Podobnie jak ze słynną Bursztynową Komnatą – z obrazem Rafaela wiążą się dziesiątki hipotez, relacji i tropów. Choć wygląda na to, jakby poszukiwania zaginionego dzieła utknęły w martwym punkcie. Sprawa „Portretu młodzieńca” wraca co jakiś czas w mediach. 

W 2012 r. wybuchła prawdziwa bomba. Powołując się na wypowiedź przedstawiciela Ministerstwa Spraw Zagranicznych, prasa i radio donosiły: „Zaginiony obraz Rafaela czeka bezpiecznie w jednym z bankowych sejfów”, „Odnaleziono »Portret młodzieńca«!”, „Ministerstwo Spraw Zagranicznych wie, gdzie jest młodzieniec Rafaela”. Lecz MSZ natychmiast zdementował te doniesienia, informując, że wcale nie wie, lecz tylko „na bieżąco śledzi wszystkie sygnały o przypuszczalnych miejscach przechowywania obrazu”. 

Śledztwo zatem trwa. Przez długi czas polscy historycy nie mieli dostępu do dokumentów źródłowych – przechowywanych w amerykańskich i niemieckich archiwach. Gubiono się w spekulacjach i domysłach, co naprawdę stało się z obrazem Rafaela Santi. Dzisiaj możemy już ustalić, jak potoczyły się losy dzieła po rabunku ze zbiorów książąt Czartoryskich aż do zimy 1944/1945 r. A także zastanowić się, gdzie go szukać. 

Niemcy zrabowali obrazy z Muzeum Czartoryskich

Od pierwszych dni września 1939 r. hitlerowscy urzędnicy prowadzili w Polsce zorganizowaną akcję przejmowania zbiorów muzealnych i prywatnych kolekcji. Zaczęli od „zabezpieczania” najcenniejszych. Z tego powodu jednym z pierwszych miejsc, do których się udali, było Muzeum XX. Czartoryskich w Krakowie. Tam chcieli przechwycić przede wszystkim tzw. wielką trójkę – obrazy: Rafaela („Portret młodzieńca”), Rembrandta („Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem”) i Leonarda da Vinci („Dama z gronostajem”).

Nie wiedzieli, że jeszcze przed wybuchem wojny rodzina Czartoryskich ukryła je wraz z innymi cennymi eksponatami w swoim majątku w Sieniawie. Jednak już w połowie września skrytka zawierająca obrazy, antyczną biżuterię, pamiątki po władcach Polski (tzw. Szkatuła Królewska) i wiele innych dzieł została odnaleziona przez niemieckich żołnierzy i splądrowana. Ukradziono przedmioty wykonane ze złota i antyczną biżuterię. Obrazy porzucono, uznając je za bezwartościowe. Przejęło je gestapo. Później zostały przekazane przedstawicielom władz Generalnego Gubernatorstwa. 

„Wielką trójką” interesowali się urzędnicy z kręgu bliskich współpracowników Hitlera i Göringa. Pod koniec 1939 r. dzieło Rafaela wywieziono do stolicy III Rzeszy. Tam zaś omal nie spotkała go zagłada!

Pożar w Berlinie i powrót Rafaela do Krakowa

Początkowo obrazy z Polski trafiły do biura dr. Kajetana Mühlmanna, który od października 1939 r. koordynował akcję „zabezpieczenia” zdobycznych zbiorów. Budynek, w którym mieściło się biuro, spłonął doszczętnie w jednym z bombardowań – zeznał po wojnie holenderski historyk sztuki dr Eduard Plietzsch, współpracujący z nazistami jako ekspert. Na tej podstawie zaczęto podejrzewać, że „Portret młodzieńca” strawiły płomienie. Jednak Plietzsch nie sprecyzował daty nalotu

Natomiast w toku bardziej drobiazgowych przesłuchań w 1947 r. przed członkami amerykańskiej sekcji ochrony zabytków (MFAA) Plietzsch wyjaśnił, że zanim nastąpiło tragiczne w skutkach bombardowanie, dzieła zabrano do Kaiser Friedrich Museum. Już w grudniu 1939 r. dr Hans Posse, doradca kanclerza ds. sztuki, zwrócił się do urzędników Kancelarii Rzeszy o zarezerwowanie „trzech najważniejszych obrazów z Muzeum Czartoryskich: Rafaela, Leonarda i Rembrandta, znajdujących się obecnie w Kaiser Friedrich Museum w Berlinie, dla muzeum Führera w Linzu”. Obrazy nie trafiły jednak do zbiorów Hitlera, lecz przeniesiono je do skrytki depozytowej Deutsche Banku przy Unter den Linden 27. Tam ocalały przed bombardowaniami. 

