– Co robić? Co robić?! – wołał histerycznie filozof Denis Diderot, wbiegając do gabinetu dyrektora Chrétiena de Malesherbes. Królewski urzędnik podniósł wzrok znad biurka. Od razu się domyślił, w czym rzecz. Kilka dni temu, 5 marca 1759 r., papież umieścił w kościelnym „Indeksie ksiąg zakazanych” redagowaną przez Diderota „Encyklopedię”. Do tamteh pory ukazało się siedem tomów. Francuskie władze cofnęły zaś pozwolenie na dalsze wydawanie „Encyklopedii”, nakazując konfiskatę wszystkich materiałów przygotowawczych. 

– Jak mam wywieźć te manuskrypty?! Co począć?! – jęczał Diderot, chwytając się za głowę. Oczyma wyobraźni widział płonące stosy papierów. Malesherbes wstał zza biurka. Wykonując dłonią uspokajający gest, zbliżył się do gościa. – Przewieziemy wszystko do mnie – powiedział. – Przecież u mnie nie będą szukać. 

Wyraz twarzy Diderota zmienił się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Rozpromieniony odetchnął z ulgą. Malesherbes, dyrektor tzw. Biblioteki – czyli królewskiego urzędu cenzury – znów okazał się wybawieniem. Naczelny cenzor Francji pomagał krnąbrnym autorom jak nikt inny w rozpowszechnianiu wolnomyślicielskiej literatury.

Przekleństwo druku

Władze Kościoła już na początku IV w., tuż po legalizacji chrześcijaństwa w Imperium Rzymskim, podjęły energiczne działania, by zdobyć monopol na religijną prawdę. Gdy w 325 r. sobór w Nicei potępił uznanego za heretyka Ariusza, nawrócony na chrześcijaństwo cesarz Konstantyn rozkazał spalić jego pisma. Ustaliła się w ten sposób praktyka, która przetrwała długie wieki. Stwierdziwszy niezgodność przemyśleń jakiegoś autora z oficjalną doktryną, sobory lub synody początkowo zwracały się do władz świeckich, zaś od końca VII w. same zarządzały konfiskatę i spalenie heretyckich dzieł. 

Konstantyn Wielki trwale zapisał się w historii chrześcijaństwa / Fot. chrisdorney/Shutterstock

Ta metoda przez całą epokę średniowiecza była nadzwyczaj skuteczna. W katolickiej Europie Kościół właściwie zrósł się z władzą polityczną. To ułatwiło mu utrwalenie i ochronę ideologicznego monopolu. Przepisywane ręcznie książki stanowiły drogocenną rzadkość i spalenie jednego czy kilku egzemplarzy z reguły załatwiało sprawę. Szczególnie że na stosach płonęli często również sami autorzy. Sytuacja zaczęła się jednak radykalnie zmieniać wraz z upowszechnianiem się wynalezionego w 1450 r. druku. Prasy drukarskie umożliwiły heretyckim autorom rozpowszechnianie ich idei na niespotykaną dotąd skalę. W pierwszej połowie XVI w. Europę zalały broszury i druki ulotne Marcina Lutra i innych zbuntowanych myślicieli, co zapoczątkowało wielki rozłam w zachodnim chrześcijaństwie. 

Papieże, wierni ortodoksji biskupi oraz kierownicy powołanej do zwalczania herezji Świętej Inkwizycji rozpaczliwie poszukiwali sposobów na powstrzymanie religijnej rebelii. W 1555 r. na Tronie Piotrowym zasiadł jeden z sześciu inkwizytorów generalnych kardynał Pietro Caraffa. Zasłynął słowami: „Nawet gdyby heretykiem okazał się mój własny ojciec, zbierałbym chrust, żeby go spalić”. Przybrawszy imię Pawła IV, nowy papież zabrał się energicznie do pracy nad nowym systemem zwalczania publikacji heretyckich.

Luter, Talmud, wróżby ze zwłok

Efektem był pierwszy rzymski spis książek zakazanych ogłoszony w 1559 r. Zabroniono w nim hurtowo czytania dzieł określonych kategorii, m.in. heretyckich, talmudycznych, z dziedziny astrologii, przepowiadania przyszłości, wróżenia ze snów, z dłoni czy ze zwłok. Opublikowanie indeksu spotkało się z oddźwiękiem tylko w państewkach włoskich, wywołując akcję masowego palenia książek żydowskich. W samej Sienie poszło z dymem około 12 tys. egzemplarzy dzieł talmudystów.

Ów pierwszy indeks rychło uznano za zbyt ogólny i przystąpiono do opracowania szczegółowszego katalogu. Nowy spis, zawierający około tysiąca tytułów, został oficjalnie ogłoszony 24 marca 1564 r. podczas przełomowego soboru w Trydencie. Papież Pius IV nakazał rozpowszechnić „Index librorum prohibitorum” w ciągu trzech miesięcy w całym świecie katolickim. Wiernym oznajmiano, że czytając zakazane dzieła popełniają grzech śmiertelny i grozi im ekskomunika. 

Niedługo potem powołano specjalną Kongregację Indeksu, która miała sukcesywnie zapoznawać się z kolejnymi książkami i decydować o ich uznaniu za prawomyślne bądź heretyckie. Kongregacja wzięła się do pracy z wielkim zapałem. Początkowo nosiła się z zamiarem tzw. expurgatio, czyli „oczyszczenia” całego piśmiennictwa europejskiego poczynając od tekstów starożytnych Greków. Z każdego dzieła miano usuwać fragmenty niezgodne z doktryną Kościoła i zastępować je prawomyślnymi wstawkami. Zdawszy sobie jednak sprawę z ogromu pracy, której wymagałoby „poprawienie” tysięcy ksiąg, kardynałowie z Kongregacji postanowili ograniczyć swe ambicje. Skoncentrowali się na najnowszej i najbardziej niebezpiecznej literaturze.

Do końca XVI w. Kongregacja zakazała druku i rozpowszechniania całej twórczości 1288 autorów. Wpisano też na indeks pokaźną liczbę pojedynczych książek bądź ich fragmentów. Na cenzurowanym znaleźli się koryfeusze protestantyzmu, w tym Marcin Luter i Jan Kalwin, wszelkie tłumaczenia Biblii nieautoryzowane przez Kościół, islamski Koran, Talmud i pisma talmudystów, cała plejada twórców uznanych za heretyków, ale również – często w wyniku pomyłek bądź złego tłumaczenia – niektórzy prawowierni autorzy katoliccy. 

Cenzorzy nie wykryli jednak prawdziwej bomby z opóźnionym zapłonem – wydanej w 1543 r. książki Mikołaja Kopernika „O obrotach sfer niebieskich”. Dzieło podważające w bardzo ostrożny sposób kościelną doktrynę budowy i funkcjonowania wszechświata było czytane w wąskich kręgach uniwersyteckich, uchodząc początkowo za niegroźne dziwactwo. 

Zamazywanie Kopernika

W miarę upływu kolejnych dekad coraz więcej uczonych zaczynało zdawać sobie sprawę, że Kopernik miał rację. Ich coraz śmielsze wystąpienia wywołały na przełomie XVI i XVII w. zdecydowaną reakcję strażników czystości doktryny. Podjęli oni ofensywę przeciw zwolennikom Kopernika, przywołując odpowiednie cytaty z Biblii, np. „Ziemia stoi w wieczności, Słońce wstaje i zachodzi”. Po spaleniu na stosie Giordana Bruna i postawieniu przed sądem Galileusza postanowiono dokładnie zbadać samo źródło kłopotów, czyli „O obrotach…”. 5 marca 1616 r. Kongregacja Indeksu potępiła dzieło astronoma z Torunia, wyznaczając do jego dokładnego zbadania zaciekłego przeciwnika poglądów kopernikańskich ks. Francisco Ingoliego. 

Mikołaj Kopernik na obrazie z XVI wieku / domena publiczna

Zgodnie ze zwykłą procedurą Ingoli sporządził raport, w którym wykazał niezgodność „O obrotach...” z nauką Kościoła. Przedstawił 5 argumentów fizycznych,13 matematycznych i 4 teologiczne przeciw Kopernikowi. Na dowód, że to Słońce okrąża Ziemię, wskazał odpowiednie fragmenty w Biblii i nauczaniu Kościoła.

Opierając się na raporcie Ingoliego, w 1620 r. Kongregacja Indeksu nakazała usunąć z dzieła Kopernika dziewięć fragmentów, w tym jeden cały podrozdział. Na terenie Italii ocenzurowano zgodnie z tymi instrukcjami około 60 proc. egzemplarzy dzieła. Wskazane fragmenty usuwano w różny sposób: wycinano całe strony, zamazywano atramentem bądź zaklejano paskami papieru odpowiednie fragmenty. Poza Włochami jednak zarządzeniem Kongregacji mało kto się przejął. Nawet w ultrakatolickiej wówczas Hiszpanii właściciele księgozbiorów i kierownicy kościelnych bibliotek zostawili dzieło w spokoju. Jezuicki teolog Juan de Pineda, który na zlecenie św. Inkwizycji opracował oddzielny, hiszpański Indeks Ksiąg Zakazanych, własnego egzemplarza „O obrotach...” nie ocenzurował. 

W efekcie spośród około 400 zachowanych do dziś egzemplarzy dzieła Kopernika z XVI w. zaledwie 33, głównie pochodzące z Włoch, są ocenzurowane zgodnie z instrukcjami Kongregacji.

Wenecja topi księgarzy

To, co spotkało dzieło mistrza z Torunia, dobrze ilustruje ogólny problem papieskich cenzorów. W Rzymie i niektórych państewkach włoskich mieli oni dość silną władzę, by bezwzględnie wcielać swe postanowienia w życie. Poza Italią, a nawet w części Włoch, ich wpływy były jednak mocno ograniczone.

Na przykład Wenecja, jedno z największych w Europie centrów produkcji i handlu książkami, początkowo ściśle podporządkowała się zaleceniom Indeksu. W latach 1570–1590 weneckie władze organizowały regularne obławy na drukarnie i księgarnie, tysiące książek palono na stosach. Niepokornych handlarzy i księgarzy wywożono nocami w łodziach, po czym skrępowanych i zakneblowanych wyrzucano do morza. Taki los spotkał np. w styczniu 1588 r. Piera Longo, skazanego na śmierć za szmuglowanie książek z krajów protestanckich. Zwyczajowego publicznego palenia na stosie w Wenecji unikano, gdyż władze obawiały się popsucia stosunków z państwami protestanckimi, z którymi prowadzono intratny handel.

Cenzura i represje szybko doprowadziły do załamania weneckiej branży wydawniczej, co odbiło się na przychodach skarbowych republiki. Władze zorientowały się, że strzelają sobie w stopę i zaczęły łagodzić politykę. Na przełomie XVI i XVII stulecia doszło do zerwania sojuszu politycznego z papieskim Rzymem, co oznaczało również koniec wpływów Kongregacji Indeksu. Z upływem kolejnych dekad XVII w. wenecki rynek książki szybko się odradzał. Indeks przestał budzić strach, a wkrótce stał się obiektem kpin i szyderstw.

Również w innych krajach Kongregacja nie miała łatwego zadania. Od stulecia XVII do XIX właściwie w każdym europejskim państwie katolickim obowiązywał jakiś rodzaj mniej lub bardziej restrykcyjnej kontroli wydawnictw; zwalczano nie tylko publikacje antyrządowe, ale również niebezpieczne dla Kościoła. Rzymski Indeks na ogół nie odgrywał jednak kluczowej roli w tej cenzurze. Był raczej inspiracją dla miejscowych strażników doktryny do tworzenia własnych, lokalnych indeksów i prześladowania miejscowych autorów.

