Przez niemal 2000 lat mieszkańcy zarówno Bliskiego Wschodu, jak i Europy polegali na jednym „cudownym” leku. Chronił ich przed truciznami, dżumą i wieloma innymi groźnymi chorobami. To magiczne lekarstwo było znane jako teriak. To czarna, lepka substancja wytworzona z całej gamy różnych składników, w tym czarnego pieprzu, chleba, opium, a nawet mięsa żmii.

Teriak w Polsce znany był również jako driakiew i tyriak. Odszedł w zapomnienie wraz z rozwojem współczesnej medycyny. Jednak zespół polskich badaczy postanowił odtworzyć lek na podstawie XVII-wiecznego przepisu, aby sprawdzić, czy medykament rzeczywiście był tak cudowny, jak go opisywano w dawnych źródłach.

Jakich lekarstw używano w starożytności?

Driakiew była swoistym hitem w XVII-wiecznej Polsce. Jednak jej popularność i zasięg wykraczały daleko poza Europę Wschodnią, a idea „uniwersalnego antidotum” sięga czasów starożytnych. Antyczni pisarze, tacy jak Galen i Pliniusz, sugerują, że najwcześniejsze rodzaje teriaku istniały co najmniej od II wieku p.n.e. Ich popularność szybko wzrosła w kręgach możnych i elit.

Jednym z najsłynniejszych poszukiwaczy cudownego leku na wszystko był cesarz Anatolii – Mitrydates VI Eupator. Władca miał obsesję na punkcie trucizn i antidotów na nie. – Arszenik nazywano wówczas proszkiem sukcesji – mówi Adrienne Mayor, badaczka z Uniwersytetu Stanforda, która nie była zaangażowana w badania polskich uczonych.

W swojej książce o Mitrydatesie opisała, jak ta obsesja zapoczątkowała kosztowne poszukiwania sposobu na uniknięcie zatrucia. To doprowadziło do stworzenia pierwszej receptury teriaku. Król Pontu przyjmował regularnie niewielkie dawki toksyn, które uodporniły go na poważniejsze zatrucia. Od niego właśnie pochodzi termin mitrydatyzm. Określa się w ten sposób zabezpieczanie się przed działaniem trucizny poprzez stopniowe podawanie jej dawek, z których żadna nie jest dawką letalną.

Driakiew – antyczne lekarstwo na wszystko

– Wszystko zależy od dawki – mówi Mayor. I wszystko wskazuje na to, że dzienna dawka zatrutego teriaku Mitrydatesa okazała się niezwykle skuteczna. Władca zmarł dopiero w wieku 70 lat – w wyniku samobójstwa po otruciu swoich córek. Chociaż przepis, którego używał, zaginął, wydaje się, że został przekazany innym arystokratom, których lekarze eksperymentowali z teriakiem.

Ich przepisy były różnorodne i zawierały szeroką gamę kosztownych składników. Podstawowy skład driakwi zwykle obejmował miód, cynamon i kardamon. A także różnorodne zioła, korę, oleje, a nawet drewno. Niemniej teriak stał się codziennym produktem obowiązkowym dla paranoicznych monarchów. Począwszy od Nerona – którego nadworny lekarz zastąpił jad węża Mitrydatesa w miksturze leczniczej mięsem żmii – po Elżbietę I.

Polscy naukowcy odtworzyli 400-letni teriak

Teriak z czasem stał się powszechnie dostępnym, choć drogim lekarstwem dla zwykłych ludzi. Jak wyjaśnia Jakub Węglorz, adiunkt historii na Uniwersytecie Wrocławskim, w cenie kurczaka XVII-wieczny polski plebejusz mógł kupić niewielką dawkę tej substancji u aptekarza.

