Wojna stanowiła nieodłączną część życia Greków. U korzeni greckiej cywilizacji leży „Iliada”. Pokolenia Greków słuchały jej w zachwycie. A przecież obok lekcji heroizmu mnoży się w niej od „chirurgicznych” opisów wzajemnego mordowania się, które mogą przyprawić o mdłości. Wojna była także naturalnym przedmiotem zainteresowania rodzącej się wraz z dziełem Herodota historiografii. I trudno temu się dziwić, skoro od swoich polityków Grecy wymagali przede wszystkim, żeby byli wybitnymi wodzami. 

„Wojna jest ojcem wszystkich rzeczy” – głosił słynny aforyzm Heraklita z Efezu. To przeświadczenie o naturalności wojny może budzić nasz sprzeciw. Trzeba jednak pamiętać, że to dzięki sztuce wojennej i kultowi wojennych cnót Grecy ocalili siebie przed Persami. A tym samym położyli fundament pod powstanie cywilizacji Zachodu. Bez greckich hoplitów nie mielibyśmy dzisiaj tragedii Sofoklesa czy dialogów Platona. 

Konflikty zbrojne w starożytnej Grecji

Grecy od wczesnej epoki archaicznej mieli dylemat. Z jednej strony czuli wzajemną więź wynikającą ze wspólnoty języka, religii oraz zwyczajów. Z drugiej – byli równie silnie przywiązani do politycznej suwerenności swoich wspólnot: czy to miast-państw, czy związków plemiennych. Konflikty zbrojne były nieuniknione między licznymi państewkami stłoczonymi na małej przestrzeni geograficznej. Jednaktoczono je zgodnie ze zwyczajem międzynarodowym. Szanowano nietykalność posłów. Zawierano zarówno wieloletnie pokoje, jak i doraźne zawieszenia broni na polu bitwy (np. w celu pogrzebania poległych) i ich przestrzegano. 

Począwszy przynajmniej od VIII wieku (o wcześniejszych czasach niewiele wiemy) najczęściej wojowano, aby odebrać sąsiedniej wspólnocie sporny kawałek ziemi (niekiedy chodziło o ledwie kilkadziesiąt kilometrów kwadratowych) albo zdobyć łup – bydło lub ludzi. Tych ostatnich albo sprzedawano w niewolę, albo – co częstsze w wypadku walk między Grekami – wypuszczano za okupem. 

W epoce klasycznej, po wojnach perskich wśród Greków pojawiła się myśl imperialna. Yoczono też wojny, żeby trwale związać ze sobą słabsze państewka i narzucić im jakąś formę stałego trybutu. Choć przyczyny rozpoczęcia działań zbrojnych bywały mało romantyczne, Grecy zawsze byli skłonni do walki w sprawach honorowych. W końcu wojowniczy i wyczulony na swoim punkcie Achilles przez stulecia stanowił wzór dla dorastającej greckiej młodzieży.

I tak Spartanie, podejmując ok. 520 roku wyprawę przeciw tyranowi Samos Polikratesowi, ogłosili, że to odwet za dwa akty piractwa. Czyli za porwanie przezeń lnianego pancerza, który posłali faraonowi Amasisowi, i ozdobnego krateru, który wysłali z kolei królowi lidyjskiemu Krezusowi. 

Jak wyglądała armia grecka?

Armie greckie były armiami obywatelskimi. Udział w walce stanowił obowiązek i zarazem przywilej związany ze statusem obywatela. Niewolnicy brali udział w wojnie wyłącznie w charakterze służby obozowej. Co więcej, tylko okazjonalnie dopuszczano ich nawet do tak podrzędnej czynności jak wiosłowanie we flocie. 

Armia obywatelska ustępowała profesjonalizmem najemnikom. Przewyższała ich jednak swoim morale. A to przy względnie prostej technice wojennej, gdzie determinacja odgrywała często większą rolę niż umiejętności, nie skazywało jej na przegraną z zawodowcami. Zwłaszcza w przypadku armii obywatelskiej polis, która toczyła wojny względnie regularnie. Jak np. Ateńczycy w V wieku p.n.e. 