Dlaczego Plietzsch zmienił zdanie? Po prostu jego pierwsze zeznanie było bardzo oględne. W chwili gdy Amerykanie przedstawili mu inne dowody i okazało się, że dysponują wystarczającą wiedzą na temat jego wojennej przeszłości, uzupełniał zeznania o dodatkowe fakty.

Obrazy nie dotrwały do końca wojny w Deutsche Banku. Szef Generalnego Gubernatorstwa Hans Frank zażądał, by sprowadzono je do Krakowa. Polecenie to zanotował jego doradca ds. sztuki dr Wilhelm Ernst von Palézieux: „Poinformował mnie w dniu 24 lutego 1943 r. w obecności swojego adiutanta pana dr. Janscha, że na podstawie dekretu Generalnego Gubernatora przedmioty sztuki pierwszego gatunku przechodzą na własność rządu. W związku z tym Generalny Gubernator polecił mi skontaktować się z przedstawicielem sekretarza stanu Mühlmanna, szefem sztabu Ernstem i wybrać najlepsze przedmioty do wystroju pomieszczeń służbowych Generalnego Gubernatora na zamku [wawelskim] oraz w pałacu Kressendorf [Krzeszowice]”.

Mimo protestów urzędników i samego Hermanna Göringa w połowie 1943 r. „Portret młodzieńca” wrócił do Krakowa, tyle że nie do muzeum, ale do depozytu Hansa Franka.

Los kolekcji Hansa Franka

Nie znajdował się tam długo. Z tego, co doradcy Franka zeznali po wojnie w obecności Amerykanów i polskich prokuratorów, wynika, że latem 1944 r. zapadła decyzja o wywiezieniu zbiorów. W obliczu zagrożenia ze strony wojsk radzieckich, zbliżających się do granic Generalnego Gubernatorstwa, postanowiono ewakuować zabytki na Dolny Śląsk. Pierwotnie „Portret młodzieńca” wraz z innymi dziełami przewieziono do pałacu w Sichowie (Seichau) koło Jawora.

Na początku 1945 r. trafił do majątku w Morawie (Muhrau) w rejonie Strzegomia. Wiadomo, że część zbiorów wywieziono stamtąd do Bawarii, gdzie powstało biuro Franka. Reszta pozostała na Dolnym Śląsku i po wielu z nich zaginął słuch.

Portret młodzieńca był najcenniejszym obrazem w Polskich zbiorach, fot: Publiczna domenaPortret młodzieńca był najcenniejszym obrazem w Polskich zbiorach, fot: Publiczna domena

Przez lata uważano, że w styczniu 1945 r. „Portret młodzieńca” został wywieziony do Neuhaus w Bawarii – rodzinnej miejscowości Franka. Zarówno on, jak jego żona Brigitte sprowadzali do swego domu zabytkowe meble i inne przedmioty będące własnością muzeów z krajów okupowanych. Robotnik przymusowy pracujący u Franków w Neuhaus zeznał po wojnie, że w miejscu zamieszkania pracodawcy widział wiele przedmiotów zrabowanych z okupowanej Polski.

„W salonie na ścianach wisiały wspaniałe obrazy. Jeden z nich przedstawiał zamek króla Stanisława Augusta w Warszawie (Łazienki). Na stołach w salonie stało wiele przedmiotów z porcelany, jak wazy, posążki, itd. Znajdowały się na nich znaki i numery świadczące, że pochodziły z zamku w Krakowie”. 

