Pomysł wydaje się całkowicie szalony i nie do wykonania. Bo jak można złapać spadający na Ziemię człon niemal 20-metrowej rakiety? A jednak Rocket Lab, prowadzona Petera Becka firma, która przebojem wdarła się na rynek usług kosmicznych, ma na to sposób. W dodatku już go kilkukrotnie przetestowała na makietach. Jednak kluczowy będzie najbliższy wtorek, bo jeśli należący do Rocket Lab helikopter złapie powracający stopień rakiety i bezpiecznie odstawi go na Ziemię, firma stanie się drugim, obok SpaceX, dostawcą usług wynoszenia satelitów rakietami wielokrotnego użytku.

Rocket Lab chce złapać rakietę za pomocą śmigłowca

Nadchodząca, wtorkowa misja nosi nazwę „There and Back Again”, czyli „tam i z powrotem”. Wiąże się to nie tylko z faktem, że rakieta ma wrócić. Jest to też nawiązanie do powieści JRR Tolkiena „Hobbit”, której ekranizację filmowano w Nowej Zelandii. Electron wystartuje z nowozelandzkiej siedziby Rocket Lab na Półwyspie Mahia na Wyspie Północnej. Będzie to 26. lot orbitalny dla 18-metrowego Electrona i dla Rocket Lab. Rakieta ma wynieść 34 satelity różnych dostawców, w tym testowe satelity megakonstelacji projektowanej przez E-Space.

Około godziny przed startem Rocket Lab przesunie dostosowany do chwytania rakiet śmigłowiec Sikorsky S-92 na pozycję przechwycenia, zlokalizowaną około 280 kilometrów od wybrzeża Nowej Zelandii. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, dwa stopnie Electrona rozdzielą się około 2,5 minuty po starcie. Drugi człon będzie nadal wynosił satelity na orbitę. Pierwszy natomiast powróci na Ziemię.

Jak będzie przebiegać test przechwytywania rakiety?

Na wysokości około 13 km nad Oceanem Spokojnym powracający stopień wystrzeli mały spadochron. Gdy wytraci część prędkości i znajdzie się 6 km nad powierzchnią oceanu, otworzy się czasza dużego spadochronu. Tak przynajmniej wyjaśnia całą operację Rocket Lab w przesłanym do mediów oświadczeniu.

Spadochrony zmniejszą prędkość opadającego członu rakiety do 36 km/godz. Przy tej prędkości ma być możliwe złapanie liny spadochronu hakiem zamontowanym na helikopterze. Następnie Sikorsky przetransportuje booster z powrotem na ląd w celu analizy, w tym oceny jego przydatności do ponownego użycia.

– Próba złapania spadającej na Ziemię rakiety nie jest czymś łatwym. Właśnie przesuwamy granicę technologii, ale tak śmiałe działania leżą w naszej naturze, są zapisane w naszym DNA – powiedział dziennikarzom Beck. – Wierzymy, że zbliżająca się próba nauczy nas bardzo dużo. Będzie to milowy krok do ostatecznego celu, jakim jest uczynienie Electrona pierwszą orbitalną wyrzutnią małych satelitów, która nadaje się do wielokrotnego użytku. W ten sposób zapewnimy naszym klientom jeszcze większą dostępność startu – dodał przedsiębiorca.

Czym różnią się technologie Rocket Lab i SpaceX?

Zaproponowany przez Rocket Lab sposób odzyskiwania stopnia rakiety znacznie różni się od metody stosowanej z powodzeniem przez SpaceX. Rakiety Falcon 9 lądują na barkach na morzu lub na lądowym stanowisku startowym. Jednak Falcon 9 jest nieporównywalnie większy od Electrona. Ma 70 metrów wysokości i może wynieść na niską orbitę ziemską 13 ton ładunku. Może też przenieść ilość paliwa wystarczającą zarówno na start, jak i na lądowanie. Niewielki Electron o udźwigu zaledwie 300 kg nie ma takich możliwości.

Ale w ubiegłym roku firma Rocket Lab przedstawiła plany budowy ciężkiej rakiety Neutron. Ma ona startować i lądować w sposób analogiczny do Falcona 9. Pierwszy lot testowy zaplanowany jest na rok 2024.

Skąd wziął się pomysł łapania rakiet za pomocą helikoptera?

Warto dodać, że chociaż pomysł łapania rakiet helikopterem wydaje się czymś bardzo nowatorskim, sięga roku 1965. Wówczas firma Hiller Aircraft złożyła NASA propozycję złapania w powietrzu pierwszego stopnia rakiety Saturn V S-1C. Miał tego dokonać helikopter o rozpiętości wirników większej, niż wynosi długość boiska do piłki nożnej. Pomysł nigdy nie został zrealizowany, ale, jak widać, zainspirował Petera Becka i jego ekipę.

Źródło: Rocket Lab.