Morderstwo burmistrza również ściągnęło tysiące ludzi na ulice Gdańska i Warszawy. Aleksandra Żurowska - wybitna gdańska lekarka, która wraz z córką Joanną Lisiecką-Żurowską przedstawiła mnie ludziom w mieście, wspomina o rozlewającym się żalu. Przyjaciele z całej Polski dzwonili z wyrazami współczucia. "Mówili mi: Patrzymy na to, co się dzieje w Gdańsku i znowu czekamy. To zawsze Gdańsk przewodzi nam w tych chwilach".

Wielokulturowość Gdańska

Chociaż zabójstwo miało miejsce 14 miesięcy przed moją wizytą, temat pojawia się często, nawet podczas przypadkowych rozmów. Jest to wyraźnie postrzegane jako moment rozliczenia dla miasta i jego ideałów. "W życiu codziennym nie rozpamiętuję tej strasznej niedzieli" - mówi obecna prezydent, Aleksandra Dulkiewicz, która również wspiera postępowe inicjatywy i zaprasza nie-Polaków. Obecnie wiele miast w Polsce podąża za tzw. gdańskim modelem integracji cudzoziemców. Ten model integrowania obcokrajowców (z 460 tys. mieszkańców, około 25 tys. to imigranci z byłego Związku Radzieckiego, Rwandy i Syrii) jest zgodny z przeszłością miasta, zauważa Aleksander Hall, historyczka i gdańszczanka.

"Jedną z unikalnych cech Gdańska było to, że był on zawsze miastem wielokulturowym" - wyjaśnia. Jako port był wolnym centrum handlowym, przyjmującym handlarzy i innych cudzoziemców z wielu krajów, zwłaszcza Niemców, ale także Szkotów, Holendrów i Anglików. Podczas gdańskiej reformacji w latach 1600. chronił prześladowane grupy religijne - mennonitów holenderskich, a także hugenotów i Żydów. Ze względu na powiększającą się mieszankę etniczną miasta, dziedzictwo to odradza się, jak twierdzi Hall.

Jest pewna słynna linijka z powieści Williama Faulknera, którą po raz pierwszy poznałam w Polsce, kiedy przyjaciel dziennikarz, Jacek Kalabiński, zacytował ją, aby wyjaśnić, dlaczego Polacy wydają się być przywiązani do bolesnych rozdziałów swojej historii. "Przeszłość nigdy nie jest martwa. Nie jest nawet przeszłością". Te zdania przelatują mi przez głowę, gdy dowiaduję się o wysiłkach państwa, by kontrolować narrację historyczną w Gdańsku. Miejskie muzeum II wojny światowej miało swojego dyrektora i kustoszy odwołanych przez Ministerstwo Kultury, które zarzuciło im, że wystawy "nie są wystarczająco polskie".

Gdańsk podczas II wojny światowej

Lisiecka-Żurowska i ja rozmawiamy o wojnie podczas podróży pociągiem do Gdańska. Wychowała się tam, a jej historia rodzinna świadczy o złożoności konfliktu, jaki rozgrywał się w jej rodzinnym mieście. W przededniu wojny miasto było w przeważającej mierze niemieckojęzyczne, ale miało ugruntowaną polonijną społeczność. Po I wojnie światowej otrzymało specjalny status wolnego miasta. Polacy zyskali kontrolę nad liniami kolejowymi i dostępem do portu. 1 września 1939 r. (początek II wojny światowej) niemiecki pancernik ostrzelał polski garnizon, który mimo przewagi zbrojnej Niemców utrzymywał się przez siedem dni. Mąż i trzej bracia prababci Lisieckiej-Żurowskiej, członkowie wykształconej elity, zostali aresztowani i wysłani do obozów koncentracyjnych, gdzie zginęli.

Pod koniec wojny większość miasta była ruiną. Pozostała część ludności niemieckiej uciekła lub została wysiedlona. Polacy zostali przymusowo wysiedleni z terenów takich jak Ukraina (zaanektowana przez Związek Radziecki) i przesiedleni do Polski. Ludzie poszukujący pracy (Wałęsa mówił mi, że większość z nich była ambitnymi młodymi ludźmi, którzy czuli się dławieni przez małomiasteczkowe życie) przybyli do Gdańska, aby pracować w stoczniach i innych gałęziach przemysłu. Żona Wałęsy, Danuta, wspomina jak przed wejściem do autobusu odjeżdżającego z jej wioski zwróciła się do matki i powiedziała: "Ja tu nie wrócę".