Kiedy we wrześniu 1991 r. Erika i Helmut Simonowie, turyści z Norymbergi, zboczyli z oznaczonego szlaku w Alpach Ötztalskich, na dnie parowu na wysokości ponad 3000 m znaleźli zwłoki. Mężczyzna leżał twarzą do ziemi, a obok niego znajdowało się coś na kształt plecaka. Początkowo sądzono, że to zaginiony turysta, który parę lat wcześniej uległ tu wypadkowi. Kilka dni później nikt nie miał już wątpliwości, że przypadkowe znalezisko jest największą archeologiczną sensacją od lat.

Zmumifikowany Ötzi – bo tak nazwano odnalezionego – był 160-centymetrowym 50-latkiem sprzed pięciu tysiącleci, z samego środka neolitu. Doskonale zachowane zwłoki dały nauce wgląd w życie europejskiego człowieka z czasów, gdy saharyjska sawanna zaczęła stawać się pustynią, a uciekająca z niej ludność założyła pierwsze egipskie miasta.

Pozwoliły też zajrzeć do jego żołądka. Ostatnim posiłkiem Ötziego było mięso jelenia i kozicy. Zapewne upolowanych niedługo przed śmiercią, na co wskazywał łuk z pełnym strzał kołczanem. Znaleziono także korzonki, owoce i ziarna pszenicy spożyte pod postacią chleba.

W czasach, gdy Ötzi wybrał się w swą ostatnią wędrówkę, Europa była już dawno po neolitycznej rewolucji. Oswojono dziką roślinność, udomowiono zwierzęta, a koczowniczy tryb życia przerodził się w osiadły. Agrarne osiągnięcia czyniły go łatwiejszym – pożywienie było na wyciągnięcie ręki, dzień po dniu. 25 mln przedstawicieli Homo sapiens zaludniających w czasach Ötziego ziemię, złagodziwszy odwieczny problem głodu, mogło skuteczniej ujarzmiać lądy.

Rozwój rolnictwa zmienił naszą dietę

Rozwiązując nękające ich problemy, nieświadomie stworzyli jednak nowe, które dają się nam we znaki do dziś. Dokładne badania alpejskiej mumii pozwoliły stwierdzić, że choć Człowiek Lodu – bo tak nazwały go media – nie głodował, prowadził aktywny tryb życia, a jego dieta była zrównoważona, i tak cierpiał na miażdżycę, groziły mu też dalsze choroby serca i układu krążenia. Gdyby przeniesionego w nasze czasy Ötziego umówić na wizytę u dietetyka, mógłby usłyszeć to samo co większość z nas: „Źle się pan odżywia”. I coraz częściej: „Proszę przejść na dietę przodków”. Dietę paleolityczną, jaskiniową. Ale dlaczego?

Jako pierwszy odpowiedź na to pytanie dał Amerykanin dr Loren Cordain badający dietę Homo sapiens z epoki kamienia. Na polski grunt przeniósł ją z kolei prof. Marek Konarzewski z Zakładu Ekologii Zwierząt w Instytucie Biologii Uniwersytetu w Białymstoku. W książce „Na początku był głód” skonstatował, że na większości obszarów Europy uprawę roli zapoczątkowano dopiero 5–6 tys. lat temu. Od pierwszych rolników dzieli nas więc raptem od 300 do 500 pokoleń. To zdecydowanie za mało, by następujące mutacje genetyczne mogły spowodować poważną przebudowę układu pokarmowego i dostosować go do dzisiejszych diet.

– Dość powiedzieć, że kolejne pokolenia bakterii zamieszkujących nasze przewody pokarmowe mają w ciągu doby więcej szans na utrwalenie korzystnych mutacji niż ludzkość od czasu rozpoczęcia uprawy roli – zauważa prof. Konarzewski. Krótko mówiąc, nasze żołądki z przyległościami nie różnią się nie tylko od trzewi Ötziego, ale też naszych wspólnych przodków sprzed setek tysięcy lat.

