Czuwanie nad przestrzeganiem przez wiernych dogmatów i nakazów religijnych należało w średniowiecznej Europie do zadań lokalnych biskupów i współdziałających z nimi władz świeckich. Nie było trudne, dopóki poglądy uznane przez Kościół za heretyckie krzewiły niewielkie grupy „odszczepieńców”.

Sytuacja zmieniła się, gdy na południu Francji i północy Włoch pojawili się katarzy, którzy nie tylko głosili, ale także praktykowali ubóstwo. Kontrastowało to z zachowaniem wielu duchownych i przyciągało rzesze nowych wyznawców. Kataryzm stał się ruchem masowym, z którym nie potrafiły sobie poradzić niewydolne sądy biskupie.

Kościół walczył z katarami

W 1184 r. w bulli Ad abolendam haeresim papież Lucjusz III zobowiązał biskupów do wykrywania heretyków, osądzania ich i – w razie udowodnienia winy – przekazywania władzom świeckim w celu wymierzenia kary. Nie było mowy o karze śmierci. Większość biskupów, respektując piąte przykazanie Dekalogu, była jej przeciwna. 

Takiej powściągliwości nie zachowywali władcy świeccy i wędrowni kaznodzieje, którzy strasząc gniewem Boga podburzali plebs do samosądów. Już w 1022 r. zaniepokojony perspektywą rozruchów król Francji kazał w Orleanie dla spokoju spalić na stosie kilkunastu katarów. Brzemienną w skutki decyzję podjął w 1199 r. papież Innocenty III, który uznał herezję za obrazę majestatu, a więc ciężkie przestępstwo karane konfiskatą majątku lub śmiercią. Otworzyło to drogę do zaostrzenia represji, ale nie przyniosło oczekiwanych efektów. Katarzy poszerzali strefę wpływów i pozyskali tak potężnych protektorów, jak hrabia Rajmund z Tuluzy władający Langwedocją. Gdy w 1208 r. zginął tam papieski legat, papież Innocenty III oskarżył o zbrodnię katarów i wezwał do krucjaty przeciw nim. Krwawe walki trwały 20 lat i zakończyły się militarnym sukcesem krzyżowców. 

W czasie krucjaty zarysowały się dwie koncepcje rozwiązania problemów z heretykami. Franciszek z Asyżu i Dominik Guzman uznali, że cel można osiągnąć perswazją i osobistym przykładem. Członkowie założonych przez nich zakonów franciszkanów (1209) i dominikanów (1216) mieli, tak jak katarzy, żyć w ubóstwie i zachęcać tym do powrotu na łono Kościoła. W podobne subtelności nie wdawał się cesarz Fryderyk II Hohenstauf, który w 1220 r. wydał dekret wprowadzający za herezję karę śmierci przez spalenie żywcem na stosie. 

Papież zezwala na zabijanie heretyków

Krucjaty zniszczyły struktury organizacyjne katarów, ale wielu wyznawców przetrwało i nie zamierzało wyrzec się poglądów. By do tego nie dopuścić, papież Grzegorz IX nakazał franciszkanom i dominikanom prowadzenie misji antyheretyckich. Wyposażył ich w potężną broń. W bulli Excomunicamus et anathematisamus (1231) zaaprobował karanie śmiercią „szczególnie zatwardziałych heretyków”.

Wcześniej zwalczanie herezji znajdowało się w gestii lokalnych biskupów i działających przy ich urzędach sądów biskupich. Wymiar sprawiedliwości był więc zdecentralizowany, a jego skuteczność zależała od postawy miejscowych hierarchów. Jedni wykazywali się gorliwością i surowością, inni – nie. Papież zmienił to, powołując swoich przedstawicieli, którzy mieli zorganizować na określonym terenie system tropienia i sądzenia podejrzanych. Nie podlegali oni biskupom, lecz bezpośrednio papieżowi. Powstawała w ten sposób instytucja scentralizowana i niezależna od lokalnych układów. Sądy biskupie działy jednak nadal, więc obok siebie zaczęły funkcjonować dwa systemy wymiaru sprawiedliwości – ponadnarodowy i diecezjalny. 

