Reklama

Spis treści:

  1. Kamienna Śluza
  2. Kajakiem przez Gdańsk
  3. Stocznia Cesarska
  4. Wzdłuż Wyspy Spichrzów
  5. Kajaki w Gdańsku – informacje praktyczne

Czy to na pewno dobry pomysł? – zastanawiam się, stojąc przy przystani na ślepym końcu Starej Motławy. Kamienne nabrzeże schodzi szerokimi stopniami nad wodę. Tam kołysze się spory pomost. Tafla wygląda jak lustro, ale to tylko krótka zmyłka pomiędzy potężnymi podmuchami; kolejny przychodzi nagle, unosi ją jak tkaninę, a potem opadająca woda wdziera się na pomost.

Wodowanie kajaka wydaje się co najmniej nierozsądne, ale... Jesienne słońce tak pięknie oświetla fasady, tak miło poczuć ciepłe promienie na twarzy, a na wodzie jest tak pusto. Jakbyśmy mieli miasto tylko dla siebie! Czy taka okazja szybko się powtórzy? Jedno spojrzenie i bez słowa decydujemy: spróbujmy! Jeśli się nie uda, najwyżej zawrócimy.

Ściągamy kajak, pakujemy się i odbijamy. Płyniemy w kierunku Głównego Miasta, pod stalowo-żelbetowym mostem Popielnym. Wiosłując obok Wyspy Spichrzów, wypływamy na Nową Motławę, by zrobić kolejny zwrot – za miasto. Na razie to jednak obrzeża jego turystycznej części.

Kamienna Śluza

Równolegle do rzeki biegnie ulica. Zachwyt budzi tutejsza cisza i spokój. Z każdym machnięciem wiosłem dookoła jest coraz więcej zieleni, w całość malowniczo wpisuje się opuszczony stary młyn z czerwonej cegły na prawym brzegu. Dziś zrujnowany, z pustymi oknami, niegdyś był częścią niezwykłej konstrukcji, do której właśnie dopływamy – jednej z nielicznych tego typu na świecie.

„Ale że takie coś? Co tu niezwykłego?” – myślę, przepływając przez surową Kamienną Śluzę, między żeliwnym wrotami w kolorze jasnej mięty. Żeby zrozumieć majstersztyk tego dzieła, trzeba na nie spojrzeć z góry, co nie jest trudne, bo w jego skład wchodzi też kilka bastionów, dziś zamienionych w punkty widokowe. Otóż Gdańsk miał ze swoimi trzema rzekami – Wisłą, Motławą i Radunią – utrapienie (czytaj: powodzie), ale nauczył się też z nich korzystać.

Śluza łącząca Nową Motławę z Motławą tuż przed skrzyżowaniem z dawną fosą (dziś: Opływ Motławy), wytyczoną zygzakami pomiędzy bastionami, miała znaczenie hydrotechniczne. Pozwalała regulować poziom wody i zapobiegać powodziom. Poprawiała również bezpieczeństwo miasta. Tak zwany manewr wodny nie wymagał armii, broni ani walki; żeby wojsko nie podeszło z południa pod miasto, wystarczyło zalać jego przedpola. Co też skutecznie wykorzystano już w początkach istnienia konstrukcji w czasie – nomen omen – potopu. Zaskoczeni Szwedzi odstąpili od oblężenia.

My też szybko poznajemy detale tej zmyślnej struktury. Gdy próbujemy wpłynąć w Opływ Motławy, utykamy na pasie ciągnących się tuż pod powierzchnią wody kamieni. Ani popłynąć dalej, ani zawrócić. To jedna z dwóch grodzi naprowadzających wodę między Motławą i śluzą. Na obu ich krańcach stoją pękate wieże zaporowe, a że wyrastające z wody budowle wyglądają dosyć urokliwie, w ogóle mnie nie irytuje ta przymusowa przerwa. W końcu udaje nam się zsynchronizować mocne machnięcie wiosłami z podmuchem wiatru, wycofujemy się i opływając małą wysepkę, skręcamy w Odpływ. Szybko się okazuje, że było warto. Wiatr cichnie, zieleń wylewa się z brzegów, nie mogę uwierzyć, że ta oaza natury znajduje się dosłownie kwadrans pieszo od centrum dużego miasta.

Kajakiem przez Gdańsk

Spływałam często przez różne miasta i wiem, że woda pozwala je zobaczyć z całkiem innej perspektywy, ale w Gdańsku trzeba przemnożyć zaskoczenie przez dwa. Nigdzie indziej nie ma tylu jednostek pływających, ze statkami pasażerskimi włącznie, nigdzie nie da się być tak blisko portu i stoczni. – Oczywiście, że najciekawsza i najpopularniejsza jest stara część miasta. Ale przy wypożyczaniu kajaków zawsze radzimy: „Popłyńcie najpierw na Opływ, oswójcie się, dopiero potem ruszajcie na Główne Miasto, gdzie pływają też inne jednostki, motorówki, łodzie, statki” – mówi Przemysław Siudem wypożyczający nam sprzęt w przystani o frapującej nazwie Żabi Kruk, gdzie działa najstarszy klub kajakowy w Gdańsku.

Zygzakami z widokiem na kolejne bastiony, a potem nieduży neogotycki kościół Matki Bożej Bolesnej z charakterystyczną smukłą wieżyczką, dopływamy do Martwej Wisły. I wtedy zaczyna się dziać! Ze stanu „relaks” natychmiast przenosimy się w stan „przygoda”. – Trzymamy się blisko brzegu – instruuje doświadczony kolega. – Ale nie za blisko, bo jeśli przepłynie statek, odbiją się od niego silne fale.

Podróż kajakiem przez Gdańsk
Podróż kajakiem przez Gdańsk fot. Shutterstock

Spycha nas na środek, czasem buja jak na karuzeli, ledwie rejestruję, że przepływamy pod mostem Siennickim i obok ujścia Motławy, a wokół pojawiają się postindustrialne budynki. Płyniemy jeszcze kawałek. Gigantyczne żurawie portowe wydają się jeszcze większe, ale na otwartej przestrzeni znów nieźle dmucha i rozsądek każe zawracać. Poza tym chcę się przyjrzeć robotom.

Stocznia Cesarska

Wracamy, by przybić do jednego z pomostów w dawnych dokach Stoczni Cesarskiej. To nie lada gratka; założona w XIX w. była jedną z pierwszych nowoczesnych stoczni okrętów wojennych, wypływały z niej u-booty, krążowniki i pancerniki. Po wojnie dała podwaliny Stoczni Gdańskiej, ale ta jej część podupadła i niektóre budynki zwyczajnie się zawaliły. Do 2018 r. był to teren zamknięty, a kiedy go w końcu udostępniono, jego historia potoczyła się szczęśliwie: w postindustrialnej przestrzeni „coś” zobaczyli artyści, powstały alternatywne kluby, sypnęło wydarzeniami kulturalnymi.

Roboty, do których chciałam wrócić, to niezwykła kolekcja rzeźb z portowego złomu: do stworzenia cudaków wychodzących z morza po pochylni dawnego Wydziału Kadłubowego rzeźbiarz Czesław Podleśny użył nieco już przerdzewiałych sprężyn, kół, części maszyn, fragmentów sieci elektrycznej.

Kiedy wychodzimy na brzeg, rozglądam się po tym tyglu starego i nowego. Wybite okna i graffiti na budynkach, podniszczony dźwig z 1937 r. – najstarszy w stoczni. A nieopodal – jak ocalała baza na opuszczonej planecie – lśniący futurystyczny namiot-kopuła. Ludzie schodzący się na rejs statkiem wycieczkowym.

– Państwo na kajaki? – zagaduje ktoś przychodzących. To Szymon z kajakowej firmy Around Gdansk czeka na czwórkę Anglików. Zagadujemy, kto i dlaczego pływa. – Wszyscy. Mieliśmy ludzi z całego świata, nawet z małych wysp na Pacyfiku. A po spływach zaskoczeni są nawet gdańszczanie. Mówią, że takiego oblicza metropolii nie znali, że czuli się tak, jakby byli w innym mieście.

Chwilę wygrzewamy się na słońcu, gapimy na przypływające statki – w tym charakterystyczny wycieczkowy galeon Czarna Perła nazywany tu „Piratami”– i odbijamy. Szymon, patrząc na zegarek, mówi: – Zaraz zamykają kładkę, na 40 minut macie Motławę tylko dla siebie.

Wracamy tą rzeką, by skończyć pętlę. Niedaleko stąd przerzucono nad nią kładkę na wyspę Ołowiankę. Jest zwodzona: przez pół godziny otwarta – i wtedy pływają tędy duże statki. Przez kolejne pół zamknięta, przeznaczona dla pieszych, ale przecież i kajakiem pod nią damy radę przepłynąć. Jest bajecznie! Przed nami przecież najciekawsza, stara część Gdańska.

Wzdłuż Wyspy Spichrzów

Napakowane zabytkami Główne Miasto to najczęściej wybierany cel wycieczek kajakowych. W godzinę, dwie można spokojnie opłynąć Wyspę Spichrzów i wyspę Ołowiankę, wreszcie wpłynąć w kanał Raduni – przy wysokim stanie wody aż do Wielkiego Młyna. My, płynąc z powrotem do Żabiego Kruka, machamy wiosłami od niechcenia, żeby spokojnie nacieszyć się widokami. Zdarza się tylko jeden zgrzyt, ale to ten, na który czekaliśmy. Opuszczanie kładki na Ołowiankę. Wyrasta ona długim ramieniem z tej wyspy tuż przed ikonicznym budynkiem Polskiej Filharmonii Bałtyckiej. Co nie tylko widać, ale i słychać.

Płynąc wzdłuż Ołowianki, możemy obejrzeć budowle na obu brzegach Motławy z różnej perspektywy. Po jednej stronie ogromny diabelski młyn AmberSky, po drugiej – uroczo staroświecka Karuzela Gdańska, na której obracają się malowane ławki, konie i rydwany. Po lewej – statek muzeum, po prawej – koronkowe fasady kamienic Rybackiego Pobrzeża i charakterystyczna sylwetka starego Żurawia.

Gdańsk – co zobaczyć i zjeść? Stocznia i Wyspa Spichrzów to miejsca pełne sztuki, muzyki i świetnej kuchni (fot. Shutterstock)
Gdańsk – co zobaczyć i zjeść? Stocznia i Wyspa Spichrzów to miejsca pełne sztuki, muzyki i świetnej kuchni (fot. Shutterstock)

Tak samo nieśpiesznie płyniemy wzdłuż Wyspy Spichrzów. W złotych czasach stało na niej ponad 300 spichlerzy – magazynów, w których kupcy przechowywali towary. Kompletnie zrujnowany w czasie II wojny skrawek lądu jest teraz jednym z najszybciej zmieniających się rejonów w mieście. Patrzą na mnie fasady z dziesiątkami okien: jedne są już pięknie odnowione, zamienione na apartamenty i hotele, inne – z wyprutymi wnętrznościami – dopiero czekają na swoją kolej.

Przepływamy jeszcze raz pod mostem Popielnym, tylko w odwrotnym kierunku. Kilka machnięć i cumujemy. Wiatr ucichł, stojące nisko słońce wydłuża cień Baszty pod Zrębem, malowniczej ruiny na tyłach klubu kajakowego. Wychodząc na ląd, myślę, że tak właśnie Gdańsk witał przybyszów wieki temu – prezentując się od strony wody.

Kajaki w Gdańsku – informacje praktyczne

Warto wiedzieć

  • Kajak wypożyczyć można przy ul. Żabi Kruk 15 od wiosny do jesieni. Kajak jedno-/dwuosobowy na 3 godz.: 70/80 zł, instruktor dla grupy – od 250 zł, kajakiempogdansku.pl.
  • Around Gdansk (Dokowa 1) oferuje spływy przez cały rok; jedynie z instruktorem, w grupie. 100–170 zł/os.; aroundgdansk.pl.

Trasy

Wycieczki trwają zwykle od 1,5 do 3,5 godz. Np. pętla Opływem i Motławą (8 km). Warto wyrwać się z miasta, płynąc w górę Motławy – woda stojąca, nie trzeba wiosłować pod prąd – do Krępca albo Dziewięciu Włók, gdzie są przystanie i dobre warunki na krótki biwak.

Nocleg

  • W okresie lipiec–wrzesień dla turystów otwierają się akademiki, np. Politechniki Gdańskiej: 80–100 zł/os.; pg.edu.pl, Uniwersytetu Gdańskiego, 110–210 zł/2 os.; akademikigdansk.pl.
  • Domy na Wodzie: La Mare Motlava Houseboats. Przeszklone barki z tarasami na dachu na Nowej Motławie; 750 zł/noc.

Źródło: archiwum NG

Reklama
Reklama
Reklama