Kiedy wjeżdża się do Cannes od strony pobliskiej Nicei, pierwsze, co rzuca się w oczy, to luksus. Taki w najlepszym wydaniu, bo nie lśniący nowością i epatujący sobą, jak to dzisiaj ma miejsce w arabskich miastach Zatoki Perskiej, w których hotelowe gwiazdki nie mieszczą się już na frontach budynków. Ten luksus jest stylowy, pokryty patyną czasu, jak broda Seana Connery’ego siwizną. I kompletnie niezainteresowany tym, czy robi na kimś wrażenie.

Kiedy jechałem jedną z najsłynniejszych promenad na świecie, Boulevard de la Croisette, mając po lewej stronie palmy i lazur Morza Śródziemnego, a po prawej palmy i ciąg nieznośnie prestiżowych hoteli, czułem – no cóż – leciutki dygocik podniecenia. Jakbym miał za chwilę stanąć przed obliczem jakiegoś imperatora w jego sali tronowej.

Historia Cannes

I pomyśleć, że Cannes przez większość swej egzystencji było jedynie wioską rybacką. Wszystko zmieniło się w roku 1834, kiedy płynącego do Nicei lorda Henry’ego Petera Broughama sztorm zagnał właśnie tu. Nicea była jeszcze wtedy włoskim miastem. Cannes – francuską dziurą, ale Brougham zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Spędził tu zimę i od tej pory wracał co rok. A wraz nim coraz więcej angielskiej socjety. I to ona właśnie sprawiła, że miasto to stało się miejscem modnym.

Brougham ma dzisiaj w Cannes swój pomnik, nieopodal Pałacu Festiwalowego. Anglikom rzadko stawia się we Francji monumenty, ale mieszkańcy kurortu wiedzą, że gdyby nie brytyjski lord i polityk, to miejsce byłoby prawdopodobnie kolejnym anonimowym miasteczkiem Lazurowego Wybrzeża. Ale to nie Brougham uczynił z rybackiej wioski stolicę światowego kina. Tu decydującą rolę odegrał przypadek.

Festiwal Filmowy w Cannes odbywa się od 1946 roku / fot. Francois Durand/Getty Images

Po drugiej wojnie światowej Francja zastanawiała się, gdzie zainstalować festiwal filmowy, który byłby godnym rywalem Wenecji. Po długich dyskusjach w ostatecznej rozgrywce pozostały: atlantyckie Biarritz i śródziemnomorskie Cannes. Ostatecznie, rzutem na taśmę, wygrało to drugie, bo miało odrobinę więcej miejsc hotelowych.

Przewodnik po Cannes

I to właśnie hotele nadają Cannes charakter. Jest ich całe mnóstwo, ale najsłynniejsze są trzy. Najdalej na zachód Boulevard de la Croisette bieli się wspaniały Martinez, w którym luksusowy, ogromny apartament na najwyższym piętrze kosztuje coś koło 36 tys. euro za dobę. Na ścianach wiszą prawdziwe Picassy, ale na drinka w hotelowym barze można się szarpnąć, o ile na następny dzień zaplanuje się oczyszczającą i jakże tanią głodówkę.

Najbliżej Pałacu Festiwalowego położony jest z kolei Majestic – idealne wprost miejsce, żeby przemaszerować po czerwonym dywanie po odebranie Złotej Palmy. Pomiędzy nimi rezyduje najbardziej nobliwy z wyglądu, trochę przypominający zamek z wieżyczkami Carlton. To mój ulubiony hotel, choćby dlatego, że w nim mieszkałem.

Cannes / fot. Getty Images

Może się poszczycić najsłynniejszym pokojem w Cannes – zwanym apartamentem Grace Kelly. Ta sława kina meldowała się w hotelu jako aktorka, ale opuszczała go już jako księżna Monako. Miło spędzić noc czy dwie w miejscu z taką historią, a co więcej, nie jest to niewykonalne. Poza sezonem można upolować tu dwójkę za jakieś 200 euro – w sam raz na prezent dla żony z okazji okrągłej rocznicy ślubu.

Tekst jest fragmentem artykułu opublikowanego w najnowszym wydaniu „National Geographic Extra (Bookazine Traveler) – 40 miejsc we Francji”, który jest już dostępny w sprzedaży. Zapraszamy do saloników prasowych i kiosków, a także zachęcamy do nabycia naszego magazynu za pośrednictwem strony kultowy.pl.