Pisząc jego pierwszą biografię, Teodor Beza musiał ważyć słowa. Nie mógł użyć określenia „święty”, gdyż Kalwin uznałby to za bałwochwalstwo. Termin „mistyk” też nie był odpowiedni. Dla Kalwina nadmiar uczuć był sprzeczny z prawdziwą wiarą. Nie mógł go wreszcie uznać za twórcę nowej religii, gdyż Kalwin nigdy się za takiego nie uważał, a nazywanie głoszonej przez siebie nauki kalwinizmem traktował jak największą zniewagę. Chcąc więc podkreślić wyjątkowość najwybitniejszego obok Marcina Lutra przywódcy reformacji, Beza odwołał się do jednego z filarów jego myśli teologicznej – doktryny predestynacji.

Zgodnie z nią, skoro Bóg jest wszechmocny i wszechwiedzący, to już przed stworzeniem świata znał całą przyszłość, w tym los każdego człowieka. Tego przeznaczenia (predestynacji) do zbawienia lub potępienia nie mogą zmienić modlitwy czy prośby, o wszystkim zadecydowała bowiem przedwieczna wola Boga. Gdyby było inaczej i zbawienie zależało od postępowania człowieka, oznaczałoby to, że albo Bóg zmienia zdanie, czego wcześniej nie przewidział, a zatem nie jest wszechwiedzący, albo ulega presji i nie jest wszechmocny.

Obie możliwości podważały istotę chrześcijaństwa, więc należało je wykluczyć i uznać, że wszelkie sprawy na ziemi i w niebie toczą się według niezmiennego boskiego planu. Zgodnie z tym planem 10 lipca 1509 r. „pragnąc się nim posłużyć, Bóg kazał mu przyjść na świat” – pisał Beza.

Jan Kalwin rozumował z żelazną logiką. Wynikało to m.in. z jego wykształcenia, bo nie był duchownym, lecz prawnikiem. Początkowo nic nie wskazywało, że obierze tę drogę. Ojciec, sekretarz biskupa w Noyon we Francji, przeznaczył go do stanu kapłańskiego i wysłał do renomowanego gimnazjum Montaigu w Paryżu. Kolejnym etapem miały być studia teologiczne. „Bóg miał jednak wobec mnie inne plany” – napisze po latach Kalwin.

„Bóg skręcił moją uzdę”

W niewiadomych okolicznościach ojciec Jana stracił posadę i został obłożony ekskomuniką. Uniesiony dumą polecił synowi, by zmienił kierunek. Ten spełnił żądanie, wyjechał do Orleanu i zapisał się na prawo. Pytany o powody rezygnacji z kariery duchownej, odpowiadał niechętnie, że „zgodnie z wolą ojca wybrał prawo, ponieważ wzbogaca ono tych, którzy się nim zajmują”. Brzmiało to bardzo materialistycznie. Dopiero gdy zerwie z katolicyzmem, ujmie to w sposób zgodny z doktryną predestynacji: „Bóg sekretnym wyrokiem skręcił moją uzdę w inną stronę”.

W 1531 r. po śmierci ojca Kalwin wrócił do Paryża i napisał utrzymaną w duchu renesansu rozprawę o dziełach Seneki. Wydał ją, licząc, że stanie się przepustką do świata paryskiej elity intelektualnej. Po stolicy Francji krążyły już pisma Lutra, które wywoływały zawzięte dyskusje. Kalwina najbardziej poruszała doktryna usprawiedliwienia przez wiarę. W myśl jej założeń to nie udział w obrzędach, modlitwy czy odpusty decydują o zbawieniu, gdyż dzięki ofierze Chrystusa może je osiągnąć każdy, kto w niego uwierzy.

Umysł prawnika wyciągał z niej następne logiczne wnioski. „Jeśli Chrystus, oddając życie, dokonał odkupienia całej ludzkości, to jaki sens ma powtarzanie jego ofiary podczas mszy?” – pytał na półlegalnych spotkaniach kontestatorów oficjalnej teologii. I odpowiadał, że jest to albo dowód niewiary w ostateczną, zbawczą ofiarę Jezusa, albo jej bliska bluźnierstwu parodia. Konsekwencje takiego rozumowania wykraczały już poza czystą teologię. Bo podważenie sensu mszy było równoznaczne z zanegowaniem potrzeby istnienia kleru jako pośrednika w kontaktach z Bogiem. A wobec takiego stawiania sprawy Kościół nie mógł pozostać obojętny… 

