Był lipiec 2011 roku. Jacht badawczy „Princess Alice” szwedzkiej firmy Ocean Recycling płynął w szerokiej cieśninie oddzielającej Gotlandię od lądu. Firma prowadziła głównie prace związane z odzyskiwaniem tego, co zabrało morze. Czyli zmytych ze statków lub zagubionych ładunków, zaginionych kutrów i ludzi, a także z poszukiwaniem zatopionych starych wraków. Trzon załogi operacyjnej stanowiło dwóch doświadczonych płetwonurków – Richard Lundgren i Fredrik Skogh.

Przepływali akurat w pobliżu niewielkich wysepek Karlsö, kiedy na monitorze sonaru ukazał się geometryczny kształt. Miał 25 metrów długości i 7 szerokości. Głębokość w tym miejscu wynosiła około 50 metrów. Na pierwszy rzut oka była to średniowieczna koga. 

A jeżeli tak, to prawdopodobne, że trafili na zatopiony statek, którego od dziesięcioleci poszukiwali łowcy skarbów i archeolodzy. Należał kiedyś do duńskiej floty króla Waldemara Atterdaga. W swój ostatni rejs wypłynął z Visby, miasta znajdującego się na Gotlandii. Wtedy też był lipiec, tyle że działo się to 650 lat wcześniej.

Visby na Gotlandii, czyli Mały Rzym

Położone w centrum Bałtyku miasto Visby już w czasach wikingów było ważnym ośrodkiem handlowym. Od XII wieku niemieccy kupcy coraz częściej udawali się na wschód. Visby zaczęło stanowić znaczący punkt na ich handlowych szlakach. Wielu z nich, a także Duńczyków i Rosjan, osiadało w Visby. Z czasem stało sięono  jednym z dominujących miast w lidze hanzeatyckiej.

Przyciągało do siebie ludzi ze wszystkich stron. Wzdłuż głównych ulic powstawały wysokie domy, będące głównie magazynami handlowymi. W krótkim czasie wybudowano w mieście aż 17 kościołów dla wiernych różnych narodowości. W średniowiecznej historii Gotlandii nastał okres świetności, a Visby zaczęto nazywać Małym Rzymem.

O olbrzymim bogactwie miasta mówią stare zapisy i gotlandzkie legendy. „Świnie jadały tam w srebrnych korytach, zaś gosposie przędły na złotych kołowrotkach”– podaje jeden z przekazów. Bogaci mieszczanie postanowili rozbudować mury. 

Co prawda Gotlandczycy płacili wówczas szwedzkiemu królowi niewielki podatek w zamian za zapewnienie im ochrony, ale mieszkańcy Visby woleli się dodatkowo zabezpieczyć. Pod koniec XIII wieku miasto było już zewsząd otoczone wysokim, 10-metrowym murem.  Z czasem coraz większe wpływy zaczęli mieć we władzach miejskich kupcy niemieccy. Visby stawało się rodzajem „wolnego miasta” związanego z innymi regionami północnej Europy, tworzącymi Hanzę. Zarysował się wyraźny podział – Visby i reszta wyspy.

Ten narastający konflikt doprowadził w 1288 r. do krwawych starć przypominających wojnę domową. Gotlandczycy zostali pobici dzięki sporej przewadze mieszczan w uzbrojeniu. W 1340 r. nowym duńskim monarchą został Waldemar Atterdag. Przydomek Atterdag świetnie oddawał charakter władcy. Był to skrót od najczęściej wypowiadanego przez niego powiedzenia: „Jutro? To będzie już inny dzień”. 

Król Danii chciał zwiększyć swe wpływy

Z chwilą dojścia do władzy Atterdag władał tylko niewielką częścią Jutlandii. Jednak stopniowo politycznymi, militarnymi i rodzinnymi zabiegami powiększał dobra korony. Najpierw poprzez małżeństwo z córką Erika II, księcia Schleswigu, przejął ziemie zajęte przez południowych sąsiadów i wzmocnił swoje wpływy w północnych Niemczech. Miało to dla Duńczyka olbrzymie znaczenie. Tam bowiem znajdowały się dwa najsilniejsze miasta Hanzy – Lubeka oraz Hamburg. Atterdag stawał się coraz groźniejszym przeciwnikiem dla Związku Hanzeatyckiego. 

Do zwiększenia  wpływów na terenach Norwegii i Szwecji pomocna okazała się znowu rodzina. Swoją córkę Małgorzatę (miała wtedy cztery lata) zaręczył z nowym królem Norwegii Haakonem (był niewiele starszy od dziewczynki). Uśpił tym samym czujność ojca Haakona – króla Szwecji Magnusa Erikssona. Waldemar chciał bowiem opanować jak największą część wybrzeża Bałtyku. A główny powód tego działania krył się w wodach morza. Był to bałtycki śledź. 

