Tradycja „błękitnej krwi”, choć już tylko w formie legendy, żywa jest w Hiszpanii do dziś. W Archivo Histórico Nacional, hiszpańskim archiwum państwowym, przetrwały dokumenty opisujące obyczaj przyjmowania rycerzy do średniowiecznego zakonu Orden de Santiago (św. Jakuba). Powstał w XII stuleciu do walki z Maurami i do opieki nad pielgrzymami wędrującymi do Santiago de Compostela.

W jego szeregi wstępowali wybrańcy, którzy potrafili udowodnić szlacheckie pochodzenie. Co w praktyce oznaczało, że nikt w ich rodzinie do czwartego pokolenia wstecz nie splamił się pracą na roli ani w rzemiośle. Dla pewności przepytywano ich krewnych, a nawet sąsiadów. 

Jak przeprowadzano próbę „błękitnej krwi”? 

Aby udowodnić szlacheckie pochodzenie, dobywano miecza i pokazywano nadgarstek. – Ludzie dobrze urodzeni, którzy na co dzień nie pracowali w polu, mieli śnieżnobiałą skórę, przez którą prześwitywały po prostu niebieskie żyły. To był dowód na szlacheckie pochodzenie, ale i na brak związków ze śniadymi z natury Maurami – tłumaczy dr Enriqueta Vila, historyk Ameryk z Hiszpańskiej Narodowej Rady ds. Badań (CSIC). – Właśnie z tego powodu ukuto określenie „błękitna krew”. Szybko przejęły je inne europejskie języki: Francuzi mają swoją „sang bleu”, a Anglicy „blue blood”. 

Jak arystokraci dbali o wygląd?

W upalnym klimacie Półwyspu Iberyjskiego o mleczny kolor skóry trzeba było szczególnie dbać. Hiszpańskie szlachcianki uciekały do cienia w swoich mrocznych zamkach, broniąc się w ten sposób przed plebejską opalenizną. XIV-wieczny poeta Juan Ruiz w „Księdze o dobrej miłości” (po hiszp. Libro de buen amor) opisuje ówczesny ideał kobiecej urody, do którego klucz stanowiła właśnie bladość twarzy. 

Co ciekawe, zwyczaj unikania słońca rozpowszechnił się również wśród arystokracji z zimniejszych krajów Europy. Blada skóra, przez którą prześwitywały niebieskie żyły, stała się tak jak w Hiszpanii wyznacznikiem kobiecego piękna. Damy bieliły twarz i dłonie (np. królowa Anglii Elżbieta I) albo uciekały się do dziwnych diet na bazie octu, aby ich cera stała się wręcz trupio blada.

Książę de Saint-Simone w słynnych „Pamiętnikach” opisuje księżniczkę Montauban. A zwłaszcza jej twarz „w makijażu, w odcieniach bieli i różu, z rozlicznymi pieprzykami z czarnego aksamitu oraz [przyozdobioną] niebieskimi wstążeczkami, w celu podkreślenia żył i arystokratycznej przezroczystości swojej karnacji”. 

francuska arystokracjFrancuska arystokracja sprzed z XVIII wieku. Fot. Culture Club/Getty Images

Znaczenie „błękitnej krwi” we Francji

Francuzi nie tak łatwo przyznają się jednak do zapożyczenia ideału urody i „błękitnej krwi” od Hiszpanów dopiero tworzących swoją państwowość w średniowieczu. – Idea bladości i delikatności skóry nie powstała jedynie na Półwyspie Iberyjskim wskutek kontaktu z ciemnoskórymi Maurami – przekonuje Arlette Jouanna, historyk średniowiecza. – We Francji służyła przede wszystkim zaznaczeniu różnicy pomiędzy włościanami opalonymi przy pracy w polu a przedstawicielami szlachty, którzy słońca mogli unikać. Rozróżnienie to pogłębia się w trakcie XVII i XVIII wieku. 

Po co wprowadzono określenie „błękitna krew”?

Hiszpanie oczywiście obstają przy swoim. Według dr Vili zwyczaj obnażania nadgarstka i demonstrowania bladej skóry pojawił się już na początku rekonkwisty, w IX w., a przetrwał aż do XVI w. Czemu służył ten cały teatr? Jak pisze w książce „The Politics of Aristocratic Empires” John H. Kautsky, bez pojęcia „błękitnej krwi” hiszpańskiej arystokracji byłoby trudniej udowodnić biologiczną wyższość i zbudować swój wyjątkowy status.