„Wywieszone zostały przez heretyków pisma przeciwko świętemu sakramentowi ołtarza i czci świętych” – głosiły urzędowe obwieszczenia na murach Paryża. Za ujawnienie sprawców szerzenia herezji władze obiecywały nagrody, za ich ukrywanie groziły spaleniem na stosie. Gdy pod sąd wezwano przyjaciela Kalwina, rektora uniwersytetu Nicolasa Copa, który wygłosił pachnące herezją przemówienie, młody prawnik wolał nie igrać z ogniem. Spakował dobytek i wyjechał. W wieku 24 lat po raz kolejny dokonywał życiowego zwrotu. Rezygnował ze „wzbogacenia się” jako prawnik i wybierał los wygnańca.

Po mrokach światło

Przemierzył Włochy, mieszkał w Strasburgu, aż osiadł w gwarantującej mu bezpieczeństwo protestanckiej Bazylei. Nie biedował: jako znawca Biblii i orator bez trudu znajdował protektorów. Porównywał się do Mojżesza, który też musiał uciekać przed prześladowcami i w drodze do Ziemi Obiecanej otrzymał od Boga tablice Dekalogu. Niczym biblijny prawodawca grzmiał, nazywając katolicką mszę „bałwochwalczym obrzędem pełnym dzwonienia, śpiewania, okadzania, maskarad i innych małpich popisów”.

Żądał oczyszczenia religii z ludzkich naleciałości – kultu świętych, obrazów, relikwii, dogmatów niemających oparcia w Ewangeliach. Przekonywał, że rytuały oddziałujące na zmysły i uczucia przesłoniły ducha prawdziwej wiary, która – po ich usunięciu – zalśni pełnym blaskiem i „po mrokach nastanie światło”. Kalwin chciał religii opartej na Biblii, czyli objawionym Słowie Bożym. To jego objaśnianie, a nie odprawianie obrzędów, miało być obowiązkiem duchownych.

Swoją wykładnię Pisma Świętego i wynikających z niego zasad moralnych i prawnych przedstawił w dziele „Nauka religii chrześcijańskiej”. Nie przewidywał, że wkrótce otrzyma szansę wprowadzenia tych idei w życie, stworzenia nowego Kościoła i społeczeństwa.

Przeklęta mądrość 

Tymczasem sytuacja w oddalonej o około 200 km Genewie wymknęła się władzom spod kontroli. Radykałowie, po wypędzeniu katolickiego biskupa, ruszyli do rozprawy z bałwochwalstwem. Zaczęli od wydłubywania oczu z posągów świętych, skończyli na rzuceniu psom hostii. „Jeśli naprawdę jest w nich Bóg, nie pozwoli się pożreć” – wrzeszczał tłum. Aby powstrzymać wandalizm, rada miejska ogłosiła, że katolickie dewocjonalia i dzieła sztuki będą sprzedane, a pieniądze zostaną przeznaczone dla biednych. Zniosła też wszystkie ustanowione przez Kościół święta, a księżom dała miesiąc na przyłączenie się do reformacji lub wyniesienie się z miasta. Mimo to atmosfera pozostawała napięta, brakowało autorytetów mogących powstrzymać fanatyków i zaprowadzić – jak życzyli sobie rajcy – „rządy prawa Jezusowego”.

Do tak naładowanej emocjami Genewy przybył w 1536 r. Kalwin. Historycy nie mają pewności, czy trafił tam przypadkiem, czy został wezwany na pomoc przez kaznodzieję Guillaume’a Farela. Nie ulega wątpliwości, że panowie spotykali się wielokrotnie i Farel namawiał rodaka do pozostania w mieście. Znał jego książkę i talent oratorski, więc wiedział, że lepszego współpracownika nie znajdzie. Ale Kalwin odmawiał. Przekonywał, że nie jest człowiekiem czynu, lecz pióra. „Niech Bóg przeklnie twój spokój i mądrość, jeśli odmawiasz pomocy w tak wielkiej potrzebie” – rozczarowany kaznodzieja sięgnął po ostateczny argument. To nie była czcza retoryka, Kalwin wielokrotnie przytaczał ten fragment rozmowy, wspominając, że groźba klątwy go przeraziła. Zrozumiał, że Bóg raz jeszcze „skręca jego uzdę” i uległ.

