Reklama

Spis treści:

Reklama
  1. Gigantyczny zbiornik, który ocalił miasta
  2. Egipska tajemnica z miłosnym wątkiem
  3. Spacer przez stare miasto i kaplicę z gwiazdami
  4. Ruiny z miłości i legenda Białej Damy
  5. Jezus na Odrze i diabeł w budce
  6. Tworków i cudowna pszenica
  7. Rudy – klasztor, drezyny i cystersi
  8. Śląski obiad z widokiem na XIX wiek

Choć druga co do wielkości polska rzeka, Odra, ma źródło na zboczu najwyższego szczytu Gór Odrzańskich, Fidluv Kopec w Czechach, to wpływa zaraz do nas przez Bramę Morawską, wąskie zapadlisko między Sudetami a Karpatami. Dostrzegam je z czubka wieży widokowej w formie ostro zakończonej piramidy. Stalową konstrukcję zakotwiczono wśród szachownicy pól położonej na polodowcowym, wydłużonym wzgórzu wsi Pogrzebień pod Raciborzem.

Przez Bramę Morawską wędrowały plemiona celtyckie, germańskie i słowiańskie, uczniowie Cyryla i Metodego niosący chrześcijaństwo, kupcy z Południa, a Sobieski poszedł na Wiedeń – przypomina mi Grzegorz Wawoczny, wicedyrektor Zamku Piastowskiego w Raciborzu, gdzie dziś nocuję. Widzimy stąd bohatera jesiennej powodzi. Czas poznać go z bliska.

Gigantyczny zbiornik, który ocalił miasta

Największy zbiornik hydrotechniczny w Polsce, Racibórz Dolny, znajduje się w Krainie Górnej Odry, której „podbój” właśnie rozpoczęłam. – Ma 185 mln m³ pojemności i ubiegłej jesieni wraz z sąsiednim polderem Buków przyjął w ciągu kilkudziesięciu godzin całą falę powodziową, gromadząc ok. 147 mln m³ wody, czyli zapełnił się w 80% – opisuje Grzegorz Kawalec z Urzędu Miasta Racibórz. Teraz jest pusty – to jeden z największych suchych polderów na świecie – jego dno pokryte jest na przemian wyspami trawy i pól uprawnych należących do rolników z pobliskich miejscowości.

Pracujące koparki wybierają żwir, stale pogłębiając zbiornik do docelowej objętości 300 mln m³. Polder jest tak ogromny (26,3 km²), że jego kres rozmywa się na horyzoncie. Potężna betonowa konstrukcja budowli przelewowo-spustowej zapory czołowej zbiornika, niczym wielkie szare zębiska wbite w dno, przypomina mi film „Totalna zagłada” z 2007 r. o fikcyjnym zalaniu Londynu. Dzięki zbiornikowi analogicznego losu uniknęły m.in. Opole i Kędzierzyn-Koźle. – Amatorzy dwóch kółek mogą legalnie dookoła objechać koronę zbiornika – podkreśla Grzegorz Kawalec, wskazując grupę cyklistów na porośniętym trawą wale.

Egipska tajemnica z miłosnym wątkiem

Mówi Amonet – ona będzie żyć” – tebańska wyrocznia, nadając kobiecie takie imię, najwyraźniej „zobaczyła” jej swoistego rodzaju nieśmiertelność – myślę, wpatrując się zafascynowana w mumię Dzed-Amonet-ius-anch, „gwiazdę” Muzeum w Raciborzu. To jedyna na Śląsku wystawa egipska. Bandaże spowijają kobietę tylko do piersi. Widzę wyschnięte, sczerniałe ramiona i twarz, której zrekonstruowany komputerowo wizerunek dowodzi, że była piękna i najwyżej 20-letnia.

Teraz leży sobie wygodnie na łóżku w szklanej gablocie, a obok, w tym samym pomieszczeniu, wyeksponowano kartonaż zdobiony postaciami bóstw czuwających nad zmarłą oraz dwa sarkofagi. Zmumifikowana kobieta, urodzona 800 lat p.n.e., została wyjęta z grobowca w Tebach w XIX w., kupiona przez barona Anselma von Rothschilda i podarowana jako prezent… ślubny żonie Charlotte, też z Rothschildów, która miała go odrzucić, stąd w końcu trafiła do raciborskiej placówki.

Spacer przez stare miasto i kaplicę z gwiazdami

Opuszczam muzeum zlokalizowane oryginalnie w średniowiecznym budynku pokościelnym, aby przebiec się po starym mieście. PRL-owskie szpetne „pudełka” nie są w stanie zniweczyć uroku przedwojennych, pięknie odrestaurowanych poniemieckich kamieniczek zdobionych mozaikami – jak te ze Ślązaczką i Ślązakiem czy koszem kwiatów otoczonym wieńcem na ulicy Długiej. Na ryneczku zaskakuje mnie pierzeja odbudowana w stylu renesansu… lubelskiego, efekt popularnej po II wojnie światowej propagandy polskości Ziem Odzyskanych.