Oczywiście gdyby w średniowieczu znano badania DNA, okazałoby się, że hiszpańska szlachta odziedziczyła sporo bisurmańskiej czy plebejskiej krwi. A tak unikanie słońca i kolor żył świadczyły o tym, że delikwent pochodził od Wizygotów, a może nawet od Rzymian. Przecież nikt nie zawracał sobie wówczas głowy faktem, że w ciągu kilkuset lat panowania Maurów Wizygoci już dawno rozpłynęli się w muzułmańskim żywiole. 

Test „błękitnej krwi” nie wystarczał, aby dołączyć do grona lepiej urodzonych. Podstawą istnienia hiszpańskiej szlachty był ród. Rycerz otrzymywał od króla ziemię – oczywiście pod warunkiem, że szczególnie zasłużył się w walce z Maurami. Kiedy udało mu się osiąść na tym terenie na dobre, założyć rodzinę i w dodatku powiększyć majątek, zyskiwał przywileje i tytuł szlachecki. Stawał się rycerzem rodowym.

Proces ten zakończył się w XV stuleciu. Później w szeregi szlachty nie dopuszczano już nowych rodów. Wtedy też wprowadzono zasadę zawierania związków małżeńskich tylko z osobami tego samego stanu, a więc i wyznania. Była to znacząca zmiana zapowiadająca nową epokę, w której już nie tylko szlachta podkreśla odrębność. Mieszczanie, rzemieślnicy i rolnicy również chcieli się odciąć od czasów panowania muzułmanów. Przyznawanie się do jakichkolwiek z nimi związków stało się źle widziane. 

Mieszane małżeństwa

Wcześniej przez kilkaset lat mieszane małżeństwa nie należały do wyjątków. Już na początku podboju Półwyspu Iberyjskiego, w VIII w., Egilona, wdowa po królu Wizygotów Roderyku, który przegrał w 711 r. bitwę z Maurami, umożliwiając im podbój Hiszpanii, wyszła za muzułmanina. Według arabskich kronik poślubiła wodza najeźdźców Abd al-Aziza ben Musę.

Za Maura miała również wyjść siostra legendarnego władcy Asturii Pelayo. Alfons VI, władca Kastylii i Leonu, wziął za żonę muzułmankę, siostrę kalifa Sewilli. Zresztą, jak tłumaczy John A. Crow w książce „Spain: the Root & the Flower”, berberyjscy wojownicy, którzy przybyli na półwysep bez kobiet, pojmowali za żony Hiszpanki. W żyłach drugiego pokolenia muzułmańskich zdobywców płynęła więc już w połowie krew hiszpańska. 

Z biegiem czasu krew Maurów rozrzedzała się coraz bardziej. Od początku podboju muzułmanie narzucali zresztą pokonanym Hiszpanom obowiązek oddawania im w niewolę białych kobiet. Wśród emirów i kalifów wielką popularnością cieszyły się niebieskookie mieszkanki Galicii. Nic więc dziwnego, że po jakimś czasie Andaluzją zaczęli rządzić niebieskoocy muzułmanie.

To mniej lub bardziej oficjalne mieszanie krwi trwało jeszcze po pierwszych zwycięstwach chrześcijan, którzy pokonanym pozwalali zachować wolność osobistą i domy. Ale już za czasów Alfonsa X zwanego Mądrym muzułmanie musieli płacić wysokie podatki. Coraz więcej spośród nich uciekało do Afryki Północnej. Mieszane małżeństwa powoli przechodziły do historii. 

Skąd potrzeba podziału?

Dlaczego w miarę postępów rekonkwisty pojawiła się potrzeba wykluczenia z rodowodu muzułmańskiej krwi? Jak pisze John A. Crow, od mniej więcej XIII wieku wykuwał się charakter narodowy Hiszpanów: „Chrześcijanie zwyciężali z bardziej rozwiniętą kulturą muzułmańską i zaczęli patrzeć na Maurów z góry. Chcieli po latach podległości wreszcie dominować, byli odważni w walce i zdeterminowani, żeby wygrywać”.

