Współcześni nazywali ją Śląską Ateną. Była absolutnie niezwykłą kobietą, geniuszem, który świetnie wpasował się w zapotrzebowanie swoich czasów – mówi dr Paweł Preś z Wydziału Fizyki i Astronomii Instytutu Astronomicznego we Wrocławiu i uzasadnia: „Dzieło jej autorstwa »Urania Propitia« stało się słynne w całej Europie”.

Maria Cunitia urodziła się w maju 1610 r. Ten rok był ważny dla astronomii. Wielki Galileusz odkrył właśnie cztery księżyce Jowisza. Dał tym argument na rzecz teorii heliocentrycznej. Jesienią tego samego roku odkrył fazy Wenus. Również i to zjawisko było dowodem na okrążanie przez Wenus Słońca, a więc na to, że Kopernik miał jednak rację. Dla uzyskania pewności świat astronomii potrzebował jednak zaobserwowania paralaksy rocznej. Tylko stwierdzenie powtarzających się w cyklu rocznym zmian położenia bliższych gwiazd względem gwiazd leżących dalej dowodziło niezbicie, że Ziemia porusza się po zamkniętej orbicie wokół Słońca.

Astronom Tycho Brahe, chcąc pogodzić ogień z wodą, zaproponował przejściowy model geo-heliocentryczny: Ziemia się w nim nie poruszała, wokół niej krążyło Słońce, a wokół Słońca planety. Ojciec Marii Henryk Kunic, matematyk oraz astronom, pracował z Brahe. Odwiedził słynną siedzibę Duńczyka, potężny Uranienborg na wyspie Ven, i przywiózł stamtąd mnóstwo pytań dręczących ówczesnych badaczy. Pytań, na które ani on, ani jego koledzy po fachu nie potrafili jeszcze znaleźć odpowiedzi. Miała im pomóc dopiero Marysia. 

W małym Krakowie

Kunicowie z czwórką dzieci osiedlili się w Świdnicy. Zamieszkali w domu Pod Złotym Chłopkiem, czyli w kamienicy nr 8 w Rynku. Łatwo sobie wyobrazić, jak wtedy wyglądało miasto. Starówka przetrwała w swoim zasadniczym kształcie od średniowiecza i dziś uważana jest za najcenniejszą na Dolnym Śląsku. 

– Kto wie, jak potoczyłyby się losy naszego miasta, gdyby nie wojna trzydziestoletnia, w której trakcie przyszło żyć Marii. Gdyby nie ogromne straty wojenne, Świdnica mogła zagrozić samemu Wrocławiowi – mówi Waldemar Skórski, były wiceprezydent Świdnicy. Miasto nazywa się nawet Małym Krakowem. Cały czas trzeba tu zadzierać głowę. Zdobienia szczytów domów, płaskorzeźby i figury to historyczne wskazówki. Pod numerem 20 mieszkał kupiec. Widnieje więc tu żaglowiec i bożek Hermes w kapeluszu podróżnym ze skrzydełkami. Pod numerem 38 mieścił się szmatruz, czyli tętniąca życiem hala targowa, zaś pod nr. 41 – dom handlarzy suknem. Numer 43 to dawny teatr miejski. 

Nad kupieckim miastem góruje ponadstumetrowa wieża gotyckiej katedry, którą Maria musiała widzieć za każdym razem, kiedy wyszła z domu. Ale nie wychodziła chyba za często. Dość szybko okazała się genialnym dzieckiem

Praca gospodyni domowej nie była dla niej

Nie interesowała się lalkami ani zabawkami. Jako pięciolatka potrafiła czytać i pisać. Choć (zgodnie z wolą rodziców) przyuczała się do roli doskonałej gospodyni domowej, w wolnym czasie towarzyszyła młodszemu bratu podczas lekcji katechizmu i łaciny. Jako dojrzała panna władała siedmioma językami; łaciną, greką, hebrajskim, mówiła po polsku, niemiecku, francusku i włosku, miała zdolności matematyczne. Uczyła się głównie sama z dostępnych książek. W wieku 12 lat zaczęła się jej przygoda z malarstwem i muzyką (grała na wielu instrumentach), zachwycała też śpiewem. 