Palézieux, adiutant Franka Helmut Pfaffenroth oraz sekretarka gubernatora Helena Kraffczyk zeznali, że pod koniec stycznia 1945 r. do Neuhaus trafiły trzy skrzynie z dziełami sztuki. Były wśród nich m.in. „Dama z gronostajem” Leonarda da Vinci i „Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem” Rembrandta van Rijna. Czy znajdował się tam także „Portret młodzieńca”? W latach 80. syn Franka pisał, adresując swe słowa do nieżyjącego ojca: „Tak ojcze, czterysta lat temu Rafael namalował dla Ciebie obraz, który ostatnio był u nas w Neuhaus nad Schliersee w Górnej Bawarii. Potem gdzieś przepadł. Być może wisi w jakiejś chłopskiej chacie, wymieniony przez matkę w 1945 r. na jaja, masło, wieprzowinę. Matka miała tyle samo zrozumienia dla sztuki, co Ty dla prawdy”. 

Wiarygodność tej informacji wydaje się jednak wątpliwa. Nie znajduje bowiem potwierdzenia w dokumentach archiwalnych i relacjach pozostałych członków rodziny gubernatora. Pojawiło się zatem podejrzenie, że obraz mógł wcześniej ukraść któryś z współpracowników Franka.

Podejrzany Palézieux

Na celowniku znalazł się von Palézieux – wspomniany wcześniej doradca Franka do spraw sztuki. Po wojnie amerykańskie służby śledcze starały się uzyskać od niego jak najwięcej informacji na temat losu dzieł sztuki w Generalnym Gubernatorstwie. Dzięki ekstradycji polski wymiar sprawiedliwości przeprowadził własne śledztwo w sprawie jego udziału w grabieży i wywiezieniu zabytków z Polski.

W 1948 r. Sąd Okręgowy w Krakowie wydał wyrok skazujący Palézieux na 5 lat więzienia (skazany odbył go m.in. w obozach pracy w Warszawie). Prokuraturze nie udało się jednak wtedy dowieść, że brał udział w kradzieży obrazu Rafaela. 

Niemniej wiadomo, że Palézieux nadzorował ewakuację skarbów z Krakowa na Dolny Śląsk. Niektórzy badacze uważają, że pomagał też w wywozie wybranych dzieł do Bawarii w 1945 r. Lynn Nicholas, autorka książki „Grabież Europy. Losy dzieł sztuki w Trzeciej Rzeszy i podczas II wojny światowej”, napisała (powołując się na zeznanie dolnośląskiego konserwatora zabytków prof. Günthera Grundmanna).

„We wtorek 23 stycznia Palézieux i jego towarzysz wyruszyli ciężarówką załadowaną dziełami sztuki w kierunku willi Franka w Neuhaus na południe od Monachium. Sam gubernator podążył za nimi dwa dni później. Tutaj w małym hotelu nad Schliersee, w znacznie skromniejszych warunkach otwarto biura Generalnej Guberni Polski”. Grundmann nie posunął się jednak tak daleko, by oskarżać Palézieux o wywóz polskich zabytków.

Do wzmocnienia podejrzeń wobec Palézieux przyczynił się współpracujący z nim austriacki konserwator dr Eduard Kneisel (sam także podejrzany w sprawie kradzieży dzieł). W trakcie jednego z przesłuchań – przeprowadzonych w latach 60. przez FBI oraz prawniczkę z kancelarii wynajętej przez Stefana Zamoyskiego, reprezentującego rodzinę Czartoryskich w poszukiwaniach zaginionego obrazu – Austriak poinformował, że widział Rafaela po raz ostatni w willi Palézieux koło Neuhaus jeszcze przed końcem wojny. Zauważył tam także  arcydzieła Leonarda, Rembrandta, Madonnę z Krużlowej i Kodeks Behema. Nie wiedział jednak, w jaki sposób zabytki tam trafiły.

Tyle, że te skarby Amerykanie odnaleźli w biurze Franka w Neuhaus, nie w willi Palézieux.  Sam podejrzany nie mógł już odnieść się do tych rewelacji o skarbach. 15 sierpnia 1955 r. zginął w wypadku samochodowym. Tak się składa, że pod koniec lata, po wielomiesięcznych próbach, udało się zaplanować jego spotkanie ze Stefanem Zamoyskim. Palézieux zgodził się na rozmowę, chciał przedstawić własną wersję wydarzeń. Nie zdążył.

