Angielscy badacze z wydziału medycznego Uniwersytetu w Exeter przeanalizowali niedawno dane na temat zdrowia psychicznego tysiąca mieszkańców miast, sprawdzając, w jakich rejonach ci ludzie mieszkali przez ostatnie 18 lat. Okazało się, że ci, którzy żyli w pobliżu większych terenów zielonych, rzadziej twierdzili, że są zestresowani, nawet po uwzględnieniu efektu zamożności, wykształcenia czy zatrudnienia (które też mają wpływ na stan zdrowia). W roku 2009 duńscy naukowcy wykazali z kolei, że częstość występowania 15 chorób, w tym depresji, niepokoju, choroby wieńcowej, cukrzycy, astmy i migreny, była niższa u osób mieszkających w promieniu kilometra od jakiejś oazy zieleni. Zielone sąsiedztwo ma także związek z niższą śmiertelnością i mniejszą ilością hormonów stresu krążących we krwi.  

Z tego typu badań trudno wysnuć wnioski, dlaczego w zasadzie ludzie czują się lepiej. Świeże powietrze? Może pewne kolory czy kształty pobudzają wydzielanie neuroprzekaźników w naszej korze wzrokowej? A może po prostu mieszkańcy zielonej okolicy więcej się ruszają, bo mają w pobliżu park czy skwerek? Tak właśnie z początku myślał Richard Mitchell, epidemiolog ze szkockiego University of Glasgow. Ale potem przeprowadził duże badanie i odkrył, że ludzie mieszkający blisko parków lub innych zielonych przestrzeni rzadziej chorują i później umierają, nawet jeśli z tej zieleni nie korzystają. – Inne badania potwierdzają te odnawiające właściwości, bez względu na to, czy ludzie chodzą na spacery, czy też nie – mówi naukowiec. Co więcej, wydaje się, że najbardziej zyskują osoby o najniższych dochodach. Bycie bliżej natury w mieście wyrównuje więc, według jego badań, różnice społeczne.  

Obniżanie poziomu stresu – właśnie na tym głównie polega dobroczynne działanie przyrody. Tak podejrzewa Mitchell i inni badacze. Weźmy choćby widok z okna: osoby, które mogą przez nie patrzeć na trawę i drzewa, szybciej dochodzą do siebie w szpitalu, mają lepsze wyniki w nauce, a nawet zachowują się mniej agresywnie, mimo że mieszkają w nieciekawym sąsiedztwie. Wyniki te potwierdzają to, co wiemy z eksperymentalnych badań ośrodkowego układu nerwowego. Pomiary stężeń hormonów stresu, częstości oddechów i bicia serca oraz intensywności pocenia się wskazują, że niewielkie dawki natury – a nawet tylko jej zdjęć – potrafią uspokajać i wyostrzać umysł. 

Szwedzka lekarka Matilda van den Bosch stwierdziła, że po stresującym zadaniu matematycznym zmienność rytmu serca badanych (która z reguły zmniejsza się w stresie) szybciej wracała do normy, gdy zamiast przebywać w pustym pokoju, przez kwadrans mogli oni, w wirtualnej rzeczywistości, siedzieć w otoczeniu zieleni i słuchać śpiewu ptaków. Teraz w więzieniu Snake River we wschodnim Oregonie trwa eksperyment w warunkach polowych. Jedna grupa więźniów ćwiczy w standardowej siłowni bez wideo. Druga kilka razy w tygodniu przez 40 minut ma zajęcia w tzw. błękitnym pokoju, w którym na ścianach wyświetlane są filmy przyrodnicze.  Funkcjonariusze służby więziennej twierdzą, że ci drudzy są wyraźnie spokojniejsi niż pierwsi.