Dlaczego na niektórych herbach Warszawy syrenka wygląda jak mężczyzna? I czy w ogóle w herbie stolicy Polski na pewno znajduje się pół-kobieta, pół-ryba?

Muskularne bestie  

Na projekcie herbu guberni warszawskiej, opracowanym przez Heroldię petersburską w 1867 roku, nie ma kobiecej syrenki. Zamiast niej widzimy trzymające tarczę i miecz brzuchate monstrum wyglądające jak uskrzydlony mężczyzna z tułowiem, ogonem i szponami drapieżnika. Można byłoby szybko skwitować, że w ten sposób zaborcy chcieli zohydzić ukochane przez Polaków symbole. Sprawa ma jednak głębsze dno.

Całkiem podobny dziwostwór pojawia się bowiem w 1630 roku – a więc w czasach świetności Rzeczypospolitej – na cynowej plakietce z herbem Starej Warszawy z pieczęci ławniczej z ratusza miejskiego. Także pieczęć wójta Starej Warszawy z XVII stulecia pokazuje uzbrojonego muskularnego pół-mężczyznę, pół-bestię (najbardziej przypominającą krokodyla).  

Czy więc Warszawa niekoniecznie ma w herbie pół-kobietę, może to także być pół-mężczyzna? Przedstawień z pół-kobietą jest jednak bez porównania więcej. Inna sprawa, że przez wieki trudno było ją nazwać syrenką, legendarną Panną Wodną, która postanowiła zamieszkać w Wiśle.

Stwór odstraszający napastników  

Nawet na najstarszej warszawskiej pieczęci pochodzącej z około 1400 roku trudno dopatrzyć się cech kobiecych. A przynajmniej nam się tak wydaje, ponieważ przez wieki zmieniły się sztuka i estetyka. Lecz już w 1459 roku ludzka połówka dziwostwora z pieczęci Warszawy wyraźniej nabiera cech kobiecych. Wciąż nie jest to jednak istota przypominająca znaną nam wszystkim warszawską syrenkę. To raczej pół-człowiek, pół-gryf.  

Jak się okazuje, dalsza ewolucja herbu była wieloetapowa. „Przez kolejne stulecia w herbie miasta można było dostrzec postać o cechach męskich i smoczych, usposobioną wojowniczo, mającą odstraszać najeźdźców. W XVII w. wizerunek opiekuna miasta nieco złagodniał.

W połowie następnego stulecia jego miejsce zajęła pół-kobieta z rybim ogonem, obecna także przez cały XIX wiek podczas zaborów, gdy umieszczanie syreny w herbie miasta było zakazane” – tłumaczą te zawiłości twórcy wystawy „Zakochaj się w Warszawie, jak syrenka. Osiem wieków warszawskiej syrenki”, przygotowanej w 2010 roku przez Archiwum Państwowe w Warszawie.

Syrenka Andersena czy syrena Odyseusza  

Dodatkową komplikację przynosi sama nazwa istoty znanej nam z herbu stolicy. Nazywamy ją syrenką, podobnie jak tę kopenhaską, z bajki Andersena. Sęk w tym, że w języku polskim używamy niemal identycznego terminu na dwa rodzaje stworów z mitologii i legend. Syrenką (ang. mermaid, niem. Meerjungfrau) określamy pół-kobietę, pół-rybę, piękną jak nimfa Pannę Wodną znaną głównie z opowieści z północnej Europy.

Z kolei syreną (ang. siren, niem. Sirene) nazywamy wabiące żeglarzy drapieżne monstrum m.in. z greckiej mitologii i „Odysei” Homera. Ta pierwsza to piękna kobieta z rybim ogonem, ta druga to przerażająca kobieta ze skrzydłami i pazurami.

Pomnik Małej Syrenki, Kopenhaga (Fot. Prisma/Universal Images Group/Getty Images)

Tak jak w języku polskim, podobne określenia na obie istoty funkcjonują w języku łacińskim, hiszpańskim, francuskim czy włoskim. Czy dawne mutacje herbu Warszawy wynikały także z tego językowego zbiegu okoliczności? Trudno powiedzieć. Wymagałoby to szczegółowej analizy bestiariuszy i innych dzieł sztuki z Europy Zachodniej, które mogły wpłynąć na wygląd herbu.

Fantazje: od Meluzyny do ryby-biskupa  

Naukowcy wskazują, że trzeba wziąć pod uwagę trendy estetyczne w poszczególnych epokach. Na przykład od średniowiecza do wieku XVII dziwostwór z warszawskiego herbu „upotworniał się” pod wpływem średniowiecznych bestiariuszy.  

Z drugiej strony, w średniowieczu bardzo popularna była legenda o Meluzynie. Czyli o pięknej czarodziejce, która potrafiła zamienić się w węża lub skrzydlatego smoka. Kto wie, czy w niektórych starych wersjach warszawskiego herbu nie widać echa tej popularnej opowieści?

Pamiętajmy też, że nasi przodkowie mieli bardzo bogatą wyobraźnię. Dowodem są opowieści kronikarzy o rybach-biskupach, jakoby wyłowionych za czasów Władysława Jagiełły oraz Zygmunta Starego. Nie przypominali oni jednak syren ani syrenek. Historie o nich mogły być nawet nie tyle bajką, co polityczno-religijną metaforą z czasów międzywyznaniowych wojen w Europie.

Bibliografia: