W styczniu tego roku mieliśmy sporo szczęścia. Wybuch wulkanu Hunga Tonga–Hunga Ha‘apai w Tonga trwał tylko jedenaście godzin. Gdyby erupcja przeciągnęła się, a do atmosfery dostało się więcej gazów i popiołu, skutki odczulibyśmy na całej planecie. Pandemia COVID-19 i wojna w Ukrainie pokazały, że światowy system produkcji żywności oraz jej transportu, a także wytwarzania energii, jest o wiele bardzie wrażliwy na zakłócenia niż moglibyśmy przypuszczać.

Po doświadczeniu globalnej pandemii i ponad sześciu miesiącach wojny konwencjonalnej w Europie możemy nie mieć już ochoty słuchać ostrzeżeń o kolejnych niebezpieczeństwach. A jednak głos Michaela Cassidy’ego i Lary Mani, wulkanologów z brytyjskiego Uniwersytetu Birmingham, jest istotny. Został opublikowany w jednym z najpoważniejszych czasopism naukowych świata, czyli w „Nature”.

Co jest groźniejsze: wulkan czy kometa?

Cassidy i Mani zwracają uwagę na pewną nielogiczność naszych działań, jeśli chodzi o zapobieganie skutkom globalnych katastrof. Przypominają, że pod koniec września w ramach misji DART NASA spróbuje zmienić trajektorię asteroidy. Ma to być wstęp do zbudowania systemu chroniącego nas przed niepożądanymi gośćmi z kosmosu. Misja DART kosztowała 300 mln dolarów.

Szkopuł w tym, że – jak piszą Cassidy i Mani – „w ciągu najbliższego stulecia ryzyko wybuchu wulkanu na wielką skalę jest setki razy większe niż uderzenie asteroidy albo komety”. Tymczasem nie ma ani skoordynowanych działań międzynarodowych, ani inwestycji na wielką skalę, które łagodziłyby skutki takiej potencjalnej katastrofy. „To się musi zmienić” – piszą wulkanolodzy.

Jak często wybuchają wulkany?

Naukowcy szacują, że w ciągu ostatnich 10 tys. lat doszło do erupcji 1300 wulkanów znajdujących się na Ziemi. To oznacza, że minimum tyle ziemskich wulkanów można uznać za czynne. Jednak niebezpiecznych wulkanów może być znacznie więcej. Po prostu nie zostały dotychczas wykryte. Co gorsza, nie da się przewidzieć z dużym wyprzedzeniem, gdzie i kiedy dojdzie do wybuchu.

Badacze posiłkują się więc statystyką. Jak często wybuchają wulkany? Odpowiedzi na to pytanie dostarcza lód lodowcowy. W lodowcach Grenlandii i Antarktyki znajdują się zapisy różnych katastrof, które w przeszłości nawiedziły naszą planetę. W czasie erupcji wulkanu do atmosfery uwalnia się dwutlenek siarki, który może zamienić się w kwas siarkowy, tworzący gęste chmury.

Wraz z deszczem związki siarki spadają na ziemię. Jeśli erupcja była wyjątkowo silna, zjawisko może dotyczyć całego globu. Wówczas w lodzie przyrastającym każdego roku na lodowcach półkuli północnej i południowej będą znajdowały się warstwy, zawierające wyższe od przeciętnych stężenia siarczanów.

W 2021 r. okazało się, że w lodzie z Grenlandii z okresu od 60 tys. do 9 tys. lat temu znajduje się 1113 tego rodzaju sygnatur erupcji wulkanicznych. W lodzie antarktycznym znaleziono ich 737. Badacze ustalili, że aż 97 erupcji musiało mieć magnitudę 7 lub więcej.

Ostatni raz wybuch wulkanu o magnitudzie 7 miał miejsce w 1815 r. w Indonezji. Erupcja wulkanu Tambora zabiła wówczas 10 tys. ludzi. Kolejne kilkadziesiąt tysięcy zmarło na skutek zatrucia wody, powietrza i zniszczenia plonów. Średnia temperatura globalna spadła wówczas o 1 st. C, sprawiając, że rok 1816 został nazwany „rokiem bez lata”.

Cassidy i Mani przypominają najnowsze badania, z których wynika, że wybuch o magnitudzie 7 zdarza się średnio raz na 625 lat. Natomiast silniejsza erupcja – o magnitudzie 8, czyli wybuch superwulkanu – średnio raz na 14 300 lat. Problem polega na tym, że ostatni raz superwulkan wybuch na Ziemi 26,5 tys. lat w Nowej Zelandii. Pozostała po nim gigantyczna kaldera, w której znajduje się obecnie jezioro Taupo. To zaś oznacza, że niebezpieczeństwo erupcji o globalnych skutkach jest jak najbardziej realne.

Jak się ochronić przed wybuchem wulkanu?

Brytyjski wulkanolodzy zwracają uwagę, że wbrew naszemu żywotnemu interesowi nie poświęcamy zagrożeniu, jakie stanowią aktywne wulkany, ani wystarczającej ilości funduszy, ani odpowiednio dużo uwagi. Tylko 27 proc. erupcji, jakie nastąpiły po 1950 r., było monitorowanych z pomocą przynajmniej jednego instrumentu naukowego, takiego jak sejsmometr.

Brakuje też satelitów, które mogłyby czuwać nad aktywnymi wulkanami. – Od ponad dwóch dekad wulkanolodzy postulują wysłanie na orbitę satelity, którego jedyną rolą byłaby obserwacja czynnych wulkanów – piszą badacze.

Co jeszcze powinniśmy zrobić, byśmy mogli czuć się przygotowani na wybuch wulkanu? Potrzebny jest system wczesnego ostrzegania, a także edukacja i informacja. To ostatnie jest szczególnie istotne dla mieszkańców terenów szczególnie zagrożonych wybuchem (jak np. Neapol).

Najważniejsze jest jednak, by zarówno obywatele, jak i decydenci nie lekceważyli niebezpieczeństwa. „Ryzyko jest znacznie większe niż sądzą ludzie” – piszą badacze. I przypominają, że ryzyko, iż w tym stuleciu dojdzie na Ziemi do erupcji takiej jak Tambora albo większej, wynosi aż 1 do 6.


Źródło: Nature.