Według wstępnych wyników ostatniego spisu powszechnego populacja naszego kraju liczy 38 036 100 osób. Liczba ludności Polski spadła więc o 1,2% w porównaniu z wynikami spisu 2011 r. Wśród wielu czynników, które odpowiadają za to, że jest nas mniej, jest również mniejsza liczba urodzeń, po części spowodowana wzrostem niepłodności wśród par starających się o dziecko. 

Niepłodność w Polsce

Niepłodność to choroba definiowana przez Światową Organizację Zdrowia jako brak możliwości zajścia w ciążę po 12 miesiącach regularnego współżycia bez stosowania antykoncepcji. W Polsce nie wykonuje się dokładnych badań, które pomogłyby oszacować, jak wiele par dotyczy ten problem. Można się jednak domyślać, że nawet co piąta para (15–20%) może mieć problem z zajściem w ciążę. Tak bowiem szacuje się odsetek niepłodności w społeczeństwach państw rozwiniętych. Z danych Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego wynika, że niepłodność w Polsce może dotyczyć nawet 1,5 miliona. 

„Przyczyny niepłodności są wieloczynnikowe i dotyczą zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Spowodowane mogą być zaburzeniami hormonalnymi, nieprawidłowościami w budowie anatomicznej, chorobami ogólnoustrojowymi oraz cywilizacyjnymi, czyli narażeniem na wysoki poziom stresu w życiu codziennym, nieodpowiednią dietą i niezdrowym stylem życia" – czytamy w dokumencie „Wspieramy płodność. Raport na rzecz kompleksowej terapii niepłodności". 

Nasz kraj obok Albanii, Armenii i Irlandii został określony przez organizację Fertility Europe za najmniej sprzyjający parom z niepłodnością. I rzeczywiście Polki i Polacy nie mogą właściwie liczyć na wsparcie ze strony państwa. 

Średnia liczba plemników w nasieniu mężczyzny mieszkającego w kraju rozwiniętym spadła w latach 1973–2011 o 59%. Wpływają na to przede wszystkim toksyczne substancje chemiczne, które otaczają ludzi w społeczeństwach zamożnych, ale również niezdrowa dieta, papierosy i alkohol. To prosta droga do samowyniszczenia gatunku ludzkiego. 

Zagrożone plemniki

Dystopijną wizję pandemii niepłodności opisała na kartach powieści „Opowieści podręcznej" kanadyjska pisarka Margaret Atwood. Epidemiolożka środowiskowa dr Shanna Swan od lat zajmująca się sprawami reprodukcji na poważnie ostrzega przed wymieraniem naszego gatunku. Badaczka jest współautorką (wraz ze Stacey Colino) publikacji „Count Down" („Odliczanie"), w której ostrzega przed zachowaniami, które można określić jako strzelanie do własnej bramki. Zdaniem dr Swann powodem rosnącej niepłodności zwłaszcza u mężczyzn jest narażenie na chemikalia zaburzające gospodarkę hormonalną, czyli codzienne otoczenie tworzywami sztucznymi. 

– Ludzkość powinna być uważana za „gatunek zagrożony”. Zgodnie z definicją tego terminu używaną przez przez US Fish and Wildlife Service, agencję federalną Stanów Zjednoczonych odpowiedzialną za ochronę flory i fauny, jest 5 kryteriów, które decydują o ryzyku wyginięcia gatunku

  1. Siedlisko gatunku zagrożone zniszczeniem, modyfikacją lub ograniczeniem;
  2. Nieadekwatność istniejących mechanizmów regulacyjnych;
  3. Naturalne lub spowodowane przez człowieka czynniki wpływające na jego istnienie;
  4. Nadmierne wykorzystanie gatunku do celów komercyjnych, rekreacyjnych, naukowych lub edukacyjnych;
  5. Choroba lub drapieżnictwo.

Liczba plemników w nasieniu mężczyzn spadła aż o 59%. fot. Matthias Kulka/Getty Images

Zdaniem dr Swann już dzisiaj spełniamy trzy pierwsze kryteria. Badaczka porównuje epidemię niepłodności do kryzysu klimatycznego. – Jeśli nic nie zrobimy, rosnąca liczba bezpłodnych będzie stanowić zagrożenie dla ludzkości podobne do globalnego cieplenia klimatu – pisze w „Count Down". Tytułowe „odliczanie” ma się zakończyć w 2045 roku, kiedy według prognoz mediana liczby plemników w nasieniu mężczyzn spanie do zera.