Równie szybko, jak w świat nauki i kosmosu, Maria weszła w prawdziwe życie. W wieku 13 lat (inni biografowie twierdzą, że miała wtedy już 19) została żoną prawnika. Szczęście małżeńskie nie było jej jednak pisane. Zaledwie trzy lata później, podczas zarazy, została wdową. 

Zaraza, polityka i astrologia

Od lat trwała krwawa wojna trzydziestoletnia. Przez Świdnicę przetaczały się wojska. Spadały i rosły ceny żywności. Ludność raz pomagała żołnierzom, raz przed nimi uciekała. W 1626 r. (Maria miała wtedy 16 lat) do Świdnicy przybył Albrecht von Wallenstein, naczelny dowódca wojsk cesarskich. Ciągnąca za nim armia liczyła 30 tys. ludzi. Książę Wallenstein wezwał mieszczan do wierności cesarzowi i udał się do kwatery w domu Pod Złotym Chłopkiem. Niewykluczone więc, że przyszła pani astronom nie tyle może poznała, ile przynajmniej z bliska widziała słynącego z nieustępliwości wodza.

Kto wie, czy ten epizod z życia w Świdnicy nie miał potem wpływu na jej zainteresowania astrologią. Wallenstein bowiem w wieku 25 lat otrzymał horoskop wystawiony przez samego Keplera. Astronom przewidywał, że jego klient ożeni się dla pieniędzy, dla kariery sprzeda nawet duszę, będzie sławny i bogaty oraz poniesie klęskę pod Lützen. W XVII w. większość wielkich astronomów układała wciąż horoskopy. Brahe napisał nawet podręcznik „Apologia Astrologiae”.  

Zakochani połączeni pasją

Drugim mężem Marii został Eliasz Kretzschmar (czyli Karczmarz) z Bystrzycy Kłodzkiej. Eliasz został nobilitowany przez cesarza i od tej pory podpisywał się von Löwen. Był lekarzem, matematykiem i – co niemal oczywiste – astronomem. Tradycja mówi, że pod jego wpływem Maria odmówiła postawienia horoskopu królowi Janowi Kazimierzowi.

Eliasz poznał Marię w bardzo romantyczny sposób. Można powiedzieć, że ich związek to powtórka historii Abelarda i Heloizy. Von Löwen był nauczycielem młodej wdowy. Podczas lekcji patrzyli sobie głęboko w oczy i w końcu zaszli przed ołtarz. Potem połączyli miłość z pasją. Odtąd razem wystawali na dachu domu Pod Złotym Chłopkiem. Całymi nocami obserwowali Wenus i Jowisza. Obserwacje skutkowały zmęczeniem za dnia. Maria sypiała więc długo, co nie uszło uwagi miejskich rajców. Uważali ją za dziwaczkę i niezbyt odpowiedzialną żonę, która nie dba o dom. A jednak ze związku pary astronomów urodziło się trzech synów.

– Maria skupiła się na wówczas najważniejszym problemie astronomii, o którym dyskusję zaczął Kopernik. Chciała wiedzieć, jak zbudowany jest wszechświat – mówi dr Paweł Preś. – Galileusz pokazał, że Wenus na pewno krąży wokół Słońca. Ona zaś jako pierwsza opracowała sposób na liczenie jej faz. Był to bardzo ważny krok do poznania budowy wszechświata.

Maria Cunitia do dziś jest wspominana przez mieszkańców Świdnicy / Shutterstock

Jak mówi dr Preś, Cunitia przestawiała swoje wnioski w dziele „Urania Propitia”, dedykowanym samemu cesarzowi Ferdynandowi III. W księdze nie ma rysunków i wykresów, bo podrożyłyby druk. Maria sama sfinansowała wydanie.

„Urania” ukazała się w Oleśnicy w roku 1650. Zawierała 144 strony i 286 tablic astronomicznych. Wstęp napisał mąż Marii, oddając jej całe autorstwo. Sama badaczka zrobiła jeszcze dodatkowy krok, choć nie zerwała z łaciną: swoje dzieło napisała też po niemiecku. – I właśnie dzięki temu po jej książkę sięgało tak wiele osób – tłumaczy dr Preś. 