Przedstawiciele papieża byli pierwszymi inkwizytorami, choć ich jeszcze tak nie nazywano. Wysłany w 1231 r. do Niemiec Konrad z Marburga i dwa lata później do Francji Robert Le Bougre nosili oficjalny tytuł „Głosicieli Słowa Bożego”. Dopiero w 1243 r. papieski pełnomocnik w północnych Włoszech Ruggero Calcagni został określony jako „Inkwizytor Heretyckiej Przewrotności”.

Przejęty z prawa rzymskiego termin inkwizycja (inquisitio) oznaczał śledztwo, badanie sprawy. I w tym tkwiła zasadnicza różnica między trybunałem inkwizycyjnym a sądem biskupim. Inkwizytorzy nie tylko orzekali o winie, ale działali jak służby specjalne, które inwigilują społeczeństwo. Tropili dysydentów i zmuszali osoby postronne do ich denuncjowania.

Konrad z Marburga, czyli pierwszy inkwizytor

Po otrzymaniu papieskich pełnomocnictw Konrad przystąpił do działania z fanatyczną gorliwością. Zorganizował zespół będący jednocześnie ekipą dochodzeniową i trybunałem. Przemieszczał się z nim od miasta do miasta, wzywając władze świeckie do współpracy, a mieszkańców do wyznania własnych grzechów i informowania o przewinieniach innych. Tym, którzy dobrowolnie przyznali się do ulegania herezji, udzielał rozgrzeszenia i wyznaczał pokutę – post, modlitwę, pielgrzymkę.

Kto tego nie zrobił, stawał przed dramatyczną alternatywą: wyrzec się przekonań i uratować życie albo trafić na stos. Inkwizytor był przekonany, że w kraju roi się od heretyków, więc bardzo się spieszył. Nie dopuszczał do wygłaszania mów obrończych, pozwani przed trybunał mieli krótko i szybko odpowiadać na jego pytania, ograniczając się do „tak” i „nie”. Wkrótce zapłonęły pierwsze stosy. 

Duchowni nie mogli wydawać, a tym bardziej wykonywać wyroków śmierci. Od początku do końca istnienia inkwizycji obowiązywała zasada, że jedynie ustalają fakty i orzekają o winie. Jeśli ją stwierdzali, przekazywali podejrzanego władzom świeckim, które wykonywały postanowienia dekretu cesarskiego, przewidującego za herezję spalenie żywcem. Powołanie inkwizycji sprawiło, że wyroków prowadzących na stos nie wydawali już biskupi, którzy lepiej znali sytuację w swoich diecezjach i byli podatni na naciski lokalnych notabli. Robili to niezależni od nich sędziowie przybywający z zewnątrz.

Już po kilku miesiącach działalność Konrada wzbudziła taki niepokój, że nawet prawowierni katolicy i księża wzywali go do większej łagodności. Gdy oskarżenia o nadużywanie władzy zaczęły się mnożyć, Konrad wysłał do papieża list z informacją o wykryciu nie tylko katarów, lecz także groźnej sekty satanistów (lucyferian). Grzegorz IX udzielił mu poparcia i Konrad z jeszcze większą zawziętością tropił herezje, które widział już wszędzie.

Nikt nie mógł czuć się bezpiecznie. W końcu jednak trafiła kosa na kamień. Oskarżony o kacerstwo Henryk – ustosunkowany władca hrabstwa Sayn – odrzucił zarzuty i zwrócił się do biskupów, by ocenili jego prawowierność. Ci na synodzie (1233) oczyścili go z podejrzeń. Inkwizytor nie znalazł sojuszników. Obrażony postanowił wrócić do rodzimego Marburga.

