Diabeł spoglądający na mnie ze ściany kościoła w Czachowie wygląda dość pociesznie, choć miał chyba wzbudzać szok i przerażenie. Szczerze mówiąc, gdybym nie wiedział, że ma 700 lat i jest jedyny w swoim rodzaju, powiedziałbym, że namalowało go jakieś dziecko. I to niezbyt uzdolnione artystycznie.

Diabłu towarzyszy cały orszak postaci – rycerzy, duchownych, królów, aniołów i piekielnych istot porywających grzeszników. Wszystkie są równie pokraczne i dlatego fascynujące. By je zobaczyć, do maleńkiej wsi na zachodnich krańcach Polski podróżują ludzie z całego kraju. 

Most na Odrze

Ja jednak przyjechałem zobaczyć coś zupełnie innego. To otwarty w lecie 2021 r. pieszo-rowerowy most na Odrze rozpalił moją wyobraźnię. Jest jedną z najbardziej spektakularnych inwestycji rowerowych w Polsce i właściwie od kiedy zobaczyłem zdjęcia z nowo powstałej trasy, chciałem ją sprawdzić.

Lubię jeździć rowerem po dawnych szlakach kolejowych, a odnowiona konstrukcja miała być zwieńczeniem kilkudziesięciu kilometrów nowiusieńkiej ścieżki rowerowej pełnej pamiątek po dawnych czasach. Krajobraz, który ogląda się z wysokości nasypu kolejowego, budynki po byłych dworcach, opuszczone perony, wiadukty i wreszcie on – most Europejski, najdłuższa przeprawa na Odrze – 770 m.

Tak naprawdę to dwa mosty o długości 335 i 325 m połączone groblą. Dopiero w lecie 2022 r. Niemcy skończyli remont swojej części konstrukcji, co otworzyło fantastyczne możliwości transgranicznych wycieczek – nie tylko rowerowych.

Rowerem przez Odrę

Mój plan był prosty jak linia kolejowa – przejechać nieco ponad 40 km w obie strony z najbliższej (czynnej) stacji kolejowej i wrócić pociągiem do domu w Poznaniu. Nie spodziewałem się, że trasa wydłuży się ponad dwa razy. Wysiadając z pociągu relacji Kostrzyn–Szczecin na stacji w Godkowie, nie wiedziałem, że Lars von Trier kręcił tu i w pobliskiej Chojnie film Europa. Choć zdobył on trzy nagrody w Cannes, to Złota Palma przyznana została komu innemu, za co reżyser śmiertelnie się obraził i pokazał Jury środkowy palec.

Ale o tym dowiem się dużo później, na razie jadę równą jak stół ścieżką z nadzieją, że w godzinkę pokonam 20 km dzielące dworzec od Odry. Właściwie od razu pojawia się pierwsza przeszkoda w postaci dwóch bielików siedzących sobie na wysuszonym drzewie kilkadziesiąt metrów od trasy. Spotkanie z naszym narodowym ptakiem zawsze wywołuje duże emocje, nawet jeśli ów ptak nie bardzo ma ochotę ruszyć czymkolwiek poza głową. 

Parę kilometrów dalej mijam zagrodę danieli, które jak się okazuje, bardzo lubią jabłka – i właśnie nimi karmią je miejscowi. Stare jabłonie rosną wszędzie wzdłuż trasy, więc wiem już, że z głodu nie umrę. Takich owoców nie kupicie w sklepie – lekko kwaśne, nie za duże, nie za ładne, ale przepyszne i prawdziwe. A może mam po prostu taki sam gust jak daniele?

Moryń otaczają niemal w całości zachowane mury z basztami i furtą. Niestety nie zachowały się bramy miejskie (Fot. Jakub Rybicki)

Przy zagrodzie skręcam do Morynia – to miasteczko otoczone niemal idealnie okrągłym pasmem murów zachowanych prawie w całości. Za murami obejrzeć można kościół z XIII w., który również znany jest z wizerunków diabłów, ale jeszcze bardziej z tajemniczej szachownicy na jednej ze ścian wieży. Takie szachownice spotkać można na kilkudziesięciu kościołach w Polsce i Niemczech, a ich przeznaczenie nie jest do końca jasne. Zagadkę próbował rozwikłać Pan Samochodzik – to właśnie tutaj dzieje się akcja Księgi strachów, pierwszej książki z serii.