Sprawa Pfaffenrotha 

Jeśli Rafaela nie zatrzymał sobie doradca Franka, to może adiutant Generalnego Gubernatora Helmut Pfaffenroth? Z dokumentów polskiego śledztwa w jego sprawie wynika, że to on przetransportował z Dolnego Śląska do Bawarii wspomniane wcześniej trzy skrzynie dzieł sztuki, wśród których były cenne obrazy. 

Okazuje się, że w rodzinnym domu Pfaffenrotha w Ebingen (w Badenii-Wirtembergii) przechowywano jakieś zabytkowe przedmioty, które mogły stanowić własność jednego z polskich muzeów. Polscy robotnicy przymusowi pracujący w majątku rodzinnym Pfaffenrotha twierdzili, że „znajdowały się tam ornaty kościelne, płaszcze królewskie i wiele kosztowności pochodzenia polskiego”. 

Na wniosek polskiego wymiaru sprawiedliwości sprawą zajęli się urzędnicy odpowiedzialni za rewindykację utraconych zabytków. W wyniku rewizji w domu Pfaffenrotha zabezpieczono zabytkowy dywan i kilim. Początkowo uznano je za własność polską, ale specjaliści ostatecznie orzekli, że nie przedstawiały znaczącej wartości historycznej i nie stanowiły mienia krajowych placówek muzealnych. W 1949 r. Naczelna Dyrekcja Muzeów i Ochrony Zabytków stwierdziła, że „znalezione u Pfaffenrotha dywany nie pochodzą ze zbiorów wawelskich”. 

Rafael w Szwajcarii?

Tymczasem w 1947 r. pojawił się kolejny trop – i to nie w Niemczech. Polska placówka dyplomatyczna w Szwajcarii poinformowała o poszlakach wskazujących, że zabytki wywieziono do tego neutralnego w czasie wojny kraju. W tej sytuacji polskie MSZ zwróciło się do władz szwajcarskich z prośbą o pomoc w poszukiwaniu zaginionych dzieł

Szczególną uwagę zwrócono właśnie na „Portret młodzieńca” Rafaela Santi. Jednak wstępne śledztwo prowadzone przez policję związkową nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Szwajcarzy zobowiązali się „sprawdzić wszystkie składy wolnocłowe i banki, które mogą wchodzić w rachubę jako skrytki dla zrabowanych dzieł sztuki”. Wyniki tego śledztwa wskazywały, że „Portret młodzieńca” Rafaela może się znajdować w rękach kolekcjonera mieszkającego w Zurychu. Jak się jednak okazało, wskazany obraz był „tylko marnej jakości kopią z XVII wieku”. 

Szwajcarzy przekazali za to stronie polskiej sugestię, że „Portret młodzieńca” może się znajdować „w posiadaniu władz alianckich w Berlinie”. Podjęcie i tego tropu nie przyniosło spodziewanych efektów. W trakcie rozmów z przedstawicielami rządów państw okupujących Niemcy (przede wszystkim Amerykanami i Brytyjczykami) nie uzyskano informacji pozwalających na ustalenie losów zaginionego dzieła.

A może obraz ukradli Rosjanie? 

W czasach PRL nie wypadało o tym wspominać, ale po 1989 r. śmiało można było już rozważyć hipotezę, że „Portret młodzieńca” zagrabiły wojska radzieckie. Od początku 1945 r. na Śląsku operowała bowiem tzw. brygada trofiejna, podległa dowództwu I Frontu Ukraińskiego. Dowodził nią ppłk Boris Filipow, w cywilu dyrektor Moskiewskiego Teatru Dramatycznego. 

Celem brygady było przejęcie zasobów bibliotecznych, wyposażenia teatrów, zbiorów muzealnych i kolekcji znajdujących się w pałacach na terenach zajmowanych przez Armię Czerwoną. W ciągu kilku tygodni Filipow wysłał do Moskwy trzy pociągi wyładowane obrazami, meblami, rzeźbami, grafikami, pianinami, zabytkową bronią, porcelaną, żyrandolami i księgozbiorami. 

Nie wiadomo, czy ekipa Filipowa dotarła do pałacu w Morawie, w którym przechowywane były polskie zbiory wywiezione z Krakowa. Z całą pewnością trafiły tam jednostki frontowe Armii Czerwonej. Wspomnienia służby pałacowej i polskich historyków sztuki wskazują, że żołnierze rozkradli część przechowywanej tam kolekcji numizmatycznej Muzeum Narodowego w Warszawie. Zniszczyli też niektóre grafiki z Gabinetu Rycin Uniwersytetu Warszawskiego. 