Przed snem na Zamku Piastowskim, wzmiankowanym już przez Galla Anonima, zwiedzam działającą w nim warzelnię piwa Raciborskiego z obowiązkową degustacją (polecam Klasyczne!) i liczę gwiazdy na krzyżowo-żebrowym, błękitnym sklepieniu gotycko-strzelistej kaplicy, porównywanej z paryską Sainte-Chapelle.

Ruiny zamku Tworków, Polska
Ruiny zamku Tworków, Polska Ruiny zamku Tworków, Polska/Janusz Lukomski-Prajzner/Gettyimages

Ruiny z miłości i legenda Białej Damy

Jaki musiał być piękny, zwłaszcza że zbudowany z miłością – spoglądam ze smutkiem na szkielet pałacu w Sławikowie, stojący na niewysokiej skarpie. Poszarpane gdzieniegdzie wojennymi kulami nagie ceglane mury i ziejące pustką otwory okienne – tyle pozostało z monumentalnej trzypiętrowej rezydencji pruskiego rodu von Eickstedtów. – Legenda mówi, że baron Ernest von Eickstedt wygrał pałac w karty od hazardzisty barona Adolfa von Eichendorffa, ojca Josepha – poety niemieckiego romantyzmu – opowiada Sławomir Pazderyn z Fundacji „Gniazdo”.

– Ernest rozpoczął rozbudowę rodowej siedziby, a po jego śmierci podjął się jej brat Adalbert, architekt, który z pobytu w Italii, gdzie leczył się „na nerwy”, przywiózł do Sławikowa żonę, piękną Beatrice. I dla ukochanej kobiety stworzył neoklasycystyczne palazzo – dodaje. Wchodzimy do środka. Gruz chrzęści pod stopami, brak tynków, podłóg. – Potomkowie Ernesta wyjechali stąd w 1945 r., zniszczeń nie dokonali Rosjanie po odbiciu pałacu z rąk Wehrmachtu ani urzędujący tu potem PGR. Degradacja rozpoczęła się od zdjęcia miedzianego dachu będącego pochodną decyzji Rady Powiatu Raciborskiego o rozbiórce pałacyków „po Niemcach”.

Podziwiam efekty przeprowadzonych prac: na tyle zabezpieczoną ruinę, że można ją zwiedzać (pod opieką przewodnika z Fundacji). Szykowana jest trasa turystyczna w niedostępnych jeszcze podziemiach. W wielohektarowym przypałacowym parku zostanie odtworzony ogród różany. Przykryty nowym dachem spichlerz obok pałacu już wynajmowany jest na imprezy. – Tylko trzeba uważać na tutejszą Białą Damę – gdy się ukaże, Boże broń nie zapalać jej świecy mimo próśb ducha, bo wtedy zabija, jak ongiś lokaja! – żartuje Zygmunt Kandora z Urzędu Gminy Rudnik.

Według legendy służący towarzyszyć miał wspomnianemu poecie Josephowi Eichendorffowi w nocnym poszukiwaniu owej zjawy w podziemiach rezydencji. Gdy się na nią natknęli, lokaj nagle wyprzedził ducha, skręcając w korytarz, który ten mu wskazał. Wtedy zgasło światło, poeta usłyszał potworny krzyk... Sługa padł martwy, a Biała Dama zniknęła.

Jezus na Odrze i diabeł w budce

Z Grzegorzem Utrackim, wójtem gminy Krzyżanowice, jedziemy krętą drogą w kierunku Obszaru Chronionego Krajobrazu Granicznych Meandrów Odry. To 7,5-kilometrowy odcinek rzeki od dawnego przejścia granicznego Chałupki-Bogumin – tam ponoć sam diabeł wystawiał osmoloną łapę do pocałowania z budki strażniczej – do ujścia Olzy na północy. Granica między Rzeczpospolitą Polską a Republiką Czeską przebiega dosłownie przez środek i zmienia swój przebieg wraz z nieuregulowanym korytem rzeki: dzikiej, nieokiełznanej przez człowieka, kapryśnej zatem – tak jak dziś odbijającej w sobie stalową szarość nieba.

Parkujemy pod wieżą widokową w Chałupkach – 114 stopni spiralnie pnących się 27 m w górę. Poniżej ścielą się, należące do rzadkości w całej Europie, lasy nadrzeczne z olszą czarną i jesionem, łęgi wierzbowo-topolowe i fragmenty wilgotnych łąk, na których „pasą się” sarny. Z wartkim nurtem suną kajakarze podczas jednego z wielu organizowanych na meandrach spływów, omijając pnie pogryzione przez bobry, a wójt pokazuje mi gniazdo – wykopaną na brzegu norę rybożernych zimorodków o wręcz nienaturalnie niebieściutkich skrzydłach.

