Jest też inne miejsce na szlaku przygody, które warto odwiedzić. To niewielkie pożydowskie miasteczko Chmielnik. Jego największą atrakcją jest odnowiona synagoga z 1633 r., w której otwarto ośrodek Świętokrzyski Sztetl. Przechodząc stworzoną tu uliczką sztetla, jak Żydzi nazywali miasteczko, spoglądam na sceny z życia ówczesnych chmielniczan: są fotografie dożynkowe, młodzież bawiąca się na rynku, sklepikarze. O zaradności kupieckiej mieszkańców można się przekonać także dziś, na niewielkim targowisku przy synagodze. Wierzcie mi na słowo, że bez chmielnickich jagodzianek stąd nie wyjedziecie.

 

Porcelana się rumieni

Jadę do Żywego Muzeum Porcelany w Ćmielowie. O wyrobach z fabryki AS Ćmielów mówi się, że to arystokracja wśród porcelan. I trudno się z tym nie zgodzić, patrząc na różowe dzieła sztuki, których recepturę opatentował w 1936 r. Bronisław Kryński, przedwojenny współwłaściciel fabryki. – Odtworzenie jego przepisu po 70 latach było niezwykle trudne. Eksperymentowaliśmy z barwnikami, ale bezskutecznie. Dopiero dzięki przekazanym nam przez córkę Kryńskiego zapiskom wytworzyliśmy cenną masę porcelanową – opowiadają pracownicy fabryki AS Ćmielów.

Trudno odkleić nos od gablot we wzorcowni. Są serwisy obiadowe, kawowe, lampy, dawne nocniki i figurki zwierząt wzorowane na tych z lat 50. i 60. Z Ćmielowa pochodzą też niezwykłe prezenty dla wielkich tego świata: np. naczynie do yerba mate ofiarowane papieżowi Franciszkowi czy figurki psów prezydentów Stanów Zjednoczonych – dostali je George W. Bush i Barack Obama.

Tylko ceny przyprawiają o zawrót głowy. Kruchy czworonóg kosztuje ok. 18 tys. zł. – Są klienci, którzy potrafią zaszaleć. Mówią, że życie jest kruche jak porcelana, dlatego trzeba z niego korzystać – filozofuje sprzedawczyni. Mnie tym razem stać na kotka i na filiżankę kawy z glinką kaolinową – głównym składnikiem masy porcelanowej, który wygładza i ujędrnia skórę. Ot, taka mała przyjemność dla duszy i ciała.