Malta oferuje trzy „s” – słyszę niemal na „dzień dobry” od mojej przewodniczki. Jak się zaraz dowiem, chodzi o słońce, morze i odrobinę piasku (po ang. sun, sea and sand). Rzeczywiście piaszczystych plaż nie ma tu za wiele, ale na Maltę nie lata się po to, żeby plażować. To raj dla miłośników aktywnej turystyki i… niespodzianek.

Zazwyczaj kulinarne ciekawostki zostawiam na koniec. Tym razem pozwolę sobie jednak zacząć właśnie od informacji prosto z maltańskich talerzy. W końcu przed nami aktywny czas. Przyda się energia, a jej źródłem mogą być, chociażby owoce morze. Lecąc na Maltę, spodziewałem się właśnie kalmarów czy krewetek. I rzeczywiście, widzę je w menu odwiedzanych restauracji, ale odnoszę wrażenie, że to nie seafood jest tu kulinarną chlubą.

Co zjeść na Malcie?

Mój wzrok zatrzymuje się na… króliku. A dokładnie na pizzy z królikiem. To połączenie kuchni maltańskiej z włoską. Ot, takie zapożyczenie od sąsiadów – w końcu Sycylię widać stąd gołym okiem. Na przykład z najwyższych punktów obserwacyjnych na Gozo.

Sam królik ma delikatny smak. Osobiście nie jestem jednak fanem mięsnych pizz, toteż na listę „do zjedzenia” dopisuję potrawkę z królika. Chętnie skosztuję lokalny specjał w innym wydaniu.

Co poza królikiem warto spróbować na Malcie? Na pewno pastizzi. To street food idealny do chrupania podczas spacerów po uliczkach Mdiny czy między kamienicami Valletty. Mowa o tłuściutkich wypiekach z ciasta przypominającego francuskie. W środku na smakoszy czeka nadzienie – najczęściej wytrawne. Ja wybieram ricottę i jestem zachwycony.

Pastizzi z Vallettą w tle / fot. Shutterstock

Decydując się na obiad czy kolację w restauracji, warto pamiętać o tym, że porcje na Malcie są naprawdę duże. To tyczy się także przystawek. Taca wypełniona kromkami maltańskiego chleba fitra, oliwkami i aromatyczną kiełbasą zaspokoi pierwszy głód dwóch czy nawet trzech osób.

Malta aktywnie: to trzeba zrobić na miejscu

Można odnieść wrażenie, że Malcie, głównej wyspie archipelagu, wszędzie jest blisko. Na upartego mógłbym przespacerować się ze Sliemy do Valletty i pewnie kiedyś to zrobię. Większość lokalsów i turystów wybiera jednak prywatne auta lub transport zbiorowy. Poza granicami miast autobusom ustępują quady lub konie. Zwiedzanie wyspy z siodła może być niezapomnianym przeżyciem. Tym razem wybieram jednak piankę i butlę z tlenem.

Eksploruj zatopione wraki

W świat nurkowania wprowadza mnie Lee. Wesoły Brytyjczyk mieszka na Malcie od ponad 30 lat i, jak deklaruje, codziennie nurkuje. To nie tylko jego hobby, ale też sposób na życie. Nie dziwne, że zdecydował się osiąść właśnie tutaj. Archipelag Wysp Maltańskich może poszczycić się rafą koralową i jej kolorowymi mieszkańcami. To właśnie tu znajduje się Inland Sea, które wraz z Blue Hole uważane są za jedne z najpiękniejszych punktów nurkowych na świecie.

Nurków – zarówno wprawionych, jak i tych, którzy dopiero zaczynają lub chcą zacząć swoją przygodę z podwodnymi eksploracjami – na Maltę przyciąga jednak nie tylko bioróżnorodność, ale też wraki. Jeden z najnowszych to MV „Hefajstos”. Tankowiec służył do transportu ropy naftowej. Jego kariera zakończyła się przedwcześnie w lutym 2018 r., po tym, jak wpłynął na mieliznę u wybrzeży Qawry.

Doświadczeni nurkowie z własnym sprzętem mogą eksplorować tankowiec, organizując samodzielne nurkowanie z brzegu Xatt l-Aħmar na wyspie Gozo. Początkujący mają do dyspozycji lokalnych operatorów nurkowych. Oczywiście z wraku usunięte pozostałości substancji, które potencjalnie mogłyby zagrażać środowisku naturalnemu.

