Do niedawna w Tajlandii, tak jak i wielu innych krajach w Azji, za posiadanie nawet najmniejszej ilości narkotyków można było trafić na wiele lat do więzienia. Sytuacja zmieniła się w 2022 roku, po tym jak ówczesny rząd zalegalizował sprzedaż konopi indyjskich. Ku uciesze niektórych turystów na ulicach Bangkoku zaczęły pojawiać się coffee shopy, kojarzone do tej pory raczej z Amsterdamem.

Tajlandia znów zakaże rekreacyjnego używania konopi indyjskich?

Wygląda jednak na to, że zielona sielanka nie potrwa długo. Zaledwie 18 miesięcy po tym, jak Tajlandia zalegalizowała marihuanę, nowy konserwatywny rząd koalicyjny chce zmienić prawo. Proponowane regulacje miałyby ściśle reglamentować używanie marihuany, a w zasadzie ograniczyć je wyłącznie do celów leczniczych.

Zmiana prawa to pokłosie wyborów, które odbyły się w maju ubiegłego roku. Od września Tajlandią rządzi konserwatywna koalicja z partią Pheu Thai na czele. To właśnie politycy tego ugrupowania prowadzą kampanię na rzecz zakazu rekreacyjnego używania marihuany. Ich zdaniem legalizacja konopi indyjskich stwarza zagrożenie dla zdrowia publicznego i może zwiększać ryzyko nadużywania substancji psychoaktywnych przez młodych ludzi.

Na razie konopie indyjskie wciąż jeszcze można nabyć w wielu punktach sprzedaży / Shutterstock

Marihuana miała pomóc Tajlandii

Do tej pory rządzący Tajlandią prezentowali inną narrację. Anutin Charnvirakul, były minister zdrowia, popierał legalizację marihuany w 2022 r. Podkreślał wówczas, że depenalizacja posiadania suszu poprawi sytuację w przepełnionych więzieniach i korzystnie wpłynie na wiejską gospodarkę.
Nigdy nie zalecał jednak rekreacyjnego używania marihuany.

Od czasu zalegalizowania konopi indyjskich ponad milion Tajów wystąpiło o licencje na ich uprawę. W całym kraju pojawiło się ponad 6000 punktów sprzedaży marihuany. Niestety niewiele z nich jest poddawanych kontroli jakości. Ekstrakty zawierające więcej niż 0,2% THC w świetle prawa nadal są klasyfikowane jako narkotyki. Mimo to są sprzedawane w niektórych sklepach, co może wpędzić nabywców w kłopoty. Chyba że zdobędą oficjalne pozwolenie na użytek w celach medycznych.

W ciągu roku wartość krajowego przemysłu uprawy konopi wyniosła 728 mln euro. Według prognoz do 2030 roku ma wzrosnąć do 8,7 mld euro. O ile oczywiście rządzący nie wprowadzą zmian w dostępie do marihuany.

To warto wiedzieć przed podróżą do Tajlandii

Na razie coffee shopy są nadal otwarte w Bangkoku i innych miastach. Nie oznacza to jednak, że palić można wszędzie. Spożycie jest zakazane w miejscach publicznych. Dotyczy to zarówno skrętów, jak i waporyzatorów. Każdy, kto będzie w ten sposób zakłócał porządek publiczny, musi liczyć się z karą grzywny w wysokości 650 euro. Turyści muszą również pamiętać o tym, że konopie indyjskie są nadal nielegalne w krajach sąsiednich i nie wolno ich przewozić przez granice.

Tak jest teraz, a co może się zmienić? Zmiana prawa zakłada grzywny w wysokości do 1560 euro za użytkowanie rekreacyjne oraz kary pozbawienia wolności do roku. Jeszcze bardziej surowe konsekwencje mają czekać na reklamujących konopie indyjskie (poza wyjątkami użycia medycznego). Mowa grzywnach w wysokości nawet do 2600 euro.

Czy taki scenariusz można było przewidzieć? Legalizacja marihuany na pewno przyczyniła się do rozwoju tzw. turystyki konopnej. Przykład Holandii pokazuje jednak, że może być to źródło kłopotów nie tylko wizerunkowych. Amsterdam od lat zapowiada ograniczenia dla turystów w dostępie do konopi. Taki ruch miałby zmniejszyć napływ imprezowiczów i poprawić bezpieczeństwo na ulicach miasta. Jak na razie rządzący podjęli stanowcze kroki jedynie w relokacji tzw. dzielnicy czerwonych latarni, która według wielu Holendrów jest powodem do wstydu, a nie dumy.