Co prawda trudno przypuszczać, by prości czerwonoarmiści znali wartość obrazów z pałacu. Poza tym najcenniejsze przedmioty wywieźli stamtąd Niemcy (pod okiem dolnośląskiego konserwatora zabytków prof. Grundmanna) pod koniec stycznia 1945 r. Niemcy na pewno nie zostawiliby Rafaela. Tym niemniej w 1996 r. „wątek rosyjski” powrócił. W trakcie wystawy „Sławne bitwy oręża polskiego”, zorganizowanej przez Muzeum Narodowe w Krakowie, doszło do rozmowy polskich historyków z przedstawicielem Muzeum Historycznego we Lwowie (dawnym Muzeum im. Lubomirskich). 

Oglądając ekspozycję Muzeum XX. Czartoryskich, ukraiński gość stwierdził, że widział obraz, którego zdjęcie znajdowało się w pustej ramie. A był to właśnie „Portret młodzieńca”. Dzieło miało wisieć w mieszkaniu (lub biurze) radzieckiego generała Kuzniecowa. Nie wiadomo jednak, o którego z dowódców o tym nazwisku chodziło – jeden z nich był szefem Frontu Centralnego, inny kierował wywiadem wojskowym (GRU), kolejny był dowódcą 3. Armii Uderzeniowej, wchodzącej w skład I Frontu Białoruskiego. Informacja ta trafiła do ówczesnego polskiego Ministerstwa Kultury i Sztuki. Podjęło ono próbę jej zweryfikowania, ale nie przyniosła żadnych efektów.

Czy Rafaela mają Amerykanie?

W 2014 r. na ekrany kin wszedł film George’a Clooneya „Obrońcy skarbów”. Zasugerowano w nim, że „Portret młodzieńca” został zniszczony przez Niemców w jednej ze składnic zrabowanych dzieł. Jednak w ostatnich scenach filmu widzimy, jak główny bohater prezentuje zdjęcie obrazu, prosząc prezydenta USA o zgodę na dalsze jego poszukiwania. Właśnie. Czy obrazu nie mają czasem Amerykanie? Także takie pytanie zadawało sobie po wojnie wiele osób poszukujących Rafaela.

Przede wszystkim dlatego, że Frank został aresztowany przez przedstawicieli armii amerykańskiej 4 maja 1945 r. W jego biurze zabezpieczono nie tylko dokumenty (w tym słynne dzienniki), ale też dzieła sztuki. Pierwotnie zabytki umieszczono w Centrum Dokumentacji 7. Armii w Oberfinanzhof w Monachium. Dzieła trzymano pod strażą w zamkniętym pokoju, ale zinwentaryzowano je dopiero 26 maja. 

Wśród przedmiotów zajętych w Neuhaus znajdowały się m.in.: „4 pudełka zawierające pamiętniki doktora Franka opisujące spotkania dotyczące spraw polskich i osobistych, solidne pudełko z niemieckimi markami (ok. 5000) i kilka polskich monet luzem, plik dokumentów dotyczących informacji o transportach dzieł sztuki na terenie i poza granicami Polski, zawierających spisy i lokalizacje”. W ręce Amerykanów trafiły: „drewniana skrzynia, w której miały być przechowywane dwa Rembrandty, Leonardo da Vinci, Lucas Cranach i inne obrazy; drewniana skrzynia zawierająca statuetkę, kielichy mszalne, nakrycia ołtarzowe i inne obiekty; 2 antyczne skrzynie; rzeźba religijna; zbiór oryginalnych listów pisanych przez otoczenie Ludwika XIV, najwidoczniej z kolekcji krakowskiej”. 

16 czerwca 1945 r. por. Daniel J. Kern z sekcji ochrony zabytków (MFAA) podpisał dokument przejęcia 6 skrzyń zawierających obrazy i inne dzieła zajęte w Neuhaus. Polscy muzealnicy nie mieli o tym pojęcia. Z relacji świadków wynikało jedynie, że Frank wywiózł do Neuhaus jakieś zabytki, po których zaginął ślad. 

