Reklama

Spis treści:

  1. Długi wiraż na malowniczej trasie
  2. Narodziny Sudetenstraße
  3. Skąd wzięła się złowieszcza nazwa?
  4. Taras z widokiem na Karkonosze

Góry zapewniają wyzwania nie tylko piechurom, ale także kierowcom. Kręte, nierzadko wąskie drogi są prawdziwym sprawdzianem odwagi i umiejętności. Słynny Zakręt Śmierci wydaje się być ostatecznym testem umiejętności panowania nad pojazdem, ale czy tak jest w rzeczywistości?

Długi wiraż na malowniczej trasie

Administracyjnie Zakręt Śmierci znajduje się w granicach miasta Szklarska Poręba, w województwie dolnośląskim. Stanowi on charakterystyczny fragment drogi wojewódzkiej nr 358 (znanej jako Droga Sudecka), która łączy Włosień ze Szklarską Porębą. Jego lokalizacja jest niezwykle dogodna dla turystów – znajduje się zaledwie nieco ponad 3 km od centrum miasta, co przekłada się na około 5 minut jazdy samochodem.

Z topograficznego punktu widzenia, wiraż został „wcięty” w strome północne zbocza Czarnej Góry (964 m n.p.m.), szczytu należącego do Grzbietu Wysokiego Gór Izerskich. Jest zlokalizowany na wysokości 775 m n.p.m., co czyni go jednym z wyżej usytuowanych fragmentów tej trasy.

Sam zakręt to imponujące dzieło inżynierii drogowej. Trasa zatacza tu łuk o kącie niemal 180 stopni na długości 440 metrów, tworząc prawie idealny nawrót. To właśnie ta specyficzna geometria, połączona z przepaścią po zewnętrznej stronie, stała się źródłem jego złej sławy.

Narodziny Sudetenstraße

Zakręt Śmierci powstał w latach 1935–1937 jako kluczowy i najbardziej spektakularny fragment ambitnego niemieckiego projektu infrastrukturalnego, znanego jako Sudetenstraße (Droga Sudecka). Inicjatywa ta, realizowana w początkowym okresie istnienia III Rzeszy, miała dwojaki, pozornie sprzeczny cel.

Oficjalnie Droga Sudecka była promowana jako inwestycja turystyczna. Projektanci, zainspirowani panoramicznymi trasami alpejskimi, chcieli udostępnić przedgórze Sudetów dla rosnącego wówczas ruchu samochodowego, promując w ten sposób region jako atrakcję turystyczną. Drogę poprowadzono w śmiały, niezwykle widowiskowy sposób, co wynikało z faktu, że na pierwszym miejscu stawiano wybitne walory krajobrazowe malowniczego regionu. Można więc stwierdzić, że ostry łuk Zakrętu Śmierci nie był inżynieryjnym kompromisem, a celowym zabiegiem, mającym na celu maksymalne wyeksponowanie karkonoskiej panoramy.

Należy jednak wspomnieć, że pod fasadą turystycznego przedsięwzięcia krył się chłodny militarny pragmatyzm. W konstrukcji drogi, a zwłaszcza w murze oporowym podtrzymującym zakręt, umieszczono specjalnie zaprojektowane korytarze minerskie. Ich przeznaczenie było jednoznaczne. W przypadku konfliktu zbrojnego, miały zostać wypełnione materiałami wybuchowymi, co umożliwiłoby szybkie wysadzenie drogi w powietrze i zablokowanie strategicznie ważnego przejścia przez góry.

Skąd wzięła się złowieszcza nazwa?

Zanim wiraż zyskał swoją mroczną sławę, nosił znacznie bardziej neutralną, opisową nazwę. W języku niemieckim określano go jako Große Kurve, co po polsku tłumaczono jako „Wielki Zakręt”. To określenie doskonale odzwierciedlało nie tylko imponujące rozmiary wirażu, ale także inżynieryjny rozmach tego fragmentu Drogi Sudeckiej.

Zmiana nazwy nastąpiła dopiero po II wojnie światowej. Przyczyną tego była seria tragicznych wypadków, które zaczęły się tam regularnie wydarzać.