– Zastosowana tu ekstrapolacja danych jest naturalnie spekulatywna, ale nie ma żadnych dowodów, że ten proces się nie odbywa. Moim zdaniem większość par będzie musiała szukać pomocy w reprodukcji – mówi naukowczyni dziennikowi „Guardian”. – To nasze wygodne życie czyni nas mniej płodnymi. Powoli, ale nieubłaganie mamy coraz większe problemy z rozmnażaniem się. Choć przede wszystkim wskazuje się na spadającą liczbę plemników, rozstrojony nadmiarem toksyn w otoczeniu układ hormonalny szkodzi również kobietom.

Czy ludzie mogą stać się zagrożonym gatunkiem?

„Czerwona księga gatunków zagrożonych" opublikowana po raz pierwszy w 1963 r definiuje 5 warunków, które mogą decydują o tym, że gatunek jest zagrożony. Dokument opracowuje i aktualizuje na bieżąco Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody (IUCN). Czy na tej liście może znaleźć się człowiek? Tak, może to spowodować redukcja populacji, zasięg występowania czy prawdopodobieństwa wymarcia w ciągu następnych 5 generacji lub 20 lat. – Z tych 5 kryteriów spełniamy jako gatunek już trzy – ostrzega dr Swan.

Według odświeżonych statystyk z jej książki od 1964 do 2018 roku stopa urodzeń spadła z 5,06 do 2,4. Obecnie mniej więcej połowa krajów świata może pochwalić się stopą płodności poniżej 2,1 czyli poziomu odnowy pokoleń.

Otyłość i nałogi, pogarszają sytuację, podobnie powszechność środków antykoncepcyjnych, zmiany kulturowe czy rosnący koszt utrzymania dzieci. Natomiast, podkreśla Swan, istnieją też biologiczne powody epidemii obniżonej płodności – widać to większej liczbie poronień, anomalii męskich organów rozrodczych czy wcześniejszego dojrzewania dziewczynek. Na nasz układ hormonalny działają otaczające nas substancje chemiczne, zarówno te obecne w plastikach, kosmetykach czy pestycydach.

Plastik otacza nas na każdym kroku. Nie pozostaje do bez wpływu na ryzyko niepłodności. fot. Mustafa Ciftci/Anadolu Agency via Getty Images

Które substancje mogą powodować bezpłodność?

Za największych winowajców uznaje się:

  • ftalany, czyli sole i estry kwasu ftalowego, 
  • bisfenol A (BPA),
  • ognioodporne polibromowane difenyloetery (PBDE).

Ftalany mają negatywny wpływ na jakość męskiego nasienia. Ta grupa chemikaliów występuje w wielu produktach, z którymi mamy na co dzień do czynienia, choćby w klejach (w tym w tzw. gumie arabskiej), w farbach i w lakierach. Ftalany są też wykorzystywane do produkcji niektórych środków higieny osobistej, zabawek czy urządzeń medycznych. 

Bisfenol A jest używany do wzmacniania niektórych tworzyw sztucznych. Znajduje się m.in. w plastikowych butelkach i opakowaniach na żywność. Co ważne, stosowanie BPA do produkcji niektórych produktów przeznaczonych dla niemowląt i dzieci (jak butelki) jest w Unii Europejskiej zakazane od 2011 roku. Dotychczas prowadzone badania na ludziach i zwierzętach skłaniają naukowców do przypuszczeń, że regularny kontakt z tą substancją może wpływać na zwiększenie ryzyka problemów z płodnością u mężczyzn

PBDE to z kolei substancje stosowane do produkcji materiałów o obniżonej palności. Najczęściej występują w materiałach budowlanych, elektronice, samochodach i niektórych meblach. Jak wyjaśniają biolodzy z Uniwersytetu Jagiellońskiego w raporcie „Dlaczego niepłodność?"PBDE niosą ze sobą duże zagrożenie, ponieważ w chwili usuwania ich z organizmu stają się związkami, w wielu przypadkach groźniejszymi od tych wyjściowych. Konieczne więc jest sprawdzenie, czy bezpośrednio w jajniku zachodzą przemiany tych związków, a jeśli tak, to jak one wpływają na jego funkcje. Z przeprowadzonych badań wynika, że substancje zmniejszające palność zaburzają wydzielanie hormonów jajnikowych i jest to działanie nieodwracalne. A przecież od prawidłowego stężenia hormonów zależy sukces rozrodczy".

Co zrobić, żeby się zabezpieczyć przed nadmiernym wpływem tych substancji chemicznych? Dr Shanna Swan radzi, by ludzie w wieku reprodukcyjnym, szczególnie planujący ciążę lub już spodziewający się dziecka, szczególnie świadomie podejmowali decyzje zakupowe. W pierwszej kolejności należy wyeliminować żywność przetworzoną, unikać dań smażonych na teflonie i nie podgrzewać jedzenia w plastikowych pojemnikach.  

Źródła: Wydział Biologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, Polskie Towarzystwo Ginekologiczne

Czytaj więcej fascynujących artykułów: