Ciało nie chce chudnąć? Naukowczyni z USA zdradza, co naprawdę dzieje się z wagą
Utrata masy ciała to nie tylko kwestia silnej woli. Badania pokazują, że organizm uruchamia biologiczne mechanizmy obronne. Sprawdź, jak naukowcy tłumaczą opór ciała przed chudnięciem.

Spis treści:
- Czego naukowcy nauczyli się z reality show?
- Czy ciało ma „punkt nastawczy”?
- Stygmatyzacja nadal przeszkodą w leczeniu
- Jak dziś lekarze personalizują podejście
Utrata masy ciała jest trudna. Ponad połowa Amerykanów chce schudnąć, ale utrzymanie efektów jest jeszcze trudniejsze. Z danych National Institutes of Health i The Obesity Society wynika, że 80–95 procent osób odzyskuje utracone kilogramy w ciągu trzech do pięciu lat.
Naukowcy podkreślają, że nie jest to porażka charakteru. Hormony, genetyka, a nawet ewolucja popychają organizm do kontrataku – nasilają głód, spowalniają metabolizm i „zachęcają” wagę do powrotu. To biologiczna przeciąganka, o której kultura popularna rzadko mówi, zauważa Kimberly Gudzune, dyrektorka medyczna American Board of Obesity Medicine.
– Mamy takie założenie, że gdy już osiągniemy cel, to efekt „magicznie” się utrzyma. Niestety to naprawdę tak nie działa – mówi. Przez dekady odchudzanie przedstawiano jako sprawdzian dyscypliny. Dziś badacze coraz lepiej rozumieją, dlaczego ciało tak zaciekle broni się przed spadkiem masy, oraz jak hormony, chemia mózgu, a nawet doświadczenia z wczesnego życia ustawiają nam „scenę” do regulacji wagi na całe lata.
Czego naukowcy nauczyli się z reality show?
Popkultura od dawna gloryfikuje spektakularne chudnięcie, rzadko pokazując, co dzieje się potem. Jednym z najgłośniejszych przykładów był amerykański program „The Biggest Loser” emitowany w latach 2002–2016. Uczestnicy byli nagradzani za maksymalne zbijanie masy ciała przy wsparciu trenerów, dietetyków i lekarzy. Dla naukowców był to jednak także przegląd mechanizmów, dzięki którym ciało opiera się przemianie.
W 2016 roku w czasopiśmie „Obesity” opisano badanie 14 uczestników – wszystkich z otyłością olbrzymią (klasa III). Porównano ich skład ciała i spoczynkową przemianę materii tuż po zakończeniu programu oraz sześć lat później. Okazało się, że większość odzyskała znaczną część utraconej masy. Nawet ci, którym udało się długotrwale utrzymać spadek wagi, mieli spowolniony metabolizm. Taki „hamulec” utrudnia utrzymanie efektów. – Kiedy chudniesz, organizm spala mniej kilokalorii – wyjaśnia Gudzune. Dlatego osoba po odchudzaniu musi jeść mniej niż ktoś o tej samej masie, kto nigdy nie chudł, aby utrzymać wagę.
Różnice nie ograniczają się do metabolizmu – to także hormony. Po utracie masy na samej diecie rośnie stężenie greliny (hormonu głodu), a spada poziom peptydu YY i leptyny (hormonów sytości). Takie zmiany obserwuje się nawet rok po schudnięciu. To tylko część „adaptacji metabolicznych”, dzięki którym ciało „walczy z nami”, gdy tracimy na wadze – mówi Andres Acosta, gastroenterolog i badacz otyłości w Mayo Clinic. Zabiegi bariatryczne i leki z grupy agonistów GLP-1 mogą te zmiany neutralizować, poprawiając komunikację jelito–mózg w kwestii głodu i sytości. Niektórzy pacjenci podchodzą do takich metod z rezerwą.
Czy ciało ma „punkt nastawczy”?
Jedną z koncepcji tłumaczących te biologiczne mechanizmy jest teoria punktu nastawczego (set point). Zakłada ona, że ciało ma wiele sposobów, by utrzymać masę „ustawioną” wcześnie w życiu, a u większości osób te punkty zmieniają się na różnych etapach.