Na samej Malcie również można nurkować. Odjeżdżamy zaledwie kilka minut od biura Dive Shack i po kolejnym instruktażu, jak zachować się w przypadku nalania wody do gogli czy ustnika, nareszcie wchodzę po drabince do morza. Kiedy zanurzam głowę, przyzwyczajenie podpowiada mi, żeby wciągnąć powietrze nosem. W ostatniej chwili oddycham jednak ustami. Szok, czyli tak czują się ryby. Zgodnie z zaleceniami Lee co jakiś czas dmucham w ściśnięty palcami nos, żeby przystosować ciało do zmian ciśnienia. Woda jest ciepła i dość przejrzysta. Co jakiś czas dostrzegam obok siebie ławicę małych kolorowych rybek. Te większe, równie barwne okazy, wolą trzymać się solo. Show skrada tzw. latająca ryba. Na nasz widok dumnie rozpościera płetwy, które na powierzchni wyglądają jak skrzydła.

Nurkowanie na Malcie / fot. Dive Shack Malta

Po około 30 minutach wracamy na brzeg. Dopiero teraz czuję, jak wielkie było to obciążenie dla mojego ciała. Mimo że nie nurkowaliśmy na głębokości około 5 metrów, organizm i tak odczuł zmiany ciśnienia. Właśnie dlatego nie ma mowy o tym, żeby bezpośrednio nurkowaniu lecieć samolotem. Należy odczekać przynajmniej 18 godzin. To ważne przy planowaniu nurkowania. Im szybciej, tym lepiej. Nie ma co zwlekać do ostatniego dnia urlopu.

Podziemna Valletta

Vallettę, czyli stolicę Malty, zwiedzam, krążąc między kolorowymi kamienicami. To jednak niejedyny sposób na aktywne poznawanie historii miasta. Jedną z najciekawszych atrakcji jest zwiedzanie podziemi Valletty. To właśnie tam w czasie II wojny światowej ukrywały się tysiące maltańczyków. Turyści nadal mogą zajrzeć do ich podziemnych „mieszkań” z tamtego czasu. W wielu z nich zachowały się kafelkowe posadzki. O historii korytarzy przypomina też tematyczne „graffiti”. Rysunki na ścianach przedstawiają między innymi słynnych wojennych polityków, w tym Adolfa Hitlera.

Podziemia Valletty są jednak znacznie starsze, a na przestrzeni wieków ich zastosowanie zmieniało się wiele razy. Pierwotnie pełniły funkcję obronną. W 1854 roku izolowano tam chorych na cholerę. Korytarze wykorzystywano również do wydobywania wapienia oraz innych surowców mineralnych przydatnych w budownictwie.

Malta dla turystów i pielgrzymów

Malta przyciąga nie tylko miłośników aktywnej turystyki, ale też pielgrzymów. Wielu z nich to Polacy. O ile do konkatedry w Valletcie dociera większość podróżnych, o tyle gozitańskie sanktuarium Ta’ Pinu jest już odwiedzane znacznie rzadziej. Obie świątynie różnią się niemal wszystkim. Od rozmiarów począwszy. Położona w samym sercu Valletty konkatedra świętego Jana jest ogromna, choć widać to dopiero po wejściu do środka. Długość świątyni wynosi 57 m, a szerokość wraz z nawami bocznymi – 36 m.

Na zwiedzaniu spędzam dobrą godzinę. Po kolei odwiedzam języki dedykowane różnym językom Zakonu Maltańskiego. Są to: język Kastylii, Leon i Portugalii; język Anglii i Bawarii; język Prowansji; język Francji; język Włoch i język Niemiec. Kaplice znajdują się po obu stronach prezbiterium z marmurową rzeźbą przedstawiającą scenę chrztu Chrystusa.

Konkatedra św. Jana w Valletcie uchodzi za jeden z najbogaciej ozdobionych kościołów w Europie / fot. Shutterstock

Zaglądam też do oratorium, gdzie znajduje się prawdziwa gratka dla miłośników sztuki nie tylko sakralnej. To jedyny obraz podpisany przez Caravaggia, czyli „Ścięcie św. Jana Chrzciciela”. Niżej ustawiono inne dzieło tego wielkiego artysty – „Portret Alofa de Wignacourta”. Na obu widać przełomową technikę malowania ceni.

Wybudowane na wyspie Gozo sanktuarium Ta’ Pinu nie jest tak wielkie ani tak zdobne. Mimo to i tak zachwyca architekturą, zwłaszcza z zewnątrz. Wierni odwiedzają je jednak z innego powodu. Świątynia jest nazywana bazyliką cudów. Katolicy wierzą, że modlitwa przed miejscowym obrazem Matki Boskiej może przynieść ukojenie w cierpieniu, a nawet pomóc w walce ze schorzeniami. Ma temu dowodzić osobliwa ekspozycja, na której znajdują się podziękowania i świadectwa uzdrowionych, a także kule, bandaże, ortezy i inne sprzęty medyczne, z których korzystali w chorobie.

Więcej o tym, co zobaczyć na Malcie, i jak przygotować się do urlopu na wyspach, dowiesz się, słuchając nowego odcinka „Podcastu National Geographic Polska” w odtwarzaczu na górze strony.