„Urania” zawierała również opis ruchu Saturna, Jowisza, Marsa, Merkurego i Księżyca. Maria ściśle obliczyła i skorygowała trajektorie planet Układu Słonecznego. Posiłkując się wyłącznie odręcznymi wyliczeniami, udało się jej skorygować kilka błędów w tablicach Keplera oraz przedstawić tablice w postaci ułatwiającej korzystanie z nich przez uczniów. W wielkim skrócie można powiedzieć, że dzięki tym obliczeniom wniosła swój wkład w późniejsze podróże kosmiczne statków bezzałogowych na Marsa i Wenus oraz załogowych na Księżyc. Kiedy Maria Cunitia wydała „Uranię”, miała czterdzieści lat. A przecież czasy, w których jej przyszło żyć, nie były łatwe dla kobiet.

Wyrwana z kuchni

Jeszcze w XIII stuleciu św. Tomasz z Akwinu nazywał kobietę „nieudanym mężczyzną”, a trzy wieki później na niemieckich uniwersytetach trwała dyskusja, czy kobieta to w ogóle człowiek, czy może monstrum. Połowa XVII w. przyniosła pewne zmiany. Kobiety zaczęły zajmować się obserwacją zjawisk natury. Ciągle jednak nie miały prawa do uczestniczenia w życiu uczelni i towarzystw naukowych, były też wykpiwane. 

– W swoich „Uczonych białogłowach” Molier śmieje się z takich zainteresowań kobiet. Pisze, jak to urządziły sobie na strychu „obserwatorium”, i jedna z nich jeszcze nie zobaczyła ludzi na Księżycu, ale już zobaczyła dzwonnicę – opowiada prof. Karolina Targosz z Instytutu Historii Nauki PAN, autorka m.in. pracy „Sawantki w Polsce XVII w”. I dodaje:  „Prace Marii Cunitii to absolutny fenomen. Kiedy dowiedzieli się o niej francuscy uczeni (a Francja przewodziła ówczesnemu ruchowi feministycznemu), szybko nawiązali z nią kontakt”. 

Tak naprawdę miejsce kobiet było wtedy w kuchni. To, że Marii udało się stamtąd wyrwać, świadczy o jej determinacji i pewności swej wiedzy. Docenili to już jej współcześni. W Muzeum Dawnego Kupiectwa w Świdnicy znajdują się kopie listów, w których Cunitia i Eliasz wymieniali poglądy z największymi sławami naukowymi ówczesnej Europy. Jest wśród nich list wysłany z Gdańska przez Jana Heweliusza w 1648 r. z prośbą o recenzję. Zachowała się też korespondencja od francuskiego astronoma Ismaëla Boulliau. Chwali on „Uranię” i wiedzę autorki. Przyznaje też, że czuje żal, bo Maria go prześcignęła. Jej metody obliczeń zaćmień Słońca i ustalania szerokości położenia planet okazały się łatwiejsze niż jego.

Wojna przeszkodziła w badaniach

Wojna trzydziestoletnia i religijne prześladowania związane z kontrreformacją zmusiły uczoną i jej męża do opuszczenia Świdnicy. Udali się do Byczyny. Po sześciu latach przekroczyli granicę Rzeczypospolitej i dotarli do Łubnic koło Ostrowa Wielkopolskiego. Cieszyli się opieką cystersek z klasztoru w Obłoboku. Kiedy zakończyła się wojna trzydziestoletnia, na stałe osiedli właśnie w Byczynie. Wielki pożar w maju 1656 r. pozbawił Cunitię domu, wyposażenia, biblioteki i warsztatu pracy. Eliasz zmarł 5 lat później, Maria zaś zaprzestała pracy naukowej.

Odeszła w 1664 r. Niemiecki astronom Alfred Bohrmann zaproponował, aby odkrytą przez siebie w 1936 r. planetoidę nazwać Cunitia, zaś Międzynarodowa Unia Astronomiczna dała imię badaczki jednemu z największych kraterów uderzeniowych na Wenus. Ma średnicę 48,6 km i leży w pobliżu Gula Mons. Dla mieszkańców Świdnicy wielka badaczka jest po prostu ich Marysią.