Człowiek paleolityczny żywił się głównie dzikim mięsem jeleniowatych czy przodków dzisiejszego bydła, padliną, jajkami, owadami. Odnajdywane szkielety z tamtych czasów wskazują, że cieszył się dobrym zdrowiem i wysokim wzrostem do 180 cm. – Tymczasem 10 tys. lat temu, na obszarze Bliskiego Wschodu zwanym przez archeologów Żyznym Półksiężycem, pojawiają się szkielety ze śladami próchnicy, anemii, krzywicy i licznych chorób odzwierzęcych. Średnia wzrostu spadła do 1,6 m. Tak właśnie zaznaczył się początek rolnictwa – mówił prof. Konarzewski w wywiadzie udzielonym „National Geographic” w 2007 r.

Próchnica, krzywica i choroby cywilizacyjne, z cukrzycą i celiakią na czele, na stałe wpisały się w kartę choroby naszego gatunku. Nasz układ pokarmowy nie jest przystosowany do trawienia pewnych białek, które znajdują się w zbożach – usłyszałby Ötzi od Jagody Podkowskiej, dietetyka z Centrum Rehabilitacji Sportowej, która dietę przodków zaleca wielu swoim pacjentom, przerabiając ją na współczesną miarę. – Lektyna i gluten podrażniają go i powodują, że dużo gorzej wykorzystujemy składniki pokarmowe z innych, wartościowych produktów. Zalegają w organizmie i zaburzają przyswajanie witamin, minerałów, białek, które są nam potrzebne.

Składniki diety paleo

  • Podstawą jest dziczyzna – zarówno chuda, jak i tłusta.
  • Orzechy, pestki i nasiona to źródło wapnia.
  • Cukry proste zapewnić mają z kolei owoce, źródłem energii są też warzywa.

W diecie, którą dziś określa się mianem paleolitycznej bądź jaskiniowej, kluczowa jest eliminacja zbóż. Drugim niepożądanym elementem jest nabiał, również obcy człowiekowi paleolitycznemu. Zła sława laktozy to w Pierwszym Świecie powszechna wiedza. Nie trawimy jej, ale codziennie pijemy jogurty, kefiry czy mleko, jemy sery, nie mając przy tym żadnych niepożądanych objawów.

– Dieta paleolityczna mówi o ukrytych skutkach takiego działania – odpowiada dietetyk. – Różnicę poczujemy dopiero, gdy te produkty odstawimy. Zapomnimy, co to gazy, niestrawności. Odkryjemy, że bakterie probiotyczne dostarczane sztucznie są zbędne, bo mamy ich własną pulę, która może żywić się produktami nienabiałowymi. Źródłem wapnia staną się orzechy, nasiona, warzywa. Źródłem cukrów zaś – owoce.

Choć tak naprawdę nasi przodkowie wcale nie jedli ich tak dużo, jak mogłoby się to nam wydawać. Ich dieta opierała się na białkach i tłuszczach i to te ostatnie były paliwem. Organizm współczesnego człowieka czerpie energię z glukozy. Jeśli go jej pozbawimy, po jakimś czasie przestawi się na wykorzystywanie ciał ketonowych pozyskiwanych w metabolizmie tłuszczów. Zwolennicy diety paleo przekonują, że spełniają one funkcję energetyczną o wiele skuteczniej niż glukoza, która włączana powinna być tylko w wypadku wysokiej aktywności fizycznej, a więc o określonych porach dnia. Pod postacią – oczywiście – owoców.

Nasi przodkowie byli mięsożercami

Jednak, jak dowodzą badania dr. Cordaina, od jednej do dwóch trzecich kalorii konsumowanych przez współczesnych łowców-zbieraczy, a więc także ich przodków, pochodzi od zwierząt. Paleolityczny Homo sapiens nie był wegetarianinem. Łączył cechy roślinożercy, myśliwego i padlinożercy. Prof. Konarzewski twierdzi, że właśnie ta płynność ludzkich zwyczajów żywieniowych jest kluczem do naszego ogromnego sukcesu ewolucyjnego.