Miasto leży nad pięknym jeziorem Morzycko. Czyste, głębokie na 60 m wody też kryją tajemnicę, dostępną tylko dla nurków – na dnie spoczywają szczątki radzieckiego myśliwca z czasów II wojny światowej. Po drugiej stronie jeziora, we wsi Gądno, znajduje się powoli podnoszony z ruin pałac również znany z powieści. Co roku z tego miejsca startuje rajd „Rowerem na szlaku Pana Samochodzika”.

„Odpocznij, rowerzysto drogi, bo przed tobą kawał drogi!”

Wracam na stare tory idące przez malowniczo pofałdowany krajobraz. Wzgórza Moryńskie są czasem obrazowo nazywane Karpatami Moryńskimi, choć trzeba sporo fantazji, żeby wymyślić takie porównanie. Fantazji nie brakuje też Jolancie Kurpiel, która razem z rodziną zmieniła dawny dworzec w Klępiczu w miejsce odpoczynku i spotkań rowerzystów. Przed budynkiem stacji stoją ławeczki i stoliki, wszystko tonie w kwiatach i osobliwych instalacjach artystycznych.

Do postoju zachęca napis: „Odpocznij, rowerzysto drogi, bo przed tobą kawał drogi!”. Inny wierszyk informuje o gościnności, kawie i herbacie. Można ją sobie zrobić samemu, a także poczęstować się fenomenalnym ciastem. W lodówce chłodzą się zimne napoje. Płaci się „co łaska” do puszki stojącej obok.

Staję skołowany, bo nie spodziewałem się zobaczyć czegoś takiego w Polsce. Przypomina to raczej domy aniołów szlaków, czyli osób bezinteresownie pomagających podróżnikom na długodystansowych trasach w USA. Podobno ludzie naprawdę zostawiają pieniądze i do interesu nie trzeba dokładać. Ciasto jest za dobre, a po 20 kilometrach jazdy czuję, że mogę bezkarnie pochłonąć kilka kawałków. Wypada jednak w końcu ruszyć w kierunku celu wyprawy. Dalej nie ma już na szczęście kuszących skoków w bok, nie licząc food trucka z pierogami.

Dawny dworzec kolejowy w Klępiczu dostał nowe życie jako miejsce odpoczynku i spotkań rowerzystów (Fot. Jakub Rybicki)

Most nie zawiódł pokładanych w nim nadziei. A były one spore, bo obiekt otrzymał nagrodę Property Design Awards 2022 za najlepiej zaprojektowaną przestrzeń publiczną w Polsce. Futurystyczny taras widokowy jest obłędnym punktem obserwacyjnym na rozlewiska Odry chronione przez Cedyński Park Krajobrazowy. Żyje tu 180 gatunków ptaków żywiących się rybami, które pod koniec lipca pływały sobie jeszcze beztrosko, nie przeczuwając nadchodzącej katastrofy ekologicznej.

Zbudowana w 1892 r. przeprawa została zniszczona przez Niemców w 1945 r., a istniejący dziś obiekt został odbudowany w latach 50. Co ciekawe, nigdy nie przejechał po nim żaden cywilny pociąg – w założeniu komunistycznych władz most miał służyć wyłącznie do transportu wojsk Układu Warszawskiego w razie wojny z NATO.

Gdy groźba konfliktu minęła, most pozostawiono samemu sobie, by powoli niszczał. Na szczęście dwa lata temu odrodził się jako nowa atrakcja na styku Polski i Niemiec. Jest tu całkiem sporo turystów – pieszych i rowerowych, co stanowi ciekawą odmianę, bo do tej pory mogłem się cieszyć względną samotnością. 

Kościół z malunkiem diabła w Czachowie 

Teraz czas podjąć decyzję – jak wrócić na stację kolejową, by zdążyć na ostatni pociąg? Najciekawszym wariantem wydaje się pętla przez najdalej wysunięty na zachód punkt Polski i Cedynię. Ja jednak decyduję się na krótszy i szybszy wariant – przez maleńki, leżący na uboczu Czachów słynący z kościoła Matki Boskiej Częstochowskiej z XIII w. Umówmy się – nie jestem fanem zwiedzania świątyń, ale zaintrygowały mnie zdjęcia wesołego diabła, jak czasem nazywają najsłynniejsze malowidło przy chrzcielnicy. 

Kościół jest zamknięty, jednak po zasięgnięciu języka pukam do jednego z pobliskich domów. Właściwie to nie zdążyłem zapukać, bo pani Barbara Sobiś była na posterunku. Na bosaka prowadzi do kościoła, gdy znikąd pojawiają się kolejni turyści. Przewodniczka snuje opowieść o dawnej świetności Czachowa, o świeckich przedstawieniach średniowiecza i znaczeniu poszczególnych malowideł, ale ja wciąż nie mogę uwierzyć, że pochodzą z XIV w. i należą do najstarszych polichromii w Polsce.

