O pierwszych Słowianach pisze się często, że byli ludem osiadłym. Przeciwstawia się ich na przykład Węgrom, którzy we wczesnym okresie swej historii prowadzili koczowniczy tryb życia, przenosili się z miejsca na miejsce ze swoimi stadami owiec oraz bydła. 

Znów jednak rzeczywistość nie jest aż tak prosta. Mieszkańcy Słowiańszczyzny byli dużo bardziej mobilni, niż można by sobie wyobrażać, natomiast ich osady okazywały się dalece nietrwałe. Prostych ziemianek przykrytych szałasowym dachem nie budowano ani na pokolenia, ani nawet na dekady. W nauce można spotkać się z opiniami, że ich prowizoryczna konstrukcja była w stanie się utrzymać najwyżej przez kilkanaście lat.

Część domów słowiańskich wznoszono w konstrukcji na zrąb. Rekonstrukcja z Groß Raden / Fot. S. Zdziebłowski

Po tym czasie nie tylko zaczynały już butwieć wyplatane lub drewniane ściany nadziemne, ale też zawodziła więźba dachu. Strzecha, dochodząca do ziemi i zwłaszcza w niskich partiach narażona na wilgoć, wymagała nie łatania, lecz niekiedy i pełnej wymiany. 

Także ta część domu, która znajdowała się poniżej linii gruntu, nie była zbyt trwała. Z czasem utwardzone gliną linie ścian zaczynały się obsypywać do środka i tracić stabilność, o ile nie obłożono ich drewnem. Wszystkie te wady dałoby się oczywiście usunąć. Jak jednak podkreśla Zbigniew Kobyliński, można przytoczyć wiele dowodów na to, że ziemianki były z reguły używane krótko. O ich tymczasowości świadczy mało udeptana warstwa przy dnie wykopu, ale też chociażby stan kamieni, z których budowano piece.

Przeprowadzka i drugie życie chaty

Typowa rodzina słowiańska co 10 lub kilkanaście lat porzucała swoje domostwo i wznosiła nowe. Biorąc pod uwagę, w jakim wieku umierali ludzie, w ciągu całego życia można się było spodziewać trzech czy czterech przeprowadzek. Stare chaty były rozbierane, a dziury zasypywano, choć niekoniecznie od razu. 

Rekonstrukcja słowiańskich chat w Sławutowie z IX-X wieku wydaje się dość optymistyczna / Filip Olejowski/Shutterstock

Są znane przypadki, gdy otwór po ziemiance był przeznaczany chociażby na… wysypisko śmieci. Nawet osada zamieszkana przez zaledwie kilkadziesiąt osób produkowała dużą ilość codziennych odpadów, których nikt przecież nie odbierał i nie wywoził. Radzono sobie z nimi też na inne sposoby. W wiosce pod Międzyrzeczem, o której była już wcześniej mowa, za wielki kosz na śmieci służył Słowianom pobliski staw.
 
Nowej ziemianki nie można było budować na miejscu tej wcześniejszej. Kopanie w tym samym punkcie, w którym stał już dom, albo zaraz obok groziło zawaleniem ścian. Teoretycznie można by poszerzyć wykop i ponownie go przykryć. To jednak z kolei wymagałoby demontażu pieca i skrupulatnego wyczyszczenia wszystkich resztek wyposażenia. 

Prościej było zacząć kopać na przykład 100 metrów dalej, a wyciągniętą ziemię wrzucić do starego otworu. Jak przekonuje Sebastian Brather, zasadniczo każda wioska słowiańska stale była przebudowywana. Niezależnie kiedy by się ją odwiedziło, zawsze któryś dom chylił się ku upadkowi albo był rozbierany, a inny akurat stawiano.
 
Czasem przenoszono się tylko o rzut kamieniem od starego miejsca. Ale często wyruszano jednak nieco dalej, na przykład na dystans 500 metrów albo kilometra. Wciąż była to odległość na tyle niewielka, że niezmiennie korzystano z tego samego lasu. Wiedziano, gdzie szukać zwierzyny, jagód albo miodu i gdzie najlepiej łowić ryby. 

Jednocześnie jednak przenosiny dawały też dostęp do nowych partii gęstwiny. Można było je wypalić po raz pierwszy i w ten sposób uzyskać najbardziej żyzny grunt pod uprawę. Ciągłe przebudowy i przeprowadzki zmuszają oczywiście do zapytania, czy nie prościej byłoby stawiać domy raz a dobrze, a potem ewentualnie wyruszać na żniwa i orkę nieco dalej, na dystans.

Krótkie życie w zadymionej chacie

Życie w ciasnej, zadymionej, zimnej i zawilgotniałej ziemiance nie mogło być zdrowe ani długie. Oczywiście pierwsi Słowianie byli bardziej zahartowani i odporni na kaprysy przyrody niż ludzie współcześni. Ale byli tacy tylko pod warunkiem, że ich organizmy okazały się na tyle silne, by przetrwać dzieciństwo. Szacuje się, że w czasach przednowoczesnych, a więc nawet do XVIII stulecia, jedna czwarta dzieci w Europie umierała w niemowlęctwie, jeszcze przed osiągnięciem pierwszego roku życia. Łącznie połowa ludzi nie dożywała z kolei dorosłości.