Wojna Hiszpańskiej Inkwizycji z Rzymem

Hiszpańska Święta Inkwizycja nie zawahała się nawet podjąć z Rzymem rywalizacji na indeksy. W 1612 r. inkwizytor generalny Bernardo Sandoval y Rojas wydał katalog jawnie konkurencyjny wobec rzymskiego. Hiszpańscy cenzorzy „oczyścili” niektóre książki inaczej niż papiescy. Wycinali odmienne fragmenty. Część dzieł zabronionych przez Rzym pozostała w Hiszpanii dozwolona, z kolei inna część, choć zaaprobowana przez papiestwo, trafiła na hiszpański indeks. 

Los autorów i dzieł umieszczonych na rzymskim indeksie zależał w państwach katolickich z reguły od widzimisię królów, możnowładców czy lokalnych oficjeli. Niektórzy w ogóle nie zawracali sobie głowy cenzurą. Inni próbowali zwalczać zakazaną literaturę, efektem był jednak rozwój podziemnego rynku wydawniczego. Książki rozchodziły się pod fałszywymi tytułami, z fałszywymi nazwiskami autorów. Twórcy często mogli liczyć na wpływowych protektorów. Do wydania i rozpowszechnienia we Francji pierwszej „Encyklopedii”, antykościelnej i zawierającej zawoalowane szyderstwa z dogmatów katolickich, walnie przyczynił się sam naczelny cenzor monarchii Chrétien de Malesherbes.

Umieszczenie na indeksie częstokroć windowało cenę dzieła, co stanowiło pokusę nawet dla funkcjonariuszy władz i Kościoła. W latach 80. XVIII wieku pisarz Louis-Sébastien Mercier relacjonował, jak mało skuteczne było palenie zakazanych książek w Paryżu: „Zapala się stos przy udziale kilku gapiów, co się właśnie napatoczą. Kancelista sądowy w miejsce skazanej księgi podsuwa starą, zmurszałą Biblię. Kat pali zgrzybiałą świętość, a kancelista wyklęte i poszukiwane przez sąd dzieło skrywa skrzętnie w bibliotece”.

Narkotyczni Muszkieterowie 

W XVIII i XIX w. rozwój drukarstwa i rosnąca liczba tytułów przyprawiały kardynałów z Kongregacji Indeksu o ból głowy. Nie sposób było sprawdzić wszystkiego, co pojawiało się na rynkach wydawniczych Europy. Cenzorzy z Kongregacji, posługujący się z reguły łaciną, włoskim i francuskim, rozkładali bezradnie ręce wobec dzieł napisanych po niemiecku, polsku czy szwedzku. Cenzurowanie było więc z konieczności bardzo przypadkowe. Po otrzymaniu donosu na jakieś dzieło wybierano tzw. konsultanta z grona duchownych, który miał je przeczytać i ocenić. Decyzja zależała więc w wielu przypadkach od opinii jednego księdza, w dodatku nieznającego się zbytnio na tym, co recenzował.

Na indeksie, obok mnóstwa grafomańskich książek i broszur, znalazła się w efekcie śmietanka europejskiej literatury i filozofii: Kartezjusz, Pascal, Locke, Montesquieu, Wolter, Rousseau, Kant, Hugo, Balzac, Heine, Stendhal, Flaubert i wielu innych. Z każdą dekadą przybywały kolejne utwory – z powodu głoszenia herezji, ateizmu, wolnomyślicielstwa, kpin z religii, propagowania astrologii, magii i wróżbiarstwa, podważania tradycyjnej moralności i porządku społecznego, obsceniczności i pornografii. 

Powodem zakazów bywały też kwestie polityczne. W pierwszej połowie XIX w. papiestwo wspierało porządek europejski bazujący na porozumieniu konserwatywnych monarchii, w tym zaborców Polski. Gdy po stłumieniu powstania listopadowego papież Grzegorz XVI udzielił w 1832 r. wsparcia carowi Mikołajowi I, wzburzony francuski ksiądz pisarz Hugues-Félicité de Lamennais skrytykował politykę Watykanu w tekście „Słowa wierzącego”. Papież potępił buntowniczego księdza. A zarówno „Słowa wierzącego”, jak i inne utwory de Lamennaisa szybko trafiły na indeks.

