Globalnie ocieplenie ma bezpośredni wpływ na to, jak zmienia się wygląd naszej planety, a przez to warunki życia. Topnienie lodowców przyczynia się do wzrostu poziomu mórz i oceanów. Woda musi jednak znaleźć gdzieś ujście. Wniosek jest więc oczywisty. Niektórym wyspom i nadmorskim miastom grozi podtopienie, a nawet całkowite zalanie.

Zmiany klimatu o ryzyko powodzi

Może się wydawać, że problem nie dotyczy Polski. Nic bardziej mylnego. Według naukowców PAN Gdańsk również może zostać częściowo zalany. I to już około 100 lat.

Sytuacja jest jeszcze poważniejsza na atolach. To płaskie, koralowe wyspy uwielbiane przez turystów. Przede wszystkim są jednak domem dla flory, fauny i oczywiście ludzi. Przez to, że znajdują się zaledwie kilka metrów nad poziomem morza, są najbardziej narażone na zmiany klimatu, w tym podnoszący się poziom morza.

Ryzyko nie jest bezprecedensowe. Już w ubiegłym stuleciu pod falami oceanu zniknęło pięć niezamieszkanych Wysp Salomona. Ich los mogą podzielić atole takie jak Malediwy, Tuvalu, Kiribati czy Wyspy Marshalla. Łącznie zamieszkuje je około miliona ludzi. Która z wysp jako pierwsza nie będzie nadawać się do zamieszkania z powodu zmiany klimatu? To wbrew pozorom nie jest łatwe pytanie.

Które wyspy znikną jako pierwsze?

Przede wszystkim naukowcy nie dysponują danymi, które pozwoliłyby przeprowadzić wiarygodne obliczenia i wizualizacje. Dlaczego? Co stoi na przeszkodzie zaawansowanym technikom badawczym? A to, że atole są niezwykle dynamicznymi wyspami. I to dosłownie. Jak tłumaczy Geronimo Gussmann, badacz z Globalnego Forum Klimatycznego, atole „zmieniają kształt, rosną, a czasami w bardzo szybkim tempie się złączają”.

To stan koralowców zadecyduje, które wyspy dotrzymają kroku rosnącemu poziomowi wody. I tu w pewnym sensie zatacza się błędne koło. Jak wynika z badań przeprowadzonych w 2018 r., na Malediwach jednym z budulców wysp koralowych jest piasek. Atole pozyskują go z raf koralowych, ale globalne ocieplenie zabija koralowce.

Archipelag Tuvalu również tworzą atole / Shutterstock

Atole niezdatne do zamieszkania

Uściślijmy jednak, co to znaczy, że atole staną się niezdatne do zamieszkania. Otóż nie jest to jednoznaczne z ich zatopieniem. Już same fale przetaczające się przez nisko położone wyspy zanieczyszczają wody gruntowe. Często powodzie będą dodatkowo utrudniać ich regenerację i filtrowanie. W efekcie jadalne rośliny, w tym drzewa owocowe, obumierają. Wodę pitną i zdatną do upraw trzeba importować. Na wyspach położonych na środku oceanu może być to nie lada wyzwaniem.

Autorzy artykułu opublikowanego w 2018 r. na łamach czasopisma naukowego„Science Advances” przewidują, że jeśli nie zostaną osiągnięte globalne cele klimatyczne, większość atoli zostanie pozbawiona wody pitnej do lat 60. XXI wieku. Najgorszy scenariusz mówi nawet o latach 30. To będzie zależało od tempa topnienia pokryw lodowych na biegunach. W obawie przed katastrofą tysiące mieszkańców Wysp Marshalla już wyemigrowały z ojczyzny.

Co się dzieje na Tuvalu?

Alarmy dotyczą również archipelagu Tuvalu. Szacuje się, że do 2100 r. 95% wyspy Fongafale może zostać zalane. Aby temu zaradzić, na jednej stronie wyspy powstało niedawno sztuczne wzniesienie. Długoterminowy plan władz Tuvalu zakłada poszerzenie wyspy o około 50%, a następnie podniesienie obu jej stron. Obecnie Fongafale ma 12 kilometrów długości. Jej szerokość waha się od 10 do 400 metrów, w zależności od miejsca.

Analizy przeprowadzone w 2022 r. wykazały jednak, że nawet takie działania mogą nie wystarczyć, aby uratować wyspę. Upadek ekosystemów zaszkodzi turystyce, rybołówstwu i zdolności wyspiarzy do finansowania kolejnych proklimatycznych rozwiązań. Ostatecznie to, które wyspy i społeczności wyspiarskie zostaną nienaruszone, będzie w dużej mierze zależeć od reakcji reszty świata.

prenumerata