Dokument, który każdy musiał zaakceptować

Wystarczyło kilka miesięcy, by Kalwin z Farelem znaleźli sposób na okiełznanie Genewy. Teologowie opracowali dokument pt. „Wyznanie wiary, który każdy mieszkaniec powinien zaprzysiąc, strzec i zachowywać”. Kto odmawiał – musiał opuścić miasto. Dla sprawdzenia wiarygodności przyrzeczenia powołano specjalne patrole, które po domach szukały ukrytych dewocjonaliów – obrazów, medalików, różańców. Za potajemne praktykowanie „bałwochwalstwa” groziły surowe kary, z wzbudzającą największy lęk ekskomuniką. Tak głęboka ingerencja w prywatne życie wywoływała niezadowolenie, zwłaszcza osób o bardziej liberalnych poglądach. Nie mogąc otwarcie wystąpić przeciwko kaznodziejom, malkontenci zastosowali sprawdzony chwyt i za pomocą szeptanej propagandy wypominali im obce pochodzenie. Jednocześnie oskarżali władze o oddanie rządów Francuzom. Ponadto Kalwin wdał się w spór z pastorem Pierre’em Caroli z Lozanny, który oskarżył Jana o arianizm. Skonfundowani rajcy najpierw zakazali Kalwinowi i Farelowi głoszenia kazań, a w 1538 r. wręczyli im nakaz opuszczenia miasta.

Banici przyjęli go spokojnie. Kalwin miał w zanadrzu zaproszenie ze Strasburga, więc nie musiał się martwić o przyszłość. Wiedział też, że poza wrogami pozostawia w Genewie wpływowych zwolenników, którzy upomną się o niego. Czas pracował na jego korzyść. 
Kalwin wykorzystał swobodę nie tylko do opracowania dwukrotnie obszerniejszej wersji „Nauki religii chrześcijańskiej”, ale także do znalezienia żony. Wybranką reformatora była młoda wdowa Idelette de Bure. Kalwin nie zapałał do niej wielkim uczuciem, ale jako krytyk celibatu nie mógł pozostać w stanie bezżennym. „Jedyne piękno, które mnie pociąga, to piękno kobiety skromnej, wstydliwej, oszczędnej i cierpliwej, od której będę mógł oczekiwać troski o moje zdrowie” – pisał.

W innym tekście precyzował: „jeśli wezmę sobie żonę, to tylko po to, bym wolny od utrapień codziennego życia mógł poświęcić się Panu”. Reformator szukał więc bardziej służącej i opiekunki niż życiowej partnerki. Wynikało to również z jego przekonania o niższości kobiet. W kazaniach przekonywał, że zrównanie ich w prawach z mężczyznami „zburzyłoby ład i porządek świata”, gdyż Bóg mógł stworzyć Adama i Ewę jednocześnie, ale tego nie zrobił i ustanowił hierarchię. Jednak gdy Idelette zmarła po 9 latach małżeństwa, Kalwin przyznał, że stracił „najlepszego towarzysza”.

Miłośnik Jezusa Chrystusa 

W 1541 r. konflikty, które w Genewie stłumili francuscy kaznodzieje, wybuchły na nowo. Władze poprosiły Kalwina, by wrócił. Reformator postawił twarde warunki. Jeden z najważniejszych dotyczył regulacji stosunków między świecką radą miasta a Kościołem. W efekcie powstały dwie, współpracujące ze sobą, ale niezależne struktury władzy. Odtąd już nikt nie mógł bez zgody Kościoła skazać na wygnanie jego zwierzchników. Wspólnym organem obydwu władz był konsystorz, pełniący rolę religijnego trybunału. Składał się z pastorów i 12 świeckich. Obradował co czwartek i decydował o karach religijnych, zwłaszcza ekskomunice. Jeśli oskarżony naruszył nie tylko zasady zreformowanej wiary, ale dopuścił się czynów kryminalnych, sprawiedliwość wymierzał mu zwykły sąd.

Po takim wzmocnieniu pozycji Kalwin mógł już bez przeszkód realizować swoją wizję idealnego społeczeństwa. Przed konsystorz wzywano nie tylko heretyków i przestępców. Można tam było trafić za odmawianie modlitw w „języku papistów”, czyli po łacinie, za opowiadanie sprośnych dowcipów, zgodę na małżeństwo dziecka z katolikiem. Z dokumentów wynika, że sądzono kupca za sprzedaż różańca, fryzjera za wygolenie klientowi tonsury, gospodynię za przekazanie datku na tacę podczas pobytu w innym mieście.