Ostatecznym dowodem na udział mięsa w praludzkiej diecie jest budowa naszego układu pokarmowego. Daleko mu do przepastnych żołądków roślinożerców, zdolnych przetwarzać najbardziej zdrewniałe fragmenty roślin. Radzi sobie natomiast z delikatnymi warzywami i owocami, będąc jednym z najbardziej uniwersalnych organów spośród wszystkich gatunków.

– Człowiek zawsze jadł mięso. Wątpliwości natury etycznej pojawiły się dopiero, gdy ludzkość osiągnęła etap, na którym możemy w inny sposób realizować potrzeby żywieniowe. Dieta paleolityczna jest zdecydowanie mięsna – mówi Jagoda Podkowska.

Dziczyzna, króliki, perliczki, bażanty, wszystko to, co żyje dziko, na wolności. Niezależnie od tego, czy będzie to dzik, który przed zimą odłożył dużo tkanki tłuszczowej, czy chude króliki lub ptaki. Jednak codzienne zdobywanie zwierzyny z natury to w dzisiejszym świecie abstrakcja.

Dr Łukasz Łuczaj, biolog zamieszkujący wieś na Pogórzu Dynowskim, w książce „W dziką stronę” opisuje dzikie kurczaki z indochińskiej dżungli skaczące po drzewach, żywiące się dżdżownicami. Jeśli chcesz mieć takiego ptaka, zamieszkaj na skraju lasu, zrób w nim wielką wolierę i wpuść wiosną kurczęta. Jesienią będziesz mieć supermięso na kilka garnków rosołu – pisze. Dodaje przy tym, że i tak prawdopodobnie wcześniej zjedzą je lisy.

Tak naprawdę pozostaje kupowanie mięsa z hodowli ekologicznych. Mięsa hodowanego na trawie, niekarmionego paszami z kukurydzą czy soją. I to nie tylko drobiu. Bardzo wiele przepisów kuchni paleolitycznej obejmuje wołowinę. Jako że tłuszcz jest wskazany, możemy ją smażyć, piec, grillować.

Dieta paleo niesie ze sobą ryzyko

Po wysłuchaniu wyliczanki zalet diety paleolitycznej na usta ciśnie się pytanie, czemu wszyscy nie żywimy się w ten sposób? Dla borykających się z głodem przodków Ötziego zboża były darem z niebios. Niestrawności związane z glutenem uznawano zapewne za niewarty uwagi efekt uboczny zwiększonego dostępu do jedzenia. Dziś wiedza stoi jednak na dużo wyższym poziomie. A więc?

Niestety, ta dieta jest bardzo restrykcyjna i wymaga konsekwencji, a dookoła nas tyle pokus. Ale jeśli cały świat miałby dziś przejść na paleo, efekty na pewno byłyby o wiele korzystniejsze dla zdrowia niż przy obecnym trybie żywienia. Tak samo stałoby się jednak, gdyby przeszedł na zdrowy, zbilansowany wegetarianizm. To wszystko za sprawą eliminacji produktów przetworzonych i ograniczenia glutenu oraz dużej ilości warzyw.

W teorii wystarczą dwa miesiące rygoru, by organizm pozbył się niepożądanych substancji i uzyskał optymalną dla danej osoby sylwetkę. I choć dieta w założeniu powinna być praktykowana przez całe życie, to nawet kilka miesięcy jej stosowania może odpowiednio dostroić człowieka i dać mu pokłady energii, o których dawno zapomniał.

Krytycy zwracają uwagę na potencjalne zagrożenia płynące z przeładowania organizmu białkiem i tłuszczem, nawet jeśli pochodzą z dobrego źródła, i brak węglowodanów złożonych. Sugerują, że tak drastyczna zmiana proporcji składników odżywczych może mieć długofalowo fatalne skutki, szczególnie dla cukrzyków. Bez wahania zgodzą się jednak na kilka pozostałych założeń diety. Dla Ötziego i jego przodków wyjątkowo oczywistych.