Teoria jest często przywoływana, choć w tej kwestii nie ma pełnej jednomyślności ekspertów. Gudzune uważa, że może nadmiernie upraszczać procesy, ale pomaga zrozumieć, czemu utrzymanie wagi bywa tak trudne. Silniejsze dowody mamy na przesunięcia hormonalne i zmiany wydatku energetycznego. Wspierają one ideę punktu nastawczego, choć stoją też na własnych nogach.
Stygmatyzacja nadal przeszkodą w leczeniu
Stygmat wagi wpływa nie tylko na to, jak traktujemy ludzi – może bezpośrednio szkodzić zdrowiu. – Istnieje wyobrażenie, co „normalnowagowe” osoby robią, by utrzymać wagę – mówi Andrew Kraftson, dyrektor Weight Navigation Program i Post Bariatric Endocrinology Clinic w Michigan Medicine. Ludzie zmagający się z wagą mogą sądzić, że szczuplejsi skrupulatnie ważą jedzenie i liczą każdą kilokalorię. – To po prostu nieprawda – mówi Kraftson. Porównywanie tych dwóch doświadczeń to „wadliwe myślenie” – to nie są te same realia.
Takie porównania rodzą wstyd wewnętrzny. Trudniej wtedy przyjąć, że skuteczne terapie – w tym chirurgia bariatryczna czy długotrwałe leczenie lekami GLP-1 – nie są „pójściem na skróty”. – Leczenie otyłości zmieniło się radykalnie w krótkim czasie – mówi Gudzune. Gdy zaczynała praktykę w 2010 roku, często widywała pacjentów, którzy nie mówili rodzinie ani znajomym, że szukają pomocy.
– Wstyd i stygma były tak silne, że nie chcieli tego nikomu ujawniać – dodaje. Media społecznościowe uwidoczniły te napięcia. Część platform normalizuje rozmowy o leczeniu otyłości. Inne wzmacniają nierealistyczne ideały ciała i uprzedzenia wobec osób z wyższą masą.
Niedawne śledztwo Reutersa pokazało, że Instagram regularnie promował treści „graniczące z zaburzeniami odżywiania” u wrażliwych nastolatków. Gudzune zaznacza jednocześnie, że część użytkowników normalizuje dziś leczenie otyłości. – To wciąż gorąco dyskutowany temat – przyznaje. Pacjenci są jednak znacznie bardziej otwarci na mówienie o gotowości skorzystania z profesjonalnej pomocy niż kiedyś.
Jak dziś lekarze personalizują podejście
Zanim Acosta porozmawia z pacjentem o utrzymaniu wagi, wyjaśnia mu, że na drodze chudnięcia – jeśli w ogóle chce na nią wejść – pojawią się adaptacje metaboliczne. Jako lekarz i ekspert od otyłości idzie z pacjentem „ramię w ramię”, pomagając mu neutralizować specyficzne wyzwania. Ludzie różnie reagują na odchudzanie, dlatego Acosta opracował test genetyczny, który pomaga wskazać dominujące czynniki u osoby z otyłością mającej trudność w chudnięciu lub zagrożonej nawrotem. Wyróżnia cztery fenotypy: „głodny mózg”, „głodne jelita”, „głód emocjonalny” i „wolne spalanie”.
„Głodny mózg” oznacza potrzebę większej liczby kilokalorii, by poczuć sytość. „Głodne jelita” dotyczą szybkiego powrotu głodu po posiłku. „Głód emocjonalny” to jedzenie w reakcji na emocje – pozytywne i negatywne. „Wolne spalanie” opisuje obniżony wydatek energetyczny. Adresując konkretny fenotyp, pacjent może otrzymać spersonalizowaną terapię i leki celujące w chorobę otyłości. To sprzyja długofalowym efektom – w redukcji i utrzymaniu masy.
Współpraca z profesjonalistą pomaga też dobrać interwencje i leki do celów i preferencji pacjenta. – Wciąż pokutuje przekonanie, że otyłości nie trzeba leczyć profesjonalnie – mówi Gudzune – ale to staramy się zmieniać. – Nie mówimy przecież osobom z nadciśnieniem czy cukrzycą: „Poradź sobie sam” – podkreśla.
Źródło: National Geographic

