Przymusowe małżeństwo w młodym wieku do dziś znakomicie się ma w wielu rejonach świata. Aranżują je sami rodzice, często wbrew prawu, ale za przyzwoleniem lokalnej społeczności, jako odpowiedni sposób dorastania młodej kobiety. W indiach dziewczynki zazwyczaj wydaje się za chłopców starszych o kilka lat. W Jemenie, Afganistanie i innych krajach o wysokiej liczbie dziecięcych małżeństw mężami mogą być młodzi mężczyźni, wdowcy w średnim wieku lub porywacze. Ci ostatni najpierw gwałcą dziewczynkę, a potem biorą ofiarę za żonę, jak to jest w zwyczaju w niektórych rejonach etiopii. Wiele małżeństw to biznesowe transakcje ledwie zawoalowane przywiązaniem do tradycji. Pozwalają np. umorzyć dług w zamian za ośmioletnią pannę młodą.

Czasem kończą wieloletnią waśń rodzinną pod warunkiem wydania za mąż 12-letniej kuzynki dziewicy. Kiedy wyjdą na jaw, stają się pretekstem do oburzonych głosów w mediach z całego świata. Jednak społecznościom, w których wczesne  małżeństwa aranżowane przez rodziców są na porządku dziennym, nie tak łatwo jednoznacznie osądzić, co jest dla tych dziewczynek gorsze. ich edukacja jest ograniczana nie tylko przez zamążpójście, ale też przez system szkolnictwa, który zapewnia naukę w okolicy tylko do kilku klas.

Później pozostaje dojazd do miasta autobusem, w którym pełno mężczyzn „drapieżców”. W szkole średniej niczym nadzwyczajnym nie jest brak zamykanej łazienki pod dachem, w której dorastająca dziewczyna może załatwić swoje potrzeby higieniczne. Poza tym nauka kosztuje, a każda rodzina oszczędza pieniądze dla synów. W indiach od dawien dawna młode żony opuszczają rodzinny dom i wprowadzają się do męża. hinduskie określenie paraya dhan odnosi się do córek wciąż mieszkających z rodzicami i w dosłownym tłumaczeniu znaczy „cudza własność”. Nie zapominajmy też, że w niektórych rejonach świata pomysł, by młoda kobieta sama wybierała sobie partnera, nadal uważa się za niedorzeczność. Niemal w całych indiach większość małżeństw wciąż jest aranżowana przez rodziców.

Dobry związek jest uważany za unię dwóch rodzin, a nie dwojga ludzi. Dlatego niezbędne są długotrwałe negocjacje familijnych starszyzn, a nie układy młodych kierujących się porywami serca. W ubogich społecznościach kobiety, które utraciły dziewictwo, często są uważane za nienadające się do małżeństwa. Nawet osoby najbardziej zaangażowane w walkę z dziecięcymi małżeństwami nie wiedzą, od czego zacząć. Tradycja sięga wielu   pokoleń wstecz, a babki nalegają, żeby wszystko odbyło się po staremu, jak za ich czasów. – Jeden z naszych pracowników opowiadał o spotkaniu ze wzburzonym ojcem pewnej dziewczynki   – mówi Sreela Das Grupya z international Center for Research on Women (iCRW) organizacji zaangażowanej w kampanię przeciw dziecięcym małżeństwom. – Zapytał, czy – jeśli zgodzi się, by córka wyszła za mąż w starszym wieku – weźmiemy odpowiedzialność za jej ochronę. Mój pracownik nie wiedział, co odpowiedzieć. Co jeśli zostanie zgwałcona w wieku 14 lat? To są pytania, na które nie mamy odpowiedzi.

 


 


Historię myszy i słonia usłyszałam na tylnym  siedzeniu samochodu na zachodzie Jemenu. Podróżowaliśmy z Mohammedem, który zaoferował, że podwiezie nas do pewnej wioski. – To, co się tam wydarzyło, w głowie się nie mieści – opowiadał. Był naprawdę poruszony. – Mieszka tam dziewczynka o imieniu Aisza. Ma 10 lat i jest drobna, a jej mąż to 50-latek z taaakim brzuchem – powiedział, wyciągając ręce przed siebie, by pokazać obwód w pasie pana młodego. – Zupełnie jakby mysz poślubiła słonia.

Mohammed opisał właśnie zwyczaj zwany shighar, w którym dwóch mężczyzn „załatwia” sobie wzajemnie żony, wymieniając się kobietami ze swoich rodzin. – Każdy poślubił córkę drugiego – opowiadał dalej Mohammed. – Myślę, że nikt by tego nie zgłaszał, gdyby różnica   wieku między żoną a mężem była odpowiednia. Moim zdaniem dziewczynki nie powinny   wychodzić za mąż w wieku 10 lat. No, może jak skończą 15, 16 lat. W kamienno-betonowych domach wioski, do  której dotarliśmy, mieszka 50 rodzin. Suchą ziemię wokół porastają kaktusy. Miejscowy szejk to niski rudobrody mężczyzna z komórką wciśniętą za pas obok tradycyjnego jemeńskiego sztyletu. Zaprowadził nas do domu o niskim stropie, pełnego kobiet, niemowląt i dziewczynek. Jedne siedziały na dywanie i na łóżkach, inne przemykały przez drzwi, wciskając się do środka. Szejk kucnął na środku pomieszczenia, ze złością strofując wszystkich naokoło. Spojrzał na mnie podejrzliwie i zapytał: – Masz dzieci?