– To są niezwykle zajmujące zwierzęta. Człowiek może się im przyglądać godzinami; obserwacja lwa już dawno by się znudziła – mówi Simon Thomsett, specjalista od sępów z Kenijskiego Muzeum Narodowego, nie odrywając lornetki od oczu.

Mijają godziny, aktorzy się zmieniają: hieny, szakale, marabuty, orły i cztery gatunki sępów. Mimo że z pozoru akcja wygląda na histeryczną przepychankę, wszyscy mają szansę na zdobycie pożywienia zgodnie ze swoją pozycją w hierarchii. Thomsett i Ogada, którzy często ze sobą współpracują, dużo czasu spędzają na rozmyślaniach, co będzie, jeśli z tej obsady wypadną sępy. Prowadząc przez dwa lata eksperymenty polowe z martwymi kozami, Ogada ustaliła, że gdy nie ma sępów, ścierwo rozkłada się trzykrotnie dłużej, trzykrotnie zwiększa się liczba ssaków żerujących na padlinie. Potrojeniu ulega również czas, spędzany przez nie na tym żerowaniu.

Dlaczego te informacje są istotne? Bo im dłużej stykają się ze sobą szakale, lamparty, lwy, hieny, żenety, mangusty i zdziczałe psy, tym większe jest ryzyko rozprzestrzenienia się zarazków chorobotwórczych (które w żołądkach sępów by zginęły) wśród zwierząt, zarówno dzikich, jak i hodowlanych. Sępy, zjadając pozostałe po porodach gnu łożyska, zapobiegają szerzeniu się wirusa złośliwej gorączki nieżytowej, śmiertelnej choroby bydła (zwanej też głowicą). Dzięki temu, że w ciągu paru godzin zamieniają padłe zwierzę w czysty szkielet, zmniejszają liczebność owadów przenoszących choroby oczu ludzi i zwierząt hodowlanych.

– Z punktu widzenia użyteczności dla człowieka sępy są ważniejsze niż tak uwielbiane przez turystów lwy, słonie, lamparty, bawoły i nosorożce razem wzięte – twierdzi Thomsett. Zdaniem naukowców zagłada sępów pociągnie za sobą katastrofę ekologiczną i gospodarczą.

Wprawdzie bezpośrednim powodem spadku liczebności sępów w Afryce jest stosowanie trucizn, ale Thomsett bez ogródek podaje przyczynę podstawową: za dużo ludzi. Ludność Kenii liczy dziś 44 mln i ma w 2050 r. sięgnąć 81 mln. Masajowie należą do najszybciej rosnących liczebnie grup etnicznych.

Założycielka VulPro, Kerri Wolter, przyniosła sępa zielonego, którego skrzydło zostało uszkodzone, gdy wleciał na linię energetyczną, do weterynarza w pobliżu Pretorii. Zatrucie przez kłusowników jest największym zagrożeniem dla sępów afrykańskich, ale kolizje z liniami energetycznymi stanowią kolejne. / PHOTOGRAPHS BY CHARLIE HAMILTON JAMES

Thomsett opuszcza lornetkę i zaczyna recytować listę antropogenicznych zagrożeń dla kenijskich sępów. Wokół obszaów chronionej przyrody rolnicy sieją zboża, by wyżywić rosnącą ludność. Mniej trawiastej sawanny to mniej ssaków kopytnych, którymi żywią się sępy. Władze nie były w stanie powstrzymać wiercenia studni geotermalnych w odległości 300 m od lęgowiska zagrożonych wyginięciem sępów plamistych. Sporo sępów ginie w zderzeniach z liniami wysokiego napięcia. Kenijska Służba Ochrony Przyrody nie ma jeszcze opracowanego strategicznego planu ochrony zagrożonych wyginięciem gatunków sępów, choć podobno takowy powstaje.

W grudniu 2013 r. uchwalono w Kenii prawo, które przewiduje karanie grzywną 20 mln szylingów (ok. 780 tys. zł) lub więzieniem osób biorących udział w zabijaniu zwierząt z gatunków zagrożonych. Służba ochrony przyrody Kenii planuje kampanię informacyjno-propagandową mającą zmienić stosunek społeczeństwa do sępów. Ale jeśli nie zapewni się przestrzegania prawa i nie poprawi wykrywalności przestępstw, to – jak zgodnie twierdzą Ogada i Thomsett – takie kampanie nie wystarczą. Więcej pożytku przyniosłoby skorzystanie przez władze z propozycji jednego z właścicieli ziemskich z południowo-zachodniej Kenii. Zaoferował on na sprzedaż grunty, na których znajdują się klify z najważniejszymi w kraju lęgowiskami skrajnie zagrożonego wyginięciem sępa plamistego.

 

Źródło: NationalGeographic.com: Vultures Are Revolting. Here’s Why We Need to Save Them.