Słabością armii obywatelskiej, składającej się głównie z rolników, była konieczność dostosowania jej działań do rytmu prac polowych. Zorganizowanie wojskowej ekspedycji w czasie orki czy (zwłaszcza) żniw było wykluczone. W konsekwencji w wojnach między Grekami okres intensywnych prac polowych stanowił z reguły czas niepisanego rozejmu. 

Armia spartańska

Armię obywatelską z profesjonalną pogodziła Sparta. Duża liczba ludności zależnej w tej polis uwolniła obywateli od konieczności pracy. Pozwoliła im skierować całą swoją energię ku ćwiczeniom wojskowym, tworząc ze Spartiatów niemal kastę wojowników. Ten eksperyment okazał się sukcesem. Do 371 roku, kiedy to pod Leuktrami tebański wódz Epaminondas zaskoczył armię spartańską rewolucyjnym ustawieniem oddziałów. Tak by była w otwartej bitwie niepokonana.

Od V wieku, a zwłaszcza w stuleciu następnym, w innych miastach próbowano w miarę możliwości naśladować spartański model. Ponieważ jednak brak licznej ludności zależnej uniemożliwiał wojskową profesjonalizację całej wspólnoty obywatelskiej, ograniczano się do wydzielenia jej części. Tworzono z niej rodzaj sił do zadań specjalnych. Choćby tebański Święty Zastęp, który wsławił się bohaterską walką pod Cheroneą.

Innym sposobem częściowej profesjonalizacji obywateli była ateńska instytucja efebii. Czyli rodzaj dwuletniej służby zasadniczej, odbywanej między 18. i 20. rokiem życia. Dzięki niej młodzieńcy wyruszający na pierwszą wojenną wyprawę nie byli już kompletnymi żółtodziobami. Ten sposób podwyższenia sprawności bojowej ciała obywatelskiego poświadczony jest jednak dopiero dla schyłku IV wieku. Efebię najprawdopodobniej powołano do życia po przeanalizowaniu przyczyn niepowodzeń w wojnach z Macedonią, przede wszystkim klęski pod Cheroneą (338).

W IV wieku wzrosło znaczenie najemników. Wielu obywateli musiało bowiem opuścić poleis z powodu konfliktów wewnętrznych. Niektórzy utracili swój status w następstwie wojny peloponeskiej. Najemnicy nigdy jednak nie zajęli miejsca armii obywatelskich. Używano ich z reguły tam, gdzie trzeba było utrzymywać ludzi pod bronią dłużej niż kilka miesięcy (służba garnizonowa, dalekie ekspedycje). 

hoplici
Hoplici w szyku. Fot. Perseus Project

Uzbrojenie greckich armii lądowych

Greckie armie lądowe składały się zwykle z trzech kooperujących formacji: ciężkiej piechoty, lekkozbrojnych i jazdy. Najważniejszą z nich była ciężkozbrojna piechota. Zarówno w walce, jak i na poziomie ideologii. To ona stanowiła kwintesencję polis. To w niej służył kwiat ciała obywatelskiego – chłopi-obywatele zdolni do zaopatrzenia się w odpowiednie uzbrojenie: 

  • dwupłytowy pancerz,
  • nagolenice,
  • hełm (zwykle tzw. typu korynckiego), 
  • włócznię, 
  • krótki miecz,
  • okrągłą tarczę z dwoma uchwytami zwaną hoplon, od której ciężkozbrojnych piechurów nazywano hoplitami (hoplitai). 

Na czym polegała falanga grecka?

Upowszechnienie się w epoce wczesnoarchaicznej uzbrojenia hoplickiego szło w parze z wprowadzeniem rewolucyjnej taktyki walki zwanej falangą. Została oparta na idei działania kolektywnego. Hoplici walczyli w niezwykle zwartym szyku, głębokim przeciętnie na 8 rzędów, ramię przy ramieniu. Tarcza hoplicka, której jeden uchwyt umieszczony był centralnie, a drugi na samej jej krawędzi, chroniła tylko lewy bok hoplity, ale zarazem także prawy bok towarzysza stojącego na lewo od niego. Tarcza stanowiła zatem zarówno osłonę poszczególnych żołnierzy, jak i rodzaj „łącznika” między nimi. A tym samym gwarancję zwartości formacji. 