– No cóż, może lokalny artysta nie był szczególnie utalentowany, ale udało mu się oddać istotne fragmenty życia w tamtym czasie – wyjaśnia pani Basia.

Co do tego nie ma akurat zgodności, bo specjaliści spierają się o rzeczywiste przesłanie malowideł. Pewnym jest, że odkryto je dopiero pod koniec lat 70. podczas remontu. Niezmordowana przewodniczka prowadzi nas na skraj wsi, skąd widać dość niespodziewaną atrakcję – jedną z niewielu ocalałych latarni lotniczych w Europie, która służyła do nawigacji podczas nocnych przelotów.

W kościele w Czachowie papież Jan Paweł II odwraca wzrok od średniowiecznego diabła (Fot. Jakub Rybicki)

Dokładnie nad Czachowem prowadziła trasa pierwszego nocnego lotu w Europie – 2 maja 1926 r. z Berlina do Królewca.

Po takiej dawce wiedzy mogę spokojnie wracać na szlak, gdzie znowu czuję się trochę jak maszynista lokomotywy. Szkoda, że po tych arcyciekawych i malowniczych terenach nigdy już nie pojadą pociągi, ale po 70 latach stara trasa znowu żyje, służąc tym razem podróżnym jadącym w nieco wolniejszym tempie. 

Pomorze Zachodnie – informacje praktyczne

1. Co warto zobaczyć? 

  • Taras w Widuchowej – wyjątkowy w swej konstrukcji punkt widokowy; ze wzniesienia o wys. 72,6 m n.p.m. roztacza się wspaniały widok na dolinę Dolnej Odry.
  • Trzcińsko-Zdrój – dawne uzdrowisko otoczone murami z bramami miejskimi oraz z jednym z najstarszych i najcenniejszych ratuszy w Polsce z XIII w. 
  • Góra Czcibora pod Cedynią – w 972 r. wojska Mieszka I stoczyły tu bitwę, która zadecydowała o przynależności Pomorza Zachodniego do Polski. 
  • Mamutowiec olbrzymi z Brwic – największy i najstarszy okaz sekwoi w Polsce; został posadzony w 1895 r. przez rodzinę generała Henninga von Tresckowa, organizatora zamachów na Hitlera – drzewo ma 27 m wysokości, obwód pnia 361 cm.

2. Dojazd

  • Jeśli nie wybieramy się własnym samochodem, najbardziej sensownym rozwiązaniem jest dojazd pociągiem linii Szczecin–Kostrzyn nad Odrą do stacji Godków. Pociągi kursują często i mają miejsca do przewozu rowerów.
  • Most w Siekierkach to punkt początkowy (lub końcowy) liczącego 338 km rowerowego Szlaku Pojezierzy Zachodnich wiodącego przez całe woj. zachodniopomorskie aż do okolic Białego Boru.
  • Odcinek z mostu do Godkowa liczy 22 km i w całości biegnie po asfaltowej nawierzchni odpowiedniej dla każdego roweru. Część dalszej trasy również wytyczono po dawnej linii kolejowej, a przy dawnym dworcu we wsi Lubiana stoi imponująca lokomotywa z 1943 r.

3. Nocleg

  • Pole namiotowe Marigold w kwiatowej wiosce Mirowo. Możliwość noclegu w jurcie albo namiocie wikińskim (trzeba mieć własny sprzęt biwakowy). Cena wynosi 25 zł od osoby.
  • Agroturystyka Mętno 18. Za oknem łąki i konie. Za noc trzeba tu zapłacić od 180 zł za 2 osoby.
  • Pensjonat Myśliwski w starym folwarku, tuż przy szlaku rowerowym. To jednak miejsce dla fanów myśliwskich klimatów. Ceny noclegów od 180 zł za 2 osoby.
  • Klasztor Cedynia Hotel od 400 zł/2 os. Nocleg w pieczołowicie odrestaurowanym klasztorze cysterek z XIII w. przerobionym na hotel. 

Dodamy, że co roku w czerwcu u podnóża góry Czcibora odbywa się piknik historyczny i inscenizacja bitwy pod Cedynią, pierwszego historycznego zwycięstwa oręża polskiego – w 972 r.

Tekst ukazał się na łamach magazynu „National Geographic Traveler” . 

Szukasz więcej fascynujących informacji na temat świata roślin i zwierząt, odkryć archeologicznych i nieskończonego Wszechświata? Zaprenumeruj magazyn „National Geographic Polska". Najnowszą ofertę znajdziesz na tej stronie.