Z upływem czasu Kalwin stał się jeszcze bardziej rygorystyczny. Zakazał tańców, kolorowych strojów, rozrywek w niedziele, śpiewania frywolnych piosenek, czytania romansów. Wprowadził separację płci podczas kazań, sporządził wykaz zakazanych imion, nie pozwalał na zawieranie małżeństw przez kobiety po menopauzie. Łamiących te zasady kazał wystawiać w łańcuchach przed świątyniami. Wielkiego sprzeciwu nie napotykał, bo (zgodnie z doktryną predestynacji) jedną z przesłanek, świadczących o przeznaczeniu do zbawienia, było życie zgodne z Biblią. Większość mieszkańców Genewy była przekonana, że należy do wybranych i słuchała się Kalwina. Tym bardziej że zorganizował pomoc dla chorych i starców oraz system reglamentowania pracy, by nikt nie próżnował. Jednak bywał też okrutny. Dwa wydarzenia szczególnie zaciążyły na jego reputacji. 

Czarownice palone na stosie

Gdy na Genewę spadła epidemia dżumy (1544–1545), jak wszędzie zaczęły się poszukiwania winnych nieszczęścia. Kalwin akceptował pogląd, że zarazę mogli celowo wywołać „słudzy Szatana”. Nie protestował, gdy z powodu tortur zmarł mężczyzna oskarżony o odcięcie ręki wisielcowi i dotykanie nią drzwi domów, by sprowadzić chorobę. Reformator wzywał do demaskowania czarownic. Za jego rządów w ok. 15-tysięcznym mieście spalono 31 osób, głównie kobiet. Stosy płonęły wtedy w całej Europie (z równą zawziętością stawiali je katolicy i luteranie), ale pod względem liczby ofiar w stosunku do ludności Genewa znalazła się w czołówce.

Kilka lat później Kalwin kolejny raz pokazał, że jeśli chodzi o bezwzględność i dogmatyzm nie ustępuje katolickim inkwizytorom. Główną postacią dramatu był człowiek o podobnych doświadczeniach życiowych – pochodzący z Hiszpanii lekarz i myśliciel Miguel Servet. Zgadzał się on z większością tez Kalwina, ale posunął się dalej w reformatorskich zapędach. Uznał m.in. za zbędne dogmaty o Trójcy Świętej i dwoistej naturze Chrystusa. Korespondował z Kalwinem, prosząc o komentarz do swoich dociekań. Skrytykowany, bronił się i wskazywał na niedociągnięcia w pracach mistrza, urażając ambicję Francuza. Obaj czuli się odkrywcami jedynej Prawdy, więc wymiana poglądów zmieniła się w wymianę epitetów. Servet wzywał, by Kalwin przestał przedstawiać „jedynego Boga jako cerbera o trzech głowach”. „Sam jesteś jak wściekły pies, który gryzie i szczeka bez dania racji” – odpowiadał Jan. 

Po zerwaniu kontaktów Servet ukazał swoją doktrynę w książce „Restytucja chrześcijaństwa”. Zawarł w niej panteistyczną ideę jedności Boga ze światem: „Bóg w drewnie jest drewnem, Bóg w kamieniu jest kamieniem”. To już była herezja, która nie dawała się pogodzić z żadnym nurtem chrześcijaństwa. Na żądanie Kościoła katolickiego władze francuskiego miasta Vienne, w którym przebywał, wydały nakaz aresztowania. W identyfikacji autora pomogły listy, które Servet kierował do… Kalwina. Inkwizycji przesłał je genewczyk Guillaume de Trie, który – choć ponoć z trudem – uzyskał je od Jana.

Jeszcze przed pierwszym przesłuchaniem Servet uciekł z więzienia. Zbieg ukrywał się przez kilka miesięcy. W końcu jakimś cudem dotarł do Genewy. Liczył, że jako ofiara „papistów” będzie tam tymczasowo bezpieczny. Bardzo się mylił. Rozpoznany – został natychmiast aresztowany. Podczas procesu Kalwin wystąpił w roli oskarżyciela. Raz jeszcze wykorzystał doświadczenie prawnika i morderczą siłę logiki. Rozważania o Trójcy Świętej i naturach Chrystusa wymagały głębokiej znajomości teologii, więc sięgnął po bardziej przemawiające do wyobraźni sędziów demagogiczne argumenty.