Na wczesnej Słowiańszczyźnie, w warunkach szczególnie siermiężnych, a pod wieloma względami wprost pierwotnych, te procenty były zapewne nawet wyższe. W chwili narodzin nowego syna lub córki rodzice mieli więc ponurą świadomość, że potomek raczej nigdy nie wyprowadzi się z domu i nie założy własnej rodziny. Fakt, że Słowianie palili zwłoki swoich zmarłych, utrudnia wyciągnięcie dokładniejszych wniosków. Nie jest jednak tak, że zupełnie nic nie można powiedzieć. 

Kości pierwszych Słowian zdradzają tajemnice ich życia

Wspominałem już o badaniach kości z pierwszych cmentarzysk słowiańskich z obszaru Polski, na których grzebano ciała, a nie urny. Nad Wisłą najstarszego dobrze zachowanego materiału do analiz można szukać głównie w mogiłach z przełomu X i XI stulecia. Zresztą pewną wiedzę dają także resztki kości poddanych kremacji, o ile tylko nie zostały one skutecznie spopielone. 

W północnej części Słowiańszczyzny istnieją też jednak cmentarze szkieletowe z wcześniejszego okresu. Zwłaszcza na Morawach i Słowacji nowy obrządek pogrzebowy zaczął się rozprzestrzeniać nawet przed dotarciem na te tereny misjonarzy chrześcijańskich. Milan Hanuliak, archeolog ze Słowackiej Akademii Nauk, podaje, że pierwsze groby szkieletowe Słowian w regionie można datować już na schyłek VIII stulecia. Z kolei z wieków IX i X pochodzi już aż 13 tysięcy znanych mogił. Kości z tych grobów w większości nie były rzecz jasna badane.

Nawet wstępne i ograniczone dociekania, których się podjęto, przynoszą jednak cenne rezultaty. Rozmiar kości pozwala odróżnić szczątki osób dorosłych od tych dziecięcych. Istnieją też dużo dokładniejsze metody. Między innymi na podstawie poziomu starcia powierzchni koron zębów albo zużycia kręgów kręgosłupa antropolodzy są w stanie określić przybliżony wiek człowieka w chwili śmierci. Niekiedy do tego celu wystarcza zaledwie kilka kości. Podobnie istnieją sposoby określania płci zmarłego, także wtedy gdy brakuje najbardziej charakterystycznych części szkieletu, jak kości miednicy.

Pewną zagadką jest to, co działo się z ciałami zmarłych niemowląt i małych dzieci. Na znanych cmentarzach z wczesnego średniowiecza znajduje się niewiele ich grobów. Należałoby się domyślać, że zwykle potomków, którzy odeszli przedwcześnie, nie grzebano w taki sam sposób jak dorosłych. W efekcie archeologia i antropologia nie pozwalają uściślić, jaki odsetek Słowian umierał w dzieciństwie. Więcej da się natomiast powiedzieć o tym, czego wolno było oczekiwać osobom, które doczekały wieku dojrzałego.

Średni wiek dawnych Słowian

Analiza kości z ponad 1650 najstarszych słowiańskich grobów z obszaru Słowacji wykazała, że ludzie, którzy zdołali osiągnąć dorosłość, żyli następnie jeszcze około dwóch dekad. Średni wiek dorosłych mężczyzn w chwili zgonu oszacowano na 41 lat. Dorosłe kobiety umierały nieznacznie wcześniej – średnia wynosiła 39 lat. Źródłem różnicy były przede wszystkim niebezpieczeństwa związane z ciążą i porodem.

Podobne dane przynoszą badania kości z innych części Słowiańszczyzny, pochodzących głównie z czasów po chrystianizacji. Janusz Piontek zebrał ostatnio wyniki analiz około 10 tysięcy szkieletów z obszarów od Bułgarii i Macedonii po Ruś, Polskę i Połabie. 

Na podstawie ustaleń kilkudziesięciu naukowców pracujących w minionym półwieczu oszacował, że we wczesnym średniowieczu najdłużej żyli Słowianie południowi. Średnia wieku w chwili śmierci osoby dorosłej wynosiła od 42 do 45 lat. Słowianie wschodni umierali przeciętnie po osiągnięciu 36–40 lat. Najgorsze perspektywy rysowały się, jak można sądzić, przed Słowianami z zachodu. W tej części regionu dorośli mogli liczyć na to, że dożyją średnio do 32–41 lat. 

Z Wielkopolski, Małopolski i Połabia są nawet znane osady, gdzie ludzie dorośli dożywali przeciętnie tylko do około trzydziestki. Oczywiście trafiali się także szczęściarze o końskim zdrowiu, których nie zabrały epidemie, infekcje, mrozy, klęski głodu albo nieleczone nowotwory. Była ich jednak zaledwie garstka. Ostrożnie można szacować, że niespełna 4 procent słowiańskich mężczyzn osiągało 60. rok życia.

Jest to fragment książki Kamila Janickiego pt. „Cywilizacja Słowian”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego. Więcej o Słowianach piszemy w najnowszym wydaniu magazynu National Geographic Polska.