Muszę na wstępie przyznać się do dwóch rzeczy. Po pierwsze – nigdy wcześniej nie byłem w Portugalii. Chociaż Hiszpanię znam nie najgorzej, zwiedziłem jej południe, Katalonię i centralną część kraju, to nigdy nie dotarłem do jej sąsiadów. Do tej pory kraj ze stolicą w Lizbonie kojarzył mi się przede wszystkim z winem Porto, przepięknymi krajobrazami, surfingiem i światowej klasy piłką. Gdy dowiedziałem się, że mam możliwość wzięcia udziału w MotoGP, które odbędzie się właśnie w Portugalii, nie wahałem się ani chwili. To idealna okazja, żeby nadrobić moje zaległości.

To nie jest kraj dla jednośladów

I tu dochodzimy do mojego drugiego wyznania. Jako posiadacz prawa jazdy kategorii B, nie mam zielonego pojęcia o motocyklach, poza tym, że jeżdżą na dwóch kółkach, pojawiły się w „Synach Anarchii” i „Easy Riderze” oraz są bardzo głośne. Na szczęście nie jestem dziennikarzem sportowym, dlatego w tym miejscu spowiedzi, muszę przeprosić czytelników za moje dyletanctwo, ale w myśl zasady „nie znam się, ale się wypowiem” o MotoGP zamierzam napisać (chociaż nie tylko).

Gdy byłem w drodze na tor wyścigowy, od razu zacząłem zastanawiać się nad tym, z czego wynika moja niewiedza dotycząca sportów motocyklowych. Okazuje się jednak, że nie jestem tak do końca osamotniony. Grand Prix na dwóch kółkach to w Polsce sport raczej niszowy, a na pewno nie tak popularny jak Formuła 1, czy skoki narciarskie.

Wynika to z kilku czynników. Wystarczy spojrzeć na cyfry. Średnia temperatura powietrza w Polsce w ciągu roku to ok. 9–10°C. Średnie roczne usłonecznienie wynosi około 1600 godzin. Oznacza to, że tylko ok. 2,5 miesiąca świeci słońce. Ponadto, roczne opady wynoszą ok. 600 mm/m2.

W takim klimacie warunki do całorocznej jazdy motocyklowej są co najmniej przeciętne. Nie chciałbym podpaść jednośladowym purystom, ale to wszystko sprawia, że sezon na dwa kółka, jest po prostu krótszy, co oznacza, że potencjalni zawodnicy, którzy reprezentują nasz kraj, mają gorsze możliwości przygotowania.

MotoGP w Portugalii

Jeżeli ktokolwiek w to wątpi, proponuję krótkie pytanie testowe. Ilu zawodników reprezentowało Polskę podczas pierwszego wyścigu w ramach MotoGP? Odpowiedź: żaden. Większość zawodników pochodziła z Hiszpanii, Portugalii i Włoch. To właśnie te kraje są najbardziej zakręcone na punkcie jednośladowego Grand Prix. Czy brak naszych reprezentantów odbierał przyjemność z obejrzenia na żywo wyścigu? Absolutnie nie, ponieważ takie wydarzenie po prostu trzeba obejrzeć na własne oczy i usłyszeć na własne uszy.

Tor wyścigowy w Portimao / fot. Jakub Rybski/National Geographic Polska

A było to przeżycie niesamowite. Od momentu, gdy przekroczyłem granicę „wioski” wyścigowej, która przypominała niewielkie miasteczko zbudowane z ciężarówek i dużych przyczep, czułem się, jakbym był w zupełnie innym uniwersum. Wioska znajdowała się na terenie toru Autódromo Internacional do Algarve, który położony jest w mieście Portimão, na zachód od Albufeiry. Na miejscu od samego rana można było odczuć wszechobecny gwar i ryk silników. To dlatego, że  właściwy wyścig poprzedzała seria przygotowań i kwalifikacji, które miały na celu ustalić miejsce zawodników w rzędach startowych.

Liczy się każda milisekunda

Czekając na wyścig, miałem okazję zwiedzić całe motocyklowe miasteczko, włącznie z pomieszczeniem, w którym rejestrowane były wszystkie parametry dotyczące przebiegu wyścigu, jak i statystyki dotyczące osiągów motocyklów. Było to niezwykłe doświadczenie, móc zobaczyć specjalistów, którzy analizują w czasie rzeczywistym wszystko to, czego my nie widzimy podczas transmisji telewizyjnej.

W trakcie wyścigu / fot. Jakub Rybski/National Geographic Polska

Niezwykłe było to, że wioska żyła niczym pełnoprawny nadmorski kurort. Na miejscu znajdowały się bary, restauracje, a nawet basen. W marcu temperatura w Portugalii wynosi już nawet 25 stopni, dlatego pokusa wskoczenia do środka była naprawdę duża.

Wszyscy odmierzaliśmy czas, a napięcie wciąż rosło. Przed udaniem się na trybuny musieliśmy założyć zatyczki do uszu, ponieważ hałas na torze może być szkodliwy dla zdrowia. Wskazówki leniwie wybijały minuty do rozpoczęcia, a już za moment czas miał mieć olbrzymie znaczenie. W wyścigu, w którym pojazdy rozwijają prędkość nawet 350 km/h, każdy walczy o pierwsze miejsce. Liczą się więc sekundy, a nawet milisekundy.

Gdy zawodnicy wystartowali, miałem wrażenie, że czas gwałtownie przyspieszył, a ja co chwilę widziałem tylko punkty, które mijają pas startowy. Uchwycenie tego na zdjęciu lub nagraniu wideo wymagało niemałej precyzji.

MotoGP to miłość od pierwszego wejrzenia?

Było to naprawdę ekscytujące doświadczenie, aby na własne oczy zobaczyć taką prędkość na torze. Cały wyścig trwał niespełna 20 minut. Zwyciężył Włoch Francesco Bagnaia, chociaż faworytem wielu komentatorów był Marc Marquez, który zajął 3 miejsce. Nie obyło się jednak bez wypadków.

Zwycięzcy na podium / fot. Hazrin Yeob Men Shah/Icon Sportswire/Getty Images

Pięciu motocyklistów przewróciło się podczas manewrów, co powoduje dyskwalifikację w danym wyścigu (w tej serii zawodnik nie otrzymuje punktów). Jednym z nich był Enea Bastianini, który od tego roku jest ambasadorem marki zegarków Tissot. Włoch na drugim okrążeniu zderzył się Lucą Marinim i złamał łopatkę. Kontuzja wykluczyła go z dwóch następnych rund w Argentynie i w Stanach Zjednoczonych.

Tegoroczne Grand Prix Portugalii było wyjątkowe z dwóch powodów. Po pierwsze, był to pierwszy raz, gdy w zawodach pojawił się dodatkowy, zupełnie nowy wyścig SPRINT. Po drugie, to pierwszy raz od 2006 roku, gdy otwarcie sezonu odbyło się w Europie. MotoGP w Portugalii pozwoliło mi odkryć dwie rzeczy. Do Portugalii na pewno wkrótce wrócę ponownie i – kto wie – być może już jako posiadacz prawa jazdy kategorii A.

Materiał powstał we współpracy z marką Tissot