Chodzi o ruch, przebywanie na słońcu, długi sen, odpowiedni rytm dobowy. Przedstawiciel społeczności łowiecko-zbierackich ciągle się przemieszczał. Aktywność fizyczna była całym jego życiem, dlatego energia uzyskiwana z trawionych dłużej niż węglowodany tłuszczów miała odpowiednie ujście. – Kiedyś normą był przerost lewej komory serca, bo człowiek przyzwyczajony był do intensywnego ruchu. Dziś, gdy badania wykazują przerost tej komory, mówimy o anomalii. Przestaliśmy się ruszać, więc lewa komora nie musi tak pracować – przekonuje Podkowska. A Ötzi, choć nie był okazem zdrowia, musiał być w ciągłym ruchu. Zginął przecież podczas górskiej wycieczki.

Nasza dieta różni się od paleolitycznej nie tylko składem, ale i ilością posiłków. Pięciodaniowy dzień był przed kilkoma tysiącleciami fikcją. Nasz gatunek jest predestynowany do odkładania dodatkowych kilogramów na później. Dieta paleolityczna zakłada, że odpowiednio wyregulowany żołądek sam nam powie, kiedy jeść. Czasem wystarczą tylko cztery posiłki, ktoś inny może jeść sześć, ale mniejszych.

Dieta paleo mogła być toksyczna

Nasi przodkowie niekoniecznie cieszyli się dobrym zdrowiem – w rzeczywistości mogli spożywać niezdrowe ilości toksycznych metali ciężkich. Według badań opublikowanych w czasopiśmie „Quaternary International” w okresie między 6300 a 3800 lat temu (a więc nieco po zakończeniu prawdziwego paleolitu) owoce morza, które dominowały w diecie na terenie dzisiejszej Norwegii, zawierały niebezpiecznie wysoki poziom ołowiu i kadmu. Naukowcy twierdzą, że może to wiązać się ze zmieniającym się klimatem po ostatniej epoce lodowcowej, która zakończyła się około 11 700 lat temu.

Ponieważ klimat cały czas zmienia się w zastraszającym tempie, wyniki te wskazują, że my również możemy spodziewać się wyższych poziomów zanieczyszczeń metalami ciężkimi w niektórych produktach żywnościowych.

Nie mając dostępu do ludzkich szczątek z tamtego okresu, naukowcy z Uniwersytetu Arktycznego w Norwegii sięgnęli po skamieniałe śmieci. Midden, czyli warstwa ziemi zawierająca różne odpady, typu zwierzęce kości, ludzkie odchody, roślinne resztki, muszle i inne pozostałości po dawnej działalności człowieka, pozwoliła badaczom na dokładniejszą analizę diety naszych przodków.

Ze stosów pradawnych odpadów na ośmiu stanowiskach archeologicznych naukowcy zebrali muszle skorupiaków, kości dorsza atlantyckiego i foki harfowej. Pozostałości zostały dokładnie oczyszczone, a następnie zmienione w drobny proszek, z którego naukowcy pozyskali kolagen do przeprowadzenia analiz. Spośród 124 kości, z których pobrano próbki, tylko 40 wytworzyło wystarczająco dobrej jakości kolagen, a analizy ujawniły szokujący poziom kadmu i ołowiu. Zespół przeprowadził również pomiary poziomów rtęci w kościach i stwierdził, że chociaż mieszczą się one w nowoczesnych granicach bezpieczeństwa, są również zauważalnie wysokie.

Kadm występuje naturalnie w glebie i z czasem gromadzi się w organizmie, zwłaszcza w wątrobie i nerkach. Może powodować raka, jak również choroby nerek, wątroby i płuc, a także osteoporozę. Ołów występuje naturalnie również w glebie, a z czasem gromadzi się w szkielecie człowieka. Może on negatywnie wpływać na mózg i układ nerwowy. Z kolei rtęć może powodować poważne problemy neurologiczne i immunologiczne.

Źródło: Quaternary International.