Naukowcy z Wrocławia postanowili sprawdzić, czy da się wyprodukować taki rodzaj teriaku, jaki setki lat temu sprzedawano w Polsce. Dzięki funduszom Narodowego Centrum Nauki Jakub Węglorz połączył siły z innym historykiem i dwoma farmaceutami. Była to pierwsza próba wytworzenia teriaku przez współczesnych badaczy z doświadczeniem farmaceutycznym. I zarazem pierwsza pełna rekonstrukcja i analiza leku.

Badacze oparli swoją pracę o przepis z 1630 r. autorstwa Paula Guldeniusa, aptekarza miejskiego z Torunia. Guldenius należał do niewielkiej grupy aptekarzy, posiadających licencję na produkcję i sprzedaż teriaku. Podobnie jak jego koledzy, przygotowywał napar publicznie.

Receptura Guldeniusa była spisana po łacinie. Zawierała nazwy 61 składników. Polski aptekarz szczegółowo zapisał przepis, w tym dokładne wagi składników, z których można było uwarzyć teriak. W skład eliksiru wchodziły m.in. kardamon, ziele angielskie, drewno, słodkie wino i chleb pszeniczny.

Zapach lekarstwa przypominał whisky

Ale teriak Guldeniusa nie był tylko placebo. Zawierał dwa składniki, które były kluczowe zarówno w kontekście jego skuteczności, jak i prestiżu: opium i mięso żmii. Opium miało działać przeciwbólowo. Natomiast mięso żmii miało zapewniać odporność na ukąszenia węży i działać „wysuszająco” na organizm.

Zebranie składników potrzebnych do odtworzenia lekarstwa Guldeniusa zajęło cztery lata. Niektóre zioła i przyprawy były niedostępne lub nie były uprawiane w Unii Europejskiej. Dlatego badacze albo poszukali samej rośliny, albo skorzystali z witryn ogrodniczych w celu uzyskania składników. – Nawet w przypadku czegoś prostego, jak szafran czy mięta, roślinę zdobywaliśmy sami lub kupowaliśmy od certyfikowanego dostawcy, a nie ze sklepu spożywczego – mówi Węglorz.

Trudna była również kwestia mięsa żmii. Zespół chciał samodzielnie pozyskać gada, który żyje w górzystych rejonach naszego kraju. Węglorz wspomina, że nie chciał jednak zabijać zwierzęcia, lecz znaleźć żmiję, która zmarła z przyczyn naturalnych lub padła ofiarą wypadku drogowego.

Jednak to zdobycie opium, czyli narkotyku z soku makówek, okazało się najtrudniejsze. Wynika to z naszej polityki antynarkotykowej – substancja ta jest w Polsce nielegalna. Tylko wybrane osoby mogą uzyskać pozwolenie na uprawę maku lekarskiego.

Czym jest placebo?

Po zebraniu wszystkich składników naukowcy rozpoczęli pracę nad teriakiem w laboratorium na Uniwersytecie Wrocławskim. Cały proces trwał dwa dni. W rezultacie powstała lepka masa przypominająca melasę. Można ją było podzielić na małe pigułki, które setki lat temu pacjenci mieszali z wodą lub winem. Uczeni przypomnieli, że teriak czasami stosowano także na skórę lub do oczu. Wyprodukowali ok. 4 kilogramy medykamentu, który następnie dojrzewał przez rok.

Teriak przygotowany przez naukowców z Wrocławia
Teriak przygotowany przez naukowców z Wrocławia / fot. dr Danuta Raj

– Smak jest naprawdę rozgrzewający i pikantny. Dodatek ziół i przypraw, takich jak cynamon, waleriana, lawenda i czarny pieprz, wydaje się nadawać miksturze zapach przypominający whisky. To, zdaniem niektórych kolegów, dodawało lekowi atrakcyjności – żartuje Węglorz.

Chociaż teriak zawiera składniki, które rzeczywiście mogą mieć działanie prozdrowotne, naukowcy uważają, że to w dużej mierze efekt placebo. – Nie oznacza to jednak, że nie warto go odtworzyć – dodają badacze.

Źródło: National Geographic.
Opracowanie: Jakub Rybski.