Podróżował bez eskorty, jedynie w towarzystwie dwóch zaufanych współpracowników. W wiosce Kapelle zostali zaatakowani przez sześciu mężczyzn i zamordowani. Późniejsze śledztwo wykazało, że napastnikami byli członkowie szlacheckiej rodziny Dornbach, którzy pomścili krewnych skazanych przez Konrada na śmierć. 

Robert Le Bougre

Więcej szczęścia od Konrada w cesarstwie miał pierwszy papieski inkwizytor we Francji Robert Le Bougre. Stosował identyczne metody, a był jeszcze bardziej zajadły. W trzy miesiące od rozpoczęcia działalności przeprowadził śledztwa i procesy w pięciu miastach.

Kulminacją była wielka publiczna ceremonia, którą 13 maja 1239 r. urządził w miejscowości Mont Wimer. Ogłosił wówczas kilkaset wyroków. Część oskarżonych wyrzekła się herezji i otrzymała jedynie kary pokutne. Jednak aż 183 odmówiło i zostało spalonych! Była to jedna z największych egzekucji w dziejach inkwizycji. Hekatomba w Mont Wimer wstrząsnęła krajem. Krótko po tym wyczynie Le Bougre został uwięziony – podobno za nieposłuszeństwo wobec przełożonych. Potem porzucił zakon dominikanów, został cystersem i dożył w spokoju sędziwego wieku. 

Hiszpańska inkwizycja

Mniej więcej w tym czasie inkwizycja papieska zaczęła działać także w Hiszpanii. I przyjmowano ją równie wrogo. W 1242 r. dominikanin Ponce de Blanes został otruty w czasie śledztwa w katalońskiej miejscowości Castelbo. W 1260 roku w pobliskim Urgel zabito innego wysłannika tego zakonu, a jego następcę tłum obrzucił kamieniami i zakatował na śmierć.

Po tym i kolejnych atakach na podróżujących inkwizytorów Kościół jeszcze zaostrzył kurs. Od 1243 r. zaczęto tworzyć stałe trybunały inkwizycyjne. Od roku 1252 papież Innocenty IV zezwolił na stosowanie przez Głosicieli Słowa Bożego tortur. Co prawda zasady ich stosowania zostały w bulli obwarowane ograniczeniami, ale znaleziono sposoby ich obchodzenia.

Ostatnie wątpliwości rozwiewali teologowie, którzy przywoływali słowa Jezusa z Ewangelii św. Jana: „Ten, kto nie trwa we Mnie, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. Potem ją zbierają i  wrzucają  w ogień, i płonie”. Heretycy nie trwali w Jezusie, więc inkwizytorzy z czystym sumieniem „wrzucali ich w ogień”. 

Inkwizycja konfiskowała majątki

Sukces inkwizytorów zrodził jednak nowe problemy. Zgodnie z postanowieniami papieży majątki skazanych heretyków podlegały konfiskacie. Po ogłoszeniu wyroku dzielono je między inkwizytorów, ich urzędników, lokalnego biskupa i władze świeckie. Gromadzone w ten sposób środki stanowiły główne źródło finansowania inkwizycji.

Choć dominikanie i franciszkanie nie mogli posiadać osobistego majątku, trybunały zatrudniały świeckich urzędników, pokrywały koszty procesów, łożyły na utrzymanie siedzib i wynajem katów. Wszystko to skłaniało inkwizytorów do poszukiwania dodatkowych źródeł dochodów. To zaś skutkowało gwałtownym wzrostem liczby skarg na oskarżanie zamożnych mieszczan tylko po to, by przejąć ich dobra! 

Problemu nadużyć inkwizycji nie można już było przemilczeć. W Vicenzy i Padwie komisja papieska potwierdziła fabrykowanie oskarżeń. Inkwizytorów odwołano. Jeszcze większe afery wykryto w 1306 r. w Tuluzie i  Carcassone. Ludzi, których jedyną winą było to, że posiadali znaczny majątek, trzymano miesiącami w lochach i torturami wymuszano obciążające zeznania. Sobór w Vienne podjął w 1312 r. kilka decyzji mających ograniczyć samowolę inkwizytorów. Prawo zastosowania tortur uzależnił od zgody lokalnego biskupa. Wprowadził zasadę, że urząd inkwizytora mogą objąć duchowni, którzy ukończyli 40 lat. Czyli bardziej doświadczeni i rozważni. A wyłączne prawo do ich nominowania powierzono generałom zakonów. 