Niezwykłą jednolitość szyku zakładał też (czy stymulował) hełm typu korynckiego. Ograniczał pole widzenia walczącego niczym klapki u dorożkarskiego konia. Idący do boju hoplita widział wyłącznie przestrzeń przed sobą, nie kontrolując tego, co się działo po bokach. Taki hełm miał sens tylko pod warunkiem, że walczący miał ślepe (w dosłownym rozumieniu!) zaufanie do towarzyszy broni po obydwu swoich bokach. 

W trakcie starcia dwóch falang hoplici operowali najpierw włóczniami – a w wypadku ich utraty mieczami – równocześnie usiłując zepchnąć przeciwników z pola bitwy tarczami. Walka kończyła się zwykle wtedy, gdy jedna z falang „pękała” . W czasach archaicznych pojawił się zwyczaj wystawiania przez stronę zwycięską właśnie w miejscu owego pęknięcia tzw. tropaion. To drewniany słup ubrany w zdobyczną zbroję (od trope, „odwrót”: stąd łacińskie tropaeum, a w konsekwencji nasze „trofeum”).

W walce z przeciwnikiem walczącym luźniejszym szykiem falanga była morderczą machiną. Przekonuje nas o tym jej upowszechnienie się w epoce archaicznej. Ewidentnie kolejne greckie wspólnoty przyjmowały falangę, widząc jej skuteczność. Te, które usiłowały walczyć inaczej, zostały wytarte z kart historii przez bardziej otwartych na nowatorstwo sąsiadów. 

Udoskonalenie falangi greckiej

Falanga hoplicka pozostała podstawową formacją wojskową w Grecji aż po czasy rzymskiego podboju. Choć od schyłku epoki archaicznej uległa pewnej ewolucji. Ograniczenie uzbrojenia obronnego (rezygnacja z nagolenic, zastąpienie pancerza brązowego metalowo-płóciennym) pozwoliło z jednej strony otworzyć dostęp do tej formacji uboższym obywatelom, a z drugiej – uelastycznić jej działania. Wprowadzenie w 520 roku biegu hoplickiego na igrzyskach w Olimpii wskazuje, że wyobrażano sobie hoplitę jako względnie mobilnego żołnierza. W praktyce znaczenie biegu hoplickiego wyszło na jaw 30 lat później pod Maratonem. Tam ciężka piechota ateńska zaskoczyła Persów szybkim doprowadzeniem do zwarcia, uniemożliwiając działanie wrogim łucznikom. 

Uelastycznieniu falangi służyła też z pewnością drobna – z pozoru – korekta kształtu hełmu korynckiego. A mianowicie przestał on kryć uszy. W epoce archaicznej wydanie rozkazu do natarcia kończyło kontrolę wodza nad armią. Zaś w epoce klasycznej próbowano modyfikować działania żołnierzy w trakcie bitwy przez ustne komendy. W tym właśnie pomagał nowy, udoskonalony hełm.

Przyjęcie się w Grecji falangi zdumiewa ze względu na ukształtowanie terenu. Ojczyzną falangi był zapewne Peloponez. To górzysta kraina, w której ledwie 20 proc. powierzchni stanowią równinne doliny – naturalny teren do walki w tej formacji. Nawet w dolinach skuteczność falangi była duża tylko w terenie pozbawionym takich naturalnych przeszkód jak lasy, zarośla czy rzeki. Grecy wybrali tę formę walki, ponieważ znakomicie oddawała ekonomiczne możliwości i ideologię polis. Ponadto – co najważniejsze – prowadzono za jej pomocą wojny z przeciwnikami, którzy uznawali te same wartości i reguły gry. Greckie równiny były niczym areny, na które armie schodziły się w celu stoczenia bitwy. 

Skład greckiej armii

Do górskich terenów bardziej pasowały formacje lżej uzbrojone. Ich członkowie byli przez Greków nazywani często gymnetai, czyli dosłownie: „nadzy”. Chodziło rzecz jasna o względną nagość: nadzy w porównaniu z hoplitami. Najpowszechniejszym typem lekkozbrojnego był tzw. peltasta (od pelte, drewnianej lub wiklinowej tarczy obciągniętej skórą) – oszczepnik wyposażony także w miecz. Wprawdzie w niektórych armiach proporcja lekkozbrojnych do hoplitów wynosiła nawet 2:1, jednak autorzy antyczni poświęcali im mało miejsca z przyczyn ideologicznych.