Nie pierwszy raz (i nie ostatni) ta ryba miała doprowadzić do konfliktu. Już między wikingami i plemionami Słowian Zachodnich toczyły się częste potyczki o łowiska. 

Śledź odgrywał kluczową rolę w handlu

W XIII i XIV wieku śledź był jednym z podstawowych produktów na stołach chrześcijańskiej Europy. Hanza, która kontrolowała większą część handlu śledziami, czerpała z połowów olbrzymie zyski. Mając w swych rękach wybrzeża szwedzkie, a zwłaszcza prowincję Skania, Atterdag mógłby przejąć kontrolę nad połowami i śledziowym handlem na północnym wybrzeżu. Zyski zasiliłyby królewską kasę. 

W połowie XIV wieku przez kontynent przeszła „czarna śmierć”, dziesiątkując ludność. W ciągu kilku lat wyginęła jedna trzecia mieszkańców Europy. Atterdag dobrze wiedział, że epidemia dżumy osłabi wielu europejskich władców. Spadło też morale wojska, co dotyczyło również armii duńskiej. Jeżeli Atterdag chciał prowadzić dalej politykę ekspansji, musiał postawić przed wojskiem ponętny cel, który gwarantował wielkie łupy.

Złoto zgromadzone w  Visby idealnie się do tego nadawało. W 1360 roku król Waldemar zagarnął utracone przed laty przez Danię szwedzkie prowincje Skanię i Blekinge. Rok później, 22 lipca, około 2500 żołnierzy wylądowało na zachodnim wybrzeżu Gotlandii, około 15 km na południe od Visby.

Atak Duńczyków na Visby

Atterdag był wyrachowanym strategiem. Duńczycy nie uderzyli bezpośrednio na Visby. Dzień za dniem zbliżali się do miasta. Wieść o tym, że bezwzględnie tłumią wszelkie przejawy oporu – na bagnistych terenach zwanych Fjäle myr zginęło około 1000 obrońców wyspy – kruszyła stopniowo wolę walki mieszczan.

Pięć dni po lądowaniu wojska duńskie stanęły w pobliżu Visby. Naprzeciw świetnie uzbrojonym żołnierzom wystąpiło pospolite ruszenie farmerów. Bramy miasta zostały zamknięte, na murach wzmocniono obronę. Nikt z mieszkańców nie kwapił się, aby ruszyć ze wsparciem farmerom. Zatrwożone tłumy czekały na rozwój wydarzeń, przyglądając się wojskom z murów.

Zapiski z tamtych lat mówią o kolejnym pogromie Gotlandczyków. Jednak dopiero odkrycie przez archeologów na początku XX wieku masowych grobów uzmysłowiło rozmiar rzezi dokonanej wówczas u zamkniętych bram miasta. Znaleziono prawie 1500 szkieletów.

Na gotlandzkich chłopów (jedną trzecią z nich stanowili starcy, kobiety i dzieci) najpierw posypał się grad strzał. Potem poszły w ruch miecze, topory, lance, łańcuchy i tak zwane poranne gwiazdy, czyli drewniane kule nabijane metalowymi kolcami. Tych, którzy zostali ranni, dobijano już po bitwie ciężkimi „wojennymi” młotami. 

Valdemar Atterdag przejął Visby dla okupu, fot: Domena publicznaValdemar Atterdag przejął Visby dla okupu, fot: domena publiczna

Zwycięski król zażądał okupu

Atterdag był dobrym psychologiem. Zdawał sobie sprawę z tego, że im większą rzeź ujrzą obserwujący bitwę mieszkańcy, tym bardziej będą przerażeni. A polityczne i narodowościowe sympatie mieszkańców były podzielone. Duńczyk przeczuwał, że w końcu ktoś nie wytrzyma paraliżującego strachu i otworzy bramy. I tak też się stało. Uczyniła to według legend córka kupca zwanego Ung-Hanse. 

Większym problemem niż zdobycie miasta stało się utrzymanie w ryzach własnych żołnierzy. Po zawładnięciu Visby żądne łupów wojsko chciało natychmiast przystąpić do plądrowania. Atterdag starał się do tego nie dopuścić. Wiedział, że gwałty, rabunki i zaspokajanie pożądania prowadzą do rozprężenia wśród żołnierzy, a to z kolei wiedzie wprost do klęski. 

Zażądał od mieszkańców trzech beczek. A kiedy na placu przed kościołem św. Katarzyny należącym do franciszkanów postawiono trzy olbrzymie, lecz puste kadzie do piwa, mieszkańcy dostali 3 dni czasu. Mieli je wypełnić po brzegi złotem. A jeżeli nie? Odpowiedź Atterdaga była jednoznaczna: wtedy miasto zrabuje i spali, a jego mieszkańców wytnie w pień.

