby Cesarstwu Rzymskiemu wciąż nie może wrócić do domu, bo niespodziewanie dostaje jeszcze jedną misję. Najpierw więc musi stawić czoła rosnącemu rozgoryczeniu swoich wojowników, a następnie zmierzyć się z bolesną prawdą o odchodzącym porządku świata, w jakim dotychczas funkcjonował.

„Flawiusz głosi tezę, że wszyscy są wolni i równi. I że każdy decyduje o własnym losie” – mówi dowódca w rozmowie z uratowanym Alecto, chrześniakiem papieża. „Flawiusza stracono już przed rokiem. Germaniusz potępił jego tezy. Ekskomunikowali go i zabili. Rzym, o którym mówisz już nie istnieje. Chyba tylko w twoich snach” – uświadamia mu młodzieniec.

Tytułowy bohater w ogóle nieustannie zmaga się z jakimiś zarzutami. Dając wyraz wielkiemu przywiązaniu do idei równości, pozwala dołączyć do walki kobiecie, królowej Piktów Ginewrze, uratowanej podczas misji. W trakcie jednej z rozmów Ginewra zarzuca mu, że porzucił Brytów na rzecz służby Cesarstwu Rzymskiemu. „Moje miejsc jest tutaj. A twoje?” – pyta prowokacyjnie. A Artur nie ma siły polemizować.

„Ten film strasznie skrytykowano, natomiast tak naprawdę król Artur został w nim bardziej pokazany jako postać historyczna niż jako legenda” – broni twórców scenariusza dr Lemann. Zupełnie inaczej było w monumentalnym „Excaliburze" (1981), który, mimo swej ahistoryczności, jest dziś dziełem kultowym...

Wizerunek króla Artura współcześnie

Jeszcze bardziej blado niż w „Królu Arturze” (2004) wypada bohater w serialu „Camelot” (2011). Oto podczas przygotowania młodego Artura do najważniejszego zadania – wyjęcia miecza ze skały – czarnoksiężnik Merlin przekonuje, że „król to tylko idea, którą wystarczy zaszczepić w ludziach”.

„Jak mam się stać tą ideą?” – z rozbrajającą szczerością pyta przyszły monarcha. Nie wierzy, że uda mu się dokonać wiekopomnego czynu, a swoimi wątpliwościami dzieli się na głos i to w obecności rycerzy. „To twoja chwila. Uwierz w siebie” – radzi sentencjonalnie Merlin z miną dalekowschodniego mędrca. Truizmy pojawiać się zresztą będą na każdym kroku chwiejnie stawianym przez Artura.

I tym razem krytycy nie pozostawili na filmowym wizerunku króla suchej nitki. Sarah Dempster z „The Guardian” duet głównych bohaterów podsumowała krótko: „Artur jest blond włosy i jest oszołomiony. Merlin jest łysy i jest oszałamiający”. Mike Hale na łamach „The New York Times" zauważył, że do wyciągnięcia miecza ze skały młody Artur potrzebuje „life coacha” – trenera personalnego, osobistego psychologa.

Jeśli ktoś nadal czuje się nieprzekonany, że ostatnimi czasy król Artur popadł w tarapaty, warto sięgnąć choćby do interpretacji legend arturiańskich dla dzieci. Jeszcze w bajce z 1998 r. „Magiczny Miecz. Legenda Camelotu” bohater przedstawiony jest jako dojrzały mężczyzna, mądry i odważny, „prawdziwy król, który wyprowadził swój lud z ciemności”. Ale już w roku 2005 w brytyjskim serialu animowanym o niedwuznacznym tytule „Porażki Króla Artura” staje się karykaturą samego siebie, władcą potykającym się o własne nogi i oszukującym w karty.

Siła legend arturiańskich

Klucz do zrozumienia słabnącej pozycji legendarnego władcy może kryć się w jednej ze scen wspomnianego serialu „Camelot”. Gdy Merlin ostrzega Artura przed rodzącym się uczuciem do Ginewry słowami: „Ona należy do Leontesa”, król reaguje błyskawicznie: „Nikt nie należy do nikogo”. Czyli patriarchalny porządek świata upada?

Zwiastunem zmian był zabieg zastosowany w 1982 r. przez Marion Zimmer Bradley w powieści fantastycznej „Mgły Avalonu". Historia została opowiedziana z punktu widzenia przyrodniej siostry Artura – Morgany Le Fay. „Bradley wykorzystuje legendę do pokazania kobiety. Jest to feminizm, wtedy mniej więcej się rodzi herstory [historia pisana z perspektywy kobiet – przyp. red.]” – podkreśla dr Lemann.

Mimo to król ciągle nie został zdetronizowany, ponieważ wciąż go pełno! Stał się bohaterem nie tylko dzieł literackich i filmowych, ale także rozlicznych komiksów („Slaine: Skarby Brytanii”, „W poszukiwaniu Graala”), piosenek (Jacek Kaczmarski „Rycerze Okrągłego Stołu”; Przemysław Gintrowski „Kołysanka Króla Artura” ze słowami Jerzego Czecha), skeczów, gier komputerowych czy „planszówek”.

To świadczy o sile legend arturiańskich. „Tego typu historie stają się rezerwuarem różnego rodzaju postaw, bohaterów, struktur fabularnych, rekwizytów, które potem funkcjonują jako ikony w kolejnych tekstach” – wyjaśnia dr Karol Jachymek, kulturoznawca z Uniwersytetu SWPS.

Jak zmienia się legenda

„Okazuje się, że mimo mód i trendów oraz licznych zmiennych w obrębie kultury popularnej król Artur jest nieodłącznym jej składnikiem, a kolejne konkretyzacje władcy tylko nam o tym przypominają. Wydaje się także, że dalszy żywot króla Artura w przestrzeni kultury popularnej jest bezpieczny” – stwierdza Kamila Kowalczyk ze Stowarzyszenia Badaczy Popkultury i Edukacji Popkulturowej Trickster.

A więc pomimo aktualnych, przejściowych kłopotów Artur bezpiecznie zacumował w świecie masowej wyobraźni. Legenda arturiańska jest w sposób nieprzerwany opowiadana od średniowiecza, bo każda epoka znajduje w niej coś dla siebie. Inaczej ustawia wektory, opowiada z innej perspektywy, inne kwestie uwypukla. „Legenda zawsze opowiada o historii, ale też o teraźniejszości poprzez historię. To jest tzw. proces aktualizacji” – tłumaczy dr Lemann. 

Co więcej, próbę ratowania nadwątlonego ostatnimi czasy wizerunku legendarnego władcy podjął reżyser i producent Guy Ritchie. Zapowiedział, że w jego filmie „Król Artur: Legenda miecza” bohater będzie nieco szorstki, a nawet przebiegły. Film zebrał jednak niepochlebne recenzje i okazał się finansową klapą. Dlatego zarzucono plany nakręcenia kolejnych pięciu jego części.