Lekkozbrojni rekrutowali się spośród uboższej części wspólnoty albo byli najemnikami, niekiedy barbarzyńskimi, np. trackimi. W trakcie bitwy spełniali funkcje pomocnicze. „Zaczepiali” przeciwnika, chronili skrzydła falangi, ścigali wroga, kiedy hoplici zmusili go do odwrotu, furażowali, prowadzili zwiad. 

Poza peltastami w większych armiach znajdowali się łucznicy (słynni byli łucznicy kreteńscy) i procarze. Pomimo że ci pierwsi chlubili się takimi mitycznymi wzorcami jak Teukros, Odys czy sam Herakles, nie cieszyli się szczególną estymą. Łuk na zawsze w oczach Greków pozostał bronią obcych. Czyli mitycznych Amazonek, Persów i Scytów

W Grecji istniała też jazda. Koń był zwierzęciem kosztownym (najzwyklejszy kosztował tyle, ile 25 owiec), a to znaczy – arystokratycznym. Nie używano go do prac polowych, ale do polowań, wyścigów i walki. W jeździe zatem służyli najbogatsi, choć zapewne nie wszyscy. Wodzowie greckich armii z reguły brali udział w bitwach pieszo, tak jak i Homerowi bohaterowie. Ci wprawdzie jeżdżą na rydwanach, ale traktują je jako rodzaj „taksówki” dowożącej na pole bitwy.

Konnica jako najszybsza formacja służyła przede wszystkim do nękania przeciwnika, zwłaszcza mniejszych grup zajmujących się furażowaniem lub plądrowaniem. Szczególnie skuteczna była wtedy, gdy przeciwnik nie dysponował podobnymi oddziałami. Wówczas jazda miała pełną swobodę działania w obliczu wolniejszej piechoty. Lekcji wartości konnicy udzielili Grekom pod Platejami w 479 r. Persowie. Wtedy ich jazda przez kilka dni przecinała greckie linie aprowizacyjne. 

Grecka flota wojenna

W świecie, w którym większość wspólnot stanowiły miasta nadmorskie lub wyspiarskie, prędzej czy później musiała pojawić się flota wojenna. Wedle tradycji pierwszą bitwę morską stoczyli Koryntyjczycy z Korkyrejczykami w 664 roku. Wojna morska stanowiła „wyższą” formę militaryzmu. W wypadku działań lądowych rola państwa ograniczała się do powołania pewnej liczby obywateli pod broń. Natomiast w wypadku działań morskich to państwo musiało zbudować flotę. 

Konstrukcja okrętu wojennego różniła się bowiem od konstrukcji statku kupieckiego. Nie można było więc wypożyczyć czy zarekwirować cywilnych jednostek. Potężna flota ateńska miała największy wkład w rozgromienie Persów pod Salaminą (480) i pod Mykale (479). Powstała tylko dlatego, że kilka lat wcześniej odkryto bogate złoża srebra w attyckich górach Laurion. Temistokles przeforsował przeznaczenie dochodu z ich dzierżawy na wybudowanie okrętów państwowych. Narodziny i rozwój ateńskiego imperium wymusiły i na innych Grekach stworzenie flot wojennych. 

W samych Atenach do obsługi floty powołano system trierachii. Bogaci obywatele rotacyjnie brali na utrzymanie poszczególne państwowe okręty. Opłacali ich utrzymanie i dostarczali żołd dla wioślarzy. O finansowaniu floty w innych miastach niestety niewiele wiemy.

Okrętem, który zdominował grecki sposób walki na morzu, był trójrzędowiec, czyli triera. Nazwa pochodzi od 3 rzędów wioseł, którymi wioślarze napędzali statek (wyposażony też w żagiel). W czasach archaicznych i wczesnoklasycznych walka na morzu przypominała nieco walkę lądową. Na pokładzie jednostki poza wioślarzami znajdował się zwykle oddział „piechoty morskiej”. Składał się z hoplitów oraz oszczepników, łuczników i procarzy. Lekkozbrojni mieli przede wszystkim zabić lub zranić jak najwięcej wioślarzy z jednostki przeciwnika, aby ograniczyć jej zdolność manewrową. Gdy okręty sczepiły się burtami, przystępowano do abordażu i bitwa morska zamieniała się w lądową. 

