Gdy w 2006 r. dowiedziono, że za wymieranie sępów odpowiada Diklofenak, stosowanie tego leku w weterynarii zostało zakazane w Indiach, Pakistanie i Nepalu (nielegalnie lek nadal jest jednak bydłu podawany).  W 2010 r. zabroniono go także w Bangladeszu, a w połowie czerwca sojusz organizacji na rzecz ochrony przyrody wystosował apel do Komisji Europejskiej o wydanie zakazu używania tego leku w praktyce weterynaryjnej w Europie. Reakcji na razie nie ma. 

Jak dotąd takie wysiłki na rzecz ochrony sępów, jak rozmnażanie w niewoli i zakładanie „restauracji dla sępów”, gdzie dzikim ptakom wykłada się bezpieczne mięso z ferm i rzeźni, przynoszą pozytywne rezultaty. Po dziewięciu latach tych działań spadek liczebności indyjskich sępów zwolnił tempo, a na niektórych obszarach zaobserwowano nawet jej wzrost. Niemniej jednak trzy najbardziej dotknięte kryzysem gatunki mają liczebności, które są drobnym ułamkiem dawnych, milionowych.

Dlaczego kłusownicy w Afryce zabijają sępy?

Ogada nie ma nadziei, że Afryka weźmie przykład z indyjskich działań mających na celu zażegnanie kryzysu.

– Władze Kenii nie podejmują wysiłków na rzecz ochrony sępów w kraju. Brak jest politycznej woli, żeby ograniczyć stosowanie Karbofuranu – przyznaje. No i trzeba pamiętać, że sępy w Indiach stoją w obliczu tylko jednego poważnego zagrożenia – zatrucia chemikaliami – podczas gdy w Afryce jest ich znacznie więcej.

W lipcu 2012 r. w parku narodowym w Zimbabwe padło 191 sępów, które żerowały na spryskanym trucizną ścierwie słonia zabitego przez kłusowników. Rok później zginęło 500 sępów, które żerowały na zatrutym słoniu w Namibii. Dlaczego kłusownicy, którzy zabijają dla kości słoniowej, trują sępy?

– Bo ich gromada krążąca nad zabitym słoniem czy nosorożcem zdradza strażnikom parkowym, że gdzieś doszło do aktu kłusownictwa – wyjaśnia Ogada. W Afryce Wschodniej za 30 proc. śmiertelnych zatruć sępów odpowiedzialni są kłusownicy. Sępom zagrażają też niektóre ludowe tradycje.

Sępy są zarówno kochankami, jak i wojownikami. Prawdopodobnie łączą się w pary na całe życie, które może trwać 30 lat na wolności i dbają o swoich partnerów. Sępy lapetowate (powyżej) znane są ze swojej szczególnej czułości. / PHOTOGRAPHS BY CHARLIE HAMILTON JAMES

Andre Botha, wiceprzewodniczący grupy ds. sępów w Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody, opowiada, że wiele martwych sępów znajdowanych przy zwierzętach zabitych przez kłusowników ma obcięte głowy i łapy. To jasny sygnał, że te części ciała sprzedano jako muti, tradycyjne leki. Na targowiskach w południowej Afryce bez trudu da się kupić zwierzęce części ciała, które według wierzeń mają leczyć rozmaite dolegliwości czy też dawać siłę, wytrzymałość albo bystrość. Popularny jest mózg sępa: podobno jeśli go wymieszać z błotem i uwędzić, zapewnia opiekę siły wyższej.

Wciąż jednak największym zagrożeniem dla afrykańskich sępów pozostaje powszechna dostępność trutek. Po ujawnieniu przypadków zatrucia lwów w 2009 r. firma FMC z Filadelfii wytwarzająca Furadan (mutacja Karbofuranu) rozpoczęła akcję odkupowania swojego preparatu z hurtowni i sklepów w Kenii, Ugandzie i Tanzanii oraz wstrzymała sprzedaż do RPA. Preparaty z Karbofuranem innych producentów są jednak nadal dostępne. Rolnictwo, druga co do dochodów branża gospodarki Kenii, jest od dawna bardzo schemizowane. Każdy może tam wejść do sklepu ze środkami ochrony roślin czy artykułami weterynaryjnymi i za grosze kupić silnie trujące pestycydy.

Jak w Afryce próbuje się ratować sępy? 

Po rozmowach z masajskimi pasterzami Virani i Ogada czekają, aż zajdzie słońce. Nie chodzi im o to, że skończy się upał. Czekają na włączenie elektrycznych świateł. W mroku Virani zatrzymuje dżipa przed bomą (zagrodą) położoną na wysuszonej równinie między liczącym 20 tys. ha obszarem chronionym Mara Naboisho a rezerwatem Masai Mara o powierzchni 150 tys. ha na zachodzie. Organizatorzy nocnych wycieczek balonowych narzekają, że żarówki, zasilane ogniwami fotowoltaicznymi, stanowią „zanieczyszczenie świetlne”. Ale dla Viraniego to prawdziwy cud. To tania i skuteczna metoda odstraszania drapieżników zagrażających bydłu w zagrodach, a dzięki temu środek zapobiegający odwetowemu zatruwaniu padliny, które dziesiątkuje sępy.

– Oświetlenie jednej bomy kosztuje 25–35 tys. szylingów (ok. 1000–1300 zł), a fundacja Peregrine zwraca połowę kosztów. To równowartość jednej sztuki bydła – wyjaśnia Virani. W ciągu pierwszego półrocza stosowania migającego oświetlenia w okolicach Masai Mara liczba ataków lwów na 40 oświetlonych zagród spadła o 90 proc. Jak dotąd zarówno drapieżniki, jak i słonie (które wędrują między rezerwatem a obszarem chronionym, często przez uprawy warzywne Masajów) nadal unikają świateł, ale brak dbałości o konserwację urządzeń i wykorzystywanie elektryczności w innych celach (np. do ładowania telefonów komórkowych) zmniejsza ich skuteczność. Niemniej jednak popyt na instalacje przewyższa podaż.

Co grozi ekosystemowi sawanny jeśli sępy wyginą? 

Nad Serengeti, ok. 250 km na południe od Masai Mara, wschodzi słońce. Trzy dorosłe hieny żerują zanurzone głowami w kolejnym padłym gnu. Scenę otacza kręgiem gromada sępów. Co chwila któryś wyskakuje na środek, po to tylko, by narazić się na reprymendę jednego z głównych bohaterów, szczerzącego zęby spomiędzy czarnych warg. 

Sępy rozumieją pogróżkę. Między czworonożnymi a skrzydlatymi padlinożercami panuje przymierze. Sępy ułatwiają hienom zlokalizowanie martwych zwierząt, a hieny z kolei ułatwiają sępom ucztowanie, rozdzierając powłoki ciała. Gdy hieny się nasycą, padlinę obsiadają ptaki. Szarpane z różnych stron ścierwo podryguje. Nagle z nieba spada sęp uszaty i rzuca się na dwa inne stojące na uboczu. Napastnik zatacza krąg, pochyla głowę, rozpościera wielkie skrzydła, po czym triumfalnie siada na martwym gnu.