Incydent z 1945 roku

Legendę Zakrętu Śmierci zbudowano przede wszystkim na opowieści o wypadku z udziałem radzieckich żołnierzy, do którego miało dojść w 1945 roku. Jak głosi najczęściej powtarzana wersja, konwój radzieckich ciężarówek wojskowych, przewożących żołnierzy, z nieznanych przyczyn wypadł z drogi i runął w przepaść.

Należy podkreślić, że w tej historii pojawia się masa niedopowiedzeń i rozbieżności. W niektórych relacjach wspomina się o kilku ciężarówkach, w innych – o jednej. Jak było naprawdę? Nie wiadomo, bo faktograficzna pustka jest typowa dla okresu powojennego. Brakuje jakichkolwiek oficjalnych raportów, dokładnej daty zdarzenia czy potwierdzonej liczby ofiar.

Czy jest się czego bać?

W tym miejscu warto postawić pytanie – czy duża liczba wypadków na Zakręcie Śmierci rzeczywiście wynikała z technicznych trudności, jakie stwarzał ten fragment drogi? Faktem jest, że wiraż zatacza tam ostry łuk, a za niskim murkiem rozpościera się przepaść. To stanowi wyzwanie nawet dla doświadczonego kierowcy, zwłaszcza w okresie zimowym, gdy nawierzchnię może pokrywać gołoledź, a miejscami – lód. Można jednak przypuszczać, że w okresie powojennym nadrzędnym czynnikiem zagrożenia był stan techniczny pojazdów, a zwłaszcza – mało wydajne układy hamulcowe.

Obecnie to miejsce nie należy do szczególnie niebezpiecznych. Murek oporowy został wzmocniony, a nawierzchnia jest utrzymywana w dobrym stanie. Złowieszcza nazwa jest więc bardziej magnesem przyciągającym turystów niż realnym ostrzeżeniem. Nie oznacza to jednak, że ten fragment drogi nie zasługuje na uwagę. Przeciwnie.

Taras z widokiem na Karkonosze

Należy bowiem podkreślić, że mówimy tu o jednym z najbardziej spektakularnych punktów widokowych w polskich Sudetach. Na pierwszym planie widać całą Szklarską Porębę, wkomponowaną w zalesione stoki, a dalej rozciąga się rozległa Kotlina Jeleniogórska.

Jednak prawdziwym magnesem dla oczu jest główny grzbiet Karkonoszy. Wzrok przykuwają charakterystyczne sylwetki szczytów, w tym górującej nad okolicą Szrenicy, i unikatowe formy polodowcowe – dwa potężne cyrki Śnieżnych Kotłów.

Punkt widokowy

Na przestrzeni lat, krajobraz obserwowany z zakrętu śmierci zmieniał się. Las porastający zbocze poniżej drogi rósł, a korony drzew zaczęły stopniowo zasłaniać dolne partie panoramy. W odpowiedzi na to zjawisko w 2020 roku wzniesiono platformę widokową. Można tam dotrzeć bezpośrednio z parkingu. Dojście nie potrwa dłużej niż 5 minut.

Atrakcje w okolicy

Co poza fantastycznym widokiem oferuje Zakręt Śmierci? Można tam obrać kurs na Wysoki Kamień. Szlak jest oznaczony żółtym kolorem i mierzy 3100 m. Przy żółtym i czarnym szlaku znajdują się także Zbójeckie Skały – grupa granitowych ostańców, które według lokalnych legend miały niegdyś służyć rozbójnikom za kryjówkę.

Źródło: National Geographic Traveler

Nasz autor

Artur Białek

Dziennikarz i redaktor. Wcześniej związany z redakcjami regionalnymi, technologicznymi i motoryzacyjnymi. W „National Geographic” pisze przede wszystkim o historii, kosmosie i przyrodzie, ale nie boi się żadnego tematu. Uwielbia podróżować, zwłaszcza rowerem na dystansach ultra. Zamiast wygodnego łóżka w hotelu, wybiera tarp i hamak. Prywatnie miłośnik literatury.
Reklama
Reklama
Reklama