Gdy Ateny stworzyły swoje imperium (479–404), stać je było na opłacanie wioślarzy w niespotykanym wcześniej wymiarze. Nastąpiła profesjonalizacja załóg. W konsekwencji okręty stały się bronią znacznie groźniejszą. Wysoka zdolność manewrowa floty uniemożliwiała przeciwnikowi abordaż. Ateńskie okręty najpierw „ustawiały” sobie przeciwnika. Przepływały nagle z dużą prędkością tuż obok jednostki nieprzyjacielskiej, by połamać jej wiosła i unieruchomić ją. Albo dokonywały gwałtownego zwrotu połączonego z opłynięciem, tak by znaleźć się prostopadle do jednostki przeciwnika z dziobem na wysokości jego nieosłoniętego boku. Następnie uzbrojonym w taran dziobem uszkadzały nieprzyjacielski okręt. 

Grecy zdawali sobie sprawę, że inaczej niż w przypadku lądowego teatru działań osiągnięcie sukcesu w walce na morzu jest rezultatem mozolnych ćwiczeń i pomysłowości. Dzięki nim znacznie łatwiej niż na lądzie dawało się zniwelować przewagę liczebną przeciwnika. Jak chociażby w 429 roku w bitwie koło przylądka Rhion w Zatoce Korynckiej, gdzie ateński strateg Formion, dysponując ledwie 20 okrętami, pokonał składającą się z 57 jednostek (wedle części tradycji nawet z 77!) flotę Peloponezyjczyków. 

Potęga armii greckiej

Grecki sposób walki – zarówno na lądzie, jak i na morzu – sprawdzał się przez stulecia. Do połowy IV w. nie pojawiła się we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego żadna siła zdolna – przy wyrównanym potencjale – ich pokonać w otwartej bitwie na lądzie. Supremacja greckiej floty trwała nawet pół wieku dłużej. 

Nie przypadkiem władcy Egiptu czy Persji zabiegali o greckich najemników. W końcu setkom małych greckich wspólnot, liczącym niekiedy ledwie po kilkuset ludzi, w czasie Wielkiej Kolonizacji w epoce archaicznej udało się osiedlić w Italii, na Sycylii, w Tracji i na wybrzeżach Morza Czarnego. Rzadko działo się to z błogosławieństwem ludności tubylczej, częściej miejsce trzeba było sobie wywalczyć. Zwycięstwa na lądzie i na morzu nad liczniejszym przeciwnikiem (choć nie tak licznym, jak to przedstawiają greccy historycy, poczynając od Herodota) w czasie wojen perskich utwierdziły samych Greków w przekonaniu o własnej militarnej wyższości nad barbarzyńcami.

Paradoksalnie, nawet kres greckiej supremacji wojskowej daje świadectwo wysokiemu kunsztowi tego sposobu wojowania. Cios Grekom zadała armia macedońska zreformowana przez Filipa II. Walczyli na lądzie przeciw greckiej koalicji pod Cheroneą w 338, a następnie pod Krannon w 322 roku oraz w tym samym roku przeciw flocie ateńskiej pod Amorgos. Macedończycy udowodnili, że są pojętnymi uczniami. Zarówno ich armia lądowa, jak i flota powstały dzięki przyswojeniu greckiego sposobu wojowania i wykorzystaniu jego potencjału w odmiennych warunkach społeczno-politycznych.

Jeżeli uwzględnić fakt, że za pośrednictwem Etrusków Grecy mieli wpływ na sztukę wojenną archaicznego Rzymu, śmiało można Greków nazwać praojcami dwóch największych sukcesów militarnych starożytności. Czyli podbojów Aleksandra i powstania Imperium Romanum


Aleksander Wolicki wykłada historię starożytną w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Napisał m.in. „Symmachia spartańska w VI-V wieku p.n.e.”.