Pierwszego dnia złoto ledwie przykrywało dno beczek. Pod koniec trzeciego wypełniły się po brzegi. Ponoć Atterdag stanął wtedy oparty na mieczu i spojrzał w twarze stojących przed nim władz miasta. Podziękował im za hojność i zaśmiał się, mówiąc, że w końcu uwolnił ich od tego złota. „Bo czyż księża wam nie mówią, że nadmiar bogactwa to grzech?” – zakończył.

Zemsta mieszczan na zdrajczyni

Potem poprosił, żeby wszystkie bogactwa załadowano na statek. Pogodzeni z losem, lecz nieco uspokojeni mieszkańcy Visby udali się na spoczynek. Zapomnieli o królewskim powiedzeniu. Jutro miał być już inny dzień. Następnego dnia Duńczycy zaczęli rabunek sklepów, domów i kościołów ze wszystkich wartościowych rzeczy, które mieszkańcom pozostały. Z kościoła św. Klemensa wynieśli karbunkuły – ogromne szlachetne kamienie. Największy statek floty był już tak przeciążony, że resztę skarbów rozdzielono na pozostałe. 

W końcu flota duńska odpłynęła. O czym mogli myśleć mieszkańcy, spoglądając w ślad za znikającymi na horyzoncie statkami? Przepełniała ich ulga, gorycz czy złość? Jak napisała szwedzka noblistka Selma Lagerlöf w noweli „Skarby Attertaga”: „Płakali przekleństwami rzucanymi nad falami. – Zniszcz ich! Morze, nasz przyjacielu, odbierz im nasze skarby! Otwórz swą otchłań pod tymi bezbożnikami!”.

Na odwet nigdy nie jest za późno. Zdrajczynię podejrzaną o to, że ułatwiła Duńczykom wjazd do miasta, zamurowano żywcem w jednej z wież murów miasta. Pod wieczór na zachodzie pojawiły się chmury, wiatr zaczął przybierać na sile.  

Zatopiony statek ze zrabowanymi skarbami

Wichura rozproszyła statki. Kilka z nich nigdy nie wróciło z morza, wśród nich ten największy – ze skarbami. Zatonął ponoć w pobliżu wysp Karlsö. Tak przynajmniej głosi przyjmowana dzisiaj wersja. Czy dla Atterdaga utrata skarbu mogła być dużym ciosem? Zapewne żachnął się tylko stwierdziwszy – łatwo przyszło, łatwo poszło. Przecież, jak zwykł mawiać, jutro będzie już inny dzień.  

W maju 1741 roku odwiedził Gotlandię słynny botanik Karol Linneusz. Działając na zlecenie szwedzkiego parlamentu, poszukiwał między innymi glinki, z której można by wyrabiać porcelanę równie dobrą, jak chińska. W pracach pomagała mu grupa studentów.

Będąc na wyspach Karlsö, postanowili odwiedzić miejsce, gdzie przypuszczalnie zatonął wrak. Miejscowe legendy opowiadały o tym, jak o świcie, kiedy morze jest spokojne, można dostrzec w głębinach maszt statku oraz blask karbunkułów zrabowanych z kościoła św. Klemensa. Studenci dopłynęli tam o brzasku. Lecz mimo że morze było nadspodziewanie spokojnie, nie dostrzegli nic, z wyjątkiem kilku kaczek. W 1882 roku szwedzki malarz Karl Gustav Hellqvist namalował obraz, na którym przedstawił scenę napełniania beczek złotem. 

Badania wraku

ROV (zdalnie sterowany pojazd do prac pod wodą), skutery podwodne, sonar boczny i zespół doświadczonych płetwonurków technicznych, zdolnych pracować na głębokości poniżej 50 metrów. To wszystko znajdowało się na pokładzie „Princess Alice”, kiedy w lipcu 2011 roku natrafił na średniowieczny wrak. 

Wielu archeologów sądziło jednak, że to pozostałości statku z późniejszego okresu. Jeden z najwybitniejszych polskich archeologów podwodnych dr hab. Waldemar Ossowski z Centralnego Muzeum Morskiego oceniał, że może pochodzić z okresu po 1500 r.

„Wyjaśnienie powinny przynieść badania dendrologiczne próbek drewna pobranego z wraku. W sprzyjających okolicznościach pozwalają określić datę ścięcia drzewa do roku lub kilku lat” – stwierdził Ossowski.  Głębokość jednak powoduje, że badania takie są bardzo, bardzo kosztowne.

„Obecnie w archeologii morskiej przeważa podejście zachowania podwodnego dziedzictwa archeologicznego in situ. Czyli skoro obiektowi nie zagraża niebezpieczeństwo, to niech pozostanie w miejscu i cieszy kolejne pokolenia archeologów, płetwonurków i innych zainteresowanych” – tłumaczył Ossowski. 

Lecz złoto z Visby kusi poszukiwaczy, tak jak kiedyś kusiło duńskiego króla i jego wojowników...