Hiszpańscy chrześcijanie oczywiście spoglądali także z zazdrością na zgromadzone przez Maurów bogactwa, na ich rzemiosło, naukę i wreszcie sieć kanałów nawadniających suchą i gorącą Andaluzję. Crow twierdzi, że to właśnie połączenie zawiści człowieka, który ma niewiele i patrzy na zasobność wrogów, z różnicami religijnymi zrodziło potrzebę odrębności rasowej. Niestety w XV w. przekształciła się ona w obsesję poszukiwania domieszek obcej – muzułmańskiej bądź żydowskiej – krwi. 

Tadeusz Miłkowski, autor „Historii Hiszpanii”, uważa, że moment odcięcia się od cywilizacji najeźdźców musiał nadejść, bo dwie tak różne kultury i religie nie dałyby się skleić na dobre. Przez prawie osiemset lat odrębność religijna i językowa (arabski był i jest nieodłącznym elementem cywilizacji islamu) zapewniały Maurom całkowitą dominację. To rdzenni mieszkańcy półwyspu podlegali arabizacji – m.in. używali arabskich imion, przyjmowali nazwy arabskich klanów czy doszukiwali się w rodzinie arabskich przodków. 

Kiedy szala zwycięstwa przechyliła się na stronę chrześcijan, to oni zapragnęli narzucić pokonanym swoje porządki. Choć rekonkwistadorzy odwoływali się przy tym do tradycji dawno nieistniejącego państwa wizygockiego, robili to w celach czysto propagandowych. W rzeczywistości główną motywacją Hiszpanów stało się odebranie chrześcijańskich ziem z rąk muzułmanów. To różnice religijne napędzały więc wojenną kampanię. W takiej sytuacji zgodne współżycie ze zwyciężonym islamem musiało okazać się niemożliwe. 

Nowe znaczenie „błękitnej krwi”

W XV w., kiedy hiszpańskie królestwa zaczęły krzepnąć, a chrześcijanie czuli się coraz pewniej, niewinne dotąd pojęcie „błękitnej krwi” zostało zapożyczone i przetworzone w zupełnie nowym celu. Nadeszły czasy, kiedy trzeba było udowodnić, że jest się nie czystej krwi szlachcicem, ale czystej krwi chrześcijaninem. „XV-wieczna doktryna »czystości krwi« (limpieza de sangre) i przeciwstawianie starych chrześcijan (cristianos viejos) konwertytom (conversos) były w pewnym sensie adaptacją pojęcia błękitnej krwi, synonimu szlacheckiego rodowodu – tłumaczy Crow.

W doktrynie czystości krwi nie chodziło już o szlachetne urodzenie, ale o pokrewieństwo krwi z wizygockimi chrześcijanami, a nawet dalej, z rzymskimi chrześcijanami”. W myśl tej nowej doktryny nawet plebs mógł czuć się lepszy niż Maurowie i Żydzi. Stworzony przez Cervantesa Sancho Pansa twierdzi przecież, że choć biedny, jest starym chrześcijaninem (cristiano viejo) i niczego nikomu nie jest winien. 

Kiedy muzułmanie zostali wyparci, obcy w Hiszpanii okazali się już tylko Żydzi. Zaczęto przeciwstawiać „czysty” chrześcijański rodowód nie tylko arabskiemu, ale przede wszystkim żydowskiemu. Ten jawił się jako plama przekazywana kolejnym pokoleniom we krwi. Ani mieszane małżeństwa, ani nawet chrzest nie mógł według owej doktryny – coraz bardziej popularnej wśród mieszczaństwa i uboższej szlachty – zetrzeć tej skazy. Mimo początkowego oporu władców i bogatej szlachty, prawo czystości krwi zdobywało coraz więcej wyznawców. 

W końcu zaczęły się prześladowania. W 1449 r. rajcy miejscy Toledo zabronili żydowskim konwertytom zajmowania stanowisk w służbie publicznej. Podchwyciły to inne hiszpańskie miasta. Skończyła się nieodwołalnie epoka, w której nad tłumaczeniem starych manuskryptów siedzieli obok siebie żydzi, muzułmanie i chrześcijanie. W następnych stuleciach, w koloniach, Hiszpanie twórczo rozwinęli tę ponurą doktrynę. Dla swoich niewolników ukuli termin „czarnej krwi”. 

Anna Gwozdowska – dziennikarka, publikowała m.in. na łamach „Focusa”, w tygodniku „Wprost” oraz w dzienniku „Polska The Times”.