Chorwacja bez pośpiechu. "Dostałem lekcję korzystania z życia"
2/6
Udostępnij: Udostępnij
Chorwacja bez pośpiechu. Michał Cessanis: "Dostałem lekcję korzystania z życia"
archiwum autora
Lekcja życia
Zwiedzamy bez pośpiechu. Niespiesznie, więc Zuzanna przybliża mi historię założonego w IX w. miasta. Powstało na jednym z ważniejszych szlaków handlowych ze wschodu na zachód. Najbardziej rozkwitło w XV i XVI w. – Szlachta dubrownicka miała bardzo zręczną politykę, zawsze unikała jakichkolwiek konfliktów z sąsiadami, dzięki czemu miasto świetnie się rozwijało – opowiada. Później przyszły czasy Napoleona, podporządkowanie Austrii, okres Jugosławii i wojna. Oblężenie Dubrownika trwało do maja 1992 r. Dzisiaj śladów wojny nie widać, Chorwaci też nie chcą do niej wracać. Zamiast tego wolą podziwiać swoje miasto z listy UNESCO, okrzyknięte już jakiś czas temu perłą Adriatyku. I spacerować Stradunem – główną ulicą Starego Miasta, zwłaszcza teraz, jesienią, gdy po wyjeździe turystów nie muszą czekać na wolny stolik w swych ulubionych kawiarniach.
Niedzielę spędzam już zupełnie polako. Wypożyczonym autem jadę do miasteczka Konavle na obiad, który... mam zamiar sam ugotować. I to w wyjątkowym miejscu, jakim jest gospodarstwo agroturystyczne Kameni Dvori. – We wszystkim ci pomogę – zapewnia Stane, seniorka rodu Mujo, która prowadzi to miejsce wraz z synami, synowymi i wnukami. Gości karmią tym wszystkim, co wyhodują we własnym ogródku. Sami też produkują doskonałe wino. Zanim jednak będę mógł wznieść nim toast, czeka mnie trochę pracy w kuchni. Na szczęście oprócz Stane mam jeszcze do pomocy jej synowe: Nike, Katarinę i Helenę, które widząc moje nieporadne ruchy przy ugniataniu ciasta na chleb, biorą resztę gotowania na siebie. I serwują mi wyjątkowe danie, z którego słynie Konavle. To zelena menestra – kilka rodzajów mięsa z kapustą, idealne na chłodniejsze dni, a na deser podają padišpanj – najlepszy biszkopt, jaki jadłem w życiu.