Tytuł inkwizytora jako awans w hierarchii 

Efekt był taki, że strumień dochodów wysychał, zaś uzyskanie tytułu inkwizytora zaczęto traktować jak prestiżowy awans w zakonnej hierarchii. Procesy stały się rzadkością. Zniknęło związane z nimi ryzyko narażenia się na zemstę poszkodowanych. Można się było poświęcić innym zajęciom: od kaznodziejstwa po pracę naukową i politykę.

Inkwizytor Ferrary Giovani Rafanelli przez ponad 10 lat nie pojawiał się w tym mieście, bo był na dworze papieskim w Rzymie, pełniąc funkcję naczelnego teologa Państwa Kościelnego. Johannes Falkenberg, inkwizytor Magdeburga, wysługiwał się Krzyżakom, pisząc po bitwie pod Grunwaldem antypolskie pamflety. 

Zdawało się, że pogrążona w kryzysie inkwizycja odchodzi do historii. Lecz nie wszyscy jej członkowie z tym się pogodzili. Pod koniec XV w. odkryli nowe zagrożenia. 

Procesy czarownic

Niemiecki dominikanin Heinrich Kramer z braku heretyków zajął się tropieniem czarownic. Jak sam przyznawał, posłał ich na stos dwieście. Papież Sykstus IV chwalił go w listach pasterskich za „religijną gorliwość, prawość i stałość wiary”. Jednak w 1486 r. biskup diecezji Bressanone miał dość terroru i kazał przepędzić inkwizytora z miasta.

Zirytowany Kramer chwycił za pióro i zabrał się za pisanie dzieła, w którym uzasadnił konieczność walki z czarownictwem. Powołując się na zeznania kobiet oskarżonych o uprawianie magii, dowodził, że zagrożenie jest jak najbardziej realne: wiedźmy zlatują się na sabaty, uprawiają seks z diabłem, sprowadzają choroby, klęski żywiołowe i inne nieszczęścia. Szczegółowo opisał metody wykrywania czarownic, chronienia się przed nimi i likwidowania. Opublikowany w 1487 r. traktat „Młot na czarownice” (Malleus maleficarum) zyskał ogromny rozgłos i stał się podręcznikiem łowców czarownic

Syty sławy i pewny swych racji Kramer nie tolerował jakiejkolwiek krytyki. Krążyły pogłoski, że na walkę z czarownicami nielegalnie przekazywał pieniądze zbierane przez zakon na inne cele, m.in. na wojnę z Turcją. W 1490 r. został odsunięty od wszelkich funkcji w zakonie za bliżej nieznany „skandal, jaki wywołał w prowincji Teutonia”. Papieże nie stracili jednak do niego zaufania. Innocenty VIII zagwarantował mu nietykalność, zaś Aleksander VI mianował go w 1500 r. inkwizytorem Moraw, gdzie po pięciu latach Kramer zmarł. 

Polowania na czarownice dały zatrudnienie inkwizytorom. Jednak na stosach płonęły głównie ubogie kobiety, którym nie było czego konfiskować. Zasobniejsze źródło dochodów znaleziono za Pirenejami.

Hiszpańska inkwizycja prześladowała Żydów

Pod koniec XIV stulecia w Hiszpanii doszło do masowych pogromów Żydów. Nastroje podgrzewały lokalne władze. Zakazywano powierzania Żydom jakichkolwiek urzędów, handlowania żywnością, noszenia broni. Najskuteczniejszym sposobem uniknięcia prześladowań było przyjęcie chrztu. Z nawróconych rodzin wywodziło się potem wielu dostojników i bankierów.

Rosnąca rola tych konwertytów kłuła w oczy tzw. starych chrześcijan, którzy coraz głośniej kontestowali szczerość ich nawrócenia. Mnożyły się oskarżenia o potajemne praktykowanie judaizmu, a nawet o celowe przenikanie do Kościoła z zamiarem zniszczenia chrześcijaństwa. W takiej atmosferze narodził się pomysł reanimowania dogorywającej inkwizycji, ale w zupełnie odmienionym kształcie. Papież miał jedynie formalnie mianować jej zwierzchnika, którego wybierał król. Byłaby więc organem władzy państwowej, sprawowanej przez duchownych.

W 1478 r. papież Sykstus IV wyraził zgodę i dwa lata później utworzono w Sewilli pierwszy trybunał. 6 lutego 1481 r. kazał spalić sześć osób. Do 1483 r. powstało kilkanaście trybunałów i dla koordynowania ich pracy utworzono urząd Wielkiego Inkwizytora Hiszpanii. Został nim dominikanin Tomás de Torquemada. Rozkręcił on machinę terroru. Obiektem jej zainteresowania nie byli już heretycy, a konwertyci przezywani maranami (co zapewne pochodziło od słowa marrano, czyli świnia).

Marani popełnili taki sam błąd, jak wcześniej zabójcy Głosicieli Słowa Bożego. W 1485 r. zasztyletowali inkwizytora Pedro Arbuésa. Osiągnęli efekt odwrotny od zamierzonego. Morderstwo zmieniło nastroje, wzrosła wrogość wobec konwertytów i poparcie dla inkwizycji.

Ta rozpoczęła poszukiwania zamachowców i ich inspiratorów, łamiąc w kilka lat potęgę wielkich rodów konwertyckich. Ministrowie lądowali w więzieniach, gdzie na torturach przyznawali się do wszystkiego, czego żądano. Mając ich zeznania, Torquemada skłonił monarchów, by definitywnie rozwiązali problem i wszystkich Żydów wypędzili z Hiszpanii. Decyzja zapadła 31 marca 1492 r. 

Hiszpania bogaciła się dzięki inkwizytorom

Nie była jednak tak brutalna, jak się to często przedstawia. Żydom dano alternatywę: banicję albo chrzest. Na dokonanie wyboru mieli cztery miesiące. Większość wybrała drugie rozwiązanie, więc liczba konwertytów gwałtownie wzrosła, co zapewniło inkwizycji zajęcie na wiele lat. Uwolniło ją też od problemów finansowych. „O tym, kto jest heretykiem decyduje jego majątek” – mówiono. Już w momencie aresztowania podejrzanego inkwizycja „zabezpieczała” jego mienie. 

Skrupulatnie inwentaryzowała cały dobytek (od łyżek po dom) i stopniowo wystawiała na licytację. Zatrzymany musiał bowiem z własnych środków opłacać koszty procesu i pobytu w więzieniu. Im dłużej czekał na wyrok, tym więcej tracił. Nawet gdy go uniewinniano, wychodził na wolność zrujnowany. Jeśli został skazany, konfiskowano i sprzedawano wszystko. Uzyskane w ten sposób pieniądze dzielono między inkwizycję i Koronę. Szacuje się, że wpływy z konfiskat stanowiły 2–3 proc. dochodów budżetowych państwa i ponad 80 proc. hiszpańskiej inkwizycji. 

Święte Oficjum

Za czasów Torquemady trybunały składały się z dwóch–trzech inkwizytorów i tyluż urzędników. Pod koniec XVI w. pracowało w nich już średnio po 30 osób. Tymczasem malała liczba konwertytów, którym można było postawić tak ciężkie zarzuty, by posłać ich na stos i skonfiskować majątek. Musiano więc znaleźć inne źródła dochodów. Najbardziej intratne okazały się udzielane za opłatą dyspensy pozwalające uniknąć publicznego procesu i noszenia szat pokutnych albo zamieniały karę więzienia na grzywnę. Zebrane w ten sposób pieniądze inkwizycja inwestowała w nieruchomości lub ziemię. 