Choć przedmioty z tego zasobu powróciły do kraju w kwietniu 1946 r., to wciąż stawiano sobie pytanie, czy sojusznicy oddali nam wszystkie dzieła zabezpieczone w biurze Generalnego Gubernatora. Jeszcze w maju 1950 r. chargé d’affaires Ambasady RP w Waszyngtonie zwrócił się z prośbą do Departamentu Stanu o sprawdzenie, czy w posiadaniu amerykańskich władz okupacyjnych nie znajdują się przedmioty zabezpieczone w biurze Franka, które nie zostały zwrócone Polsce. Odpowiedź była negatywna. Brak dostępu do amerykańskich archiwów długo wzbudzał podejrzenia dotyczące tej sprawy. 

Obraz wywieziono do Australii?

Losy „Portretu młodzieńca” przez lata absorbowały dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie prof. Stanisława Lorentza. W jednym z wywiadów twierdził, że był o krok od rozwiązania tej sprawy: „Skontaktowałem się między innymi ze starym wybitnym mediolańskim antykwariuszem polskiego pochodzenia. Rajkiewicz przyrzekł pomoc i po pewnym czasie poinformował mnie (a ja naturalnie władze polskie), że uzyskał poufną wiadomość, iż obraz ten, jako własność bardzo wysokiego dygnitarza hitlerowskiego, został wywieziony do Australii, do Melbourne i tam w jednym z banków, w specjalnej skrytce na hasło, jest przechowywany”.

Lorentz nie podał we wspomnieniach, kiedy odbyły się owe poszukiwania. Wiemy tylko, że próby uzyskania bliższych informacji na temat posiadacza obrazu zakończyły się fiaskiem. 

Lecz plotka, że „Portret młodzieńca” mógł zostać wywieziony do Australii, opierała się na jeszcze jednym źródle. Rodzina Stefana Zamoyskiego ma w archiwum interesujący dokument. To list historyka sztuki dr. Saszy Griszina z The Australian National University w Canberze do prof. Cecila Goulda z londyńskiej National Gallery – specjalisty w zakresie twórczości Rafaela.

Autor listu pisał: „w maju 1977 r. otrzymałem fotografię obrazu trzymanego w skarbcu bankowym w Brisbane i zostałem poproszony o wyrażenie swojej opinii na temat jego autentyczności. Identyfikacja nie była trudna, z pewnością naśladował on krakowski obraz Rafaela, ale ponieważ nie jestem badaczem twórczości Rafaela, ani też nie mając dostępu do oryginału, nie pokusiłem się o wydanie opinii”.

W celu weryfikacji zdobytych danych Griszin przekazał zdjęcie obrazu kolejnemu specjaliście od Rafaela – prof. Johnowi Shearmanowi. Jednak w wyniku dziwnego zbiegu okoliczności list nie dotarł do adresata. W ten sposób utracony został dowód, który mógł pomóc w ocenie autentyczności obrazu. Griszin stracił również kontakt z osobą posiadającą oryginał fotografii wykonanej w skarbcu bankowym w Brisbane. 

Próba wyjaśnienia tajemnicy zaginięcia „Portretu młodzieńca” po raz kolejny znalazła się w martwym punkcie. Nie ma nawet pewności, czy fotografia widziana przez Griszina przedstawiała autentyczne dzieło Rafaela. 

Rafael skradziony w Morawie?

Nie wiemy, w czyich rękach znajduje się dziś „Portret młodzieńca”. Jednak relacje świadków i zachowane dokumenty sugerują, że obraz został skradziony na Dolnym Śląsku, prawdopodobnie ze składnicy w pałacu w Morawie. Aby ustalić, kto to zrobił, należy przeanalizować spuściznę po Eduardzie Kneiselu (autorze sensacyjnych doniesień o Palézieux) i porozmawiać z jego rodziną. Po drugie zaś, warto poszukać w Rosji.

Chodzi zarówno o ślad tajemniczego radzieckiego generała, jak i o zasoby rosyjskich placówek muzealnych. To one stały się po wojnie miejscem składowania dzieł przywiezionych przez brygady trofiejne z terenu Niemiec, w tym z tzw. Ziem Odzyskanych.