„Czy jeśli Bóg w drewnie jest drewnem, to depcząc podłogę, depczemy Boga?” – pytał, wywołując dreszcz grozy. Przygwożdżony Servet nie potrafił zaprzeczyć. 

„Czy jeśli wszystko składa się z tej samej substancji co Bóg, to również diabeł jest częścią Boga?” – kontynuował Kalwin. „Każda rzecz jest częścią Boga” – wykrztusił oskarżony, pogrążając się. Konsystorz uznał go za heretyka i przekazał władzom świeckim, które skazały go na stos 27 października 1553 r. Servet został spalony.

Kalwin zaś u schyłku życia skupił się na zapewnieniu trwałości swego dzieła. Opracował nowe programy nauczania dla szkół, powołał Akademię Genewską, która miała przygotowywać kaznodziejów przekazujących jego nauki następnym pokoleniom. Jej pierwszym rektorem został Teodor Beza. 

Kalwin zmarł w wieku 55 lat. Owinięte w całun ciało złożono do ziemi bez modlitw. Tak jak nauczał, powierzono go Bogu, który jeszcze przed stworzeniem świata zadecydował o jego przeznaczeniu i żadne obrzędy nie mogły tego zmienić. Na skromnym nagrobku, zgodnie z wolą Kalwina, nigdy nie pali się też świec ani nie składa kwiatów.

Polscy kalwiniści

Już w 1550 r., a więc w 16 lat po opublikowaniu przez Kalwina „Nauki religii chrześcijańskiej” odbył się w Pińczowie pierwszy synod ewangelicko-reformowany. Największy wpływ na kształt doktryny i struktury organizacyjnej Kościoła wywarł teolog Jan Łaski. Nowa religia znalazła najwięcej zwolenników na Litwie i w Małopolsce, protegowały ją m.in. rody Radziwiłłów, Sapiehów, Firlejów, Zborowskich. Kontrreformacja drastycznie ograniczyła liczbę wyznawców (obecnie ok. 5 tys.).

Do najwybitniejszych należeli: 

– Mikołaj Rej – ojciec literatury polskiej, Wacław z Szamotuł – kompozytor,

– Leopold Kronenberg – finansista, pochodził z rodziny żydowskiej, w 1846 r. przyjął chrzest w obrządku kalwińskim,

– Stefan Żeromski – pisarz, przeszedł na kalwinizm, by po rozwodzie otrzymać ponownie ślub.

Podobnie Józef Beck – minister spraw zagranicznych II RP, Felicjan Sławoj-Składkowski – pierwszy na stanowisku premiera RP (1936–1939) oraz Stefan Starzyński – prezydent Warszawy. 

ABC kalwinizmu 

Wszechmocny Bóg przed stworzeniem świata dokonał wyboru ludzi przeznaczonych do zbawienia lub potępienia. Jego decyzja jest nieodwołalna i niezmienna. Oznaką Bożej łaski może być głęboka wiara, życie wedle jej nakazów, powodzenie w pracy. Jedynym źródłem wiary jest Biblia, czyli objawione Słowo Boże.

Sakrament komunii jest aktem upamiętniającym ofiarę Jezusa. Przy jego udzielaniu nie dokonuje się przeistoczenie hostii i wina w ciało i krew Chrystusa (dusza karmi się ciałem i krwią Jezusa analogicznie do ciała, które posila się chlebem i winem). 

Jedynym sakramentem poza komunią (Wieczerzą Pańską) jest chrzest.

Równoprawnymi członkami Kościoła są wszyscy wierni, pastorzy nie pośredniczą w kontaktach z Bogiem, pełnią tylko funkcję kaznodziejów, nie obowiązuje ich celibat. Przedstawienia figuralne (obrazy, rzeźby, nawet krucyfiks z postacią Jezusa) są sprzeczne z II przykazaniem.Kult świętych i relikwii nie ma oparcia w Ewangeliach. Także sukcesja apostolska i zwierzchnictwo papieża nad Kościołem nie mają uzasadnienia w Nowym Testamencie. Kościół musi nieustannie się doskonalić i reformować (stąd nazwa Kościół Reformowany).