Zmiany w rzymskim katalogu

W tym czasie rzymski katalog ulegał też jednak pewnym znaczącym przemianom. Poglądu o centralnym położeniu Ziemi we wszechświecie nie dało się już bronić, z indeksu usunięto więc „O obrotach...” i inne podobne dzieła. Nauczona tym przykrym doświadczeniem Kongregacja nie próbowała już podejmować walki z piśmiennictwem stricte naukowym. Wydane w 1859 r. dzieło „O powstawaniu gatunków” Karola Darwina, podważające religijną koncepcję powstania życia i człowieka, nigdy nie znalazło się na indeksie.

Uwaga Kongregacji skupiła się za to na nowym niepokojącym fenomenie: cieszących się coraz większą popularnością, wydawanych w dużych nakładach powieściach obyczajowych i przygodowych. Cenzorzy pochłaniali je z zapałem w poszukiwaniu scen erotycznych i innych przejawów obrazy moralności. Wraz z upływem kolejnych dekad XIX stulecia Indeks w szybkim tempie zapełniał się nazwiskami powieściopisarzy, głównie francuskich i włoskich

Niektóre decyzje Kongregacji były szokujące. W 1863 r. na indeks trafiła twórczość ogromnie popularnego autora książek historyczno-przygodowych Aleksandra Dumasa. Trudno dopatrzeć się czegokolwiek podejrzanego z punktu widzenia nauk Kościoła w „Trzech muszkieterach”, niemniej jednak cenzorzy znaleźli powód do potępienia książki. Przyznając, że w niczym „nie narusza ona czystości dogmatów”, recenzent – kapucyn Vicenzo Magner – zalecił jej zakaz ze względu na „powody niezależne od treści. Może ona służyć jako narkotyk wprowadzający do lektury innych szkodliwych powieści!”.

Klucz do Piekła

W pierwszej połowie XX w. rzymski Indeks był traktowany coraz częściej jako kuriozum. Rosnąca w błyskawicznym tempie liczba tytułów obezwładniała Kongregację. Zwykli wierni nie potrafili zrozumieć, dlaczego jakaś zupełnie niewinna książka jest zakazana, a inna – podważająca katolickie dogmaty – dozwolona. Wyraźnie słabła gorliwość władz państwowych w ochronie interesów Kościoła. Zalecenia indeksu przestrzegano więc głównie w bibliotekach klasztorów, seminariów czy szkół katolickich. Zakazane książki umieszczano tam w specjalnej zamykanej na klucz szafie lub schowku, zwanym popularnie „Piekłem”. Wykradzenie klucza przełożonemu i dostanie się do „Piekła” było marzeniem licznej rzeszy uczniów i kleryków spragnionych mocnych wrażeń czytelniczych. 

Kongregacja cenzurowała kolejnych autorów, z dekady na dekadę jej zapał jednak słabł. W całej pierwszej połowie XX w. wprowadzono do indeksu zaledwie 255 nowych tytułów. Po II wojnie światowej zakazanie książki przez Rzym było już najczęściej błogosławieństwem dla autora, zapewniającym mu zainteresowanie i darmową promocję. Gdy w 1952 r. na indeksie umieszczono twórczość Alberto Moravii, ucieszony wydawca natychmiast wykorzystał to do reklamy jego powieści. 

Papież Paweł VI uznał niebawem, że dalsze istnienie wykpiwanego katalogu nie ma już sensu. Jego zarządzenie z 7 grudnia 1965 r. położyło kres Indeksowi. Wyjaśniając tę decyzję, kardynał Alfredo Ottaviani stwierdził, ku rozbawieniu dziennikarzy, iż większości zakazanych książek i tak nikt nie czytał. „Dlatego indeks nie na wiele się zdał” – skonkludował, podsumowując 400 lat ciężkiej pracy tysięcy cenzorów o życiu papieży.