O Machu Picchu, imponującym mieście Inków ukrytym przez setki lat w Andach przed Zachodnim światem słyszał już niemal każdy, kto interesuje się historią i dalekimi cywilizacjami. Po raz pierwszy odwiedziłem to miejsce w 2016 roku, wykorzystując do tego najtańszy z możliwych sposobów, czyli przejazd busem i kilkukilometrowe podejście. Kiedy pojawiła się okazja odwiedzić Machu Picchu po raz drugi, wiedziałem, że tym razem celem będzie Droga, a konkretnie jeden z najatrakcyjniejszych szlaków trekkingowych na świecie – Inca’s Trail.

Ameryka Południowa w obiektywie Dominika Wolaka

Szlak, znany także jako Camino Inca, został zbudowany przez cywilizację Inków w XV wieku. Pełnił wiele funkcji, głównie religijne i administracyjne, ale także wojskowe i handlowe. Dziś najpopularniejsza część szlaku ma 42 kilometry i kończy się w Machu Picchu. Dostanie się na szlak wymaga przepustki. Rząd Peru udziela ich jedynie 200 turystom każdego dnia. Wejście bez przewodnika jest właściwie niemożliwe. Popularność szlaku i jego niewielka dostępność sprawiają, że ten trekking należy zaplanować z wielomiesięcznym wyprzedzeniem.

Co – poza niezwykłym celem – sprawia że ta trasa jest tak popularna? Według mnie wyróżnia się ona różnorodnością przyrodniczą na przestrzeni kolejnych dni, a także wyjątkowymi, niedostępnymi dla większości ruinami inkaskimi. Przejście Inca’s Trail zajmuje 4 dni. Wyprawa jest wymagająca zarówno ze względu na duże przewyższenia jak i na wysokość bezwzględną. Takie warunki mogą prowadzić do choroby wysokościowej u osób, które się nie zaaklimatyzują.

Piechotą do Machu Picchu

Krajobrazy pierwszego dnia to przede wszystkim suche tereny pełne sukulentów i kaktusów, które obserwujemy na tle ośnieżonych lodowców sięgających 6000 metrów. Z czasem krajobraz zmienia się, oferując coraz mniej zabudowań i surowsze krajobrazy. Dzień kończymy u podnóża przełęczy Martwej Kobiety, pieszczotliwie znanej też Śpiąca Królewną. To najwyższy punkt na trasie całego trekkingu. Nagrodą za pierwsze kilometry jest pyszna kolacja przygotowana przez towarzyszącego nam kucharza oraz Droga Mleczna. Obserwujemy ją długo, wystawiając jedynie głowy z namiotów z obawy przed chłodem.

Drugi dzień należy do najtrudniejszych. Tylko tego dnia przewyższenie przekracza 1000 metrów, doprowadzając nas na wysokość 4215 metrów. Na trasie pojawia się śnieg, z którego pasące się przy szlaku lamy zdają się nic sobie nie robić. Odwiedzamy kolejne stanowiska archeologiczne, z których wiele nie ustępuje swoim pięknem Machu Picchu. Pozostają jednak nieznane z powodu swojej niedostępności. Dzień kończymy na granicy wysokogórskich lasów mglistych, które zapowiadają kolejną zmianę krajobrazu na przestrzeni następnych kilometrów.

Trekkingowa przygoda w Andach

Przedostatniego dnia na trasie po raz pierwszy – jeszcze z odległości kilku kilometrów – widzimy cel naszej wędrówki, co zdecydowanie dodaje nam energii do dalszej wędrówki. W miarę jak wysokość się zmniejsza, klimat ociepla się, dając jasno do zrozumienia, że powoli zbliżamy się do granicy dżungli.

Ostatni dzień jest specyficzny, ponieważ do przejścia pozostaje nam tylko kilka kilometrów, które pokonujemy jeszcze przed świtem, tak żeby Machu Picchu ujrzeć ze świątyni zwanej Bramą Słońca dokładnie o wschodzie. Wchodząc do Miasta, celu naszej podróży, towarzyszy nam duma z ukończenia trasy, ale także poczucie pustki z powodu końca przygody. Jesteśmy też przytłoczeni tysiącami turystów, którzy do podnóża miasta dojechali wygodnie pociągiem.

Dlaczego warto przejść Inca's Trail?

W opinii nie tylko mojej, ale także naszego przewodnika, ostatni dzień Inca’s Trail nie jest najważniejszy. To w ciągu pierwszych dni doświadczyliśmy niezwykłego spotkania ze śladami Inków, którzy szli dokładnie tą samą drogą co my. Poznaliśmy ich historię i zwyczaje, patrzyliśmy na te same lodowce i gwiazdy, zatrzymując się w tych samych wartowniach co oni, mając je przez długi czas tylko dla siebie.

Opisany trekking z pewnością wylądował w czołówce najpiękniejszych tras na jakich byłem. Pomimo kilku miesięcy intensywnych podróży po Ameryce Południowej to właśnie ten szlak będzie też jednym z moich ulubionych wspomnień z tego kontynentu, wyprzedzając nawet patagońskie bezdroża.