Gdyby nie tropikalna roślinność i napisy po hiszpańsku, przechadzając się ulicami Wandy – miasta w argentyńskim stanie Misiones – można by odnieść wrażenie, że jesteśmy na polskiej prowincji. Co krok wpada się na ślady polskich imigrantów.

A to kościół o nazwie Częstochowa, a to bar z polskimi pierogami, a to witryny z polskimi nazwiskami czy imionami… Jest wreszcie wielki narodowy orzeł na skwerku, a pod nim napis: „Bóg – Honor – Ojczyzna”. Oraz wymalowane scenki rodzajowe z dziejów polskiego oręża i katolicyzmu.

Jest Szkoła Języka Polskiego, Klub Polonii i sobotnia polska audycja w lokalnym radiu. Wyjątkowo uroczyście robi się zawsze 3 maja, w rocznicę uchwalenia pierwszej polskiej Konstytucji z 1791 roku. Wtedy w kościele i wielu innych miejscach usłyszeć można narodowe pieśni i patriotyczne przemówienia. Podobną temperaturę mają obchody 15 sierpnia, kiedy to świętuje się kolejną rocznicę powstania miasta.

Na ulicach możemy spotkać też ludzi – choć raczej już tych w podeszłym wieku – z którymi dość swobodnie porozmawiamy po polsku.  

Wanda – polskie miasto w Argentynie 

Wszystko zaczęło się w 1936 roku, gdy do położonego nieopodal granicy z Brazylią i słynnych wodospadów Iguazu stanu Misiones przyjechało piętnaście polskich rodzin. W kraju czuć już było zbliżającą się wojnę, emigranci podążali za chlebem i bezpiecznym schronieniem.

Nazwa Wanda nawiązywała oczywiście do legendarnej Wandy, średniowiecznej polskiej księżniczki, która to jakoby nie chciała Niemca za męża. W tym przypadku uciekinierzy zdecydowanie nie chcieli „mieć za męża” Hitlera. Powstała osada o nazwie Colonia Wanda.

Kopalnia Wandy w prowincji Misiones (Fot. Milton Ekman/Shutterstock)

Dziś w Pasażu Rzeczypospolitej Polskiej, znajdującym się w centralnym punkcie miasta, o tych wydarzeniach przypomina dwujęzyczna (w językach polskim i hiszpańskim) tablica. Przeczytać na niej można, że imię to dla mieszkańców „jest wyrazem hołdu złożonego polskiej księżniczce o imieniu Wanda, która stała się symbolem wartości chrześcijańskich, międzyludzkich i patriotycznych”.

Polonia w Argentynie

Kiedy przyjechali, była tu tylko selwa – gęsty tropikalny las. Wysokie temperatury, ogromna wilgotność. Pierwsi osadnicy, zanim wybudowali swoje domy, musieli wykarczować drzewa i nauczyć się radzić sobie z dzikimi zwierzętami. W tym bardzo groźnymi jaguarami i wężami, a także moskitami. Te ostatnie były chyba nawet bardziej uciążliwe niż wielkie dzikie koty. Były wszędzie i przenosiły niebezpieczne – zwłaszcza dla Europejczyka – choroby.

Początkowo w okolicy stał jedynie prymitywny barak, szumnie nazywany Hotelem Imigranta. Stamtąd pionierzy szli na miejsca wycinek i place budowy. Wszystko nosili na własnych plecach, a dystanse były imponujące – nawet kilkanaście kilometrów w jedną stronę. Chodzili więc, tam i z powrotem. Przez wiele godzin.  

Wysiłek się opłacił, miasto powstało szybko. Szybko też stało się w Argentynie synonimem polskiej pracowitości i schludności. Imigranci nauczyli się języka hiszpańskiego i zasymilowali się z lokalną ludnością. Często byli to pierwsi obywatele kraju, z prekolumbijskich grup etnicznych.  

Pamięć o Polakach wiecznie żywa

Dziś Wanda jest przyjemnym miejscem do życia. Liczy sobie 14 tysięcy mieszkańców i zapewnia wszelkie wygody. Pamiątki po polskich pionierach można zobaczyć w Museo del Imigrante, czyli Muzeum Imigranta. Są rzeczy osobiste, dokumenty, listy. A także wiele wpisów przeróżnych delegacji z kraju. Przedstawiciele rządu, ambasadorowie, wybitni artyści czy sportowcy.

Okrągłe rocznice są tu hucznie świętowane. Są prezentacje, pokazy filmów, odczyty, koncerty, degustacje polskiego jedzenia. Na spotkaniach pojawiają się miejscowi notable i goście z Europy. Wszystko to służyć ma podtrzymaniu narodowych tradycji i języka.  

Działalność polskich osadników – zresztą nie tylko tych z Colonia Wanda – docenił też rząd Argentyny. W 1995 roku ustanowił oficjalne święto. 8 czerwca to w tym kraju Dia del Colono Polaco, czyli Dzień Polskiego Osadnika.