Reklama

Spis treści

  1. Dotychczasowe metody wywoływania piorunów
  2. Jak działa „dron-Zeus”?

Każdej minuty gdzieś na świecie uderza w sumie 6 tysięcy piorunów. Niektóre z nich docierają do gruntu, drzew lub różnych konstrukcji, wywołując pożary i inne szkody. Piorunochrony nie zawsze i nie wszędzie działają. Dlatego od lat podejmuje się wysiłki, by sztucznie wywoływać pioruny i kierować je tam, gdzie szkód nie wyrządzą.

Wywoływanie błyskawic przez człowieka jest możliwe od jakiegoś czasu. Jednak do tej pory było dość skomplikowane i kosztowne. To się może zmienić: japońska firma właśnie skonstruowała specjalny dron, który „ściąga” pioruny. Ten „sztuczny Zeus” ma pomóc w ochronie ważnej infrastruktury (np. linii wysokiego napięcia) w trakcie burz. Może potencjalnie zapobiec milionowym stratom.

Dotychczasowe metody wywoływania piorunów

Pierwsza metoda jest fizycznie dość prosta, jednak logistycznie niełatwa. Wymaga użycia miedzianego przewodu, wystrzeliwanego w chmury za pomocą niewielkiej rakiety meteorologicznej. Różnica potencjałów elektrycznych między gruntem a chmurą sprawia, że drut staje się przewodnikiem elektrycznym i piorun uderza właśnie w niego. Rezultat jednak nigdy nie jest stuprocentowo pewny, a ilość potrzebnego sprzętu i logistyka sprawiają, że techniki tej używano głównie do badań naukowych.

Inną metodą jest użycie lasera zamiast miedzianego drutu. Tak okiełznali błyskawice szwajcarscy naukowcy w 2023 roku. Na górze Säntis w północno-wschodniej Szwajcarii podczas burzy wystrzelono w niebo promienie światła laserowego, które przekierowały błyskawicę. Wiązka lasera zadziałała niczym wirtualny piorunochron, który można kierować w dowolną stronę. Jednak ten silny laser był wynikiem wielu lat badań i kosztował około 2 miliardów dolarów. Zatem nie ma szans, by lasery zastąpiły piorunochrony.

Jak działa „dron-Zeus”?

Firma NTT (Nippon Telegraph and Telephone Corporation) z Japonii opracowała przełomowego drona do kontrolowania wyładowań atmosferycznych. Drony NTT są wyposażone w specjalne klatki Faradaya, które chronią je przed uszkodzeniami powodowanymi przez pioruny. Podczas testów przeprowadzonych w grudniu 2024 roku, dron został wysłany na wysokość 300 metrów pod burzową chmurę. Niósł za sobą przewodzący prąd drut połączony z przełącznikiem na ziemi. Aktywacja przełącznika spowodowała przepływ prądu przez drut, co zwiększyło pole elektryczne wokół drona i przyciągnęło wyładowanie. Mimo, że osłona drona częściowo się stopiła, urządzenie przetrwało tę „próbę ognia”.

Japoński dron przyciągający pioruny
Japoński dron przyciągający pioruny, fot. NTT

NTT planuje dalsze udoskonalanie technologii – na przykład poprawę przewidywania miejsc wyładowań. Ale to nie wszystko. Firma myśli też o przechwytywaniu energii z piorunów i bada metody konwersji energii elektrycznej na kinetyczną czy ciśnieniową.

Źródło: Science Alert

Nasza autorka

Magdalena Rudzka

Dziennikarka „National Geographic Traveler" i „Kaleidoscope". Przez wiele lat również fotoedytorka w agencjach fotograficznych i magazynach. W National-Geographic.pl pisze przede wszystkim o przyrodzie. Lubi podróże po nieoczywistych miejscach, mięso i wino.
Reklama
Reklama
Reklama