Rozbudowana struktura i spore dochody sprawiły, że w momencie wystąpienia Marcina Lutra inkwizycja hiszpańska jako jedyna w Europie była na tyle sprawna, by stłumić reformację w zarodku. Około 80 jej zwolenników spaliła w Valladolid i Sewilli, zaostrzyła cenzurę, podejrzane książki publicznie paliła. Do więzień i na stos posyłała także cudzoziemców propagujących nowe idee. Po egzekucji luteran w 1562 r. w Valladolid, w Hiszpanii nie wykryto już żadnej zorganizowanej grupy protestantów. 

W pozostałych krajach inkwizycja, niezwykle aktywna w polowaniach na bezbronne kobiety oskarżane o czary, wobec reformacji okazała się bezradna i bezużyteczna. Sprawy musieli wziąć w swoje ręce papieże, dokonując jej gruntownej reformy.  W lipcu 1541 r. Paweł III utworzył nowy urząd: inkwizytorów generalnych, którzy mieli nadzorować i koordynować działalność trybunałów w państwach katolickich. Rok później zdecydował, że sześciu kardynałów, którym powierzył to zadanie, ma działać wspólnie jako Święta Kongregacja Inkwizycji Rzymskiej i Powszechnej, nazywana skrótowo Świętym Oficjum.

Najsilniejszą pozycję w niej zdobył bezkompromisowy wobec protestantów kardynał Gian Pietro Carafa, który w 1555 r. zasiadł na tronie papieskim jako Paweł IV. Wzmocnił uprawnienia Świętego Oficjum i poszerzył kompetencje trybunałów inkwizycyjnych. Odtąd mogły wszczynać postępowania nie tylko przeciw heretykom, ale też sprawcom takich czynów jak bluźnierstwo, profanacja hostii, symonia i bigamia

Na papieskim tronie

Paweł IV chciał reformować Kościół i zdyscyplinować duchownych. W 1558 r. mianował kardynała Michele Ghislieriego pierwszym w historii prefektem Kongregacji, co przekształcało ją z komisji rozdyskutowanych, równych sobie kardynałów w scentralizowaną instytucję. Potęgę Świętego Oficjum potwierdzały kolejne konklawe, podczas których często wybierano na tron właśnie kardynałów-inkwizytorów (było nimi aż 13 z 24 papieży panujących w latach 1590–1800). Jednak w terenie ani władze świeckie, ani biskupi nie palili się do współpracy z niezależną od nich instytucją. Sprawy o herezje i czary przejmowały sądy świeckie i biskupie. Działalność inkwizycji, poza Włochami i Hiszpanią, zamierała. 

Żaden trybunał nie przetrwał Oświecenia i wojen napoleońskich. Wprawdzie po klęsce Bonapartego na krótko reaktywowano inkwizycję w Hiszpanii i państwach włoskich. Jednak w 1816 r. Pius VII zakazał  stosowania tortur i karania zwykłych heretyków innymi środkami niż pokuta. Surowszemu osądowi mieli podlegać jedynie przywódcy („fałszywi prorocy i apostołowie fałszywych idei”). 

Inkwizycję hiszpańską definitywnie zlikwidowano w 1838 r., włoską po zjednoczeniu kraju w 1870 r. Odtąd pozostała już tylko Kongregacja Rzymska. W 1908 r. z jej oficjalnej nazwy usunięto kłopotliwe słowo Inkwizycja. Odtąd czuwaniem nad czystością katolickiej doktryny zajmowała się Kongregacja Świętego Oficjum, która nikogo nie mogła już skazać na inną karę niż kanoniczna pokuta. W 1965 r. papież Paweł VI przemianował ją na Kongregację Nauki Wiary, a zakończony w tym samym roku Sobór Watykański II stwierdził, że „nikogo wbrew jego woli nie wolno przymuszać do przyjęcia wiary”. Inkwizytorzy uznaliby to za herezję.