Meandry rzeki Odry – pomnik przyrody na pograniczu Polski i Czech
Meandry rzeki Odry – pomnik przyrody na pograniczu Polski i Czech Meandry rzeki Odry – pomnik przyrody na pograniczu Polski i Czech/Lumir Pecold/Gettyimages

Tworków i cudowna pszenica

I zabiera do Tworkowa, wsi na lewym brzegu Odry. Prężne osadnictwo, udokumentowane znaleziskami sprzed 200 tys. lat, te tereny mają zawdzięczać samemu… Jezusowi, który płynąc łodzią po rzece, pobłogosławił je. Tutejszy zamek, choć podpalony w 1931 r. przez samego właściciela Saurmę von der Jeltscha celem wyłudzenia ubezpieczenia, w efekcie przejęcia przez gminę jest dziś dostępną dla każdego, bezpieczną, efektowną ruiną z odbudowaną wieżą zegarową otoczoną zadbanym parkiem ze stawem. To na nim miała przed 200 laty wyrosnąć osobliwość przyrodnicza – samotna łodyga pszenicy z 83 kłosami po 60 ziaren każde, uwieczniona na zachowanym malowidle w zamku.

Rudy – klasztor, drezyny i cystersi

Wraz z przewodniczką z Krainy Górnej Odry, Natalią Hołyk, ląduję w Rudach, których nazwę wieś i cała gmina zawdzięcza płynącej tędy rzeczce o rudawym odcieniu (za sprawą rud darniowych). Śpię w Pocysterskim Zespole Klasztorno-Pałacowym dźwigniętym z ruiny przez obecnego zarządcę, ks. Jana Rośka, laureata wielu nagród w dziedzinie konserwacji zabytków. Mnisi rezydujący tu od XIII w. stworzyli obecną do dziś sieć dróg do najbliższych miast. Zarządzali też młynami, hutami, browarem, fabryką szkła dającymi pracę ludności. Pewnie byliby dumni, widząc swój obiekt znów działający według ich motta „módl się i pracuj”.

W otynkowanych z zewnątrz na żółto romańsko-gotyckich murach działają dom pielgrzyma – łóżka proste, ale komnaty przepastne – restauracja oraz sklepik. U cystersów balował Sobieski, a w podzięce za utrzymanie 15 tys. żołnierzy wysłał im pozłacany rydwan! O klasztor zahacza jedna z odnóg największego w Europie szlaku pątniczego – Drogi Świętego Jakuba. Przecina też zabytkową stację Kolejki Wąskotorowej, skąd następnego dnia telepiącą się drezyną będę eksplorować pełne uroczysk i tajemnic Lasy Rudzkie.

Śląski obiad z widokiem na XIX wiek

Ślonski łobiod”, czyli rolada wołowa w sosie, gumiklyjzy – okrągłe kluski z charakterystyczną dziurką, i modro kapusta drażnią moje nozdrza kuszącą symfonią zapachów docierającą ze stołu. Za szybą przeszklonej oranżerii – restauracji klasycystycznego Pałacu Baranowice w Żorach – po żwirowych alejkach parku suną z wolna ubrane w długie suknie damy z parasolkami, jakby katapultowane tu sprzed wieku. Ich stroje są dziełem pracowni krawieckiej działającego w placówce centrum kultury dla lokalnej społeczności.

Pałac w Baranowicach koło Żor – widok elewacji frontowej ukazujący zabytkową architekturę rezydencji.
Pałac w Baranowicach koło Żor – widok elewacji frontowej ukazujący zabytkową architekturę rezydencji. Pałac w Baranowicach koło Żor – widok elewacji frontowej ukazujący zabytkową architekturę rezydencji./ Janusz Lukomski-Prajzner/Gettyimages

To mój pożegnalny obiad w Krainie Górnej Odry w towarzystwie pomysłodawcy i zarządcy liczącej zaledwie 5 lat marki, Adama Wawocznego. Wspominam mu o porannej wizycie na polsko-czeskim, granicznym szlaku węgla i stali, w dawnej Kopalni Ignacy, gdzie zdumiały mnie gabaryty ponad 100-letniej wyciągowej maszyny parowej oraz multimedialna wystawa z informacjami o odkrywcach ery przemysłowej. – Zorganizowaliśmy czterokrotnie Festiwal Górnej Odry, największe tego typu wydarzenie w Polsce, otrzymaliśmy cztery certyfikaty na najlepsze produkty turystyczne w kraju oraz tytuł Polskiej Marki Turystycznej. Jesteśmy więc krainą naj i chcemy nią pozostać – podsumowuje dyrektor.

Reklama

źródło: National Geographic Traveler

Reklama
Reklama
Reklama