Reklama

Spis treści:

  1. Bayreuth – teatr iluzji, kaprysy margrabiów i wizje Wagnera
  2. Szwajcaria Frankońska – krajobraz jak z opery i baśni Wagnera
  3. Bamberg – cesarskie pałace, romańska katedra i dymne piwo tradycji
  4. Jak zaplanować podróż do Frankonii

Punktualnie o godz. 17 tryska woda. Strumienie kreślą w powietrzu eleganckie łuki – na tle parkowej zieleni, figur rzymskich cesarzy na fasadzie Nowego Pałacu i wieńczącej ją kwadrygi Apollina, zza której bije blask zniżającego się słońca. Spektakl godny boga piękna, ale nasz przewodnik marszczy brwi. – Wiosną, gdy wody jest więcej, wygląda to okazalej – przekonuje. Fontanny Ermitażu działają jednak w rytmie natury, bez wsparcia pomp. – Napędza je grawitacja – wyjaśnia Richard. Tak samo jak w XVIII w.

Bayreuth – teatr iluzji, kaprysy margrabiów i wizje Wagnera

Z fontanny przy Nowym Pałacu woda spływa kaskadą stawków, by wytrysnąć raz jeszcze przed pustelnią Georga Wilhelma. – Margrabia kazał też zainstalować ukryte sikawki przy Starym Pałacu. Lubił znienacka opryskiwać dworzan – opowiada Richard. Niepoważne jak na władcę księstwa? Cały Ermitaż powstał z myślą o podobnych rozrywkach.

Georg Wilhelm i jego małżonka Wilhelmina urządzali w parku oryginalne zabawy, przy pałacyku Fantaisie damy dworu przebierały się za pastereczki, w Teatrze Ruin margrabina wystawiała modne sztuki, a niekiedy sama wkładała kostium. Zaskoczenie, zwodniczość, iluzja – tym 300 lat temu żyło Bayreuth pod rządami Wilhelminy i Georga Wilhelma.

Książęca para uczyniła z księstwa artystyczną perełkę, a ukształtowany przez nią styl zapisał się w historii jako bayreuckie rokoko. Pierwsze skrzypce w ekstrawaganckim małżeństwie grała Wilhelmina. Pochodziła z rodu znaczniejszego niż jej mąż. Jako córka króla Prus była szykowana do wydania za następcę angielskiego tronu i odebrała świetne wykształcenie: znała kilka języków, pisała poezję, grała na pięciu instrumentach, komponowała. Ambitne plany matrymonialne spaliły jednak na panewce, a niedoszła królowa Anglii trafiła do prowincjonalnego księstwa.

Opera Margrabiów w Bayreuth

Ale nie wyszła na tym źle: miała mocną pozycję na dworze, pełny skarbiec i nieograniczoną swobodę. Spożytkowała ją w służbie swej największej pasji: teatru. Wybudowana przez nią Opera Margrabiów też zwodzi i zaskakuje – z zewnątrz wydaje się tak zwyczajna, że można ją wziąć za elegantszą kamienicę. Ale gdy uchylamy drzwi jednej z lóż, otwiera się przed nami świat jak z baśni.

Opera Margrabiów
Zjawiskowa Opera Margrabiów w Bayreuth. fot. Svenja-Foto/ Getty Images

Kolumienki, poręcze i empory oplata gęstwa złotych pnączy, pyzate amorki dokazują nad widownią, anioły dmą w trąby, na suficie Apollo rozsiadł się na obłoku wśród muz. Nawet bez scenografii sala jest wymarzoną sceną do spektaklu prestiżu i splendoru. Wilhelmina niewiele o nie dbała – zamiast w książęcej loży siadała w pierwszym rzędzie, jak najbliżej śpiewaków i muzyków. Może wiedziała, że cały ten blichtr to gra pozorów – tak jak zdobiące operę złocenia i marmury, które wykonano z… drewna.

Świetność Bayreuth też okazała się iluzją i po śmierci Wilhelminy w 1758 r. ulotniła się jak sen. Artyści wyjechali; opera i skarbiec zaczęły świecić pustkami. Pod koniec stulecia księstwo przyłączono do Prus, wkrótce kupiła je Bawaria. Bayreuth na powrót stało się jednym z wielu prowincjonalnych miasteczek. Kilkadziesiąt lat później okazało się to jego atutem.

Willa Wahnfried i Festspielhaus

„Cóż za przyjemne odludzie, z dala od zaczadzenia i zgniłego fabrycznego smrodu naszej miejskiej cywilizacji!” – zachwycał się w 1870 r. Richard Wagner. Słynny kompozytor przyjechał do Bayreuth, poszukując miejsca na teatr do wystawienia swego cyklu „Pierścień Nibelunga”. Operę Margrabiów uznał jednak za zbyt małą i zbyt efektowną – marzył mu się skromniejszy teatr, by nic nie odciągało uwagi widzów od jego dzieł.

Prywatnie nie był jednak zwolennikiem surowości. Przekonujemy się o tym, zwiedzając jego willę Wahnfried, dziś muzeum kompozytora. Wysoki hol, biblioteka ze złoconym sufitem, wychodzący na ogród salon z żyrandolem i fortepianem Steinwaya. W porównaniu z przepychem rezydencji pobliski Festspielhaus zaskakuje prostotą. Przedsionek z drewna i cegły, jak w dworcowej poczekalni. Sala ogromna, ale prawie 2 tys. miejsc na widowni upakowano gęsto; pod sufitem płótno, jak w namiocie cyrkowym.

Wrażenie prowizoryczności nie jest przypadkowe. Wagner zaprojektował najdrobniejsze detale budynku, ale planował zburzyć go po kilku edycjach festiwalu. Do śmierci kompozytora impreza odbyła się jednak tylko dwukrotnie: w 1876 i 1882 r. Mimo to obiekt przetrwał i dziś ciągną tu tłumy. Na listę oczekujących na bilety na letni festiwal, podczas którego wystawiane są wyłącznie inscenizacje 10 oper kompozytora, trzeba się wpisać z kilkuletnim wyprzedzeniem – bez gwarancji sukcesu!

Szwajcaria Frankońska – krajobraz jak z opery i baśni Wagnera

Białe mury nakryte rudym dachem, schodkowe szczyty, jedna smukła wieża. Średniowieczny zameczek w Gössweinstein jest urokliwy, ale zaskakująco skromny jak na pierwowzór Zamku Graala z „Parsifala” Wagnera. Za to sceneria wokół ma operowy rozmach. Garby gór dźwigają się jak wyspy z morza mgieł w dolinach, z zieleni lasów sterczą jasne zęby skał. Świt, który podziwiamy z urwiska Krezubergu nad miasteczkiem, ma nawet muzyczną oprawę – dźwięki organów z bazyliki św. Trójcy. Jej wieże z piaskowca o miodowym odcieniu jarzą się w pierwszych promieniach słońca złocistym blaskiem.

Gössweinstein
Gössweinstein fot. Harald Lueder/Shutterstock

Magiczny świat Szwajcarii Frankońskiej kompozytor miał na wyciągnięcie ręki – i chętnie z tego korzystał. Co chwilę natykamy się tu a to na punkt widokowy Wagnershöhe, a to na Skałę Brunhildy. Kraina ta – ulubiony cel wspinaczy i wędrowców – rozciąga się w trójkącie pomiędzy Bayreuth, Bambergiem a Norymbergą; w wapiennym płaskowyżu woda pożłobiła doliny i jaskinie, rzeźbiąc przy okazji tysiące iglic i maczug. Najsłynniejsze podziwialiśmy we wsi Tüchersfeld, gdzie szachulcowe domy przycupnęły u stóp skalnych grzybów. Ale skalne miasto, przez które schodzimy w dolinę, niewiele im ustępuje. Ścieżka wije się zakosami, lawiruje wśród załomów, urwisk i srebrzystych pni buków, zmuszając nas niekiedy do przeciskania się przez wąskie szczeliny.

Na dnie doliny, w Behringersmühle, wita nas wesoły gwizd i kłęby jasnej pary. Wagner skrzywiłby się na widok parowozu, uznając go za symbol zgniłej nowoczesności pośród nieskalanej natury, nam jednak jazda staroświeckim pociągiem bardzo się podoba. Z podestu wagonu patrzymy na zieloną dolinę wartko płynącego Wiesentu – jedną z najbardziej malowniczych w Szwajcarii Frankońskiej.

Ze stacyjki w Muggendorfie lipowa aleja prowadzi nas na zbocze. Po chwili odbijamy na ścieżkę; ta wije się pośród omszałych buków i łanów bluszczu, gramoli na skalne grzebienie, odbija na zawieszoną nad doliną wychodnię. Na krzaku dzikiej róży czerwienią się owoce. Mrużymy oczy: samotna baszta zamku Neideck strzeże zakola rzeki w dole. Zieleń gęstnieje – a potem nagle ziemia wybrzusza się, unosząc ze sobą kępę drzew.

Kilka metrów w górę dźwiga je wapienny łuk Schwingenbogen. Zadzieramy głowy, by objąć wzrokiem zarwane sklepienie groty i obramowany jego skłonem las. I nagle przypominamy sobie, że już to gdzieś widzieliśmy. Właśnie tak wyglądała grota, w której mityczny Zygfryd przekuł na nowo miecz swego ojca – na ilustracji sprzed półtora wieku, która posłużyła Wagnerowi do zaprojektowania scenografii trzeciej części „Pierścienia Nibelunga” na premierę w Bayreuth.

Bamberg – cesarskie pałace, romańska katedra i dymne piwo tradycji

Z paryskich tapiserii spoglądają radżowie i wąsaci mandaryni, ukryte pośród palm ary stroszą pióra, na honorowym miejscu złoci się ananas. – To była obsesja XVIII-wiecznej Europy. Jeden owoc potrafił kosztować tyle, co rozpłodowy ogier! – twierdzi nasz przewodnik Hubert. Ale nie chodziło wcale o smak: – Nawet bogacze jedli ananasy rzadko. Ustawiano je raczej pośrodku stołu i podziwiano jako symbol luksusu.

Ananasa nie mogło tu zabraknąć, bo luksusowe jest w zasadzie wszystko: wazy z alabastru i stół bilardowy z Włoch, gigantyczne zwierciadła i żyrandole, podłogi z wzorami ułożonymi z klonu, orzecha czy dębu i złote tapety w rajskie ptaki. No i zdobne piece w większości sal – przypominające o tym, że mimo przepychu lokatorzy niemiłosiernie tu marzli. – Zimą temperatura nie przekraczała 7–9 stopni – opowiada Hubert. Nic dziwnego, że gospodarza uwieczniono w futrze. – Gronostaj przede wszystkim podkreślał jego pozycję. Lothar Franz von Schönborn jako jedyny z arcybiskupów Bambergu został cesarskim elektorem.

Władający Bambergiem na przełomie XVII i XVIII w. dostojnik zamarzył o godnym lokum. Dokończył budowę Nowej Rezydencji, urządzając w niej oszałamiającą Salę Cesarską. Mierzącą przeszło 20 na 12 m komnatę zdobią wizerunki cesarzy rzymskich i niemieckich, sufit pokrywa monumentalna alegoria dobrych rządów. – Lothar Franz chciał być gotów na wizytę monarchy. Ale nigdy jej nie doczekał, podobnie jak jego następcy. Jedynym cesarzem, który przechadzał się po tej sali, był… Napoleon – śmieje się Hubert, bo to wódz Francuzów przyłączył w 1802 r. biskupie księstwo do Bawarii, kładąc kres jego wielowiekowej historii.

O potędze średniowiecznego Bambergu przekonujemy się w archikatedrze św. Piotra i św. Jerzego. Świątynia wznosząca się naprzeciw rezydencji także jest ozdobna – dekoracja jej czterech portali uchodzi za arcydzieło romańskiej rzeźby. Ale cała budowla, konsekrowana w 1111 r., jest surowa, dostojna. Z czterema wieżami mierzącymi po przeszło 80 m wygląda jak górujący nad miastem zamek.

Aura solidności towarzyszy nam, gdy schodzimy z katedralnego wzgórza na starówkę. Mieszczańskie kamienice tłoczą się przy brukowanych uliczkach, z gospód pachnie pieczoną wieprzowiną, przed browarem Schlenkerla tłoczą się piwosze z kuflami ciemnego, wędzonego piwa. To bamberski rarytas. I żadna tam kraftowa fanaberia, tylko przejaw przywiązania do tradycji. W średniowieczu słód wędzono, by się nie psuł – i tak już zostało. Piwo jest świetne, a dymny, ziemisty aromat pasuje do stojącego mocno na nogach miasta.

Bamberg
Bamberg fot. Shutterstock

Niecałe 200 m dalej przekonujemy się jednak, że i bamberskim mieszczanom nieobca była fantazja. Oto przed nami Stary Ratusz z XV w. – nie dość, że cały w kolorowych freskach, to przycupnął… pośrodku rzeki. Ponoć arcybiskup nie chciał przyznać mieszczanom ziemi, więc ci wzięli sprawy w swoje ręce – i usypali wyspę. To tylko legenda, ale przecież południowe skrzydło budynku, wiszące nad rzeką niczym gigantyczny zegar z kukułką, jest jakby rodem z baśni albo pokazu iluzjonisty. Tak jak bayreuckie pałace i opera, tak jak labirynt zaczarowanych skał.

Jak zaplanować podróż do Frankonii

Dojazd

  • Z Warszawy, Gdańska, Poznania, Wrocławia, Krakowa i Rzeszowa dolecicie do Monachium liniami Lufthansa, a z Warszawy także LOT-em (od 600 zł w dwie strony).
  • Podróż pociągiem z lotniska do Bayreuth lub Bambergu trwa 3 godz. (od 28 euro w jedną stronę). Przejazd koleją z Warszawy przez Berlin do Bambergu zajmie 8–9 godz. (od 59 euro w jedną stronę); db.de.

Transport

Transport publiczny w okolicach Bayreuth, Bambergu i Norymbergi, w tym całej Szwajcarii Frankońskiej, należy do sieci VGN. Bilet dzienny za 19,80 euro uprawnia do nieograniczonej liczby przejazdów 2 os. dorosłych i 4 dzieci (lub rowerów – łączna liczba ludzi i jednośladów nie może być większa niż 6) oraz 1 psa. Bilety sobotnie zachowują ważność w niedzielę; vgn.de.

Nocleg

  • B&B Hotel, dogodnie położony w centrum Bayreuth (od 350 zł/2 os.).
  • Znakomitą lokalizację u stóp wzgórza katedralnego w Bambergu ma Hotel Am Dom (od 350 zł/2 os.).
  • Świetną bazą do eksploracji Szwajcarii Frankońskiej jest Aparthotel Minderlein w Pottensteinie serwujący śniadania z lokalnych produktów (od 500 zł/2 os.).

Jedzenie

  • Popularnego piwa Maisel, a także współczesnej kuchni niemieckiej spróbujecie w restauracji Liebesbier w Bayreuth.
  • Tradycyjna gospoda Goldene Krone w Pottensteinie specjalizuje się w daniach z Frankonii, jak käsespätzle (kluski z serem) czy schweineschäuferle (pieczona łopatka wieprzowa z kapustą).
  • Browar Schlenkerla w Bambergu słynie z wędzonego piwa i pasujących do niego dań: faszerowanej cebuli czy pieczonych kiełbasek.
  • Gasthof Resengörg w Ebermannstadt serwuje znakomite karpie.

Źródło: National Geographic Traveler, Germany Travel

Nasz ekspert

Bartek Kaftan

dziennikarz, podróżnik, autor książek. Stały współpracownik magazynu „National Geographic Traveler”.

 

Reklama
Reklama
Reklama