Wino – prawdziwy skarb Mołdawii

Trudno wyobrazić sobie lepszą nauczycielkę gotowania od Niny z rodzinnej mołdawskiej winnicy Et Cetera. Ten jej uśmiech, bijące od niej ciepło i domowa babcina kuchnia sprawiają, że można się w niej zakochać na zabój. Uczy mnie robić placintę, narodową potrawę Mołdawii, bez której trudno wyobrazić tu sobie jakiekolwiek rodzinne spotkanie. Sprawne ręce Niny łączą mąkę z wodą i odrobiną soli i błyskawicznie wyrabiają na ciasto.

Potem tną na mniejsze kawałki i rozwałkowują na placki, które zostawiamy na 10 min. – Ciasto musi sobie odpocząć – wyjaśnia. Blachę smaruje olejem słonecznikowym i przygotowuje nadzienie. A jest nim bryndza z jajkami. Ale mogą też być kapusta, ziemniaki, owoce. Nina z pomocą synowej Danieli rozciąga placki niczym gumę, aż staną się tak cienkie jak bibułka. W jej wykonaniu wszystko wydaje się takie proste, ale kiedy próbuję to powtórzyć, w moich plackach powstają dziury.

Pierwszy płat ciasta posmarowany cienko olejem układamy na blasze i pokrywamy warstwą nadzienia, potem powtarzamy wszystko, aż wypełni się cała blacha. Nina wstawia ją do pieca na 20 min. Placinta jest przybrązowiona i tak chrupka, że w okamgnieniu znika z talerza. Synowie szefowej kuchni – Igor i Aleksander – prowadzą własną 34-hektarową winnicę i produkują wino. Oprócz tego mają też restaurację z widokiem na winnicę, gdzie rządzą kobiety. Rodzinny biznes otworzyli po powrocie ze Stanów Zjednoczonych.

– Dokupiliśmy ziemię, zasadziliśmy winorośl i długo eksperymentowaliśmy z winem – opowiada Igor, oprowadzając mnie po winnicy Et Cetera. Pierwsze zbiory mieli w 2005 r. i wkrótce dostali medal za jakość na targach wina w Kiszyniowie. W ciągu dekady medali przybyło, a Et Cetera wymieniana jest wśród najlepszych winnic Mołdawii.

Od winnicy do winnicy, czyli enoturystyka w Mołdawii

W Mołdawii robią wino od tysięcy lat. Już starożytni Rzymianie mówili, że nie ma lepszych win niż te z Dacji, jak nazywano te tereny. Mołdawia jest na liście 20 największych eksporterów wina. Obecnie jest tu ponad 200 winnic i wciąż powstają nowe. Bogata też jest tu tradycja produkcji wina domowego. Jestem nim częstowana w każdym niemal miejscu. W Purcari, najstarszej winnicy w Mołdawii (ma 108 lat), wino kupowali: królowa Wiktoria, car Aleksander, Elżbieta II i rumuńska rodzina królewska.

– Jakie są trzy zasady picia wina? – pytam sommeliera z Château Vartely, gdzie produkuje się 3 mln butelek wina rocznie. – Po pierwsze dobry humor, po drugie towarzystwo i wreszcie dobre wino – odpowiada i tak rozpoczynam degustację. Podczas próbowania trunków dowiaduję się m.in., że są tu setki kilometrów wydrążonych w wapieniu tuneli, gdzie przechowuje się wino. W winiarni Cricova, którą odwiedziłam, mają ich aż 120 km – to prawdziwe podziemne miasto, po którym można jeździć samochodem.

Są tu restauracje, sale konferencyjne, degustacyjne, kino i winiarskie skarby – kolekcje unikatowych win zgromadzonych dla światowych liderów, np. Donalda Tuska czy Angeli Merkel. Każdy może tu mieć własną piwniczkę z wyjątkowymi rocznikami. Najstarsze są pokryte warstwą pleśni i kurzu.

Autentyczność to wielki atut Mołdawii

Podróżowanie od winnicy do winnicy to wspaniała przygoda. Tym bardziej że Mołdawia to dla wielu wciąż terra incognita. Mało o niej wiemy. Nie ma ani morza, ani gór, a więc dwóch warunków potrzebnych do tego, by stać się popularnym turystycznym rajem.

Ale dzięki temu, że jest na peryferiach Europy, z dala od utartych podróżniczych szlaków, ma coś, czego brakuje, albo zaczyna brakować, reszcie Starego Kontynentu: autentyczność. Serdeczność mieszkańców, ich otwartość i gościnność są zachwycające.

Żyją pośród wzgórz i dolin, na ziemiach, które oprócz winogron rodzą też pszenicę, paprykę, jabłka, truskawki i orzechy. Sami wypiekają chleby, wyrabiają masło, wytwarzają bryndzę tak pyszną, że kupuję jej kilka kilogramów. I upycham w walizce, w której główne miejsce zajęły wina.

Tekst ukazał się na łamach magazynu „National Geographic Traveler Extra” (nr 02 (03)/2020).