Oficjalnie poszukiwania Islandczyka Johna Snorriego, Pakistańczyka Aliego Sadpary oraz Chilijczyka Juana Pablo Mohra nadal trwają. Ostatni kontakt z himalaistami nawiązano w piątek 5 lutego. Trudne warunki pogodowe, a także fakt, że cała trójka zaginęła na wysokości powyżej 8000 metrów sprawia, że szanse na znalezienie ich żywych są praktycznie zerowe. W odnalezienie wspinaczy nie wierzy nawet syn jednego z nich – Sajid Sadpara. 

22-letni Sajid podjął próbę ataku szczytowego wspólnie z ojcem i dwoma innymi mężczyznami. Oddzielił się od grupy na wysokości około 8200 metrów, przy tzw. szyjce butelki. 

– Na około 8200 metrach poczułem, że nie czuję się dobrze, brakowało mi tlenu [do tego momentu Sajid i jego ojciec wspinali się bez użycia sztucznego tlenu - przyp. red.]. Ojciec powiedział, żebym użył tlenu Johna Snorriego, ponieważ było go wystarczająco dużo. Kiedy założyłem maskę, tlen zaczął wyciekać. Nie czułem się dobrze, więc ojciec kazał mi schodzić, podczas gdy oni kontynuowali wspinaczkę – mówił Sajid w rozmowie z pakistańskimi mediami, gdy dotarł do Skardu.

 

 

Sajid dotarł do obozu 3 (ok. 7300 m) dopiero po kilkunastu godzinach. Pozostała w drodze na szczyt trójka nie miała przy sobie telefonu satelitarnego ani krótkofalówki. 22-latek czekał na nich przez kolejnych kilka godzin, ale gdy pogoda zaczęła się pogarszać, a reszta drużyny nadal się nie pojawiła, z bazy wysłano po Sadparę ekipę ratunkową. 

– Rano połączyłem się z bazą, by powiedzieć, że nikt się nie pojawił i lider poprosił mnie, żebym schodził, bo pogoda się pogarsza. Byłem zmęczony i mogłoby to się dla mnie skończyć źle. Przekazał mi, że zamierza wysłać grupę ratunkową z bazy – kontynuował Sajid.
Pakistańczyk jest świadomy, że himalaiści praktycznie nie mieli szans na przeżycie dwóch nocy powyżej 8000 metrów. 

– Myślę, że oni zdobyli szczyt. Musiało dojść do wypadku podczas zejścia, bo w nocy zaczęło mocno wiać. Byli powyżej 8000 m dwa dni. Na takiej wysokości zimą nie mam nadziei, że żyją. Szanse są bardzo niewielkie. Jeśli to będzie możliwe, będę wdzięczny za kolejną próbę poszukiwań i znalezienie ciała mojego ojca – powiedział Sadpara.

 

 

W poniedziałek wczesnym rankiem czasu polskiego odbył się kolejny lot ekipy poszukiwawczej.  Chhang Dawa Sherpa, lider wyprawy Seven Summit Treks, poinformował w mediach społecznościowych, że w ramach akcji dwa wojskowe śmigłowce wzbiły się na wysokość 7000 metrów, jednak nie znaleźli żadnych śladów mogących świadczyć o obecności wspinaczy. 

– Mieliśmy mniejszą widoczność, a górna część szczytu była przesłonięta chmurami. Przez ostatnie trzy dni piloci wykonali świetną robotę, ale nie udało nam się znaleźć żadnych wskazówek. Drużyna czeka na kolejne okno pogodowe i możliwość poszukiwania – napisał na Twitterze, dziękując armii pakistańskiej zaangażowanej w akcję.

Tej zimy na K2 zginęło już dwóch wspinaczy - 42-letni Atanas Skatow, któremu zerwała się lina, a także Hiszpan Sergi Mingote, który spadł z dużej wysokości w trakcie zejścia do bazy. 

Po ostatnim załamaniu pogody z licznymi poważnymi odmrożeniami ewakuowano z bazy pod K2 kilkanaście osób, w tym Magdalenę Gorzkowską, która na szczęście w odpowiednim momencie przerwała atak szczytowy – ze względu na problemy zdrowotne - i wróciła do bazy, skąd została przetransportowana do Skardu. 

– Myślę, że właśnie te problemy zdrowotne to było moje zbawienie. W tym momencie, kiedy usłyszałam już relację Colina O'Brady'ego, który był później w obozie trzecim (na wysokości 7300 m - przyp. red.) i widział całą sytuację na własne oczy, widział co tam się jeszcze wydarzyło, to jak pomyślę, że mogłabym tam też być, to wiem, że to był ratunek. Ta choroba nas uratowała przed katastrofą – powiedziała Gorzkowska w rozmowie z RMF FM.