Wczesnym popołudniem robi się tak gorąco, że odpuszczam sobie zwiedzanie. Siadam w małej knajpce, na której dziedzińcu szemrze fontanna, i czekam, aż upał nieco zelżeje. Siadam na tapczanie, czyli tradycyjnym drewnianym łożu wyłożonym poduszkami, gdzie jedzenie przynoszą mi na niski stolik postawiony pośrodku platformy. Próbuję popularnych tu dań: płowu (ryż z mięsem i marchewką), lagmana (gruby i długi chiński makaron z warzywami i mięsem) i mant (nadziewane głównie baranim tłuszczem pierogi gotowane na parze). Cóż, nie jest to kraj przyjazny wegetarianom. 

Wieczorem idę do jednego z modnych samarkandzkich klubów. Zabawa jest głośna i bezpruderyjna. Zapewniam, że już jedno spojrzenie na kreacje bywalców raz na zawsze leczy z naiwnych przesądów o tym, że mieszkańcy Uzbekistanu to wyłącznie tradycyjni, skromni i nieceniący ziemskich uciech muzułmanie. 

Jadę do mauzoleum Timura – Guri Amir. Wieńczy je błękitna kopuła ozdobiona charakterystycznymi półokrągłymi żeberkami. W środku, pod ziemią, znajduje się wyrzeźbiony w jednym kawałku nefrytu nagrobek władcy. Podobno każdego, kto go otworzy, czeka nieszczęście. I jak twierdzą miejscowi, są na to dowody. W czerwcu 1941 r. poważyła się na to komisja radzieckich naukowców. I co? Zaraz potem Hitler napadł na ZSRR. 

Dziś wokół grobowca pełno szczerze przejętych odwiedzinami ludzi, wielu szepcze modlitwy, inni tylko robią sobie selfie z Timurem, o którym uczą ich w szkołach i na uczelniach w całym Uzbekistanie. 

Po południu, kiedy jest najpiękniejsze światło, idę do Szah-i-Zinda – kompleksu grobowców, gdzie od wczesnego średniowiecza chowano władców panujących nad Samarkandą. Zdjęcie z tego bajkowego miejsca to obowiązek, dlatego idę tam tuż przed magic hour. Sukces na Insta gwarantowany. 

Na skraju tego przybytku spoczął wieloletni prezydent Uzbekistanu, Islam Karimow. W tym roku jego następca, Szawkat Mirzijojew, otworzył tam poświęcone poprzednikowi mauzoleum, które stylem nawiązuje do zabytków w rodzaju Szah-i-Zinda, ale przy tym przytłacza nachalnością i skłonnością do blichtru. 

Sam grobowiec jest nie z ciemnozielonego nefrytu, jak u Timura, a z jasnego onyksu. Jednak przepych i atmosfera grozy podobna. 

Info:

Kiedy:

Wiosną. Wtedy Uzbekistan jest zielony, na polach za Samarkandą kwitną maki, a temperatury są znośne. Dobra pora to także jesień, ciepło jest do listopada. 

Wiza i waluta:

■ Żeby zdobyć uzbecką wizę, potrzebne jest zaproszenie. Najlepiej wyrobić je z pomocą jednego z uzbeckich hosteli. Sporo z nich ogłasza się w internecie. Ja polecam sprawdzony w zeszłym roku Topchan z Taszkentu. Ma miłą i mówiąca po angielsku obsługę oraz porządną stronę internetową.
■ Walutą jest som uzbecki; 2100 UZS = 1 zł.

Dojazd:

Lot do Uzbekistanu to koszt od 2 do 3 tys. zł; im wcześniej kupicie bilet, tym taniej. Sprawdźcie opcje przez Moskwę, Mińsk i Stambuł.

Transport:

■ Do Samarkandy z Taszkentu kursuje słynny uzbecki ekspres, ale nie znam nikogo, komu udałoby się na niego kupić bilety. Zwykły pociąg jest dość wolny. 
■ Najlepsza opcja to zbiorowa taksówka. Taka podróż trwa 3–4 godz. Nieco tańszy i wygodniejszy, ale za to wolniejszy jest autobus. 

Nocleg:

■ Samarkanda to turystyczne miasto. Są tu luksusowe hotele obliczone pod zagraniczne wycieczki zorganizowane, jak Hotel Registan Plaza, ale to dość spory wydatek (od 400 zł). 
■ Ja polecam jeden z mniejszych hotelików. Tani i klimatyczny Furkat Guest House, gdzie dwójka, jeśli rezerwujesz na miejscu, a nie przez internetowe serwisy, kosztuje w granicach 50 zł za noc.  

Jedzenie:

■ Opcji gastronomicznych jest tu mnóstwo, od babć na chodnikach handlujących kukurydzą po eleganckie restauracje z muzyką na żywo. 
■ Polecam restaurację Labi Gor niedaleko Registanu; przede wszystkim dlatego, że gości siedzących na tarasie nieustannie zrasza chłodna mgiełka, co przy uzbeckich letnich upałach (nawet 40°C) daje dużą ulgę. Nawet w takich przybytkach obiad 
na jedną osobę nie powinien kosztować więcej niż 25 zł.

Zakupy:

■ Warto zwrócić uwagę na tutejsze rzemiosło. Oprócz kolorowych tiubietiejek koniecznie obejrzyjcie suzani, czyli ręcznie haftowane, kolorowe makatki, których można używać jako kap na łóżko, zasłon, a nawet obrusów. 
■ Uzbecy słyną też 
z ręcznie farbowanych jedwabi, najpiękniejsze są te barwione techniką ikatową, która pozwala uzyskać niesamowite, psychodeliczne wzory.  

Warto wiedzieć:

Uwaga! W kraju trzeba się codziennie meldować. Hotele załatwiają to za gości, ale warto tego pilnować. Gorzej, gdy śpicie u kogoś prywatnie. Czasem nawet noc spędzona w autobusie czy pociągu może być problemem. Na szczęście na lotnisku sprawdzają tylko, czy macie kwitki meldunkowe, nie liczą dokładnie, czy za wszystkie noce.